Skocz do zawartości

KaeS

Użytkownik
  • Zawartość

    8 185
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Days Won

    155

Zawartość dodana przez KaeS

  1. KaeS

    Białoruś

    Seb czy to znaczy, że my mamy być takimi samymi ignorantami?
  2. KaeS

    Białoruś

    Oczywiście, że mnie to dotyczy poprzez moich przodków i rodzinę, która tam pozostała. Jak powiedziała o mnie moja grodzieńska kuzynka Oksana "ty Sławek, z twoim charakterem, gdybyś tu żył, pewnego dnia albo przepadłbyś bez wieści, albo też przez mińską amerykankę wylądował na wiele lat w kolonii karnej o zaostrzonym rygorze". Na szczęście dzięki moim dziadkom żyję kilkadziesiąt kilometrów dalej ale już w innym kraju.
  3. KaeS

    Białoruś

    A gdzie ja napisałem, że to dotyczy Ciebie bądź kogokolwiek konkretnego z forum?
  4. KaeS

    Białoruś

    A ja z kolei na odwrót. Wręcz nie aprobuję postawy ludzi, którzy zapomnieli o tym w jakim systemie żyliśmy jeszcze niedawno, którzy potrafią się zachwycać, czasami litować nad niedola innych, nie dostrzegając specjalnie pod zachodniego turystę "wybudowanych potomkinowskich wiosek". Tacy ludzie mnie wręcz drażnią, a właściwie ich ignorancja czy obojętność na prawdę za cenę własnego komfortu i miło spędzonego czasu. Nie rozumiejących, że są bezwolnymi orędownikami i sponsorami reżimowego PR. Ja osobiście uwielbiam cara Alaksandra Grygoriewicza i wszelkie jego cytaty. Rzygam na ten system i zakłamanie historii, naszej wspólnej ponad czterystu letniej historii. Nie potrafię stać i spokojnie patrzeć na to czego nie aprobuję całą moją świadomością. Na sprowadzenie do roli bezmyślnego niewolnika tak nam bliskiego narodu. Nie umiem ze spokojem patrzeć na te Leniny, Dzierżyńskie, zwiezdy, Pobiedy i Kurhany Sławy, Linie Stalina i grygoriewskie wstążki. Na motocyklu tam nie byłem, za to byłem wielokrotnie samochodem własnym bądź zawiezionym przez grodzieńską rodzinę. Ostatnimi czasy jednak, z racji złodziejskiego systemu BelToll, dojeżdżam do Grodna i pojazd zostawiam pod blokiem rodziny, bo nie stać mnie, aby za pomocą białoruskich krokodyli być mimowolnym sponsorem łukaszenowskiego reżimu. Dziewczyny... Są takie same jak w Polsce. No, może bardziej wymalowane i niemalże zawsze na szpilkach. Leśne drogi... Jeśli nie ma zakazów, to tak jak wszędzie. Na pewno znajdziesz więcej miejsc pod namiot, gdzie nikt Ci nie przyleci, i nie będzie wzywał Policji, że jesteś na jego polu. Czy chłopi gnój rozrzucają... a jakże, na kołchozowych polach. O co jeszcze pytałeś? A może o to czego nie zapytałeś? O opozycyjnych politykach, którzy od kilkunastu lat rozpłynęli się w powietrzu... O karne kolonie... Ależ oczywiście, że trzeba tam jechać, koniecznie! Odwiedzić groby tych, o których nasza ojczyzna się do dziś nie upomina, a które zarastają bujnym buranem. Porozmawiać ze starszymi ludźmi, który dobrze wiedzą jak było za pańskoj polszy i którzy na krajanów czekają. Nie wolno też zapominać, że w zasadzie tak bliski nam kraj mentalnie jest tak daleki. A i bym zapomniał! Szczególnie dotyczy to tych, którzy uwielbiają podróżować poza wyszykowanymi dla zachodniego turysty drogami. Uwaga na nierzadkie stada kołchozowych krów przepędzanych przez pastuchów z pastwiska na pastwisko! To nie są żarty, a niespodziewane niebezpieczeństwo na drodze. Przesadzam? To popatrzcie. Kilka zdjęć mego białostockiego znajomego, który w poszukiwaniu polskości zjeździł niemalże całą Białoruś. Kuzyni opowiadali, że niejednokrotnie byli świadkami jak stłoczone krowy przednimi kopytami potrafią wskoczyć na maskę samochodu.
  5. KaeS

    Białoruś

    Na każdą rzecz można patrzeć z dwóch stron. Jest prawda czasów, o których mówimy, i prawda łukaszenowskiego ekranu, która mówi: „Prasłowiańska władza chroni w swych objęciach plebejskiego obywatela”.
  6. KaeS

    Białoruś

    A czy ja Wam bronię jechać? Jak najbardziej nie. Wstawiam tu te kawałki, aby Wam uzmysłowić, że wybieracie się do kraju sąsiedniego, który to kraj ma być może nawet tam i swoje… plusy. Rozchodzi się jednak o to, żeby te plusy nie przesłoniły wam minusów!
  7. KaeS

    Białoruś

    Samo życie :D
  8. KaeS

    Białoruś

    Znajomy z Mińska mi napisał:
  9. KaeS

    Witam :)

    Cześć. Jak dobrze przypominam sobie, chyba Wacek, który był na sprzedaż był z obniżana kanapą?
  10. Większych egocentryzmów nie czytałem. Uważam, że jestem tyle wart ile dam z siebie innym, tym bardziej moim dzieciom, na które nie miałem powodów nigdy narzekać. Nigdy! Zarówno syn, który jest na II roku Informatyki Politechniki Gdańskiej, jak i córka uczennica I klasy LO uczą się bardzo dobrze, czego więcej potrzeba rodzicowi? Dlaczego ja, rodzic, ktoś na kogo mogą liczyć, miałbym ich zawieść? Uważasz, że lepiej być takim sobkiem? A co zostawisz po sobie? Jakie wspomnienia? Jacku, ja to wiem, tylko jak sam wiesz, łatwo się mówi a z wykonaniem, ech...
  11. 48, a co to ma do rzeczy?
  12. KaeS

    Witajcie

    Cześć
  13. Na kim mam ciąć na własnych dzieciach, dla których jako rodzic powinienem zapewnić porządny start w dorosłe życie? Nie mówię, że moje zarobki są niskie, mówię, że mam inne priorytety niźli ładowanie kasy w moje hobby - zachcianki. "Każdy może być ojcem, ale trzeba być kimś wyjątkowym by być tatą".
  14. Też tak bym chciał uzbierać dodatkową "wolną" dychę na motór, tylko jak? A co na to moje zbieranie powiedziałaby żona, która za skarby świata, tak powiedziała, na niego nie wsiądzie.
  15. Ja, jakbym miał do wydania "wolne dodatkowe" 10 tysięcy złotówek wybrałbym Twina.
  16. KaeS

    Witam :)

    witaj
  17. KaeS

    Bezpieczeństwo, Niebezpieczne sytuacje

    jak wszystko z Touratecha daje pusty portfel
  18. KaeS

    Bezpieczeństwo, Niebezpieczne sytuacje

    A co to za klamra na prawym wahacza i ten czarny element na łańcuchu tuż przy zębatce?
  19. KaeS

    Bezpieczeństwo, Niebezpieczne sytuacje

    Wydaje się, że zdjęcia motocykla było wcześniej na forum - charakterystyczne smarowanie łańcucha - czy się mylę?
  20. KaeS

    Białoruś

    "Masa Krytyczna" nastraszyła miński OMON W ostatni piątek miesiąca rowerzyści wielu krajów świata zbierają w masowych imprezach "Masa Krytyczna". Taki sposób chcą zwrócić na siebie uwaga władz miejskich i zmusić władze miejskie do zrobienia miasta bardziej wygodnym dla transportu rowerowego. Taki sam zjazd powinien był dojść do skutku 29 kwietnia, pisze "Nasza nіwa" w Mińsku. Jak informują uczestnicy akcji, pod Teatrem Operowym na początku zjazdu było około 35 rowerzystów, 10 osób po cywilnemu i czterech omonowców. O 19:23 kolumna ruszyła spod teatru. O 19:42, kiedy rowerzyści dojechali do stelli, koniec kolumny zajechał bordowy mikrobus. Z niego wyskoczyli omonowcy i zaczęli łapać uczestników. Sześć osób rzucili na pas autobusowy twarzą w dół, bijąc ich po po twarzach i brzuchu, pomiedzy nich wrzucilii rowery i powieźli do Głównego Rejonowego Urząd Spraw Wewnętrznych. Jednym z zatrzymanych był — obserwator z BCHK Kiriłł Kożenow. Poprosiliśmy o wyjaśnienia. Informacji z RUSW jak na razie nie ma. Według danych obrońców praw człowieka, pomiedzy zatrzymanych znajduje się obywatel Rosji Dmitrij Pochomow. Także zatrzymani zostali Aleksiej Adamowicz, Staś Boriecki i Aleksiej Krugłokow. Przypomnijmy, że dzisiaj w Mińsku odbędzie się oficjalne otwarcie sezonu rowerowego — "Viva, Rowar!". Do jego przeprowadzenia władzy nawet zamykają prospekty. Link do filmu z zatrzymania rowerzystów. Tłumaczenie własne ze źródła Charter 97 P.S. Przypomnę tylko, że białoruskie miasta nie są przystosowane dla rowerzystów a tym bardziej dla inwalidów na wózkach, ścieżek rowerowych jest jak na lekarstwo, nie wspominając o tym, że zupełnie nie widzi się obniżonych krawężników przy zjazdach z deptaków i przejściach dla pieszych, a rowerzystom zabronione jest korzystanie w ulic ruchu miejskiego. Przypomnę też, że niedawno na Białorusi odbyła się masowa akcja czasowej konfiskaty motocykli, gdzie taka konfiskata w celu wyjaśnienia rzekomych wątpliwości z VIN może trwać nawet według białoruskiego prawa do 30 dnia a w rzeczywistości, jak twierdzą motocykliści i ze trzy miesiące. Tam OMON i organy ścigania mogą wsio! A tak wygląda jedna ze ścieżek rowerowych w mińskim osiedli Malinówka IV
  21. KaeS

    Kilka chwil na Ukrainie...

    Będziecie zabawiać się w trójkąta?
  22. KaeS

    powitanko

    Hej
  23. KaeS

    Białoruś

    Motocyklem śladami Mickiewicza Krzysztof Tkaczyk, zdjęcia Andrzej Bączkowski i autor 09.04.2014 Białoruś to nasz sąsiad, bliski nam kulturowo, geograficznie i historycznie, a właściwie mało znany. Dlatego po prostu musieliśmy tam pojechać i odświeżyć naszą pamięć o nim. Starsza i nowsza historia Zaczęło się jak zwykle, od ambitnych planów i zaproszenia dużej grupy na kolejną majówkę w siodle. Grupa miała być duża, ale w miarę upływu czasu topniała jak śniegi po zimie i w końcu zostaliśmy z Andrzejem we dwóch. Postanowiliśmy zahaczyć jeszcze o Ukrainę i dopiero z Kijowa obrać właściwy cel. Przejazd przez Ukrainę to temat niejednej, już publikowanej relacji, więc ograniczę się do potwierdzenia bliżej znanych faktów. Zasadniczo ukraińskie drogi są fatalne. Na ok. 300 km przed Kijowem dojazd staje się szeroki i ma dobrą nawierzchnię, ale za to na kierowców czyha milicja. Rozluźnieni być może dobrym stanem drogi daliśmy się złapać na najstarszy numer tamtejszej służby drogowej GAI, polegający na mało wyraźnym sygnale do zatrzymania się w punkcie kontroli. Przy następnym czekali już na nas i "negocjacje" zaczęły się od 15 dni więzienia. To, że planowo pojechaliśmy dalej, wiadomo jak się stało. Piszę o tej przygodzie ku przestrodze, aby uważać na takie zachowania i na częste kontrole prędkości. Na granicy Białorusi, na początek sympatyczni skądinąd pogranicznicy i celnicy zafundowali nam ponad dwugodzinny pokaz, jak ignorować petenta. Pomogli przy wypełnianiu ważnych papierków - to fakt, ale choć byliśmy pierwsi i jedyni na granicy, po chwili przepuszczaliśmy Rosjan, Ukraińców oraz miejscowych. Za to wymieniliśmy walutę - za 100 euro staliśmy się milionerami. Ambitny plan zakładał dotarcie tego dnia do Mohylewa oraz odwiedzenie kilku punktów na trasie, ale z uwagi na opóźnienie zatrzymaliśmy się jedynie w Żyliczu, gdzie znajduje się jeden z najładniejszych, klasycystycznych pałaców na Białorusi. Obecnie jest remontowany, ale można dostrzec kunszt architekta i wyobrażać sobie, jak wyglądał w czasach świetności. W owych czasach w otaczającym pałac parku na pewno nie było szpetnego pomnika upamiętniającego II wojnę światową. To niesamowite, ile w tym kraju jest podobnych pomników, zadbanych i otoczonych opieką. Bardzo często, nie wiedzieć czemu, są umieszczane w pobliżu zabytków z odleglejszej historii. Białoruskie drogi na wschodzie mają trochę słabszą nawierzchnię niż w zachodniej części, sporo jest też budów, ale sposób ich prowadzenia jest typowy, jak za najlepszych czasów komunizmu: "my tu drogę robimy, więc ty, jak chcesz, to jedź, ale budowniczowie mają pierwszeństwo i nie dbają o to, aby bezpiecznie podróżować obok budowy". Mortadela, czyli polityka Już pierwszego dnia trafia się nam jedna z typowych zmór jazdy po Białorusi - odcinek Bobrujsk-Mohylew. To ponad 70 km prostej przez lasy i pola, z kilkoma wioskami po drodze, czyli pełna monotonia. Mohylew to jedno z większych miast Białorusi, z ciekawymi zabytkami sakralnymi. My jednak za cel dnia następnego obraliśmy sobie małą wioskę - Lenino i znajdujące się tam muzeum. W sumie to też jakiś ślad polskiej obecności na tych ziemiach. Muzeum prawie nikt nie odwiedza. Tylko nieliczni wiedzą, że sama bitwa z militarnego punktu widzenia nie była wcale potrzebna, a zdecydowała o niej polityka. Polityką mieliśmy się nie zajmować, ale niestety na każdym kroku widać jej skutki. Prawie połowa powierzchni Białorusi to obszary rolnicze, ponad 2000 skolektywizowanych gospodarstw rolniczych, czyli kołchozów, liczne hodowle bydła i trzody, a nam nie udało się zjeść lepszej wędliny niż mortadela. Owszem, w hotelowych restauracjach obiady nie odstawały zbytnio od naszych oczekiwań, ale śniadania to wszechobecny, postsowiecki styl. Odrębnym tematem jest ogólnie uboga oferta gastronomiczna. Popularne "Kafie" serwują dania dalekie od naszych przyzwyczajeń. Jako że Andrzej musiał się regularnie posilać, podjęliśmy w "Kafie" próbę zjedzenia pierożków. W efekcie ustaliliśmy, że będziemy robić kanapki z serem, no i niestety spadła nam regularność posiłków. Z racji znacznie mniejszego zaludnienia niż w Polsce, ruch na drogach można porównać do tego, jaki u nas jest w niedzielę na wschodzie w porze obiadowej. Staraliśmy się unikać dróg szybkiego ruchu i korzystać z lokalnych. Można na nich utrzymywać równą prędkość, nawierzchnie są dobre, a większość miast ma obwodnice. Dopuszczalna prędkość w mieście to 60 km/h, więc średnia jest niezła. Specjalnie piszę "drogi szybkiego ruchu", a nie autostrady, jak wynikałoby z oznaczeń na mapie, bo są to z reguły drogi podobne do naszej "gierkówki" z początku jej działalności. Prędkość maksymalna to 120 km/h, ale często trafiają się ograniczenia do 70-80 km/h z powodu przejść dla pieszych czy kolizyjnych skrzyżowań. Przeważnie brak barier ochronnych. Na takich drogach nie ma co też liczyć na częste tankowanie. Należy je planować już kiedy ze zbiornika ubędzie 60% jego pojemności. Za to przy dystrybutorze spotka nas miła niespodzianka, bo ceny za litr mieszczą się w granicach 3 zł. Standard płacenia - jak wszędzie na Wschodzie: najpierw do kasy, potem tankujemy. Oficjalnie można płacić w czterech walutach (miejscowymi rublami, rublami rosyjskimi, dolarami i euro). Reszta może być wydana w walucie, w której się płaciło, o ile jest w kasie. Z kartą płatniczą nam się nie udało. Mińsk, Zaosie, Nowogródek W Mińsku ruch jest znacznie większy, niż na prowincji. Jest trochę motocykli i są "gruzawiki". Liczyliśmy, że uda się nam zobaczyć pochód pierwszomajowy jak za dawnych lat, ale nic z tego - była jedynie skromna, kilkusetosobowa manifestacja. Sam Mińsk robi nie najgorsze wrażenie, choć dominuje zabudowa typu warszawski MDM, a na obrzeżach bloki. Jest czysto, są miejsca do spacerów, rekreacji, nie jest tak źle, jak mogłoby się wydawać. Tylko na twarzach ludzi nie widać szczególnej radości i spontaniczności. Trochę jakby przyduszone to społeczeństwo. Ze stolicy pojechaliśmy zobaczyć miejsca bardziej związane z Polską - zamki w Mirze i Nieświeżu. Oba należały do Radziwiłłów. Obecnie są odbudowane i stanowią żelazny punkt wycieczkowy Białorusi. Dla nas bardzo ciekawe było spotkanie z polskim misjonarzem, księdzem Maciejem Szmytowskim, proboszczem parafii w Iszkołdzi, gdzie znajduje się najstarszy na Białorusi kościół rzymskokatolicki. Prawdziwe ślady polskości, dramatyczne dzieje obrony wiary na tych terenach (w 1919 roku proboszcza z Iszkołdzi aresztowała wkraczająca Armia Czerwona. Został rozstrzelany na zamku w Mirze - red.), ale i niełatwa, obecna sytuacja - o tym wszystkim usłyszeliśmy podczas krótkiego spotkania. Temat można pogłębić dzięki stronie internetowej: www.chrystusowiec.by. Aby odwiedzić sąsiednią Połoneczkę, kierujemy się na skrót wiodący "grawiejką", czyli naszą szutrówką, przez kompletne już odludzia. Tutaj, w stanie ruiny, znajduje się kolejna rezydencja Radziwiłłów. Niedawno ich potomkowie ufundowali nową dzwonnicę z trzema dzwonami dla miejscowego, bardzo urokliwego kościółka. Po kilkudziesięciu kilometrach bardzo bocznymi, ale dobrymi drogami docieramy do Zaosia, miejsca urodzin Adama Mickiewicza. Chciałem napisać "naszego wieszcza", ale według oficjalnych, lokalnych informacji był to "białoruski poeta piszący po polsku o Litwie" (?!). Miejsce urodzenia poety to rodzaj muzeum-skansenu, całkowicie wybudowanego na potrzeby turystyczne. Jeśli wierzyć pani przewodnik, autentyczna jest lipa na łące, pod którą mógł przesiadywać mały Adam. Zmierzając dalej śladami Mickiewicza, tego samego dnia docieramy jeszcze nad jezioro Świteź i do Nowogródka, gdzie stoi kolejny dworek - muzeum wieszcza. A w tutejszym parku - jakżeby inaczej - strzelisty pomnik żołnierski. Nocleg w hotelu w Baranowiczach to jak podróż w czasie. W pokoju 140-litrowa lodówka ("minibar"?) i łazienka jak z filmów Bareii: sedes, z którego korzystanie wymagało ekwilibrystyki, prysznic z ceratową zasłonką i umywalka ze zbyt krótką wylewką. Z drugiej strony w Baranowiczach zjedliśmy najlepszą kolację w czasie całej podróży - kurczaka zapiekanego z ziemniakami, serem i pieczarkami. Choć na wysoką ocenę tego dania mogła mieć wpływ bliskość do Polski - jedynie 200 km do granicy, a może to, że postanowiliśmy skrócić nasz wyjazd o dzień i czuliśmy się już bardzo blisko wytęsknionych domów? Zorganizowanie wyjazdu na Białoruś nie jest najłatwiejsze, ale przy odrobinie dobrej woli można pokonać przeszkody. Specyfika tego kraju przynosi ciekawe doznania. Może niektórym przypomnieć, jak było jeszcze niedawno u nas lub pokazać kawał historii. Wrażenia z jazdy motocyklem - bardzo dobre. Dużo przestrzeni, przyrody, sympatyczni ludzie. Nam ta podróż skojarzyła się z podobnymi, jakie w latach 60. - 70. odbywali do Polski obywatele RFN, wspominając dzieje swoich rodów w Prusach czy na Śląsku. Coś w tym jest, że historia lubi takie ciekawostki. Jedną z nich jest historia jednego z parafian księdza Macieja. Choć nie opuszczał rodzinnych stron, żyje już w trzecim państwie. Urodził się w Polsce, potem dostał paszport ZSRR, a teraz ma dokumenty białoruskie. Wszystko bez wychodzenia z domu. Tekst: Krzysztof Tkaczyk | Zdjęcia: Andrzej Bączkowski i autor Publikacja Świat Motocykli 8/2013.
  24. KaeS

    Witam:)

    Stare przysłowie pszczół mówi, że "co nagle to po diable".
×