-
Zawartość
7 206 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
-
Days Won
96
Posty dodane przez Vengosh10
-
-
Nareszcie go jakoś fajnie poprawili
Wysłane z mojego moto x4 przy użyciu Tapatalka- 2
-
Już po kompleksowym serwisie opłaconym z mojego AC. Następne 10 lat przed namiJaki Ty masz wspaniały motocykl. Mało który przeżył tyle co on ...
Wysłane z mojego moto x4 przy użyciu Tapatalka
- 1
-
Dzień ósmy
Rozpoczyna się obiecująco, słońce daje na maksa, pogoda wyśmienita. Ruszamy wyjątkowo sprawnie, może dlatego, że przybytek, w którym nocowaliśmy nie serwował śniadań. Gdzieś po drodze na granicę na postoju widzę, że wisi mi łańcuch więc żeby nie narobić sobie szkód (kiedyś spadł już mi łańcuch to wiem jakie szkody może zrobić) robimy chwilę na serwis, zatrzymujemy się na stacji i rozpakowuję bagaże ( to trwa najdłużej). Po podciągnięciu udajemy się na granicę w Terebleczy (chyba) gdzie sprytnie omijamy długą kolejkę. Za nami udaje się para Ukraińskich czoperowców na Suzuki intruderach, ona wygląda jak była modelka, a on wygląda jak wygląda. Gość ma kamizelkę jakiegoś gangu motocyklowego i widać, że niezły z niego trzodziarz. Opierdala wszystkich na granicy i boimy się z Dziadkiem, że nas z nimi powiążą i skończy się nasze sprawne pokonywanie kolejki. Na szczęście już przy kontroli Rumuńskiej oni utykają, a my śmigamy dalej. W pierwszym Rumuńskim miasteczku wypłacamy pieniądze i jedziemy szukać śniadania choć jest już ok 13. Wpisuję w navi opcję "droga terenowa" i dalej podążamy szutrami. W drugim miasteczku zatrzymujemy się żeby poszukać jakiejś knajpy, wchodzimy do baru gdzie zaczepia mnie jakiś nawalony Rumun. Na moje nieszczęście nie dość, że bar nie serwuje nic do jedzenia zaczyna to ten typ jeszcze zaczyna za mną łazić bo udajemy się potem do spożywczaka po wodę i koniecznie chce się ze mną napić. Spierdzielamy pośpiesznie stamtąd i wjeżdżamy do następnej miejscowości gdzie rodzina Romów wskazuje nam knajpę, w której warto zjeść. Doradzają dobrze. Po posiłku ruszamy dalej, cel na dzisiaj to Bukowina offem i dotarcie pod granicę Węgierską. Niestety kiedy wjeżdzamy w góry zaczyna się chmurzyć
nagle zaczyna się ulewa i już wiemy, że wesoło tego dnia nie będzie, więcej chowamy się pod jakimiś wiatami niż jedziemy, Jesteśmy totalnie przemoczeni i zziebnięci mimo, że droga w normalnych warunkach byłaby zajebista.
Po wyjechaniu na asfalt chowamy się pod wiatą przystanku gdzie zapada decyzja, że szukamy pierwszego lepszego hotelu. Pogoda sprawia, że jesteśmy jakieś 300 km do tyłu w stosunku do tego co chcieliśmy tego dnia przejechać. Na szczęście najbliższy hotel jest nieopodal i to całkiem przyzwoity. Rozwieszamy wszystkie ciuchy na suszarkach (jesteśmy przemoczeni do gaci), gorąca kąpiel i idziemy sobie na piwo i pizzę, którą serwują w restauracji hotelu. Oczywiście przykleja się do nas jakiś lekko nawalony małolat i opowiada o tym jak to na co dzień jeździ Yamahą po okolicznych górach. Właściciel hotelu to były piłkarz i opowiada nam, że w 92 roku był w Polsce na meczu i jak elegancko było wtedy w naszym kraju w porównaniu do Rumunii. Po wysłuchaniu opowieści, zjedzeniu pizzy i wypiciu piwa idziemy spać bo planujemy wstać następnego dnia o 6.00 rano.
Dzień dziewiąty
Udaje nam się wstać o 6.00, ciuchy są całe mokre, wybieram więc opcję dżinsów z bagażu i kurtki przeciwdeszczowej, na zewnątrz naprawdę jest zimno (pewnie jakieś 8 stopni). Ciuchy motocyklowe kładę na bagaż żeby się suszyły podczas drogi, jedzie mi się trochę dziwnie bo zawsze do jazd mam jakąś ochronę tutaj tylko buty i kask. Przed Maramureszem zatrzymujemy się na jakąś ciorbę i Dziadek spotyka przed knajpą parę z Polski, która w dwójkę jedzie na gsie, singlu - nieźle. Dalej jedziemy dość fajną drogą przez góry, którą miałem okazję przemierzać z Jackiem dwa lata temu. Następnie już podróż bez historii , przed granicą węgierską znowu zaczyna się chmurzyć i tuż za nią zmywa nas deszcz ale tym razem w porę wyciągamy przeciwdeszczówki. Przy wjeździe na Słowację zaczyna się ściemniać, zatrzymujemy się jeszcze na stacji żeby dotankować motocykle gdzie podjeżdża kilku Słowaków na róznych sprzętach (od F800gs do gsxr), z których jeden popisuje się znajomością języka polskiego pytając "wszystko w porządku, kurwa?" . Do Polski wjeżdżamy ok 21.00, jest już zupełnie ciemno, nawigacja prowadzi nas w Bieszczady. Znajdujemy nocleg bodajże w Komańczy, na szczęście bo latem w Bieszczadach nie jest łatwo na takim zadupiu.
Dzień dziesiąty
Rano okazuje się, że obok nas mieszka grupka, która właśnie jedzie do Rumunii na Rumuński standard (Transfogarska, Transalpina, Bicaz). Trochę sobie gadamy po czym udajemy się na śniadanie. Po śniadaniu pakujemy manele i rozstajemy się z Dziadkiem. Zaraz po moim wyruszeniu nadciągają chmury i zaczyna lać deszcz, sytuacji nie poprawia fakt, że jest jakieś 12 stopni. Gdzieś w okolicach Pilzna przy prawoskręcie wjeżdżam na morym asfalcie na białą linię, przednie koło łapie uślizg no i niestety łapię szlifa. Na szczęście prędkość nie jest duża (pewnie jakieś 40 - 50 km) bo dojeżdżałem do skrzyżowania. Leżę pod motocyklem bo upadł mi na nogę czekam na posiłki, niestety kolejne samochody mnie tylko mijają, a ich pasażerowie zapewne komentują jak to psychole na motocyklach zapierdalają. W końcu zatrzymują się dwa samochody, z jednego wychodzi facet, a z drugiego dwie kobiety. Niestety nie mogą od razu mi pomóc bo z tyłu zaczynają na nich trąbić i muszą przestawić auta. Facet podnosi mój motocykl i uwalnia mnie spod niego, boję się, że mam złamaną nogę. Na szczęście noga jest tylko zbita, sidi się sprawdzają. Chcą dzwonić po pogotowie (walnąłem głową o asfalt i rozwaliłem mocowanie daszku i szyby od kasku) ale grzecznie dziękuję informując, że nic mi nie jest. Patrzę czy mogę dalej jechać, brak kierunkowskazu, krzywa kierownica, gmole ratują plastiki. Poniżej owe miejsce i feralna biała linia, swoją drogą kto pomyślał żeby wymalować ją na pół asfaltu?
Zostało mi jeszcze jakieś 430 km do domu, jedzie się fatalnie z pewnością tę przejażdżkę zaliczę do najgorszych w moim życiu. Gdzieś przed Piotrkowem zatrzymuję się zmarznięty i wchodzę na stację żeby się trochę ogrzać, w życiu nie było mi tak zimno. Jeszcze przed Toruniem na autostradzie wiatr zrywa ostatnie mocowanie daszku z mojego kasku i ten wywija się pionowo. Prawie spadam z motocykla bo na głowie robi mi się "żagiel". Wkurzony wracam do chaty i odstawiam moto na dwa tygodnie, tak mam dosyć. Powrót z krzywą kierą w deszczu przez całą Polskę ostatniego dnia to było największe extreme tej wyprawy.
KONIEC
Wysłane z mojego moto x4 przy użyciu Tapatalka- 15
-
Teraz przynajmniej wiem, że ktoś czyta opisy, a nie tylko ogląda zdjęcia
Wysłane z mojego moto x4 przy użyciu Tapatalka
- 3
-
Dzień siódmy - podróż w nieznane
Następnego dnia wstajemy jak zawsze na luzie, idziemy do miasteczka coś zjeść oraz kupić kartę do mojej kamery bo mi się dziwnym trafem poprzednia przepełniła (choć te zakupy mogły być dnia poprzedniego, kurde nie pamiętam). W każdym bądź razie pani, która sprzedawała nam tę pamięć, pracowała w Polsce i trochę sobie z nią pogadaliśmy, nawet ją rozumiałem bo mówiła po Polsku. Była zachwycona naszym krajem, a szczególnie Poznaniem bo tam mieszkała. Wszystko wydawało się jej takie nowoczesne.... Po drugim barszczu ukraińskim od niechcenia pakujemy nasze ciężkie bagaże na motocykle i ruszamy w stronę tajemniczej góry o nazwie Tomnatyk. Tym razem jedziemy jak prawdziwi adwenczerowcy szutrami, kamieniami i dziurami. Kamienie robią rzeź z pięknym lakierem mojej ramy (po pimpie w 2013 nie ma już ani śladu ), ponadto spostrzegam, że od dziur wyrzygały mi olej lagi. Zauważyłem też, że na Ukrainie w pewnym momencie przestajesz się przejmować jak wygląda stan motocykla byleby odpalał i można było kontynuować jazdę. Z tego powodu cały czas cieszę się, że mam Frankensztajna bo pewnie innego motocykla byłoby szkoda.
Droga jest dość fajna choć odczuwam trochę jazdy dnia poprzedniego czyli kolokwialnie mówiąc jestem zjebany. Nie wiemy też jaki będzie stan drogi na górę bo jak wiadomo na Ukrainie nigdy nic nie wiadomo. Stajemy po drodze i pytamy się drogowców o drogę (a jakże!), Ci nam mówią tzn mówią do Dziadka bo ja bym nic nie zrozumiał), że mamy fart bo droga jest równana na weekendowe festyny, artyści będą tam malować kolejne radary w nowe wzorki. Wjeżdżamy pod podjazd, na początku czeka nas pokonanie dwóch brodów, mają jednak drobne kamienie na dnie więc pokonywanie ich to czysta przyjemność. Dalej jest trochę mokro, czasami błotniście lub grząsko ale faktycznie ślady jakiegoś równania są. W Polsce taka droga uznana by była za nieprzejezdną dla osobówek ale tam nie robią z tego zagadnienia. Ja w każdym bądź razie bez TKCów na jakis anakach nie wybrałbym się na ten podjazd.
W końcu docieramy w okolice radarów, jak to bywa zazwyczaj na Ukrainie, na górze jest ładnie. Niestety spada mi telefon, który służy za nawigację i na drobne kawałeczki rozpryskuje się ekran.
Radary robią wrażenie, dodatkowo pogoda jest super więc robię sobie mały odpoczynek. W międzyczasie wzbudzamy zainteresowanie jednego z pracujących na górze i pokazuje nam on ostatni działający radar (widoczny na filmie Dziadka). Za czasów ZSRR podobno miały taką moc, że bez problemu wysyłały dane do Moskwy (przypominam, że jedziemy wzdłuż granicy z Rumunią).
Ze względu na ładną pogodę zjeżdżamy z góry dość późno więc musimy trochę przyspieszyć bo mamy plan żeby przekroczyć dzisiaj granicę z Rumunią. Droga powrotna jest zajebista, najpierw szybkie szutry , a potem szutrowe serpentyny przez góry. Zdjęć za bardzo nie robiłem bo jak wspomniałem wcześniej gonił nas czas, nie chcieliśmy jechać po zmroku. Po tym jak sie robi ciemno stwierdzamy, że jednak nocujemy po stronie Ukraińskiej bo raz, że tanio, a drugi raz to jest już ciemno jak w dupie i nie chce nam się jechać dalej. W miejscowości Berhomet znajdujemy piękny hotel za 20 zł od łebka z perłowymi gwiazdami na suficie
.............
i tradycyjnie udajemy się na wieczorne piwo. Do granicy następnego dnia zostaje nam 65 km.
Wysłane z mojego moto x4 przy użyciu Tapatalka- 20
-
Nie wiem czy beze mnie dacie tam sobie wszyscy radę, zaczynam się niepokoić. W końcu to hard deep off, walka o życie, osiągnięcia, a nie niedzielna polatanka po okolicznych płaskich szuterkach.
Wysłane z mojego moto x4 przy użyciu Tapatalka- 5
- 1
-
Wiem, że coś mnie przerosło albo google albo forum. Tak czy siak, teraz jest tyle roboty z tymi fotorelacjami, że chyba przestanę jeździć żeby się nie denerwowaćI można, ....... możnaWysłane z mojego moto x4 przy użyciu Tapatalka
- 4
- 3
-
Foty z relacji, chronologicznie do opisu;-)
Wysłane z mojego moto x4 przy użyciu Tapatalka
Wysłane z mojego moto x4 przy użyciu Tapatalka
Wysłane z mojego moto x4 przy użyciu Tapatalka
Wysłane z mojego moto x4 przy użyciu Tapatalka- 16
-
Mieliśmy jechać na czoperach bez kasków żeby udowodnić w internecie, że jesteśmy najbardziej ekstremalni ze wszystkich. Postaram się przerzucić foty do telefonu i podziałać coś z tapatalkiem bo widzę, że tu same nogi z googli albo specjalnie nie chcą pomóc w temacie bo zazdroszczą nam naszej ryzykownej wyprawy.Nie przejmuj się, przecież dojechałeś do Theth na łysych metzelerach ... o tutaj jest dowódA poza tym weź coś zrób z tymi fotami, bo nie po to czekałem pół roku żeby czytać Twoją nudną, bezsensowną i nie wnoszącą niczego relację ... Foty se chciałem pooglądać, a głownie to te, na których ja jestem. A tu ch...
A przy okazji zapytam. Jedziesz w grudniu na Popa Iwana ? Na samych felgach, bez opon ... Może udałoby się dołączyć do elitarnego grona Tych Co w Życiu Czegoś Dokonali ...
Wysłane z mojego moto x4 przy użyciu Tapatalka
- 2
-
W takim razie relacji nie będzie, będzie chór!
Wysłane z mojego moto x4 przy użyciu Tapatalka- 1
- 2
-
-
4 godziny temu, arthurr napisał:Na tym posterunku o tych zdjęciach to nie żartowali... Napromieniowani ci czymś aparat i teraz ze wszystkich niewątpliwie cudownych i artystycznie doskonałych zdjęć widać.. 3. Słownie trzy. Jakąś rzekę co to miało być w niej więcej wody, Afrykę i ser. Szkoda..No nie rozumiem...gówniane google. Czy jest tutaj ktoś kto jest mi w stanie pomóc w temacie?
Wysłane z mojego moto x4 przy użyciu Tapatalka
-
DEJ FAJW
Rano budzimy się bez żadnego kaca bo nam hultaje zamknęli bar o 22.00, a nie zrobiliśmy wcześniej żadnych zapasów. Jacek pakuje się i odjeżdża w stronę domu ponieważ ma jakieś sprawy do załatwienia w Polsce (jak się później okazuje jechał niepotrzebnie ). My z Dziadkiem jak to my, śniadanko, toaleta, papieros, kawa, papieros, kawa i tak jeszcze razy 12 i już o 11.00 jesteśmy zwarci i gotowi żeby zacząć nową przygodę. Wyruszamy w stronę Wierchowiny w związku z tym wyjątkowo ten dzień mamy w planie spędzić w większości na asfalcie bądź drogach uznawanych na Ukrainie jako "cywilizowane". Droga jest niby fajna bo wiedzie przez różne górki ale jakoś tak po ostatnich dniach nie chce nam się specjalnie zatrzymywać żeby robić foty. Tu jedna z przerwy na papieroska:
Jedziemy sobie dalej po drodze skręcając na lekkie szuterki z widokami. Skręcamy na drogę wzdłuż Terebli na zakarpaciu, która to wg relacji Dziadka miała kiedyś znacznie więcej wody niż obecnie
Dalej mkniemy przez wioski drogami gminnymi tak dziurawymi, że urywa się z zaczepów moja zajebista lampa touratecha i tracimy ponad dwie godziny na to żeby z powrotem ją zamontować (trytki wygrywają, wykonujemy nowe otwory do jej montażu w czaszy scyzorykiem Dziadka ). Później trochę krętych dróg asfaltowych i o zmroku wjeżdżamy znowu na szutrówki, które wiodą nad wprost Wierochowyny. Hotel jest całkiem ok, w cenie mamy zwierzęta domowe:
Niewątpliwym plusem Wierchowyny jest to, że jako spory kurort górski jest trochę bardziej cywilizowana i wieczorem nie przyczepiają się "przyjaciele", którzy chcą za wszelką cenę zagadać, opowiadać historie swojego życia i zadawać dużo różnych pytań. Dla mnie po jakimś czasie stawało się to męczące, pewnie też z tego powodu, że ni w ząb nie rozumiem tego co mówią do mnie Ukraińcy.
DZIEŃ SZÓSZTY
Następnego dnia tradycyjnie nie spieszymy się i ruszamy zwiedzić sobie miasteczko za dnia i spożyć śniadanie w jednej z lokalnych knajpek. Na targu nabywam oryginalne Ukraińskie Ray Bany w przeliczeniu za 20 zł ponieważ moje poprzednie okulary tracę dzień wcześniej pod butami motocyklowymi (do dzisiaj nie rozgryzłem czy pod moimi czy pod Dziadka) . Pierwsze zdjęcie w takich okularach musiało być zrobione przy złotym żołnierzu
Po powrocie do hotelu przebieramy się w ciuchy motocyklowe i postanawiamy, że zostajemy w Wierchowynie jeszcze jedną noc żeby na lekko móc pojechać offem na Burkut, a następnie wjechać na Połoniny. Do Burkutu wiedzie bardzo malownicza szutrowa droga wzdłuż Czarnego Czeremoszu
Na końcu tej drogi znajduje się posterunek Policji lub kontroli granicznej, na którym trzeba pokazać paszporty. Później robi się bardziej wąsko, zaczynają się mini brody oraz więcej błota. Niestety nie mam zdjęć dojazdu do samego miasteczka, widać to natomiast na zamieszczonym przeze mnie filmie od ok 7 minuty. Ja tę drogę pokonuję bardzo spokojnie natomiast Dziadek szaleje i wjeżdża w kałuże z szybkością chyba 100 na godzinę co będzie miało pewne konsekwencje do końca wyjazdu ;-). Po pokonaniu tej fajnej ścieżki naszym oczom ukazuje się Burkut czyli wisienka na torcie. Miasteczko zupełnie opuszczone, dawny kurort wypoczynkowy i jednocześnie najdalej wysunięta na południe dawna większa miejscowość Polski (za czasów II Rzeczypospolitej), a obecnie "zielona" granica Ukrainy z Rumunią.
Dziadek jak typowy Dziadek zatrzymuje sobie skarby z opuszczonych domostw
Po beztroskim pikniku postanawiamy ruszyć na okoliczne Połoniny, celem jest zdobycie szczytu Popa Iwana przed zmrokiem. Niestety dzika jazda Dziadka doprowadza do zamokniecia jakiejś tam wtyczki w jego pojeździe i wieśniak nie chce współpracować co martwi nas niezmiernie z racji lokalizacji w jakiej się znajdujemy. W końcu po iluś tam razach w końcu odpala i możemy kontynuować jazdę. Ruszamy na okoliczne szczyty
Niestety na górze jest zupełne mleko dlatego z podziwiania widoków nici, w dodatku na drodze na Popa Iwana znajduje się posterunek gdzie nie zostajemy przepuszczeni dalej ze względu na warunki atmosferyczne. Policjanci zabraniają nam robić zdjęć pod groźbą kary śmierci ale kto mnie zna to wie, że ja się niczego nie boję :-D
Wracamy drogą, którą przyjechaliśmy, g...o widać i piździ
Dziadek wymyśla, że musimy kupić ser od górali więc ruszamy jak nienormalni jakąś śliską drogą pod górę, zdjęć nie mam ale drogę widać na filmie w ok 8 minucie. Z biegiem metrów droga staje się coraz chujowsza i zaczynam się zastanawiać czy to aby był dobry pomysł. Oczywiście okazuje się, że we mgle totalnie się pogubiliśmy i znowu jesteśmy blisko posterunku na szczycie, tam spotykamy Polaków, którym udało się tego dnia dotrzeć na Popa Iwana (chyba ich dobrze zrozumiałem).
Należą oni do tej grupy, która coś już w życiu dokonała ponieważ po tym jak z podziwem zauważyłem, że jeden z nich jedzie na Afryce na oponach typu Anakee2 on mi odpowiedział że "enduro to nie dyscyplina tylko styl jazdy". Pomyślałem sobie, że tego levelu nigdy nie osiągnę, z płaczem wsiadłem na Frankensztajna i pojechałem kupić sobie ser na pocieszenie
Po tym zdarzeniu kupujemy sobie jeszcze wino do sera i udajemy się do hotelu.
C.D.N. za dwa miesiące
- 8
-
Od jutra biorę się z uzupełnienie, co za spłycenie opisu i dramaturgii tamtych zdarzeń. Z Twojej relacji wynika jakbyśmy niczego nie dokonali!
- 6
-
Ja miałem octavię, pierwszy wypust 3 generacji. Miała silnik 1,4 tsi, dojeździłem do 300000 od nowości i nic tam się nie popsuło. Później miałem przez chwilę następną, też 1,4 tsi tylko już taką przybajerzoną i miała chyba kilka koni więcej. Jak podjeżdżałem pod maca to robiłem furorę wśród przedstawicieli handlowych , też jej nigdy się nic nie stało. Scodillac to bardzo porządne auto i bardzo za nim tęsknię .
Wysłane z mojego moto x4 przy użyciu Tapatalka- 1
- 1
-
A Ty jakie masz w ogóle dokonania koleś?jedno z ciekawszych
Wysłane z mojego moto x4 przy użyciu Tapatalka
- 4
- 3
-
Ach ta zazdrość. Poćwicz jazdę deep offie jakieś 5 lat to Cię kiedyś też zabierzemy. Tylko na jakimś konkretnym sprzęcie, a nie na tym pedalskim KTMieMyslisz że to żółty kolor jest? nie zastanawia Ciebie taka substancja pod siedzeniem kierownika? może to z wrażenia tym bardziej że jechali w hard deep off?
Wysłane z mojego moto x4 przy użyciu Tapatalka
- 4
- 2
-
17 minut temu, Pawel napisał:ZX Spectrum
Jak nie umiesz linkować zdjęć z googla to poproś o pomoc naszego kolegę z północy, to specjalista wysokiej klasy w tej materii jest
Zaraz mam wylot, jak wrócę za dwa tygodnie z Półwyspu Iberyjskiego to pierwsze kroki skieruję ku Rzeczenicy .
P.S. kup chociaż Commodore Ty gapo
- 1
-
1 minutę temu, Pawel napisał:W robocie siedzie więc na komputerze oglądam.
Wisisz mi nowy F5 bo mi się wyślizgał od oglądania tej Relacji
Czy Ty również Masz Atari Amigę i nie możesz zobaczyć zdjęć?
Wklejam link do albumu bo nie mam na razie innego pomysłu
- 1
-
2 godziny temu, Jarek napisał:Jednak tym razem część fot jest z zakazem wjazdu - tak ok 2/3 od dołu. Dlaczego?
35 minut temu, Pawel napisał:Dałem lajka na zaś bo pewnie ładne fotki
Komputry odpalać jednokomórkowcy to bedzie wszystko widać!
- 1
-
No nie rozumiem, wklejałem dokładnie tak samo jak przedwczorajKurła, foty nie śfiecom
Wysłano na Berdyczów...
Wysłane z mojego moto x4 przy użyciu Tapatalka
-
Dzień 4
Następnego dni niespiesznie wstajemy i kierujemy się na śniadanie do motelowego baru. Jedzenie znowu pyszne i tanie jak barszcz choć ten ukraiński nie jest najtańszym daniem w karcie. Sprawdzamy stan rzeczy po wczorajszych brodach, najgorzej chyba schną moje buty, cały czas wylewa się z nich woda. Wysuszyć buty z goretexem nie jest łatwo. (foto by JacekJ)
Nie zważając na to zakładam je na nogi i jedziemy na stację zatankować pod korki żeby uniknąć problemu z paliwem w górach. Jedziemy krótki odcinek asfaltem, wyśmienitym jak na ukraińskie warunki, następnie zatrzymujemy się w miasteczku. Jacek kupuje szczotkę która ma nam posłużyć do obmycia motocykli bo po wczorajszych jazdach nie widać świateł, tablic rejestracyjnych czy migaczy, wszędzie tylko zaschnięte błoto.(foto by JacekJ)
Skręcamy w boczną drogę na znacznie gorszą drogę i zjeżdżamy nad rzekę gdzie orientuje się, że nie mam już w ogóle klocków z tyłu, a myślałem, że hamulce trą z powodu błota. Przejeżdżamy rzekę i parkujemy na drugim jej kamienistym brzegu. Wrzucam motocykl na centralkę i z pomocą Jacka wymieniam klocki.(foto by JacekJ)
Następnie obmywamy wodą motocykle. (Foty by JacekJ.)
Postanawiamy się z Jackiem schłodzić w rzece, ponieważ wcześniej dostrzegamy tubylców kąpiących się w jej głębszym ujęciu. Zmierzając do niego słyszymy huk. Okazuje się, że zostawienie mojego motocykla na stopce centralnej na kamieniach nie było za dobrym pomysłem - runął na ziemię. W dodatku w jego pobliżu zostawiłem kask, który też nieźle oberwał, wyłamała się śrubka od mocowania daszku i szybki. Na szczęście nauczony poprzednimi przygodami na wyjazdach zaopatrzyłem się w śrubkowy zestaw naprawczy, który uratował sytuację. Niestety kask przestał być już taki ładny, dość mocno poobijał się od kamieni. Nie ucierpiał za to interkom, który był do niego przymocowany - chociaż to. Podnosimy motocykl i idziemy popływać.(foto by JacekJ)
Po kąpieli ubieramy się i jedziemy w stronę Połonin.(foto by JacekJ)
Wjazd nie jest bardzo wymagający ale wydaje się, że może być problematyczny dla samochodów osobowych i autobusów, szczególnie na początku. No cóż, nie dla tubylców. Na górę wjeżdżają przeładowane busiki pasażerskie z turystami oraz stare łady co dziwi mnie niezmiernie. Jak widać do każdych warunków trzeba się po prostu przyzwyczaić.
Wjeżdżając już na odcinek betonowy wpadam w szczelinę pomiędzy płytami betonowymi słysząc przy tym uderzenie.(foto by JacekJ)
Szybkie oględziny widelca na szczęście nie wykazują żadnych zniszczeń. Po drodzę zatrzymujemy się przy małym sklepiku żeby uzupełnić zapasy wody.(foto by JacekJ)
Dziadkowi przy nawrotce gaśnie motocykl i przewraca się łamiąc klamkę sprzęgła. Na szczęście jestem przygotowany na taką okoliczność i oddaję mu mój zapas, Dziadek narzeka, że to nie touratech i że będzie wiochą wiało z jego x country. Niechętnie zakłada klamkę bo nie ma innego wyjścia. W międzyczasie mija nas sroga grupa offroadowa z Czech głównie na Yamahach Tenere, oni chyba też przyjechali coś dokonać...Na górę wjeżdżamy niespiesznie robiąc fotki po drodze i mijając jeszcze raz grupę z Czech (krótko byli na tych Połoninach, pojechali chyba odfajkować punkt).
Na górze zastajemy stare schrony sowieckie oraz masę krzyży i pomników. Po podjechaniu do każdego z krzyży ukazują się niesamowite widoki.
(foto by JacekJ)
(foto by JacekJ)
Objeżdżamy okolice kombinując zjazd inną drogą niż tą, którą wjeżdżaliśmy ale jest to obarczone za dużym ryzykiem utknięcia gdzieś w górach bo GPS nic nie pokazuje. Nie ryzykując wracamy w stronę płyt betonowych gdzie mijamy ekipę 4x4 w różnych terenówkach (chyba z 20 samochodów). Wszyscy wyposażeni w snorkele i specjalne ogumienie. Śmiejemy się, że pewnie planowali tę wyprawę rok, a Ukraińcy wjeżdżają tam swoimi ładami na łysych oponach. Zjeżdżamy z góry znaną drogą i docieramy do sklepu zatrzymując się na kwas i kawę. Podczas postoju patrzę na wioskę, w której jesteśmy i ludzi w niej mieszkających i stwierdzam, że nie ma czegoś takiego jak szansa dla wszystkich. Straszna bieda jest wszechobecna , ludzie w sklepie biorą produkty "na krechę", robi mi się ich żal. Pociesza mnie Jacek, który mówi, że oni nic innego nie znają i nawet nie wiedzą, że gdzie indziej może być im lepiej, przyznaję mu rację. Po dłuższym postoju udajemy się szutrówkami....
...do upatrzonego przez Jacka hotelu extreme, który doskonale oddaje charakter naszej wyprawy, i znajduje się przy stoku narciarskim.
Po kolacji (znowu pyszne żarcie) udajemy się do ruskiej bani gdzie relaksujemy się po ciężkim dniu
C.D.N
- 16
- 1
-
To jak już wątek tak ożył to chyba czas żeby coś skrobnąć:
Wspomnieniem mojego bytowania na forum ADVrider (polskim) zawsze była przepychanka słowna pomiędzy dwoma forumowiczami , gdzie jeden do drugiego napisał "lepiej pochwal się swoimi dokonaniami koleś". Chodziło o odbyte wyprawy motocyklowe w ekstremalnych offroadowych warunkach. Ja poprzednio głównie "pedaliłem się na asfalcie" (też za ADV) więc teraz postanowiłem się nie pedalić i w końcu coś w życiu osiągnąć (to stwierdzenie z resztą pozostało motywem przewodnim naszego wyjazdu), dlatego ruszyłem na niełatwą wyprawę bezdrożami Ukrainy. Jako kompanów wybrałem sobie dwóch starszych ode mnie ludzi bo myślałem, że będę błyszczał ale tak się nie stało.
Dzień 0,2, drugi i trzeci
W piątek po robocie ruszam w stronę Lublina ponieważ jestem umówiony z Jackiem, że będę spał u niego w domu ale wiem, że dotarcie będzie trudne. Wyruszam późno ok 19 z Torunia, w dodatku we Włocławku na stacji dostrzegam, że nie mam świateł mijania więc muszę wymienić żarówkę co niestety w moim motocyklu nie jest takie proste bo trzeba rozkręcić czachę. Ze stacji ruszam ok 21 więc jest już prawie ciemno. Gdzieś pod Radomiem stwierdzam, że nie dam rady dojechać i biorę nocleg w pensjonacie o zachęcającej nazwie "Miraż". Rano przy dźwiękach DiscoPolo konsumuję śniadanie i ruszam w kierunku Lublina gdzie spotykam się z Jackiem. Dalej ruszamy w stronę Bieszczadów gdzie mamy zaplanowane forumowe spotkanie.
Bytujemy tutaj jedną noc w Bieszczadzkiej Przystani Motocyklowej gdzie mam okazję spotkać po raz pierwszy naszych forumowych Jankesów, brata Maksia, a reszta to starzy znajomi. Wieczorem wybieramy się na koncert z okazji 40 lecia KSU, który poprzedzamy posiedziawką w niedźwiadku, w którym spożywamy pizzę oraz wypijamy kilka piw żeby wejść w nastrój koncertowy.
No cóż, koledzy bawią się świetnie, ja lubię polską muzykę lat 80tych ale nie KSU, niestety. Czuję niedosyt konwersacji tego wieczora, a na ognisko po 1.00 w nocy nie mam już siły tym bardziej, że następnego dnia mamy ruszyć na Ukrainę. Szefem ekipy przez dwa dni ma być Jacek, a z nim wiadomo, nie jest lekko.
Ruszamy ok 10, a może 11 następnego dnia z Bieszczadzkiej Przystani w kierunku Ukrainy na przejście w Krościenku. Próbujemy przebić się przez sznur samochodów żeby nie stać w palącym słońcu ale Pan Celnik nas cofa na koniec kolejki informując, że jeżeli by padał śnieg albo deszcz to by nas przepuścił ale jest ładna pogoda to możemy się poopalać, fajnie. Stoimy zatem w rynsztunku motocyklowym w temperaturze ponad 30 stopni ok godziny.
W końcu udaje nam sie minąć granicę, tankujemy i Jacek od razu skręca w pierwszą szutrówkę choć właściwie wszystkie powiatowe drogi na Ukrainie można określić tym mianem. Z szutrówki dostrzegamy malowniczą górkę więc postanawiamy w nią skręcić. Na podjeździe od razu pierwszy zakopuje się Dziadek. Ja z racji tego, że podjeżdżam żeby pomóc go wyciągnąć również grzęznę.
Jacek widząc co się dzieje nawraca i odjeżdża zostawiając nas jak jakiś Jeremy Clarkson. Po 15 minutach walki z odkopywaniem motocykli robimy odwrót robiąc jeszcze foty po drodze i wracamy na szutrówkę.
Jacek wybiera koordynaty "droga gminna" no i się zaczyna. Wjeżdżamy w jakąś łąkę:
Dziadek jedzie przodem i z racji tego, że jest najmniejszy, ma pneumatyczne kości jak ptaki i w dodatku ma najlżejszy motocykl przejeżdża wszystkie przeszkody, ja z Jackiem zaczynamy się kopać w błocku.
Po 3 bagnie mam trochę dość, jest 40 stopni w cieniu, przejechaliśmy jakieś 5 km w 2 godziny bo głównie wypychamy motocykle z błocka. Zaczynam trochę marudzić ale szybko przypominają mi się słowa forumowicza z forum ADV i przestaję. Nie jestem przecież tutaj dla przyjemności tylko dla dokonań. Na jednym z błotnistych podjazdów wywracam się ale na szczęście bezstratnie dla mnie i motocykla. Po zdobyciu górki ukazuje nam się taki widok:
W końcu wiem po co się tak męczyliśmy. Dalej już przyjemną drogą polną docieramy z powrotem do szutrówek i zatrzymujemy się przy jakimś sklepie żeby coś zjeść i napić się ukraińskiego kwasu.
Następnie Jacek kieruje nas na drogę która ma po drodze 3 brody, które okazują się prawdziwymi rzekami.
Jak zwykle największe wątpliwości pojawiają się przy pierwszej później już idzie jak z płatka. Później jeszcze tylko jedna dziurawa ściana do pokonania (tym razem w dół)
i docieramy ok 19 lokalnego czasu do przydrożnego motelu który wybiera Jacek.
Oczywiście na miejscu przyczepiają się do nas tubylcy, którzy chcą się zaprzyjaźniać lub po prostu naciągnąć na zakup piwa. Jemy pyszne placki w motelowej restauracji i raczymy się piwem i winem (tzn ja z Dziadkiem bo Jacek to sportowiec). Następnego dnia planujemy wjazd na Połoniny.
C.D.N.
- 29
- 2
-
Zanim zacznę pełną wzruszeń, niesamowitych wrażeń oraz zapierającą dech w piersiach relację przedstawiam skrót w postaci wysokobudżetowego filmu z niebanalną ścieżką dźwiękową. Endżoj.
- 19
Nowości z otomoto.pl, allegro, ebay…
na Zamierzam kupić moto...
Napisano · Report reply
Na stronie producenta wystawione są nowe kaski shoei, m.in. hornet ds za 1499 z 5 letnią gwarancją, chyba warto choć na allegro można trafić nowego horneta za 1300, mi 2 razy się udało . Niestety wymaga to trochę cierpliwości żeby trafić z rozmiarem bo najczęściej przecenione są za i xl.
http://www.stock.shoei-europe.pl/
Wysłane z mojego moto x4 przy użyciu Tapatalka