Jagna 2 844 Zgłoś ten post Napisano 16 Marzec 2016 Odcinek 0, czyli inaczej zajawka ;) - Oman? To gdzieś w Afryce? - Do Arabów? Teraz? Nie wrócicie w całości! - Jagna, a burkę już kupiłaś? I będziesz chodzić dwa kroki za Rafem? - Będziecie lecieć nad Syrią czy Irakiem? A nie, to w Turcji ostatnio strzelają do samolotów, przepraszam… Projekt „Oman” nie spotkał się z wielkim entuzjazmem wśród naszych znajomych ;) Musieliśmy jednak przekonać się na własnej skórze, i teraz z czystym sumieniem możemy powiedzieć: Oman nie leży w Afryce, do samolotów i ludzi się tam nie strzela, a my wróciliśmy w całości. I był to jeden z najbardziej udanych moich wyjazdów ;) PS. Nie odpowiem na najczęściej zadawane pytanie: „skąd wytrzasnęłaś ten Oman?”. Po prostu nie wiem ;) 13 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
Mario 6na9 6 805 Zgłoś ten post Napisano 16 Marzec 2016 Zapowiada sie rewelacyjnie. Czekam na nastepne odcinki. Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
jasinek 6 043 Zgłoś ten post Napisano 17 Marzec 2016 Smak już jest, teraz czekam na ucztę :-D Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
Centrino 3 764 Zgłoś ten post Napisano 17 Marzec 2016 I był to jeden z najbardziej udanych moich wyjazdów ;) No to opowiedz nam o tym ;) Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
Jagna 2 844 Zgłoś ten post Napisano 17 Marzec 2016 (edytowane) Odcinek 1, czyli jak sójki za morze, ale w końcu wyruszyliśmy Idea omańska pojawiła się koło października, do dziś nie wiadomo skąd i jak. Ponieważ najtrudniej wycofać się z pomysłu, o którym wszyscy wiedzą, nie omieszkałam pochwalić się nim na zielonogórskim motocyklowym piwku. I dzień później dzwoni do mnie kierowniczka BMW R1100GS, czyli Lilka. „Słuchaj, wy tak serio z tym Omanem? A nie szukacie towarzystwa może?” No i teraz wycofać się jeszcze trudniej ;) Po chwilach zwątpienia (zamachy w Paryżu) Jagna stwierdza w styczniu: o zamachach w Omanie nic mi nie wiadomo, polecimy liniami arabskimi, do swoich strzelać nie będą. I kupiliśmy 4 bilety Berlin – Doha – Muscat na Quatar Airlines :D Do tego szybka rezerwacja największego dostępnego 4x4, czyli Toyoty Land Cruiser, kupno przewodnika i mapy (ha, ha…) i mały research online. Mały research wykazał po pierwsze, że do Omanu wszyscy jeżdżą z małymi dziećmi. Hm. Tego załatwić się raczej już nie da. Trudno. Pod drugie – noclegi są przeraźliwie drogie. Tu akurat łatwo zaradzić –bierzemy namiot. Po trzecie – pełza i łazi tam sporo jadowitych zwierzątek. No cóż, będziemy uważać. (ha, ha…) Po czwarte – Omańczycy jeżdżą jak wariaci. No to pojedziemy w offa ;) Przed wyjazdem trzeba się nieco poznać, więc umawiamy się na przegląd swoich garaży. Mamy więc 2 x BMW (Jagna i Lilka), AT (Raf) oraz KTM (Stachu). BMW jak zwykle górą ;) Wieczorny odlot z „zielonogórskiego” lotniska, czyli Tegel w Berlinie nie mógł odbyć się bez Fassiego. Butelka czerwonego wytrawnego poszła na raz ;) No cóż, czekało nas w końcu 10 dni całkowitej abstynencji… Quatar Airlines dostarczyło nas bezproblemowo do Muskatu wczesnym lutowym rankiem. Jedna pani w hidżabie wymieniła nam $$ na riale, druga sprzedała wizę, a trzecia wbiła pieczątkę. Hm, może jednak nie będzie tak konserwatywnie-islamsko? Znajdujemy swoją wypożyczalnię aut (zwykły, międzynarodowy Budget) , pokazujemy rezerwację i powoli przestawiamy się na arabski tryb działania. Mija pół godziny. „Możemy zobaczyć raz jeszcze Pani rezerwację?” Kolejne pół. „Już chwileczkę, tylko najpierw znajdziemy samochód tamtego pana”. Stachu przysypia na siedząco, Lilka na stojąco, Jagna przy ladzie. Raf udaje, że nie śpi. Uff, po dokładnie 2 godzinach dostajemy kluczyki. A dokładniej Jagna, bo rezerwacja poszła z jej karty. Toyota jest wieeeelka. I o to nam chodziło ;) Co prawda specjalnie szukaliśmy takiej z manualem, a tu automat. Ale na myśl o powrocie do okienka szybko stwierdzamy: niech będzie. W tej samej chwili Raf uświadamia sobie brak jakichkolwiek dokumentów oprócz paszportu. Czyli prawa jazdy też. Trudno. Pierwszy przystanek – zakupy żywieniowe. Idziemy na łatwiznę i wklepujemy do GPSa zapytanie o centrum handlowe. Najważniejszy zakup – kartusze do kuchenki. Niestety te, które były w bagażu Lilki zamieniły się w urzędowe pismo od niemieckiego Zollamtu. Pasujących kartuszy brak, nie zostaje nam nic innego, jak zainwestować 9 riali w nową kuchenkę. Wybieramy znany murmański model: Do tego kawał blachy oraz węgiel drzewny na grilla (drewno to towar mocno deficytowy) i możemy jechać w dzicz :D Na razie jednak musimy przedrzeć się przez cywilizację, czyli przemieścić 100 km autostradą. Zasypiamy po pół godziny, łącznie z kierowcą. Zjeżdżamy na drogę alternatywną, wzdłuż morza. Od razu lepiej. Zatoka Omańska jakaś zielonkawa: Miejscowi też jacyś inni: Kilka fajnych muszli przywiozłam ;) W końcu zjeżdżamy z autostrady, zaczyna się ściemniać (jest zima, więc około 19 już całkiem ciemno), czas poszukać ustronnego miejsca na nocleg. Skręcamy w szuter główny, później szuter boczny, myk za górkę. O, tu może być: i za moment ciemno Premiera grilla, jagnięcina z kością w roli głównej: a jutro zaczynamy prawdziwą jazdę, czyli góry i bardzo boczne drogi ;) cdn Edytowane 17 Marzec 2016 przez Jagna 14 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
Jagna 2 844 Zgłoś ten post Napisano 19 Marzec 2016 Odcinek 2, czyli pierwsze kozy za płoty Pobudka, kawa pod gołym niebem, ciepły wiaterek zwiastujący jakieś +30 stopni… Taaaak, dokładnie o taki luty chodziło ;) Na śniadanie zaznajamiamy się z lokalną florą bakteryjną (to najlepszy sposób na uniknięcie sensacji żołądkowych) za pomocą , hmmm, jogurtu? maślanki? w każdym razie czegoś mlecznego z dodatkiem zielonej papryczki pakowanie i odjazd: Jedziemy kawałek drogą 9 na południe, w stronę gór. Ciekawe, czy ten napis znaczył coś w stylu „obiekty widziane w lusterku są bliżej niż ci się zdaje” ;) jedziemy szeroką doliną, czyli wadi. Albo وادي, jak kto woli ;) Polski termin to chyba dokładnie ued, ale to oznacza suchą dolinę, która rzadko wypełnia się wodą. Tymczasem po dnie omańskich wadi z reguły coś tam sobie ciurka. Droga 9 prowadzi dnem Wadi al-Hawasina. Tyle wody! Woda jest krystalicznie czysta, korzystamy więc z okazji i wypełniamy oba bukłaki prysznicowe. Mosty w Omanie występują jedynie na najnowszych drogach Tu już ani śladu po wodzie: Za miejscowością Ghab mamy pierwszy konflikt mapowo – gps-owy. Czyli jedna mapa pokazuje drogę na lewo, jedna na prawo, a gps obie. Wybieramy tę bez asfaltu i bardziej krętą ;) Jagna zaczyna krzyczeć co 100 metrów: stój! Przecież nie może sobie darować takich pięknych fałdów w skałach ;) albo takiej niezgodności kątowej pomiędzy warstwami: i znów fałdy ;) Droga mało uczęszczana, choć chyba często równana Kózki są wszędzie… Giewont?? Czas na lunch w pięknych okolicznościach przyrody: Ekspresowy recykling resztek melonów: Mija nas jedno z niewielu aut, daje po hamulcach i ze środka wychodzi trzyosobowa rodzinka. Wszyscy zostajemy uwiecznieni na fotach, wypytani, jak nam się podoba itp., itd. A kobieta na pożegnanie podaje wszystkim rękę. Hm. Coś się nam tu nie zgadza z opisem Omanu;) cdn 16 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
Jagna 2 844 Zgłoś ten post Napisano 19 Marzec 2016 Jedziemy dalej: Kozy są wszędzie: Na dnie wadi pojawia się nawet woda i nawet są żyjątka-nie-będące-kozami: Wracamy na asfaltową 9, też jest ładnie I za Yanqul robimy pętelkę przez Wadi Fidda, bardzo polecane przez przewodnik. W jedną stronę (wg naszej mapy) powinna być droga n-tej kategorii (cienka, szara kreska na mapie…) Asfaltu jeszcze nie ma, ale to zapewne kwestia miesięcy ;) A w drugą stronę piękny asfalt po całości. Za to mamy pierwszego wielbłąda ! Wracamy do Yanqul, gdzie pomimo sjesty działa knajpa. Zresztą okaże się, że żadne knajpy nie respektują południowej przerwy ;) Knajpka bardzo nam się podoba, bo ma obrazkowe menu, zjadamy kurczaka w różnych postaciach, zapijamy świeżo wyciskanym sokiem z mango i płacimy coś koło 25 zł na osobę. No naprawdę strasznie drogi ten Oman ;) Ruszamy na wschód, w stronę Prawdziwych Gór (bo te dzisiejsze, to jeszcze popierdółki były, głupie 1000 m n.p.m.). Niestety znów asfaltem… Docieramy pod wieczór do Bardzo Ważnego Zabytku z Listy UNESCO: Grobowców Bat. Trzeba mieć sporą dozę samozaparcia, żeby tu trafić. W terenie brak jakichkolwiek oznaczeń, w przewodniku opis lakoniczny. Na szczęście Garmin wiedział, gdzie ;) Nie wygląda to imponująco: z bliska też: ani w środku ;) Tymczasem to najstarsza rzecz w Omanie – ma „jedynie” 5000 lat ! No cóż, ani historia, ani zabytki nie są jak widać priorytetem w Omanie ;) Brak jakiejkolwiek tabliczki, w zasadzie można sobie taką cegiełkę wziąć ze sobą i oczywiście zero ludzi dookoła. A my mamy przed sobą jakieś 30 km szutru, słońce coraz niżej, więc szukamy ustronnego miejsca. Pod tą górką będzie OK. Chłopaki szukają drewna na ognisko: i montują prysznic na drzewku. Pełen luksus ;) Pierwszy testuje Raf: (i nie pozwala zamieścić większego zbliżenia ;) ) Dziś wieczorem w roli głównej wołowina z puszki. Tak dobra, że ¾ zawartości ląduje w pobliskich krzakach ;) Niech kozy też mają coś z życia ;) 15 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
Jagna 2 844 Zgłoś ten post Napisano 21 Marzec 2016 Odcinek 3, czyli gdzieś tu powinno być wadi… Śniadanie w słońcu uświadamia nam, że chyba będzie dziś grzało. Nic nas nie goni, powolne śniadanko (tym razem ser z puszki, o niebo lepszy niż wołowina) i ruszamy dalej szutrem Przerwy na fotki: podziwianie dziwnych kształtów gór: Szuter pierwszej kategorii: W końcu coś się za nami kurzy ;) A góry coraz konkretniejsze: Dobijamy do asfaltu i jedziemy wzdłuż ciekawego szczytu, ma koło 2000 m Dojeżdżamy do Al-Ayn, gdzie podobno znów są grobowce sprzed 5 tys. lat. Tym razem, gdzie one są , nie wie nawet Garmin ;) Jedziemy na nos, przez suchą rzekę, prawie przez podwórka, nic. Już prawie mamy zamiar wracać na asfalt, kiedy z daleka widzimy takie coś na górce: No dobra, to wysiadamy i obejrzymy z bliska: Stachu wdrapuje się na samą górę, Lilka z boku: Jagna woli oglądać uławicenie warstw mułowców ;) Wracamy na asfalt i jedziemy na wschód, pomiędzy dwoma łańcuchami górskimi: W ramach przedwyjazdowego researchu znalazłam fajną stronę opisującą ciekawe kawałki Omanu, prowadzoną przez Omańczyka: http://www.omantripper.com Kilka proponowanych tras mam w kajeciku i teraz szukamy wjazdu do وادي ضــم , czyli Wadi Dhum, zwanej też Wadi Damm lub Wadi Dham. Serio, każda nazwa arabska występuje w 3-4 wersjach angielskich. Na każdej mapie i drogowskazie oczywiście inna. Strasznie to ułatwia szukanie czegokolwiek w GPSie :( Kierując się opisem z www kończy nam się droga na podwórku ;) No nic, to może skręcimy jedną wcześniej ;) Oooo, ładnie jest, dróżka pnie się do góry a po lewej taka „mała” rozpadlinka w skałach, czyli zapewne Wadi Dhum ;) Co prawda według opisu mieliśmy wjechać do wadi, a nie oglądać je z góry, ale co tam ;) Można sobie podejść na sam brzeżek: i odważnie spojrzeć w dół: Nasze papierowe mapy w ogóle nie pokazują tej drogi, a GPS ma jakiś kozi szlak. Tymczasem w jednej relacji przeczytałam, że z Wadi Dhum można się przebić do Wadi Ghul. No to jedziemy dalej: robi się coraz fajniej, coraz kręcej i coraz ciaśniej ;) Niestety po jakiś 2 km kończymy w małej plantacji palm daktylowych. Ciężko nawet znaleźć miejsce na nawrotkę. Trudno - wracamy do asfaltu. A może by tak znaleźć fajny cień pod palmami i skonsumować arbuza? Tam niżej były takie fajne palmy! Fajne palmy okazały się być jeszcze fajniejsze, bo rosły sobie koło wejścia do … Wadi Dhum ;) Wadi Dhum, zaliczane do jednych z piękniejszych wadi w Omanie, mimo szczytu turystycznego, jest całkowicie puste. Odkopujemy buty, czapki i ruszamy na krótki trekking w górę wadi. Oczywiście po zaplanowanej konsumpcji ;) cdn 14 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
Jagna 2 844 Zgłoś ten post Napisano 25 Marzec 2016 Gdzie się tylko da (a da się o dziwo prawie wszędzie), kupuję przewodniki geologiczne. Ale tylko ten omański zaczynał się taką inwokacją: „All praise is due to Allah, the Lord of the worlds, and the prayers and peace by upon Prophet Mohammed and his household”. Dalej już było standartowo, czyli głównie o skałach ;) No może jednak nie do końca, bo jeszcze dedykacja: „With the phrases of love and the feelings of loyalty, we dedicate this guidebook to our beloved leader His Majesty Sultan Qaboos bin Said, May Allah protect him.” No cóż, Oman jest po pierwsze krajem muzułmańskim, po drugie monarchią absolutną. Sułtana kochać trzeba i już. O jakiś tam parlamentach i demokracjach nikt tam nawet nie wspomina ;) Według przewodnika geologicznego w Wadi Dhum występują jurajskie i triasowe wapienie. Bardzo śliskie wapienie, o czym przekonał się Raf ;) Na szczęście mimo upału wzięliśmy buty trekkingowe, sandały byłyby gwarancją co najmniej skręconej kostki. Początek wadi: To po lewej to współczesny falaj – system doprowadzający wodę z gór do wsi, w zasadzie taka rynienka. Ten akurat betonowy, ale znaleźć można takie kamienne, sprzed kilku tys. lat. Nadal działają;) Po drodze dnem wadi mijamy kilka małych gajów palmowych: I małą zaporę : Za zaporą pokaźne (jak na Oman) zapasy wody, oczywiście idealnie czystej… Ruszamy w górę wadi. Oczywiście jakichkolwiek znaków czy szlaku nie ma, więc idziemy na wyczucie. I nie raz i nie dwa zawracamy, bo przejścia brak ;) Tu na przykład musieliśmy stronę prawą zamienić na lewą: Każdy skrawek cienia na wagę złota! W pewnym miejscu potrzebne były liny, na szczęście ktoś je tam zainstalował. Bardzo wysoko to nie było, ale na tak wyślizganych wapieniach nie było kompletnie gdzie oprzeć stopy Żyłki kalcytowe, jakby je ktoś od linijki namalował ;) Mamy nadzieję, że to spadło dawno temu Po jakiś dwóch godzinach widzimy koniec wadi: Można wracać ;) Tu pięknie widać ogrom tej „dolinki” A tu żyło jakieś zwierzątko: Hm, w tamtą stronę jakoś przeszliśmy suchą stopą … Na koniec kąpiel: Można wracać ;) Cały , kilkugodzinny spacer nie spotkaliśmy żywej duszy… Wracamy na asfalt i skręcamy w stronę Bahli. Znów mamy konflikt mapowy. Moja mapa twierdzi, że droga kończy się w Sant, mapa Lilki, że to nie asfalt tylko szuter, a GPS widzi drogę, której nie ma na mapie. Ponieważ są to góry i cały czas jesteśmy ponad 1000 m n.p.m., możliwe jest wszystko. Na początku mamy asfalt: a później już nie ;) Choć wszystko wskazuje na to, że będzie tam wkrótce… Chcemy zjechać w ten dół, co go nie widać na zdjęciu ;) Zjazd był, trzeba przyznać, emocjonujący. Jeszcze lepszy musiał być, nim przejechały równiarki ;) Kilkunastoma serpentynami zjechaliśmy pół km w dół Dobrze, że zjazd był w miarę krótki, bo nie bardzo wiedzieliśmy, jak automatem hamuje się silnikiem ;) Toyota przyśpieszała z górki, aż miło ;) Zajeżdżamy do Bahli, to całkiem spore miasto, zwiedzanie twierdzy zostawiamy sobie na jutro, bo już zamknięta. W miejskiej okolicy ciężko znaleźć ustronne miejsce na camp, i jak na złość brak górek. W końcu, po półgodzinnym krążeniu coś znajdujemy. Dopiero po rozbiciu namiotów dowiadujemy się, co jest źródłem dochodzącego (na szczęście tylko lekko) smrodku: W ramach zadośćuczynienia mamy taki zachód słońca: cdn. 14 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
Bishop 1 002 Zgłoś ten post Napisano 25 Marzec 2016 Pięknie!! 1 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
Jagna 2 844 Zgłoś ten post Napisano 27 Marzec 2016 (edytowane) Odcinek 4, czyli wodzimy młodzież omańską na pokuszenie ;) Wstawanie świtem według Jagny nie ma żadnych zalet. Lilka jest innego zdania i może potem pokazać ładny wschód słońca: Postanawiamy jednak wstawać nieco wcześniej. Krótkie urlopy mają ten minus, że są krótkie. A tu chciałoby się jak najwięcej zobaczyć ;) Wybitnie przeszkadza w tym wieczór, który zapada przed 19. Czy w zasadzie o 18 musimy już kończyć jazdę. Oczywiście wieczorne posiedzenia przy ognisku też mają spore zalety, ale niestety znikła jedna z nich. Nie mamy już ani grama alkoholu, ani szans na zdobycie najmarniejszego piwka… :( Dziś nieco cywilizacji, czyli miasto Bahla. Odzwyczailiśmy się prawie od widoku ludzi ;) W Bahli zwiedzić można fort, których w Omanie są chyba dziesiątki, ale ten należy do tych najważniejszych. Fort pochodzi z ok. 1000 roku, ale w dużej mierze jest rekonstrukcją. Częściowo kamienny, częściowo … gliniany? Mury to po prostu mieszanka piaski, gliny, słomy i muszli… Niezbyt odporne to na deszcz. Podobno co kilka lat należy nakładać nową warstwę. Fort jest w środku kompletnie pusty: Nie licząc szkolnej wycieczki ;) Mamy wrażenie, że dla chłopaków to my jesteśmy największą atrakcją fortu ;) Nauczyciel nie jest do końca zadowolony z frajdy, jaką chłopaki mają ze zdjęć z Lilką ;) Trudno ;) Obchodzimy fort dookoła Oglądamy resztki murów obronnych: oglądamy miasto: W Omanie bardzo ważną częścią architektury są drzwi i furtki. Prawie każde miasto takie symboliczne „wrota do miasta”: A wychodząc z fortu mamy resztki starej zabudowy, z tego samego budulca: Przypuszczam, że takie gliniane domki były jeszcze zamieszkane ze 20-30 lat temu, bo w zasadzie nie ma starszego „współczesnego” budownictwa. Zgodnie stwierdzamy, że kultury i zabytków starczy, wracamy w góry ;) A przed nami najwyższe omańskie góry, czyli Jabal Shams, który ma przeróżne wysokości, zależnie od mapy ;), ale mniej więcej 2990 - 3100 m n.p.m. Najpierw kawałek asfaltem: Mijamy opuszczoną wioskę Ghul, zajrzymy tam na powrocie. Ghul to taki żeński demon podobno ;) Wioska tak wkomponowała się w zbocze, że ledwo widać: Pauza na kafej, czyli kontynuacja murmańskich tradycji ;) Tam, tam jak pojedziecie, to będzie taki zaje…sty widok. Tak przynajmniej nam się wydaje, że mówił ;) Koniec asfaltu, ale równiarki już pewnie jadą ;) Hm, tę górę chyba już widzieliśmy, tylko z drugiej strony ;) do góry, do góry… Raf: hmm, mieliśmy sprawdzić, jak się automatem hamuje silnikiem, przecież jakoś musimy stąd zjechać później… Ale ma razie dojechaliśmy tu: Widok z góry na Wadi Nakhr, albo po prostu Wielki Kanion Omanu. To jedyne miejsce przygotowane pod turystów, jest nawet barierka ;) Oczywiście 100 m dalej można bez przeszkód podejść do samej krawędzi. Żadne zdjęcie nie pokaże ogromu tego kanionu. Ponad 1 km w dół… Dół kanionu też jest osiągalny, prowadzi tam nawet szlak turystyczny. Zresztą jest to jedno z najbardziej turystycznych miejsc w Omanie, o czym świadczy parking. Było tam co najmniej 10 aut! Na samym końcu krawędzi położona jest malutka wioska Al Khateem, skąd też można zrobić sobie spacer nieco poniżej krawędzi kanionu Nawet jest oznakowanie! Wioska zamieszkała: a mieszkańcy bardzo przyjaźni: Czas wracać 1,5 km w dół. Jagna znajduje w schowku grubaśny Manual Land Cruisera, testujemy wszystkie możliwe tryby jazdy po górach, ale żaden nie powoduje hamowania silnikiem ;) W końcu Raf wrzuca tryb „ręczny” i jedziemy na pierwszym (no czasem drugim) biegu w dół. Rowerzyści?? Tak wysoko? W tej temperaturze? Podziwiamy… Wracamy do Wadi Ghul i opuszczonej wsi Ghul. Jest po drugiej stronie wadi, za rzeką i dość ciężko trafić. Do tego naprawdę trudno wypatrzyć niewielką furtkę w płocie otaczającym meczet, a za nim ścieżkę do wioski. Turysta naprawdę musi chcieć ;) Ruiny wioski Ghul: A po drugiej stronie współczesna wioska: Nie mam pojęcia, kiedy wioska została opuszczona, ale obstawiam, że było to w drugiej połowie XX wieku ;) Zjeżdżamy do miasta Al Hamra, gdzie siadamy w pierwszym lepszym Coffe Shopie, czyli barze. Już wiemy, że nie ma co pytać o menu. I tak będzie tylko kurczak z ryżem w wersji hinduskiej lub pakistańskiej ;) Wbrew minie Jagny, jedzenie było bardzo dobre: Nadszedł wiekopomny moment. Toyota pokazuje rezerwę. Minęliśmy dziesiątki stacji, ale na żadnej nie wyświetlały się ceny, więc będą one dla nas niespodzianką ;) Prawie 102 litry. Dokładnie 15 riali i 600 bahtów. 156 złotych. Jesteśmy w raju :) cdn Edytowane 27 Marzec 2016 przez Jagna 14 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
Jagna 2 844 Zgłoś ten post Napisano 30 Marzec 2016 Odcinek 4 i 3/4, czyli coś dla żeńskiej części społeczeństwa ;) Odcinek dla bab, bo będzie o modzie. Arabska moda jest różna od tej naszej. A arabska konserwatywna moda (czyli m.in. omańska) różni się totalnie ;) I jak to zwykle w krajach muzułmańskich, mężczyźni ustawili się znacznie lepiej. Omańczycy, jak jeden mąż, noszą długie, przewiewne i nieskazitelnie białe koszule zwane diszdaszami. Są one obecne w wielu krajach Zatoki Perskiej i po rodzaju kołnierzyka od razu wiadomo, z jakiego kraju przybył delikwent. Te omańskie mają u szyi (mówiąc po staropolsku) kutasik ;) zwany furakha. Zwykle jest perfumowany ;) Obowiązkowe nakrycie głowy to kumah (albo kuma) czyli okrągła czapeczka we wzory. Dużo rzadziej jest to chusta zawiązana na czubku głowy. Najbardziej podobały nam się chusty moro noszone przez wojskowych (oczywiście wersja pustynna ;) ) Strój taki jest idealny na upały, które latem dochodzą do 45-48 stopni w cieniu. Pod diszdaszą nie ma bielizny w naszym rozumieniu, ale panowie powinni mieć na biodrach cienką bawełnianą przepaskę chroniącą przed … powiedzmy że przed zbytnim okazywaniem entuzjazmu dla płci przeciwnej ;) A tu ściąga, jak rozpoznać typa po jego diszdaszy ;) Kobiety mają „nieco” trudniej. W domu mogą ubierać się w co chcą, ale na zewnątrz powinny wychodzić w płaszczu zwanym abają oraz hidżabie. Z reguły czarna (w ten upał!), ale co nowocześniejsze Omanki dopuszczają inne kolory. Kobiety w abajach potrafią być niesamowicie piękne i kształtne, niestety kobietom zdjęć nie wypada robić, więc muszę się posiłkować netem :( Takie Omanki to raczej tylko w Muskacie: Ale taką można było już bez problemu spotkać w sklepie: Te bardziej konserwatywne noszą nikab, czyli chustę zasłaniającą także twarz. Kobiety w Omanie prowadzą auta, pracują, studiują, choć zapewne na wiele rzeczy potrzebują powalenia ojca czy też męża. Jest nawet pierwsza pilotka Omanka: A młodzież oczywiście odchodzi od tradycji i zdarzają się chłopaki w dżinsach zamiast diszdaszy ;) A na koniec co nieco o naszych "podróżniczych" strojach. Nikt od zagranicznych kobiet nie wymaga zakrycia włosów, ani specjalnego „zakrytego” stroju. Jednak wszystkie przewodni proszą o uszanowanie tradycji i ja się z tym zgadzam. Zapakowałam więc długie spodnie, spódniczkę za kolano i koszulki z rękawami. Szorty były w użyciu wyłącznie podczas trekkingu (miejscowych tam nie było prawie wcale), a w miejscach publicznych (sklep, restauracja) miałam na ramionach dodatkowo szal. Lilka zdecydowanie mniej się przejmowała ;) Nie spotkały nas nigdy żadne uwagi, głupie miny ani oglądanie się zbytnie mężczyzn. No może troszkę ;) 9 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
Jagna 2 844 Zgłoś ten post Napisano 3 Kwiecień 2016 Spodobało nam się bycie celebrytami ;) Piątkowe slajdowisko było chyba całkiem udane, więc zapraszamy na kolejne: a do relacji wrócę niebawem ;) 1 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
Jagna 2 844 Zgłoś ten post Napisano 6 Kwiecień 2016 wracamy do odcinka 4 ;) Najedzeni w Al Hamrze jedziemy na północ z myślą o noclegu gdzieś w Wadi Bani Awf, polecanym przez wszystkich, i co najważniejsze : BEZ ASFALTU! No, przynajmniej nie było w 2015 ;) Początek asfaltowy, ale niczego sobie, bo serpentynami wspinamy się 1000 m w górę. Widzimy parking PEŁEN aut. Dziwne. Widok ładny, bo jesteśmy na przełęczy: Ale czemu wszyscy zawracają na tym parkingu? No tak, bo dalej droga wygląda tak: Jeeee! W końcu kawałek porządnego offa! Ale jakoś inne auta nie podzielają naszego entuzjazmu i nikt nie rusza naszym śladem ;) W końcu widzimy jakiegoś SUVa, który usiłuje nas dogonić ;) Wszystko pięknie, tylko zaczyna zapadać zmrok, a tu nie ma nawet 2 m2 płaskiego na namiot :D No nic, jedziemy i rozglądamy się ;) Doganiamy jakiegoś miejscowego Pick-upa: Gdzie tu się rozbić? A raczej: gdzie tu zjechać autem?? Widzimy w oddali małą oazę i zjeżdżamy do niej. Ewidentnie wjeżdżamy komuś na podwórko… Podwórko bardzo klimatyczne, trzeba przyznać: Pan siedzi i zawija … koszyk chyba? Niestety nie jesteśmy się w stanie dogadać z panem , a on raczej nie zachęca nas rozbicia się. Trudno, wracamy do góry ;) W końcu, widzimy kawałek płaskiego, choć ewidentnie pomagał tu spych ;) Nieważne, Toyota i 2 namioty się zmieszczą ;) Jesteśmy po prostu na poboczu drogi, ale jazda po ciemku nad przepaściami raczej nas nie bawi, a zapewne jutro będziemy dostawać skrętu szyi od widoków ;) Rozbijamy się, jest nawet kłoda robiąca za ławeczke ;) Stachu idzie na rekonesans i szybko wraca zwijając się ze śmiechu. Okazuje się, że dosłownie 100m dalej, za górką, jest najprawdziwsze boisko i właśnie trwa na nim mecz. Nie wiem, kto jest bardziej zdziwiony – my obecnością boiska w środku gór, czy chłopcy dziwnymi ludźmi rozbijającymi namioty przy drodze ;) Boisko w całej okazałości już za dnia ;) : No to co, kafej? Układamy się spać z myślą, że nikt przecież po nocy po takiej drodze jeździć nie będzie. Taaaa… cdn. 10 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
Jagna 2 844 Zgłoś ten post Napisano 7 Kwiecień 2016 Odcinek 5, czyli jak nie z jednej strony, to z drugiej ;) W nocy minęło nas co najmniej 10 aut. Zakładam , że to miejscowi, bo chyba nikt inny nie odważyłby się jechać tu po ciemku ;) W nocy widzimy poświatę gdzieś w dole, pewnie to wieś, dla której zbudowano to boisko. Poranne widoki całkiem ładne: Po analizie GPSa oraz map (gdzie cały wczorajszy offowy odcinek to jakieś 4 mm) dochodzimy do wniosku, że jesteśmy niedaleko zjazdu do wsi Bilat Sayt i to pewnie stamtąd ta poświata. Ta dróżka powyżej zapewne prowadzi do wsi: Słońce zaczyna oświetlać wyższe partie gór (wstajemy nieprzyzwoicie rano, koło 7): W przewodniku piszą, że Bilay Sayt to najpiękniejsza wieś w omańskich górach. No to chyba zboczymy z głównej drogi, żeby to zobaczyć ;) W czasie śniadania mija nas wojskowy łazik, a za nim wloką się żołnierze w pełnym rynsztunku. Niestety strasznie machają rękami, kiedy chcemy im zrobić fotkę ;) Mają piękne maskujące mundury, moro idealnie zlewa się z górami, łącznie z chustami na głowie ;) Ruszamy w górę: Mijamy boisko: Swoją drogą, niezłe prace ziemne trzeba było uskutecznić, żeby tyle płaskiego tu zrobić ;) Okazuje się, że za pierwszych zakrętem jest zjazd na Bilat Syat. Jedziemy: Przy tej drodze na lewo spaliśmy ;) Bilat Syat w całej okazałości: Ze wszystkich stron otoczona górami, piękna oaza: Kto znajdzie minaret? ciut starszej zabudowy: Krótka sesja foto: Jechaliśmy tu chyba pół godziny, a ciągle widać to boisko w oddali: Wracamy do „drogi głównej”: Piękna rozpadlina w ziemi, czyżby to Snake Canyon, który mamy w planie? Całkiem stromy odcinek w dół: Ale ciężko ten odcinek nazwać trudnym ;) Objeżdżamy spory wąwóz: Po jakieś godzinie docieramy do wejścia do Kanionu Węża, czyli Wadi Bimmah. Czas rozprostować nogi ;) cdn 11 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
Jagna 2 844 Zgłoś ten post Napisano 8 Kwiecień 2016 Odzew na relację niesamowity ;) aż normalnie nie nadążam odpisywać ;) Snake Canyon to jedna z ciekawszych rzeczy w Omanie. Niestety w całości niedostępna „przeciętnemu” turyście, bo wymaga umiejętności nurkowania oraz zakładana lin. My jednak chcemy dojść, dokąd się tylko da ;) Przy wejściu do kanionu ciekawa tabliczka: Nie wyglądało to na cmentarz… Kanion jest naprawdę wąski i wysoki, jest dość chłodno i oczywiście cień ;) Kanion jest bardzo ciekawy geologicznie, niestety opis w przewodniku geologicznym, który kupiłam (a było nie oszczędzać, tylko kupić porządny niemiecki, było!) jest tak nic nie warty, że wkurzam się do dziś. Są tu skały prekambryjskie, z okresu tzw. „snowball earth” czyli czasu, kiedy nasza planeta była całkowicie pokryta lodem. Tylko nie pytajcie mnie, które to… Być może te brązowe na górze… To szare, cholernie śliskie po którym idziemy to wapienie formacji Hajir, często występują w nim złoża ropy Wchodząc do kanionu należy dokładnie przeanalizować ilość chmur na niebie. Już zwykły deszcz powoduje kompletne zatopienie kanionu w pół godziny. Ze wszystkimi turystami w środku ;) Stachu, jak na prawdziwego turystę z zachodu przystało, nie rozstaje się z butelką coca-coli ;) Te wszystkie zakola w wapieniach wyżłobiła woda… Ta dam! To byłoby na tyle ;) Za tym „kamyczkiem” jest niżej o jakieś 4 m. Zejść by się może i dało, ale wejść z powrotem na pewno nie. Cała czwórka obchodzi głaz ze wszystkich obu stron: No nie ma przejścia i już… Może jednak? Stachu oczywiście nie wypuszcza coca-coli z ręki ;) Niestety… No to wracamy… Jeszcze raz wyślizgane wapienie: i powrót na parking. Patrząc na mapę – zrobiliśmy w 2 godziny jakieś 500 m w linii prostej ;) Ciekawe, jak daleko zajdziemy od drugiej strony? cdn. 11 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
Mario 6na9 6 805 Zgłoś ten post Napisano 8 Kwiecień 2016 MEGA !!! Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
Jagna 2 844 Zgłoś ten post Napisano 12 Kwiecień 2016 Ładujemy się w Toyotę i jedziemy kilka km na drugi koniec Snake Canyon. Kanion z góry – taka sobie „szczelinka” Zjeżdżamy w dół: Wejście „od drugiej strony” znacznie większe. I nawet kilka samochodów stoi przed, znaczy, jakieś inne turysty przyjechały ;) Początek lajtowy: pół godziny łazi za nami małe koźlątko i strasznie zawodzi: Zaczynają się solidne kamulce: Skaczemy z kamyczka na kamyczek: Ślisko jak cholera: i jeszcze bardziej ładnie ;) Stachu z nieodłączną coca – colą: Lewą? Prawą? Zdarzyło nam się nawet minąć ze 2 Niemców ;) Woda… Robi się trudniej: Hmmm… Coraz trudniej… I to by było na tyle dla turystów bez lin… Nawet, gdybyśmy przeszli, to dalej trzeba przepłynąć przez w pełni zalaną jaskinię, czyli umieć nurkować ;) Ale i tak było super. Podziwiałam niemieckich emerytów dzielnie skaczących przez skałki ;) Wracając natykamy się na stadko kóz, sikających do strumienia z którego wszyscy turyści korzystają ;) A tu krótki filmik, co się dzieje w kanionie, kiedy pada. Tam gdzie płynie ta rzeka, stała nasza Toyota. Na szczęście wtedy nie padało ;) pa4AV7YkKmU A my wracamy do Wadi Bani Awf: i wyjeżdżamy po 2 dniach na asfalt: Omańczycy na swoim blogu polecali mało znane miejsce: وادي الأبـيـض, czyli Wadi Al Abyad. Mamy rzut beretem, więc odbijamy w bok po kilku km asfaltu wjeżdżamy do bardzo szerokiego koryta rzeki. Wypełnionego drobnymi otoczakami, gdzieniegdzie płynie trochę wody. Raf tylko się uśmiecha, zapina 4x4 i jazda ;) Jedziemy w głąb, jak daleko się da ;) Znajdujemy miejsce, gdzie wody jest więcej. Będzie kąpiel! Jesteśmy chyba w raju. Woda idealnie czysta. Idealnie ciepła. A nad głową palmy ;) Dookoła żywej duszy, można ubrać normalny strój kąpielowy;) Niezbyt to może ekologiczne, ale każdy zaczyna od szamponu ;) Stacha dorwała telefonicznie robota, ale z zasięgiem tu kiepsko: A później wylegujemy się po szyję w rzece. Auć! Boli! Rybki robią pedicure i manicure ;) Szczególnie uwielbiają zadrapania i ranki ;) Wszystko dobrze, kiedy szczypią w dłonie czy stopy, zdecydowanie mniej przyjemnie, jak gryzą w brzuch ;) Melon, arbuz, kawa… Aż ciężko nam się zebrać z powrotem do auta ;) Powrót – jazda z ułańską fantazją ;) Na nocleg znajdujemy niewielką dolinkę ze strumyczkiem. Ale widać, że dolinka wypełniona jest otoczakami, czyli strumyczek bywa ogromną rzeką ;) No cóż, oby nie tej nocy ;) Jesteśmy hen, hen za wsią, a tuż po zmierzchu słyszymy nawoływania do modlitwy chyba z trzech minaretów na raz… A wieczorem, przy ognisku, widzimy powoli zbliżająca się parę świecących oczu... Powoli, majestatycznie mija nas kot... cdn. 7 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
red 4 330 Zgłoś ten post Napisano 12 Kwiecień 2016 kot piaskowy czy leopard? pisz dalej Jagna, super wyjazd Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
jasinek 6 043 Zgłoś ten post Napisano 13 Kwiecień 2016 Nic ująć, nic dodać, PKP :-D Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
Jezier 11 588 Zgłoś ten post Napisano 13 Kwiecień 2016 A może do Stolycy na jakieś slajdowisko podjedziecie :) Miło było by posłuchać na żywo. Zapraszamy! 1 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
Jagna 2 844 Zgłoś ten post Napisano 13 Kwiecień 2016 W stolycy chyba za duża konkurencja ;) 1 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
Jezier 11 588 Zgłoś ten post Napisano 13 Kwiecień 2016 Tu chodzi o jakość, nie o ilość :) Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
mila1 3 368 Zgłoś ten post Napisano 13 Kwiecień 2016 Widoki łeb urywają. Historia Ziemi w pigułce. 1 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
enlil 3 208 Zgłoś ten post Napisano 14 Kwiecień 2016 Super Jagna! Nie za często się czyta relacje z tych rejonów. Dawaj dalej Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach