trolik 3 183 Zgłoś ten post Napisano 13 Marzec Sahara Zachodnia https://youtu.be/zXyTi-kyMNE?si=kyNdj8tWnpxAjzmF 9 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
trolik 3 183 Zgłoś ten post Napisano 14 Marzec Tu mozna nas sledzic: https://eur-share.explore.garmin.com/AFRYKA24?fbclid=IwAR2ii7Uc4-yzxT1Y0g7LjvLLmcy9WykvsFSerR-o4UAImZuqCIFBd35DHjg 5 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
trolik 3 183 Zgłoś ten post Napisano 16 Marzec Tu mozna nas sledzic: https://eur-share.explore.garmin.com/AFRYKA24?fbclid=IwAR2ii7Uc4-yzxT1Y0g7LjvLLmcy9WykvsFSerR-o4UAImZuqCIFBd35DHjg https://youtu.be/UTSiMUOCQW0?si=63Qn0ZIuySxF1PZl 5 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
trolik 3 183 Zgłoś ten post Napisano 21 Marzec Dakar...to chyba inna planeta jest... 4 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
coolluk 10 152 Zgłoś ten post Napisano 22 Marzec Dnia 13.03.2024 o 22:47, trolik napisał: Sahara Zachodnia https://youtu.be/zXyTi-kyMNE?si=kyNdj8tWnpxAjzmF Dynamika obrazu mnie pokonała za dużo się dzieje 3 1 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
trolik 3 183 Zgłoś ten post Napisano 28 Marzec Poludniowo-zachodni Atlas 8 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
trolik 3 183 Zgłoś ten post Napisano 5 Kwiecień Przelecz Tizi ait imi 4 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
Marcin N 8 803 Zgłoś ten post Napisano 6 Kwiecień Zajebista sprawaZazdroszczę taptarapta 1 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
Jezier 11 591 Zgłoś ten post Napisano 6 Kwiecień Przelecz Tizi ait imi Ani jednego drzewa. Jak tu ognisko napalić Bez ognia nie ma wyprawy 🫣ride eat sleep repeat 2 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
trolik 3 183 Zgłoś ten post Napisano 11 Kwiecień Dzisiaj mielismy maly jubileusz:-) Pozdrawiam trolik 3 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
Marcin N 8 803 Zgłoś ten post Napisano 12 Kwiecień To wy ciągle w trasie?taptarapta Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
trolik 3 183 Zgłoś ten post Napisano 15 Kwiecień Dnia 12.04.2024 o 13:49, Marcin N napisał: To wy ciągle w trasie? taptarapta wlasnie wrocilem:-) pozdrawiam trolik Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
trolik 3 183 Zgłoś ten post Napisano 26 Kwiecień (edytowane) W moim podróżniczym życiu nigdy nie czułem potrzeby zwiedzenia krajów położonych w Afryce-podobnie mam z obiema Amerykami. Azja, a szczególnie Azja Centralna jest jest moim podróżniczym eldorado i tego się do tej pory trzymałem:-). Ten brak "chcicy" na inne kontynenty zaczął mnie jednak trochę zastanawiać ostatniej zimy i postanowiłem sprawdzić, czy moje emocje nie robią mnie przypadkiem w balona:-). Po sprawdzeniu kalendarza i przejrzeniu wszystkich kieszeni we wszystkich spodniach okazało się, że stać mnie na 2 wyprawy w tym roku-postanowiłem więc jak to się mówi w korpojęzyku: "zczelendżować" moje wewnętrzene "ja" i wybrać się na małą wycieczkę do Afryki. W związku z brakiem doświadczenia na tym kierunku przejrzałem FAT i znalazłem tam 2 kolesi planujących wyjazd do Afryki Zachodniej. Jeden z nich wykruszył się w trakcie przygotowań i tak zostałem ja i Grzesio. Grzesiek był wcześniej w Maroku i skorzystał z transportu do Malagi. Ja postanowiłem wracać na kołach, ale wysłać Gienię do Malagi transportem z Wrocławia-nie chciało mi się telepać zimą przez Europę w nieprzewidywalnych temperaturach. Plan był prosty; prujemy szybko na południe korzystając z dobrych autostrad w Maroku i spędzamy wakacje w Senegalu I Gambii. Na powrocie rozdzielamy się w Agadirze i Grzesiek wraca do Polski, a ja włóczę się jeszcze chwilę po Atlasie. Ogólnie plan się udał z wyjątkiem Gambii:-). Patrzę sobie teraz na tą niebieską linię na mapie i przypominam wszystkie przygody przeżyte podczas wycieczki: fajne (dużo ich było) i te mniej fajne (nie było ich mało). Edytowane 26 Kwiecień przez trolik 6 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
jasinek 6 043 Zgłoś ten post Napisano 26 Kwiecień No to czkamy na zajefajną relację i mnogość fotek 1 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
trolik 3 183 Zgłoś ten post Napisano 26 Kwiecień (edytowane) Dni 1-5 (09-13 Marca): Do Birganduz Przyleciałem do Malagi koło południa 9 Marca i zostałem od razu odebrany przez Grzesia, który był lekko połamany po nocy spędzonej w porcie lotniczym na podłodze...:-) Tfartki zawodnik! Prosto z lotniska pojechaliśmy po motorki i zastaliśmy tam taki piękny widok: Szybko przygotowaliśmy nasze rumaki i ruszyliśmy w kierunku Algeciras. Dalszych kilku dni nie będę opisywał, bo była to gonitwa po marokańskich autostradach (bardzo dobre i drogie!:-)). Przygoda zaczęła się gdzieś za TanTan, kiedy to przekroczyliśmy umowną granicę między Marokiem a Saharą Zachodnią. Nie wnikałem w geopolitykę, ale z tego co wiem to Sahara Zachodnia jest terytorium spornym między Marokiem, a Mauretanią. Szczerze powiedziawszy to ja tego sporu nie widziałem-Marokańczycy budują tam jak szaleni autostradę, różne fabryki, port w Dakli i tak dalej. Ogólnie rzecz ujmując-rozgościli się tam na dobre!:-) Dojazd do portu w TanTan był też dla nas znaczącym wydarzeniem, bo tam dojechaliśmy do wybrzeża oceanu, które od tej pory towarzyszyło nam praktycznie do Dakaru. Mam wrażenie, że Marokańczycy starają się szybko zabudować infrastrukturą ten teren aby później łatwo było im twierdzić, że to ich ziemia.:-). Jazda też stała się przyjemniejsza, bo często jechaliśmy prawie na skraju klifu i były piękne widoki na błękitny ocean. Na poniższym filmie w oddali widać Daklę. Planując wyprawę nie zdawaliśmy sobie sprawy z jednej ważnej rzeczy: Ramadanu, który rozpoczął się wkrótce po naszym wjeździe do Maroka:-). W związku z tym często mieliśmy problem ze znalezieniem ciepłego jedzonka w środku dnia i przez to pojawiał się Pan Głodek:-). Czasami jednak udawało się rozwiązać ten problem Tak wygląda przydrożna restauracja w Saharze Zachodniej. Swoją drogą Tadżin z Seafoodem był bardzo smaczny!:-) Fajnym wydarzeniem było spotkanie z francuskim rowerzystą gdzieś przed Birganduz- gość kompletnie nie miał pojęcia o mechanice rowerowej, swój rower wyciągnął gdzieś ze śmietnika w Agadirze ale za to był wyposażony w niespożyte zasoby pogody ducha!:-). Okazało się, że nie byliśmy w stanie mu pomóc- dzień po naprawie w jakiejś osadzie przy drodze znowu rozleciał mu się wianek łożyska w tylnym kole. Łożysko było posmarowane smarem o konsystencji gliny i to chyba było przyczyną awarii:-). Popatrzcie też na bieżnik tej opony... Ostatnim przystankiem przed granicą Mauretańską był hotel Barbas w Birganduz, który wspominam z łezką w oku... Edytowane 26 Kwiecień przez trolik 5 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
trolik 3 183 Zgłoś ten post Napisano czwartek o 11:23 Szósty dzień, 14 Marca. Birganduz - Nałakszut Nie spałem dobrze tej nocy, chyba przez wredne ptaszory drące ryja w otwartym atrium hotelu:-). Jeszcze wielokrotnie podczas tej wyprawy miałem podobne sytuacje z ptaszorami, ale tym razem to były głównie gołębie więc nie było to nic szczególnie fajnego czy egzotycznego. Po szybkim śniadanku spakowaliśmy motorki i spokojnie ruszyliśmy w dalszą drogę-przed nami była tylko godzina jazdy do granicy, więc nie było się gdzie spieszyć. Na tym kilkudziesięciokilometrowym odcinku pustynia zmieniła się kilkukrotnie-zaczynaliśmy od piaskownicy koło Birganduz poprzez kilka średnio zakrzaczonych kilometrów aż do wietrzejących głazów piaskowcowych ciągnących się jak okiem widać. To była całkiem fajna jazda!:-). Po dojeździe do granicy zatankowaliśmy dobre marokańskie paliwo i podziwialiśmy całe sterty samochodowego złomu przygotowanego chyba do transportu dalej na południe. Później w Mauretanii i dalej w Senegalu widzieliśmy setki czy tysiące stareńkich aut (przede wszystkim mercedesów 190) ożywionych magicznymi rękoma mechaników. Wydaje mi się, że tego typu auta stanowią ok 80% floty samochodowej tych krajów. Z ciężarówkami i autobusami jest gorzej-z tego co ja widziałem to w większości mercedesy z lat 50tych i 60tych ubiegłego wieku. Odprawa po stronie marokańskiej poszła szybko i po półgodzinie byliśmy już na ziemi niczyjej, która jest ok. dwukilometrowym kawałkiem czegoś, co kilkadziesiąt lat temu było drogą. Odprawa po stronie mauretańskiej nie była dla mnie zbyt przyjemna nawet mimo tego, że wzięliśmy majfrenda do załatwienia sprawy. Cała zabawa trwała chyba z 2 godziny i zostawiliśmy tam po 70 euro. Na koniec mieliśmy jeszcze sprzeczkę z majfrendem, bo uzgodnione wcześniej 15 eur za uslugę zamieniło się w 20 eur.... Po krótkiej dyskusji na temat uczciwości w biznesie jednak odpuściliśmy, bo koło naszego majfrenda pojawili się inni majfrendzi...także ten...trza płacić...:-) Po tej jakże przyjemnej rozmowie zjedliśmy jeszcze szybkie "cokolwiek" (do tej pory nie wiem co to było:-)) w pobliskim barze i ruszyliśmy w dalszą drogę. Oddalając się od wybrzeża natychmiast poczuliśmy różnicę w temperaturze, która szybko wzrosła do 30 stopni, a kilkadziesiąt kilometrów dalej już do 40 stopni. Jednak bliskość oceanu robiła swoje - wcześniej podczas jazdy wzdłuż oceanu mieliśmy komfortowe 20 stopni i wiatr w plecy przez kilka dni. Teraz pustynia włączyła nam suszarkę dmuchającą gorące powietrze prosto w twarz:-). Wyjeżdżając z Maroka wzięliśmy kilka litrów dodatkowego paliwa nie wiedząc jak wygląda sytuacja ze stacjami benzynowymi w Mauretanii. Po drodze do Nałakszut widzieliśmy jedną stację z benzyną, aczkolwiek w drodze powrotnej znaleźliśmy (na szczęście!!!:-)) jeszcze 2 inne. Po drodze mieliśmy jeszcze spotkanie z najdłuższym (prawdopodobnie) pociągiem na świecie. Pociągi te transportują rudę żelaza, które jest jedynym dobrem eksportowym tego kraju z głębi pustyni do portu na wybrzeżu. W Nałakszut spotkaliśmy Fina, który przejechał się tym pociągiem siedząc na wagonie-podobno fajna przygoda!:-) Po kilku godzinach jazdy wjechaliśmy do Nałakszut. Nasza miejscówka do spania nazywała się Triskell i mogę spokojnie polecić - fajne spanie, bieżąca woda i sklep w pobliżu. 2 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
trolik 3 183 Zgłoś ten post Napisano piątek o 14:45 Siódmy dzień, 15 Marca. Nałakszut do Saint Louis. Pamiętacie ten filmik z wjazdu do Nałakszut na końcu ostatniego odcinka? Niby fajne, normalne miasto z szerokimi asfaltowymi drogami prawda? Otóż "od środka" wygląda to troszkę inaczej-wyasfaltowane są tylko główne arterie, a wjazd w każdą ulicę oznacza kopanie się w piachu, mniej lub bardziej grząskim. I nie mówię tu o "suburbie", a o dobrej dzielnicy blisko centrum. Oczywiście nie oceniam - mówię tylko jak jest i jak różnie można przedstawić rzeczywistość w zależności od miejsca siedzenia:-). Po szybkim śniadaniu i rozliczeniu się z właścicielem ruszyliśmy w dalszą podróż, która nie trwała zbyt długo:-) Okazało się, że Pan Prezydent postanowił zrobić sobie imprezę na wiadukcie, który był jedynym wyjazdem z miasta na południe...Na początku próbowaliśmy znaleźć jakiś objazd ,ale nie znając miasta było to trudne. W końcu się poddaliśmy i po 2 godzinach leżakowania podjechał koleś, który obiecał nas wyprowadzić na drogę za wiaduktem. Jak obiecał tak zrobił i mogliśmy jechać dalej!:-). Początkowo pustynia była bardzo "pustynna", czyli wielka piaskownica. Im bliżej jednak byliśmy Senegalu, tym więcej pojawiało się roślinności, ludzi i zwierząt. Kilkadziesiąt kilometrów od Senegalu wjechaliśmy do parku narodowego, którego środkiem poprowadzona była droga do granicy. W parku tym spotkaliśmy wiele fajnych zwierzaków, ale nie zatrzymywaliśmy się na dłużej - robiło się późno, a do Saint Louis był jeszcze niezły kawałek drogi. Poza tym będziemy wracać tą drogą więc nadrobimy tę zaległość na powrocie:-). Te fajne zwierzaki na filmie to rodzinka guśców:-) Przejazd przez park był fajnym doznaniem po kilku nudnych dniach telepania się na asfalcie-był fajny ofrołd, była woda i zieleń ze zwierzakami. Cieszyłem się już na drogę powrotną przez to zajebiste miejsce:-). Prosto z parku wjechaliśmy na przejście graniczne,. Tym razem po stronie mauretańskiej nie było ceregieli-kasa została z nas już przecież wyciśnięta;-). Brak kondycji i brak doświadczenia dał się Grześkowi we znaki-podczas przejazdu przez park i na przejściu granicznym zapomniał napić się wody. Ten błąd przy temperaturze powyżej 40 stopni mści się szybko i już po kilkunastu minutach Grzesiek miał zawroty głowy. Procedura po stronie senegalskiej zajęła nam może 20 minut już byliśmy w drodze do Saint Louis, a właściwie to do kempingu położonego na południe od miasta. Można byłoby pomyśleć, że kraje sąsiadujące ze sobą tak jak Mauretania i Senegal nie różnią się od siebie zbyt wiele. W tym przypadku jednak różnice było widać chyba we wszystkich aspektach. Od razu rzucała się w oczy zieleń roślinności, brak pustynnych krajobrazów (te częsciowo były później), inny kolor skóry ludzi no i ustrój polityczny:-). Senegal jest demokracją, a my trafiliśmy właśnie na kampanię prezydencką:-). Ze wszystkich słupów i płotów patrzyły na nas twarze kandydatów, odbywały się wiece wyborcze itd - ogólnie fajnie było to obserwowac:-). Po drodze zrobiliśmy male zakupy, wzięliśmy paliwo i godzinę później zalogowaliśmy się na kempingu Zebra Bar. Cóz mogę powiedzieć - było cięzko... 1 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach