Jagna 2 844 Zgłoś ten post Napisano 14 Listopad 2013 Nie wiem co robię źle ze nie widać filmów... Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
dakarowy 25 999 Zgłoś ten post Napisano 14 Listopad 2013 (edytowane) Nie wiem co robię źle ze nie widać filmów... Wystarczy podczas przeglądania filmu na YouTube wcisnąć opcję u dołu filmu "udostępnij", pokaże się kod, który następnie w całości trzeba skopiować w pole edycji testu podczas wpisywania postu - wszystko ;-) Edytowane 14 Listopad 2013 przez dakarowy Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
Jagna 2 844 Zgłoś ten post Napisano 14 Listopad 2013 Zapomiałam wspomnieć o jednym zdarzeniu. Poprawiam się więc. Siedzimy sobie pod skałką nad Morzem Barentsa (Morze Barentsa to dobre miejsce do chwalenia się - no bo kto o takim morzu słyszał? Brzmi co najmniej syberyjsko!) kafej uwarzony, wurszt skonsumowany, jest gut. Fazi z Antonem idą szukać pogermańskiego złomu, a Patryk z Krzychem coś najwyraźniej kombinują. Krzychu wziął ze sobą na rajzę jakieś pieroństwo zwane przez nich “achtungiem” służące podobno do odstraszania niedźwiedzi. A moim skromnym zdaniem służące głównie zabawie dużych chłopców. No i chłopcy zechcieli właśnie tę zabawkę wypróbować. W Morzu Barentsa. Jak nagle nie dupnie!!!! Fontanna na 5 metrów!!! A jakieś 5 sekund później równie głośny wrzask Antona. Jego wypowiedź nie bardzo naddaje się do zacytowania, no chyba, że używając samych kropek. Więc Anton krzyczał mniej więcej tak: “ …!!!!!! ….!!!!!! Idioci!!!! Przecież tu są porty wojenne!!!! Poligon morski!!!! Łodzie podwodne!!!!! ….!!! Ups… Mamy nadzieję, że krzysiowy achtung nie przebił zbyt wielu błon bębenkowych u panów wojskowych pracujących na nasłuchu… No a to, że następny dzień rano zaczęły się w okolicy duże manewry to MUSIAŁ być zupełny przypadek... 10 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
Jagna 2 844 Zgłoś ten post Napisano 15 Listopad 2013 Dakarowy - dzięki. Już wiem, że tu trzeba inaczej ;) poprawiłam 1 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
Jagna 2 844 Zgłoś ten post Napisano 16 Listopad 2013 Z racji swojego zawodu przemycę na FAT trochę geologii :umowa: Otóż Półwysep Kolski to bardzo ciekawy geologicznie fragment Europy. Jest on częścią tarczy bałtyckiej, czyli “jądra” naszego kontynentu, jego najstarszego i najmniej zmienionego kawałka, zbudowanego ze skał krystalicznych. Praktycznie od prekambru (a skończył się on jakieś 650 mln lat temu) pozostaje w niezmienionej postaci. Czyli mówiąc prościej, jest to najstarszy kawałek Europy, jaki mamy na powierzchni. I między innymi dlatego właśnie w okolicy Zapoliarnego umiejscowiono najważniejszy odwiert na świecie, czyli SG-3. Innym sprzyjającym faktem była niska temperatura skał na większych głębokościach, dużo poniżej średnich (Średni wzrost temperatury z głębokością to 1 stopień na 33 metry) Ciut informacji: Cała historia projektu SG-3 zaczyna się w latach 70-tych na Półwyspie Kolskim. 24 maja 1970 roku na Półwyspie Kolskim, 10 kilometrów od miasta Zapoliarnyj rozpoczęło się wiercenie w tarczy bałtyckiej najgłębszego odwiertu na Ziemi. Oprócz oczywistego celu naukowego tego pochłaniającego ogromne fundusze przedsięwzięcia było przy okazji pobicie rekordu amerykańskich geologów, którzy w 1973 r. wywiercili w Oklahomie otwór o długości niemal 9.6 km. Wieża wiertnicza w trakcie pracy: Prace prowadzono do 1992 roku. W tym czasie udało się naukowcom wwiercić na głębokość 12262 metrów. Wstępnie chciano osiągnąć głębokość co najmniej 15 kilometrów. Po Międzynarodowym Kongresie Geologicznym, który odbył się w Moskwie w 1984 roku sądzono, że uda się dojść nawet do 20 kilometrów, ponieważ dotychczas notowane temperatury były niższe niż przypuszczano. Sytuacja jednak się zmieniła po przekroczeniu głębokości 7000 metrów. Temperatura nagle przekroczyła 700 st. C, co spowodowało przerwanie wierceń z powodu uszkodzenia wiertła Uralmasz. Im Rosjanie głębiej się wwiercali tym zagadkowych wydarzeń było więcej. Po naprawie wiertła wznowiono prace. Temperatura wróciła do normy nieprzekraczającej 100 st. C. Do głębokości 12 kilometrów wszystko szło dobrze, jednak później temperatura znów zaczęła rosnąć. Tym razem utrzymywała się na stałym poziomie, który uniemożliwił dalsze wiercenia. Projekt badawczy został ostatecznie po cichu zamknięty z powodu braku finansowania przez pogrążone w kryzysie państwo. Do dziś zostały jedynie rdzewiejące konstrukcje i wysoka wieża wiertnicza. A tyle zostało w ziemi: Dziękuję za uwagę ;) 15 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
Bandit22 385 Zgłoś ten post Napisano 17 Listopad 2013 Z racji swojego zawodu przemycę na FAT trochę geologii :umowa: Bardzo mi się podobało i jeszcze milej oglądało :) Ale co to jest FAT ? 1 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
Pawel 53 734 Zgłoś ten post Napisano 17 Listopad 2013 Ale co to jest FAT ? tłuszcz 2 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
Wojbm6 482 Zgłoś ten post Napisano 18 Listopad 2013 Bardzo mi się podobało i jeszcze milej oglądało :) Ale co to jest FAT ? To po ślůnsku - Fein Auto Tourism ;-) - :-D :-D Pzdr i czekam na jeszcze 2 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
Jagna 2 844 Zgłoś ten post Napisano 18 Listopad 2013 To po ślůnsku - Fein Auto Tourism ;-) - :-D :-D Pzdr i czekam na jeszcze Podoba mi się to wytłumaczenie ;) Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
Jagna 2 844 Zgłoś ten post Napisano 18 Listopad 2013 Spawarka na jutro załatwiona, wracamy na wieczór do Antona. Na szczęście wymęczeni całodzienną jazdą, więc impreza już nie ta co ostatnio ;) Wcinamy pielmieni, gadamy o motocyklach, chłopaki zachwyceni katalogami, które od nas dostali, gadamy… Robi się środek nocy, który mniej więcej wygląda tak: Noc od dnia odróżnia się jedynie mniejszą ilością ludzi na ulicy... Spodziewałam się, że grube, szczelne zasłony będą podstawowym wyposażeniem sypialni. Tymczasem nie było ich wcale… Miejscowi chyba przyzwyczajeni, nam trochę dziwnie zasypia się w pełnym słońcu… Litujemy się na Agą, która nie przespała ostatniej nocy z powodu kurzofretki oraz skaczącego na łózko wilczura i zamieniamy miejscem noclegu. Jagna z Fazim udają się więc do mieszkania Dimy, kurzofretka zapobiegawczo zostaje zamknięta w pokoju obok, a wilczór spacyfikowany skutecznie (po germańsku ;) ) przez Faziego spędza noc pod łóżkiem. Noc przebiega bez ekscesów ;) Rano okazuje się, że mamy problem. Z nocki wrócił Dima, i zaczął opowiadać o swojej pracy. Dima jest maszynistą pociągów towarowych kursujących z rudą niklu z kopalni niklu do huty niklu. W miejscowości Nikiel oczywiście. Natomiast Fazi jest synem maszynisty. A rano było zaplanowane spawanie baku OST. Czymże jest jednak spawanie baku wobec rozmów o lokomotywach ?? Gdzieś koło 12 udaje się w końcu wysłać chłopaków w stronę spawarki (wolę nie pytać, jak spawa się bak pełen paliwa…) a dziołchy idą w miasto. Znaczy się w Zapoliarnyj. Zapoliarnyj jest… no… jakby to powiedzieć… niezbyt ładne? Po mniej więcej 5 min widziałyśmy już wszystko warte zobaczenia i znalazłyśmy restaurację. Hotelową nawet! Jak na Zapoliarnyj, był to inny świat. Dla nas też to był inny świat. Jakbym się cofnęła w czasie mniej więcej do roku 1988, kiedy to chodziłam z rodzicami na niedzielne obiady do podobnego przybytku. Panie kelnerki obsługiwały wtedy z taką samą niechęcią ;) Wystrój na bogato: Kelnerki mają na sali swój stolik, siedzi ich tam chyba z sześć, na jakiś 4 gości ;) W końcu jakaś obrażona na wszystko panienka bierze od nas zamówienie na kawę. A po jakiejś pół godzinie podchodzi i pyta, czy mogłybyśmy już zapłacić … Na szczęście chłopaki przysyłają smsa, możemy wracać. Bak cały, OST nie wybuchło, robimy pożegnalne zdjęcie: I ruszamy na… południe. Po raz pierwszy na południe. Ale jeszcze sporo przed nami ;) Przerwa na mitag w pięknych tundrowych okolicznościach przyrody: Mitag składał się głównie z mielonki w puszkach ;) W połowie drogi między Zapoliarnym a Murmańskiem kolejny pomnik Wojny Ojczyźnianej, tym razem słusznych rozmiarów: Pewne jego elementy bardzo się podobały: A tu mapa głównej bitwy, która przełamała “Eismeerfront” I wjeżdżamy do Murmańska: Porządny garaż do za kołem podbiegunowym to podstawa: Robimy sobie (mimo protestów części żeńskiej) dłuższy spacer po Murmańsku, najpierw po głównej ulicy: Znajdujemy nawet sklep z kabelkiem do telefonu ;) a później szukamy pomnika, na którym jest kiosk “Kurska”. Nie jest łatwo go znaleźć. Czyżby nie było się czym chwalić? Mówię oczywiście o akcji ratowniczej… Chyba piąta dopiero osoba kieruje nas tam gdzie trzeba: Na tablicy za Krzysiem wypisano ofiary wszystkich wypadków łodzi podwodnych z Murmańska. Było tego sporo… Tu 50 osób, tu 100… chyba ponad tysiąc w sumie by się zebrało… Oj, ryzykowne to pływanie pod wodą… szczególnie w wersji rosyjskiej… Znajdujemy knajpę z tradycyjnym rosyjskim jedzeniem. Rybki, pielmieni, bliny… mniam… No i czas pożegnać się z Murmańskiem… Fazi udowadnia, że miano kurzofretki pasuje jak ulał: Wyjazd z Murmańska mamy godny. Jest chyba 23, słońce oczywiście w pełni, tłum ludzi na ulicach i dwa śląskie złomy na środku. Szyby w dół, Cila na maxa (mamy kabelek! komórka Jagny podłączona do radia!), jedziemy główną aleją przez Murmańsk. Wszyscy się gapią… Nagle zatrzymuje się obok na czerwonym starszy pan i piękną polszczyzną mówi, że on Polak z dziada, pradziada… Przechodzimy więc ze śląskiego na polski, pan wyraźnie wzruszony, co my tu robimy… Robi się zielone, ruszamy. Nagle Patryk z tyłu “Nie momy kajś jeszcze jedna biksa piwa polskiego?” Mamy! Patryk rzuca się do bagażnika OST (“Kajś tu musi być!”) robi jeszcze większy bardak, ale jest Tyskie! Na następnych światłach doganiamy pana, Patryk wyskakuje, wręcza puszkę oniemiałemu kierowcy, uśmiechamy się i możemy jechać ;) O północy przerwa na siku na przydrożnym parkingu, zachodzę nieco głębiej w las i widzę to: Sami Rosjanie (czy też Karelczycy) chyba nie bardzo doceniają to piękno, bo na samym parkingu: Za Monczegorskiem skręcamy z M18 na wschód, w stronę Apatytów oraz Chibin, które oprócz przemysłu wydobywczego (apatytów właśnie) są lokalnym kurortem narciarskim. Niestety droga do tego kurortu… Kto był na Ukrainie, ten wie o czym mowa. Powierzchnia dziur większa od powierzchni resztek asfaltu, a ich wyminięcie niemożliwe. Jedziemy więc wolno, zatrzymujemy się przy tablicy informacyjnej, na której zaznaczono kempingi, niestety są one chyba wyłącznie na niej ;) Czyli znów nocleg w krzakach ;) Nagle OST nie udaje się wyminąć jednej z dziur i słyszymy konkretne łupnięcie. A na masce astry pojawia się wybrzuszenie. - o k… - co to było? - cosik dupło… Diagnoza brzmi: Dupło górne mocowanie fejdry i dymfra. I prawie wyszło przez maskę... Próbujemy jechać dalej, ale spod maski dobiega taki łomot, że postanawiamy skończyć jazdę w najbliższych krzakach. Po zaparkowaniu w krzakach dziołchy biorą się za namioty, chopy za ognisko, a gizd za fejdrę: Zostaje wymyślony jakiś sposób dospawania obejmy, która by jakoś tę sprężynę trzymała. Ale znów potrzeba jest spawarka ;) Do Apatytów mamy jakieś 15 km, doturlamy się jutro… Czyli można otworzyć piwko, 3 nad ranem: Kopruchy przechodzą same siebie, ubieramy rękawice, polary (przez polar komary nie dosięgają do skóry) i co tam się tylko da. No i tradycyjnie, gdzieś o 5 rano: “Trza by ciut pospać, co?” cdn. 12 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
Jagna 2 844 Zgłoś ten post Napisano 22 Listopad 2013 Dla tych , co nie do końca wiedzą co się nam zepsuło: fejdra i dymfer to po polsku sprężyna i amortyzator ;) Rano okazuje się, że rozbiliśmy się niedaleko jeziora, całkiem ładnego, więc po burżyjsku organizujemy sobie śniadanie na plaży ;) Woda - marzenie. No, może za wyjątkiem temperatury ;) A na łączce kwitnie takie ładne coś: Posileni, wymyci w jeziorku, możemy ruszać na dalszy podbój świata ;) Na razie trzeba dojechać do Apatytów stukającą astrą ;) Fazi wykonuje na asfalcie piruety usiłując wymijać wszelkie nierówności, ale i tak na niewiele się to zdaje, odgłosy spod maski są takie, jakby astra stukami mówiła: “tu zostaję! nigdzie nie jadę! tu będę leżeć!” Zatrzymujemy się przy pierwszym kompleksie garaży z pytaniem, czy ma ktoś swarkę. Jeden z właścicieli kieruje nas do dużego warsztatu samochodowego za rogiem. Wjeżdżamy na podwórze warsztatu, wygląda bardzo nowocześnie i europejsko, mechanicy zaglądają pod maskę i rozmowa, gdyby tylko toczyła się po polsku, a nie śląsko-rosyjsku, wyglądałaby zapewne tak: “Bo ja chciałbym tu przyspawać taki płaskownik i potrzebuję spawarkę pożyczyć” “A po co ten płaskownik?” “A żeby ten amortyzator trzymał” “A nie prościej wymienić mocowanie na nowe?” “A skąd ja je wezmę?” “A był pan zapytać w sklepie?” Tego to już nikt nie mógł się spodziewać. W mieścinie średniej wielkości za kołem podbiegunowym, w sklepie motoryzacyjnym leży sobie spokojnie na półce mocowanie do amortyzatora opla astry sprzed 20 lat. Globalizacja? A tak w ogóle, to przecież tu wcale nie ma opli! Fazi wychodzi z paczuszką ręku oraz dziwną miną na twarzy. Jest niepocieszony. Jak to tak, po prostu? Bez spawania? Bez kombinacji? W dodatku mechnicy są nieprzejednani i nie pozwalają na samodzielny montaż (a dokładniej na pożyczenie narzędzi). Fazi: “Ale nie mówcie nikomu, że ktoś nam naprawiał auto, dobraaaa?” ;) 11 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
Jagna 2 844 Zgłoś ten post Napisano 24 Listopad 2013 Astra w ręce mechaników, mamy trochę wolnego. Jagna i Aga postanawiają zasmakować nieco wolności, biorą więc Szkodnika i ruszają na podbój Chibin, do Kirowska. To najważniejszy ośrodek narciarski na Półwyspie Kolskim. Góry dookoła miasta są ładne, ale ciężko “odfiltrować” zasłaniające je elementy przemysłowe… Centrum miasta też dość ładne i zadbane, niestety nie udało nam się znaleźć żadnego miejsca, w którym można by napić się kawy… Szkodnik wzbudza jak zwykle sporo uwagi, teraz jeszcze powiększa się ona dwoma kobietami w środku. Kiedy parkujemy w Kirowsku, podchodzi jakiś mężczyzna i pyta, czy może nam zrobić zdjęcie. Ależ proszę bardzo! Przybieramy ładne pozy oraz uśmiech, a pan na to: “Ale mogłyby panie się odsunąć i nie zasłaniać skody?” Cóż za brak elementarnego dobrego wychowania! W Kirowsku zauważam jeden jedyny pomik, na którym nie ma ani Lenina, ani czołgu: Jest za to górnik z kopalni apatytów (apatyt, Ca5(PO4)3, czyli źródło fosforu). Chłopaki dzwonią, że astra jak nowa i mamy wracać. Astra jak nowa, ale chłopaki coś nie bardzo… Zostawiamy z Agą niepocieszonych Ślązaków i jedziemy dalej obie Szkodnikiem. Za Kandałakszą, na wysokości Morza Białego w końcu udaje nam się nie przeoczyć tego: Koło polarne, po naszemu podbiegunowe. Obowiązkowo: -postój -fota -warzenie kafeja -odsłuchanie i odtańczenie Cili ;) A więc naprawdę jedziemy powoli na południe, do domu… Przekroczenie “Poliarnego Kruga” oznacza, że nie będzie już w nocy słońca. Ale ciemno też nie będzie ;) Chłopaki coś dziś wybitnie nie w kondycji ;) :spac: Więc znowu ich pozostawiamy samych sobie i jedziemy babskim teamem ;) - Jagna, nie wydaje ci się , że coś stuka? (jedna Aga ma litość i nie mówi do mnie po śląsku ;)) - eee, nie, to muzyka tak… - mówię ci, coś stuka… - wiater jęczy, zawrzyj Aga lepiej ten dach (grr, mnie też się śląski udziela…) Po jakiś 10 km... - no stuka… - ale jedzie, to co się przejmujesz… i po 20 km… - teraz jeszcze dzwoni… - no faktycznie… to może jednak zjedź na ten parkplac… A na parkplacu stare, dobre najazdy betonowe ;) tylko trochę pokruszone ;) Tylko trochę wlokłyśmy tłumik po asfalcie ;) Ciut trytytek i szkodnik jak nowy ;) Jesteśmy już w połowie wysokości Morza Białego i mamy plan na Wyspy Sołowieckie. Dostaliśmy od Projektu Aurora namiar na garaż motocyklowy w Kiem, jest wieczór, można by skorzystać ;) Fazi konstruuje jakiegoś pseudo - rosyjsko - polskiego smsa wyjaśniającego kim jesteśmy i co byśmy chcieli. Odpowiedź typowo rosyjska: zapraszamy! Jednak przez trytytkowanie szkodnika, warzenie kafeja, itp, itd jak zwykle mamy spóźnienie, więc koło 22 wysyłamy kolejnego smsa pt “jeszcze 50 km, zaraz będziemy” Odpowiedź brzmi: “Piju konjak. Ustał żdat’.” hm? Co pije, to rozumiemy, ale dalej? Coś przestał, ale co? Oczywiście, żadnego słownika przy sobie nie mamy ;) Google jednak podpowiada, że “żdat’” oznacza “czekać”. Tylko jak to rozumieć? Spóźniamy się i przestał na nas czekać, jednym słowem obraził się (wersja Jagny) czy też znudziło mu się czekanie i zaczął pić bez nas? (wersja Fazika) Telefon klaruje nieco sytuację, jedziemy w umówione miejsce. Po drodze podziwiamy zapory na przejeździe kolejowym. Czyżby sam szlaban nie zapobiegał wybrykom słowiańsko - rosyjskiej ułańskiej fantazji? Po północy jesteśmy w końcu pod garażem: Garaż jak garaż, ale jego piwnica ;) Okazuje się, że wersja Fazika była bliższa prawdy, kilka koniaków już padło ;) Na ścianie zdjęcia Pastora, Szparaga i spółki z zimy: Szybko okazuje się, że jeszcze kilka koniaków w garażu się znajdzie ;) cdn. 9 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
Jagna 2 844 Zgłoś ten post Napisano 27 Listopad 2013 uff... kolejna impreza polsko - rosyjska… znów trzeba pić ... choć tym razem jakoś normalniej, bardziej swojsko, może dlatego, że zwyczajniejsi motocykliści, a nie żadne MC ;) kolejne koniaki, a potem ostatnie polskie piwo znalezione gdzieś w bagażniku… oczywiście spanie w garażu znów nie wchodzi w grę, mamy iść do domu i tyle… Nadal mamy plan na Sołowki, czyli Wyspy Sołowieckie, prom płynie tylko raz dziennie, o 7 rano. Dżes obiecuje pobudkę o 6.30, żebyśmy zdążyli dojechać do portu i kupić bilety. Mamy z Dżesem i spółką ciekawą dyskusję lingwistyczną. Otóż poznaliśmy od MC - chłopaków z Zapoliarnego dwa nowe słówka rosyjskie, dość często przez nich używane. Brzmią one dość podobnie i w końcu zapytaliśmy, gdzie leży różnica. :umowa: Chodzi mianowicie o słówka “ch.. owy” oraz “achu..enny”. Różnica okazała się dość konkretna ;) Pierwsze oznacza dokładnie to samo co po polsku i jest zdecydowanie negatywne i wulgarne, natomiast drugie jest bardziej łagodne a znaczy mniej więcej “zajebisty”. Zdarzyło nam się użyć tego drugiego określenia przy Dżesie i wywołało to niemałą konsternację ;) oraz komentarz “lepiej tego przy ludziach nie używajcie” ;) Ale po kolejnym koniaku chłopaki jakoś sami mówią “achuj...enna maszina” :D Gada się nam fajnie, w końcu patrzymy, że jest już 5 rano… Idziemy do mieszkania Dżesa, rozkładamy się na podłodze, niestety ciężo spać , jak ktoś paca cię łapą w ucho albo w głowę ;) Kot Dżesa: Po jakiejś godzinie dzwoni pierwszy budzik. 6.30 Wstajemy na prom? Wszyscy nieżywi… W końcu o 6.50 zrywamy się i biegniemy do auta. Wsiadamy. Do portu jeszcze jakieś 15 km… nie ma sensu… pewnie prom właśnie odpływa… ale... w sumie... to jest Rosja... na pewno nie wypływa o czasie, damy radę… Gdzieś o 7.15 wpadamy do biura, kupujemy bilety i biegniemy na prom, z którego właśnie zdejmują trap ;) I chyba po nas widać, że spaliśmy niecałą godzinę ... Ale za to możemy wyspać się ciut na kołyszącym statku gdzie na Morzy Białym ;) A teraz krótko, czemu Sołowki. Aga wyczytała w przewodniku, że warto. Bo piękny zabytkowy monastyr, podobno najważniejszy w kraju i ogólnie ładnie. Jagna znowu chciała zobaczyć na własne oczy kawałek tego, co pisał Sołżenicyn w “Archipelagu Gułag”. Na Sołowkach funkcjonował od 1920 jeden z cięższych sowieckich łagrów: Солове́цкий ла́герь осо́бого назначе́ния (СЛОН). Przebywało tam nawet po 65 tys. ludzi. I większość tam została… Sołżenicyn szacuje, że w sowieckich obozach systemu uśmiercono od początku rewolucji do roku 1956 ok. 60 milionów ludzi. Historyk Robert Conquest, podaje liczbę 42 milionów ludzi, którzy zginęli bezpośrednio w obozach (ich zgony zostały oficjalnie „zaksięgowane” przez służby obozowe), oraz trudną do oszacowania (od 10 do nawet 30 milionów) liczbę ludzi, którzy nie zmarli w samych obozach, lecz w trakcie transportu oraz na skutek chorób i wycieńczenia już po wypuszczeniu z obozów. Robert Conquest (na podstawie danych archiwalnych) podaje też liczbę osób, które przewinęły się przez te obozy: w latach 1931-1932 w obozach przebywało stale około 2 miliony ludzi, w latach 1933-1935 – 5 milionów, w latach 1935-1936 – 6 milionów. W czasie drugiej wojny światowej nastąpił gwałtowny rozwój obozów i w latach 1942-1953 przebywało w nich już stale ok. 10-12 milionów ludzi, czyli mniej więcej 5% całej populacji ZSRR. Niewyobrażalne. Jednak współczesna Rosja nie bardzo chce o tym pamiętać. Owszem, są jakieś tablice, informacje też nie są już tajne, ale… Tylko dzięki mojej wrodzonej upartości udało nam się namierzyć “muzeum” łagru, mieszczące się w dwóch pokojach jednego z dawnych baraków. Mniejszej tabliczki “Muzeum” już chyba nie dało się zrobić… A w środku wszystko wyłącznie po rosyjsku i to raczej w ilościach symbolicznych… Jagna poczuła się więc rozczarowana rosyjskim podejściem do historii i pozostało zwiedzić sam monastyr i okolice. Sołowki są ładne same w sobie: Monastyr ogromny: i ciągle remontowany, bo w końcu niszczał od 1920 roku… Niestety kobiety obowiązuje okrycie głowy oraz spódnica. I taki efekt mamy nieciekawy: Fazi przytulony od serca ;) Remont trwa: Po zwiedzeniu wszystkiego co się da, ciągle mamy godzinę do powrotnego promu. I chyba ogarnia nas zmęczenie… A niektórych nawet morzy sen… W końcu prom przypływa i znów jesteśmy w Kiem. Idziemy pożegnać się z Dżesem i spółką, który opowiadam jak bardzo był zdziwiony kiedy obudził się koło południa a nas nie było ;) Taka ładna fotka z podwórka Dżesa: I wracamy znów na M18… Jesteśmy jednak tak zmęczeni, że już chyba po godzinie szukamy ustronnego miejsca do rozbicia… Znajdujemy ładne jeziorko z kaczkami: i zupełnie przeciętną ilością komarów: I delektujemy się pierwszą prawie ciemną nocą: cdn. 13 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
jasinek 6 043 Zgłoś ten post Napisano 4 Grudzień 2013 Jagna, pobudka, czekamy na cd ;-) Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
Jagna 2 844 Zgłoś ten post Napisano 6 Grudzień 2013 Ostatnio modne są wątki prysznicowe. Smukłe kobiece kształty… No cóż, z naszego wyjazdu nie zachowały się żadne zdjęcia smukłych kobiecych kształtów pod prysznicem (co absolutnie nie znaczy, że ich tam nie było!)... Ale… Mamy prysznicowe foty w wersji śląskiej :oops: Po naszymu baje to tak: … bez dymfujonco para kery było widac nagato rzic, co ją woda pluskała nykedy fest tam a nazot, reszta kernzajfy do gulika… (= … przez kłęby pary zdało się widzieć nagie ramiona, które woda opływała raz po raz, zmywając resztki mydła…) A nasza modelka wyglądała tak: A jak się sztalowała do tego łobrouzka! Wszystko je światłe: lacie, kanka, durszlak, gardina! :shock: PS. Fotka w większej rozdzielczości dostępna na priva ;) 6 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
mygosia 2 801 Zgłoś ten post Napisano 8 Grudzień 2013 Pfff... niestety tutaj na forum brak relacji z krainy daci i ciorby, bowiem jeden z jej autorów by nie mógł jej ani napisać, ani przeczytać :P Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
Jagna 2 844 Zgłoś ten post Napisano 10 Grudzień 2013 Budzimy się skoro świt (czyli koło południa) nad jeziorkiem: warzenie kafeja, pakowanie, tym razem jeszcze mycie w jeziorku… i znów droga. Znów niekończące się M 18. Trochę już czuć , że wracamy… Obiecaliśmy Saszy, że zajrzymy do niego w drodze powrotnej, więc zjeżdżamy do Miedwieżdogorska i witamy się z misiem: i zajeżdżamy na podwórko Saszy: A że jest piękna pogoda i ciepło, Sasza wyciąga nas na plażę, nad jezioro Onega Podobno najstarsi górale nie pamiętają tak ciepłej wody w tym jeziorze! Onega jest tu bardzo płytka, brodzimy po kolana w gliniastym dnie. Klapki niezbęde, bo oprócz gliny dno to także gwoździe i szkło… Ech, miejska plaża w wydaniu rosyjskim… Po kąpieli (już druga tego dnia! Rozpusta!) Sasza ciągnie nas na swoją daczę (każdy porządny Rosjanin ma pod miastem daczę, czyli domek letniskowy). A na daczy serwuje nam porządny rosyjski obiad w wersji wakacyjnej, czyli rybę z grilla Ryba jest specyficzna. Smak jest OK, ale zapach… Wmuszam w siebie kawałek, więcej nie potrafię. Reszta daje sobie radę znacznie lepiej ;) Sasza, niepomny na nasze protesty, daje nam na drogę wałówkę w postaci dżemiku od babci, tuszonki, itp, itd… I jeszcze porządne szklanki do wódki o słusznej pojemności, na oko 0.25 l ;) I znów hajłej M18… Gdzieś przed północą zaczynamy jak zwykle szukać drogi w bok, najlepiej nad wodą. Ale o dziwo , zjeżdżając w bok, (bynajmniej nie asfaltem) trafiamy ciągle na jakieś zagubione wsie... W pewnym momencie trafiamy na taką ekipę: To uczestnicy niemieckiego rajdu “Dookoła Bałtyku” Fazi podchodzi do kobiet jadących tym pięknym starym Saabem i pyta: - o, to wy też macie taki rajd jak nasz Złombol? (po niemiecku to Schrottrallye) Na co one, szczerze oburzone: - to nie jest żaden szrot! To youngtimer!!! Ups… Dopytujemy się trochę o szczegóły rajdu, jak to niemiecki rajd, dopracowany w szczególikach. Chłopcy z jeepa chwalą się, że oprócz jazdy muszą codziennie wykonać jakieś “zadanie specjalne”. Zadanie na dziś to rozpalić ognisko. W tym celu chłopcy zajechali na stację benzynową, gdzie dokonali zakupu drewna kominkowego. Kupno drewna. W Karelii. Gdzie dookoła są miliony hektarów lasu… Cóż. Kulturalnie się pożegnaliśmy a złośliwe komentarze były już przez CB ;) Kolejna dróżka w bok, kolejna maluteńka wioseczka. Ale za nią jeziorko! Nie mamy ze sobą drewna kominkowego, więc musimy iść z siekierą w las ;) Z gałęzi oraz karimaty robimy także wygodne miejsce do siedzenia Wyciągamy wałówkę od Saszy: I mamy wszystko, co w tej chwili jest nam potrzebne do szczęścia… cdn… 13 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
Pawel 53 734 Zgłoś ten post Napisano 11 Grudzień 2013 Pfff... niestety tutaj na forum brak relacji z krainy daci i ciorby, bowiem jeden z jej autorów by nie mógł jej ani napisać, ani przeczytać :P Powiedz tylko kto. Z polecenia można nowego po ludzku potraktować ;-) Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
dakarowy 25 999 Zgłoś ten post Napisano 11 Grudzień 2013 Dobrze że na AT wszystko jest otwarte i nie trzeba nigdzie dołączać i otrzymywać zgody, żeby móc wszystko czytać ;-) :-) :lol: bez przesady Mygosiu :-P Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
Jagna 2 844 Zgłoś ten post Napisano 11 Grudzień 2013 Nie, nie jest wszystko otwarte, wierz mi. Ale może ktoś w końcu wpadnie na to, że dostęp na to forum jest utrudniony dla nowych? Ćwiczyłyśmy to po babskim zlocie i trzeba było się na FAT przenieść... Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
dakarowy 25 999 Zgłoś ten post Napisano 11 Grudzień 2013 Nie, nie jest wszystko otwarte, wierz mi. Wiem.. dlatego tak napisałem przewrotnie... ;-) Wydaje mi się że dla chcącego nic trudnego, uważam że czasami warto wiedzieć z kim się "gada", w końcu różne zdjęcia się wrzuca i różne bzdety pisze, tym podyktowane było "blokowanie" "zer", nie wydaje mi się również żeby dzięki "odblokowaniu" zbiegła się tutaj rzesza zainteresowanych czytaniem i zamieszczaniem swoich fotorelacji :-P 1 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
Bond 1 587 Zgłoś ten post Napisano 11 Grudzień 2013 (edytowane) Wiem.. dlatego tak napisałem przewrotnie... ;-) Wydaje mi się że dla chcącego nic trudnego, uważam że czasami warto wiedzieć z kim się "gada", w końcu różne zdjęcia się wrzuca i różne bzdety pisze, tym podyktowane było "blokowanie" "zer", nie wydaje mi się również żeby dzięki "odblokowaniu" zbiegła się tutaj rzesza zainteresowanych czytaniem i zamieszczaniem swoich fotorelacji :-P bez przesady z ta demokracja... czyli popieram... dakarowego... Edytowane 11 Grudzień 2013 przez Bond Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
Jagna 2 844 Zgłoś ten post Napisano 14 Grudzień 2013 Poranek jak co dzień. Jak co dzień od dwóch tygodni. Czyli pobudka przez promienie słońca (cóż, koło południa świeci ono już dość konkretnie)... Widok jeziora po wypełznięciu z namiotu... Kawa i śniadanie na trawie… Ehhh, że też to wszystko musi się kiedyś skończyć… Z drugiej strony - gdyby było tak codziennie, czy potrafilibyśmy się tak tym zachwycać? Wracamy po raz ostatni na M18, przyjdzie się nam z nią wieczorem pożegnać, bo wjedziemy do Sankt Petersburga. Jesteśmy tam umówieni z Tanią i Garim, parą, która wcześniej gościła u Faziego w ramach “Couchsurfingu”. Obiecują pokazać nam miasto. Petersburg jest strasznie zakorkowany na wlotówkach, dlatego postanawiamy się z nimi zmierzyć dopiero wieczorem, szczególnie, że temperatura nie sprzyja staniu w korkach, nawet z szyberdachem ;) albo brakiem dachu jak w skodniku ;) Hic* daje się we znaki, więc wypatrujemy miejsca na postój. Jest! Dróżka w las, a na końcu blinka* coś światło*. Nie tylko my mamy taki pomysł, ludzi dość dużo, nawet patrol drogówki zatrzymał się na kąpiel ;) No i znów nagaty Fazik w obiektyw wlazł. Lubi, czy co? Najpierw żarcie, później kąpiel ;) Na pierwszym planie tuszonka od Saszy I już można skoczyć do wody. Patryk: Śpiący Fazi: Jagna, próbując chronić opatrunek na złamanym i pociętym palcu: Chłopaki dobrze się pod wodą bawią: Mamy niesamowite szczęście jeśli chodzi o pogodę, non stop ponad 30 stopni. Po powrocie sprawdzam. Średnia temperatura w lipcu wynosi tam 18 stopni! Pod wieczór jedziemy dalej, ale i tak nadziewamy się na taki sztau, że postanawiamy zjechać w pierwszy lepszy parking przed Petersburgiem, uwarzyć kafeja i zjeść nudle* ;) Wkraczamy do cywilizacji, czas odkopać sukienkę ;) Wjeżdżamy w końcu do Sankt Petersburga, namierzamy Garego i Tanię na ich skuterze, parkujemy i ruszamy w miasto: Sankt Petersburg to Europa całą gębą, coś kompletnie innego, z czym mieliśmy do czynienia ostatnie dwa tygodnie. Bogato, czysto, zadbanie… No i Rosjanki… Każda wygląda, jakby właśnie wyszła od fryzjerki i kosmetyczki, nienagannie i elegancko ubrana… Chłopakom prawie szyje się przekręcają, ale przyznaję, jest na co popatrzeć ;) Najgrzeczniejsze zdjęcie Faziego z całego wyjazdu: Sobór Kazański: Pałac Zimowy i Ermitaż: Mnóstwo kanałów, w końcu całe miasto powstało a bagnach… Sobór Św. Izaaka: Pomnik Piotra Wielkiego ufundowany przez carycę Katarzynę na tle budynku sądu: Nocny spacer po metropolii: Spas - Sobór Zbawiciela: W końcu, koło 2, robi się prawie ciemno. Nasi przewodnicy nie bardzo mają gdzie nas przenocować i proponują, że pokażą fajne miejsce nad wodą pod miastem, gdzie możemy się rozbić. No to jedziemy… Miejsce, jak miejsce, woda jest. Ale jest też głośna autostrada ;) I nie ma lasu, a ognisko przecież musi być! Nieważne, że jest wpół do czwartej rano! Chłopaki zaraz coś wymyślą ;) cdn. Słownik ślunskiej godki: hic - upał blinkać - błyskać światłe - niebieskie sztau - korek (na drodze) nudle - makaron 11 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
ZWIERZ 9 359 Zgłoś ten post Napisano 14 Grudzień 2013 Mamy z Dżesem i spółką ciekawą dyskusję lingwistyczną. Otóż poznaliśmy od MC - chłopaków z Zapoliarnego dwa nowe słówka rosyjskie, dość często przez nich używane. Brzmią one dość podobnie i w końcu zapytaliśmy, gdzie leży różnica. :umowa: Chodzi mianowicie o słówka “ch.. owy” oraz “achu..enny”. Różnica okazała się dość konkretna ;) Pierwsze oznacza dokładnie to samo co po polsku i jest zdecydowanie negatywne i wulgarne, natomiast drugie jest bardziej łagodne a znaczy mniej więcej “zajebisty”. Takie dwa słówka są używane również u nas "na wschodzie" "ch..j" - to tradycyjnie obraźliwie, ale "przech..j" no to już lepszego określenia nie znajdziesz, to jest po prostu zaszczyt, to gość nad goście np. Jasinek jest "przech..jem" ;-) 5 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
red 4 330 Zgłoś ten post Napisano 14 Grudzień 2013 Jagna piękny wyjazd, super relacja gratulacje i czekam na c.d. ale "przech..j" no to już lepszego określenia nie znajdziesz, to jest po prostu zaszczyt, to gość nad goście np. Jasinek jest "przech..jem" ;-) :lol: :lol: :lol: :lol: Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach