KaeS 10 463 Zgłoś ten post Napisano 22 Kwiecień 2016 (edytowane) Tego co ma założyć Dziadek - Dałna? Ja już należę do pewnego motocyklowego gangu... :D Jakem Bareista, lubię ludzi właśnie tak widzących świat :) i w taki sposób go opisujących Edytowane 23 Kwiecień 2016 przez KaeS Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
ARG 1 050 Zgłoś ten post Napisano 23 Kwiecień 2016 Fajne fotki, trochę szkoda, że nie daliście jakiegoś info, że coś szykujecie. Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
mila1 3 368 Zgłoś ten post Napisano 23 Kwiecień 2016 To już drugi dla mnie wyjazd na tereny dzisiejszej Ukrainy, zwiedzamy liczne zamki i historyczne miejsca związane z naszymi przodkami, ale skąd oni się tu wzięli? Jak wyglądała historia tych ziem na przestrzeni wieków? Aby to wyjaśnić, należy się cofnąć do samych początków, a w dużym skrócie i uproszczeniu wyglądało to tak. Pierwsze organizmy władzy i byty państwowe formowały się na tych terenach mniej więcej w tym samym czasie, kiedy i u nas powstawało państwo pierwszych Piastów. Tutaj było to Księstwo Kijowskie, lub inaczej, Ruś Kijowska – uwaga! Nie mylić z Rosją. Rosja i Ruś Kijowska ma z sobą tyle wspólnego, co kruk i biurko – tylko nieco podobne brzmienie. Obydwa państwa przez trzy wieki żyły jak to sąsiedzi, czasem się między sobą żeniliśmy, a czasem praliśmy po mordach, ale ogólnie było O.K. Kres tej sielanki nastąpił w sposób okrutny i gwałtowny. W połowie XIII wieku, dzikim ludom żyjącym na terenach dzisiejszej Mongolii, zachciało się podbojów. Nieźle musiało ich swędzieć, skoro postanowili przewędrować kilkanaście tysięcy kilometrów! Może i byli dzikusami, ale tak jak oni nikt nie potrafił wojować w ówczesnej Europie. Nikt nie był też, aż tak okrutny. Najazd Mongołów był jak kataklizm, czegoś takiego nie doświadczyła Europa nigdy wcześniej, ani już nigdy potem, nawet okrucieństwa II wojny blado wypadają, na tle tego co wyprawiali przybysze z odległych stepów. Dość powiedzieć, że wszystkie byty państwowe na wschodzie Europy po prostu wyparowały. Los ten podzieliła i Ruś Kijowska. Powstało dziwne zjawisko - pozostali mieszkańcy (połowa mnie więcej przeżyła), lecz ośrodki władzy zniknęły! Przyroda jednak nie lubi próżni, no jak? Są owieczki, a nie ma komu ich strzyc?! Chętni się szybko znaleźli. Swą władzę na tych terenach rozciągnęło Wlk. Księstwo Litewskie i Królestwo Polskie. W ten oto sposób w połowie XIVw, za panowania Kazimierza Wielkiego tereny te na prawie 400 lat, czyli aż do zaborów przeszły pod władanie królów Polski. A mieszkańcy tych ziem? No cóż, w takich sprawach nikt mieszkańców o zdanie nie pyta… Szczególnie, że tereny bardzo urodzajne, więc popłynął wkrótce strumień ludzki z Wielkopolski, Mazowsza, Kujaw, Małopolski. Zakładano dziesiątki tysięcy wiosek i miast. Przez lata na bezkresnych obszarach Podola i Wołynia zaczęły wyrastać magnackie fortuny. A miejscowa ludność? A i owszem, znalazło się dla niej miejsce…za pługiem. Były więc i liczne zrywy niezwykle krwawo tłumione, szlachta bardzo dbała o swoje interesy, a te szły niezwykle dobrze. Wygłodniała po wojnie XXX letniej Europa, łaknęła polskiego zboża. Interes kwitł. Nie było jednak tak różowo, częstymi gośćmi na tych terenach byli Tatarzy, potomkowie Mongołów z czasów wielkiego najazdu. Osiedlili się na Krymie i stamtąd dokonywali łupieżczych wypraw na Ukrainę. Granicę jaka ustaliła się na blisko 400 lat zaznaczyłem czerwonym kolorem, na północy Rzeczpospolita, na południu, w zależności od okresu, hospodarstwo mołdawskie, Rumunia, Węgry, Turcja… Na niebiesko zaznaczyłem granicę na Zbruczu z 1939 roku. Linia fioletowa, to trasa rajderów z zaznaczonymi miejscami noclegowymi. Aha, ciekawostka, obszar zaznaczony na różowo, to obwód czerniowiecki. Tereny te wraz z Czerniowcami podczas II wojny zajął Stalin, obecnie fartem dostały się Ukrainie, ale z Ukrainą to one nigdy nie miały nic wspólnego… 10 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
mila1 3 368 Zgłoś ten post Napisano 23 Kwiecień 2016 Wracamy do czasów obecnych, drugi dzień wyjazdu kończymy w Kamieńcu Podolskim, więc trzeci rozpoczynamy od jego zwiedzania. Tym razem jest to spontan, prowadzi Jacek. Jeździmy po wąskich i krętych uliczkach starego miasta, w pewnym momencie trafiamy w ślepy zaułek, motki trzeba wyprowadzać tyłem… Wygląd twierdzy pokazałem na zdjęciach z poprzedniej wyprawy, więc teraz tylko takie tam… Docieramy do Chocimia. Jest „Dama z łasiczką”? Jest. To może być i „Dziadek z lodem”. Twierdza chocimska. To w jej okolicach dochodziło do wielu bitew, największe to w 1621 i 1673 roku, obydwie z Turkami i obydwie były dla nas pomyślne. To właśnie wiktoria chocimska jaką Sobieski odniósł w 1673, wyniosła go na tron królewski. Tak szarżowała niegdyś husaria. Szarżę wykonywano w pełnym galopie tak, aby kolana sąsiednich jeźdźców dotykały się, ci co jeżdżą konno wiedzą jakich wymaga to umiejętności jeźdźca. Fenomenalna formacja kawaleryjska. Z Chocimia ruszamy dalej do Czerniowiec, droga wiedzie genialnymi szutrów kami przez bukowińskie lasy. Zdjęć z Czerniowie nie mam, przejechaliśmy przez nie głównymi ulicami. Ono jest warte ponownego odwiedzenia, to taki tygiel kulturowy. Bardzo się różni od pozostałych miast Ukrainy. Z Czerniowiec jedziemy wzdłuż Prutu, a potem Białego Czeremoszu w kierunku łuku Karpat. 17 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
mila1 3 368 Zgłoś ten post Napisano 23 Kwiecień 2016 Czeremosz przekraczamy historycznym mostem w Kutach, którym rząd przekraczał granicę w 1939. To w pobliżu tego mostu zginął w walce z radzieckimi żołnierzami Dołęga-Mostowicz (ten od Dyzmy). Dalej jedziemy „polską” stroną Czeremoszu. Jesteśmy już w Karpatach, dla odmiany – nie Biały, a Czarny Czeremosz… 12 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
JacekJ 8 862 Zgłoś ten post Napisano 23 Kwiecień 2016 (edytowane) Paparazzi. Edytowane 23 Kwiecień 2016 przez JacekJ 12 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
JacekJ 8 862 Zgłoś ten post Napisano 23 Kwiecień 2016 Dodam kilka zdań i fotek od siebie, a za kilka dni filmik. Plan na wycieczkę powstał w mojej głowie już w czasie ubiegłorocznej wizyty w Kamieńcu. Po prostu chciałem tam wrócić na wiosnę z Żoną. Chłopaki nie mieli nic na przeciw, a nawet trochę za, więc pojechaliśmy. Zbieramy się u mnie w piątek wieczorem, następnego dnia rano jedziemy po Dziadka do Chełma i w drogę. Naleśniki z serem i kawa, żeby wytrwać do obiadu. Pogoda na początek średnia, ale bez dramatu. W czasie wycieczki rozpiętość temperatur wahała się od 2,5 do 26 stopni wg.wskazań na wyświetlaczu motka. Kozackie mogiły, które robią ogromne wrażenie. Weszliśmy też tym razem do muzeum. Słoneczko zaczęło dawać się lekko we znaki. Cmentarz żydowski z XVII-go wieku w Brodach. Ogromny, też robi potężne wrażenie. Nasz nowy kolega, hodowca pszczół. Wizualnie połączenie wampira z Koziołkiem Matołkiem. Bardzo sympatyczny, zapraszał nas do siebie, ale nie mieliśmy czasu. Jakaś zupa i dalej. Podhorce zaliczamy "od tyłu", ponieważ oficjalnie jest już po godzinach zwiedzania. Miły pan, który jest tam chyba przewodnikiem wpuszcza nas jednak i oprowadza za drobną opłatą. Lecimy dalej kierując się w stronę potencjalnego noclegu. Zaraz potem jest 21-a i chłopaki piją alkohol w postaci piwa i koniaku. Eleganckie miejsce, wybór dań w karcie ogromny, dostępność ogranicza się jednak do dwóch zup, kartofli na 3 sposoby i mięsa w dwóch rodzajach. Tak zakończył się pierwszy dzień wyprawy. 18 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
mila1 3 368 Zgłoś ten post Napisano 23 Kwiecień 2016 Jesteśmy w narożniku. W narożniku dawnej Rzeczypospolitej, nocleg, a właściwie dwa, mamy w Żabie (Wierchowyna). Kolejny, czyli 4-ty dzień wyprawy postanawiamy poświęcić na lokalny szwęd na lekko, bez tobołków, bez narzędzi... Cel wycieczki, to Burkut, najbardziej na południe wysunięty cypel II Rzeczypospolitej. Ruszamy. Tereny te od kilku wieków zamieszkują Huculi. Lud pasterski pochodzenia mołdawskiego, wołoskiego, rumuńskiego i ch…j wie czego. Szli z południa wzdłuż łuku Karpat i bzykali się z kim popadnie, tworząc kolejne grupy etniczne. W wyniku ich działalności powstały takie grupy jak Bojkowie i Łemkowie, zamieszkujące obecne tereny Polski. Niestety, w wyniku akcji „Wisła” rozproszono ich po całym kraju. Według ostatnich spisów, ich ilość w Polsce jest mniejsza od populacji łosi. Ale wracajmy na szlak, jedziemy na południe wzdłuż Czarnego Czeremoszu. Z huculszczyzną, nierozerwalnie wiąże się postać Stanisława Vincenza, polecam przeczytać jego trylogię, szczególnie „Prawda starowieku”. Ostatnie zdjęcie, to spotkanie na drodze. Tutejsze krowy są „bezobsługowe”. Nikt ich nie wyprowadza, na pastwisko. Idą same, nikt ich nie pilnuje, wieczorem same wracają do domu. Dziwne? Raczej nie. Huculi, to lud pasterski, a do tego wolny, nie znali pańszczyzny. Oni nigdy nie uprawiali roli, to było zajęcie dla nich hańbiące, czymś mistycznym był za to kontakt ze zwierzęciem. Więc nic dziwnego, że te krowy są „bezobsługowe”, to efekt pracy pokoleń… 17 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
mila1 3 368 Zgłoś ten post Napisano 23 Kwiecień 2016 Jedziemy dalej. Kolejne zakręty drogi odsłaniają nowe widoki. Od lat tutejsi mieszkańcy żyją z wyrębu lasów. Jak wywożono drewno? Transportem rzecznym, ale nieco podrasowanym. Na ogół, poziom Czeremoszu był zbyt niski by spławiać potężne kloce. Górale wpadli na pomysł, by magazynować wodę, budowano tamy i sztuczne zbiorniki wody – klauzy. Gdy tratwy ze zrąbanych drzew były gotowe, tamy zwalniano. Musiała być wtedy jazda, w cztery godziny docierano do Czerniowiec. Dzisiejsi surferzy to pikuś, wtedy między balami można było łatwo stracić życie… Docieramy do Szybene, placówka pograniczników, przemytników, no w każdym razie byli w mundurach. Szlaban, paszporty, ale wytrwale jedziemy dalej, na kraniec Rzeczypospolitej… Za Szybene, to już dzika droga prowadząca wzdłuż Czeremoszu. Docieramy do Burkutu, przed wojną mieściła się tu placówka WOP i leśniczówka. Dzisiaj to dziki, nie zamieszkały zakątek, za to zapewne szlak przemytników. Nie panienka, lecz Dziadek z okienka. Po krótkim postoju i eksploracji terenu robimy odwrót. 16 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
mila1 3 368 Zgłoś ten post Napisano 23 Kwiecień 2016 Wracamy w dół z nurtem Czarnego Czeremoszu, co jakiś czas robimy przystanki, co by cyknąć foty. Budowa mostu na Czeremoszu. W pewnym momencie robimy skok w bok, szutrowa droga robi się coraz bardziej wyboista i kręta. W pewnym momencie umiejętności i nogi są za krótkie. Wyp…lam się. Niezawodni towarzysze wyprawy wracają, o dziwo, tylko dwa motki, Dziadek posuwa na piechotę… A oto powód. Na ostrym podjeździe dziadkowy motek złapał kapcia, Jura i Jacek jadą po klucze (no, nie zabraliśmy) i jakąś dentkę, gdyż jest podejrzenie, iż wyrwany został wentyl. Z tych nerw rozpalamy ognicho. No, nie ma kiełbachy, ani gorzały. Dramat. Tuż przed zmrokiem docierają wybawcy, kleimy dentkę, a Dziadek sprawnie zdejmuje i zakłada oponę. Na nocleg docieramy o zmroku. Niedobory gorzały uzupełniliśmy podczas kolacji… 5 dzień, to powrót do domu. Nuda. Dzięki wszystkim za towarzystwo i wspaniałą przygodę! 25 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
ben 5 181 Zgłoś ten post Napisano 23 Kwiecień 2016 PQP :) Mam nadzieję , że na Biłgorajskiej Nucie , z chęcią jeszcze raz przekroczycie granice Ukrainy by w jeden dzień pokazać jej uroki :) Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
enlil 3 208 Zgłoś ten post Napisano 24 Kwiecień 2016 W Chełmie zgarniamy Dziadka. Jedyna osoba, której nie znałem wcześniej. Jak się później okazuje bardzo pozytywny gość o ogromnym doświadczeniu jazdy na motku. Jest nie wywracalny na swoim x country. Jego motek sprawia wrażenie idealnie "skrojonego" sprzętu pod jeźdźca. Dziadek też jest prawdziwym minimalistą, jeżeli chodzi o bagaż, który zabrał ze sobą. Już przed przed przejściem granicznym mamy posmak dziurawych dróg. Przejście Dołhobyczów-Uhrynów - bardzo nowoczesne i puste. Polecane przez Dziadka przed wyjazdem. Ze względu na słabą infrastrukturę mało popularne przez przemytników. Po polskiej stronie właśnie buduje się Biedronka więc niedługo napewno będzie się cieszyć większym zainteresowaniem. Po ukraińskiej stronie wymieniamy pieniądze. 665 hriwen - 100zł Paliwo 95Pb kosztuje - 20hr lub 22,50hr na stacjach sieciowych czyli ok 3zł/ l lub 3,4zł/ l i w drogę... Kozackie mogiły cmentarz Żydowski w Brodach Lecimy dalej jesteśmy sławni Największa karczma w RP, ale nie było wolnych miejsc Pałac Koniecpolskich w Podhorcach podglądacze 14 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
enlil 3 208 Zgłoś ten post Napisano 24 Kwiecień 2016 Nocleg w Buczaczu albo dokładniej pod Buczaczem Najtańszy hotel w którym spaliśmy. 500 hrywien za pokój trzyosobowy czyli 133 hrywny od osoby (20zł). Razem z nami w Hotelu nocują dziennikarze no i lecimy dalej 14 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
enlil 3 208 Zgłoś ten post Napisano 24 Kwiecień 2016 w związku z tym, że na Ukrainie jest taniej niż w Polsce już na drugi dzień kończą się nam pieniądze. Zastanawiamy się co zrobić? Ktoś musi zarobić kilka hrywien. Pada na najmłodszego czyli na Dziadka. A Dziadek za pieniądze orze pole łapie ryby aż wykończony odpoczywa Ale Ukraińcy doceniają trud Dziadka i dają mu obywatelstwo jak widać Dziadek jest prze szczęśliwy my też, ponieważ w końcu możemy zjeść w skromnych warunkach ;) 15 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
enlil 3 208 Zgłoś ten post Napisano 24 Kwiecień 2016 Humory dopisują Coraz mocniej grzeje słońce Największy na Ukrainie wodospad. Dziadek mówił, że Niagara się nazywa aż lądujemy w Kamieńcu Podolskim. Mamy w końcu pieniążki i świętujemy otrzymanie przez Dziadka obywatelstwa więc szalejemy i wybieramy hotel 4* Kleopatra. Najdroższy pokój w trakcie naszej wyprawy - 970 hrywien czyli jakieś 323 hrywni od osoby (50zł). Wieczorkiem delektujemy się winem na murach i podziwiamy "Disneyland" 19 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
Dziadek 6 909 Zgłoś ten post Napisano 24 Kwiecień 2016 w związku z tym, że na Ukrainie jest taniej niż w Polsce już na drugi dzień kończą się nam pieniądze. Zastanawiamy się co zrobić? Ktoś musi zarobić kilka hrywien. Pada na najmłodszego czyli na Dziadka. A Dziadek za pieniądze orze pole łapie ryby ... No cóż musiałem w końcu trochę popracować ... ale czegóż nie robi się dla kolegów :beer: . A poza tym na rewanż nie musiałem długo czekać. Gdyby nie Wy zginąłbym marnie w karpackich leśnych ostępach zjedzony przez niedźwiedzie albo wilki albo Coś. Mógłby mnie spotkać jeszcze gorszy los ... : Tereny te od kilku wieków zamieszkują Huculi. Lud pasterski pochodzenia mołdawskiego, wołoskiego, rumuńskiego i ch…j wie czego. Szli z południa wzdłuż łuku Karpat i bzykali się z kim popadnie ... Mógłbym sobie siedzieć jedynie i piec na ognisku przebitą dętkę w oczekiwaniu na najgorsze. Koledzy ! Dziękuję za uratowanie czci, a być może i życia :beer: 11 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
enlil 3 208 Zgłoś ten post Napisano 24 Kwiecień 2016 Następnego dnia podziwiamy Kamieniec Podolski. I powiem Wam, że jest co podziwiać. Miasto robi wrażenie, szczególnie twierdza i jej położenie Trochę kręcimy się wokół twierdzy. Jacek szuka bocznych ścieżek aż jedna doprowadza nas do mostku, na który można wjechać, ale ze zjechaniem jest problem. Na moim filmiku widać jak wracam wąską ścieżką, a za mną jedzie Jacek. Michał i Krzysiek na samym początku wycofali się więc nie musieli wracać. Podjeżdżamy do twierdzy z drugiej strony Następna twierdza na naszej mapie - Chocim. Jakieś 20 km od Kamieńca jedziemy dalej W tym dniu poznajemy "pływające" szutrówki. Strasznie kurzą, ale wrażenia z jazdy są niesamowite. Im szybciej się jedzie tym stabilniejszy jest motocykl. Ciężko jest na nich się zatrzymać. Jak zmniejszamy prędkość co raz mocniej zaczyna pływać nam przód i tył motocykla, ale przy odkręcaniu manetki banan nie schodzi z twarzy. Niestety przy jeździe tego typu szutrówkami jest sporo latających kamieni - spod kół mijanych aut jak również spod kół pojazdu, który jedzie przed nami, szczególnie jeżeli ma kostki ;) Efekt Napewno wybierając się na Ukraine warto zapatrzeć się w osłonę reflektora, szczególnie jeżeli reflektor kosztuje więcej niż kilka stówek. Tego dnia nocujemy w Werchowynie. Hotel Verhovel, który ma ranking 8,9 na Bookingu. Cena za pokój 500 hrywien (75zł). Mamy trzy pokoje, ponieważ nie ma trzy osobowych. Jeżeli podzielimy po równo na pięć osób, to wychodzi po 300 hrywien od osoby (45zł). Hotel w środku wygląda jak nowy. Wszystko działa, są ręczniki, gorąca woda, codzienne sprzątanie w pokoju, miła obsługa. Na tyłach mają zamykany prarking, który jednocześnie jest zapleczem sklepu, który mieści się na parterze. Sklep jest dodatkowym udogodnieniem, ponieważ działa do 23.00 i można zrobić tam zakupy nawet jeżeli dotrzemy na miejsce późno. To jest też świetna baza wypadowa na ukraińskie Karpaty. Co prawda latem ciekawszym rozwiązaniem będzie namiot, ale dla osób które lubią wygody lub w chłodniejsze pory roku napewno warto tu się zatrzymać. 16 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
Dziadek 6 909 Zgłoś ten post Napisano 24 Kwiecień 2016 Mila już wcześnie wspomniał, że na trasie wycieczki znalazły się Czerniowce. W sumie to ja się tak trochę czepiłem żeby tam podjechać, poprzednim razem nie wyszło, ale teraz chociaż liznęliśmy tego miasta, które pojawia się na na ukraińskiej ziemi tak trochę jakby było przeniesione z innej rzeczywistości. Żałuję, że nie udało się nam tam zatrzymać na dłuższą chwilę, ale nie było ku temu czasu i warunków. Muszę tam kiedyś zajrzeć na dzień czy dwa :). Kilka fotek , które udało mi się zrobić stojąc na czerwonym świetle, tak naprawdę nie oddających klimatu miasta. 15 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
enlil 3 208 Zgłoś ten post Napisano 24 Kwiecień 2016 (edytowane) Następnego dnia mamy dzień serwisowy. Dokręcamy śrubki w motkach. Mila naprawia złączkę od świateł, która się złamała. Ja wymieniam klocki z przodu. Wiedziałem, że się kończą, ale przed wyjazdem nie zdążyłem tego zrobić i zabrałem nowe klocki ze sobą. W końcu wyruszamy Martwa wieś Burkut Odbijamy na boczną dróżkę. Zaczyna się robić coraz fajniej :) aż Dziadek łapie kapcia... No wreszcie coś się dzieje, szkoda tylko, że narzędzia zostawiłem w hotelu. Wracamy z Jackiem i Moniką do hotelu po narzędzia i zestaw naprawczy. Po drodze kupujemy jeszcze na wszelki wypadek dętkę. W żadnym sklepie nie ma 17 tylko wąska dla skuterów więc bierzemy 18. Jakoś się ułoży. Wracamy gdzieś po 2 godzinach, a chłopaki palą ognichą i generalnie są w dobrych humorach. Chyba Huculi jeszcze nie dotarli tutaj ;) Dziadek w mgnieniu oka wymienia dętkę Szybko zaczyna robić się ciemno więc wracamy do hotelu. To był fajny dzień Edytowane 24 Kwiecień 2016 przez enlil 20 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
enlil 3 208 Zgłoś ten post Napisano 24 Kwiecień 2016 (edytowane) Następnego dnia powrót do domu. Żegnam się z chłopakami i na obwodnicy Lwowa wyruszam w stronę przejścia w Korczowej. Tankuję jeszcze motek za resztę hrywien. Na przejściu jest kocioł. Na motku udaje mi się ominąć kolejkę i w środku przejścia objechać "lejek" samochodowy. Pytam ukraińskich pograniczników czy mogę też objechać kolejkę do polskich pograniczników. Bez problemów puszczają mnie. Szybko załatwiam resztę formalności. Widzę jak trzepią samochody z polską rejestracją, niektóre rozbierają na części - zdejmując zderzaki, tapicerki i bóg wie co jeszcze. Całe przejście zajmuje mi ok. 40 min, co jest cudem w tych warunkach. Wreszcie jestem w Polsce i szczęśliwy zasuwam do domu. Nie wiem do końca ile mam paliwa, ale myślę, że zatankuję już na autostradzie, żeby nie tracić czasu. Niestety wpadam w pułapkę autostrady A4... Mijam Rzeszów i wyjeżdżam na autostradę. Po chwili włącza mi się rezerwa. Kuźwa. Ale jestem przekonany, że za chwilę ma być stacja Lotosa więc nie sprawdzając pomykam do przodu. Mija 10, 15, 20 km, ale nie ma żadnej stacji. Jestem twardy w przekonaniu, że za chwilę będzie i nawet nie zatrzymuje się, żeby sprawdzić. Widzę, że już przejechałem na rezerwie 66 km. Żadnej stacji, a nawet znaku, że ma być. W końcu pojawia się znak 32 km do Lotosa. Kur..a. W końcu zjeżdżam na MOP przed Tarnowem. Wiem, że paliwa, żeby dojechać do stacji mi nie wystarczy. Do Krakowa w sumiem mam jeszcze ok. 112 km. No dobra, spróbuje od kogoś pożyczyć. Niestety na MOPie są same TIR'y lub auta na ropę. Nie zatrzymuje się tu za wiele samochodów. Wreszcie jakaś Toyota Avensis. Pani się uśmiecha i jest chętna pomóc. Mówi, żebym sobie odciągnął paliwa. Otwiera drzwiczki wlewu paliwa, a tam na korku napis DIESEL. Mówi, że tak bardzo chciała pomóc, że zapomniała, że ma ropę :) Wreszcie zatrzymuje się Toyota Camry HYBRYD. Ten to musi mieć benzynę. Pytam czy nie pożyczą. Mówią, że bez problemów sami kilka razy wpadli w pułapkę autostrady A4, gdzie przez 80 km nie ma żadnej stacji. Próbuję u nich odciągnąć paliwo, ale jest kicha. Wdycham tylko opary, ale poza tym nic. Jeszcze próbuję w trzech samochodach, ale bez skutku. Zabezpieczenia w nowoczesnych autach nie pozwalają łatwo "pożyczyć" paliwa. Widzę jeszcze peugeot 407, które zatrzymuje się na końcu parkingu i zdesperowany ruszam w tamtym kierunku. Niestety Pani jak zobaczyła mnie od razu ruszyła z piskiem opon. Wiem, że jestem zarośnięty, w przeciwdeszczówce brytyjskiej armii i z rurką i butelką, ale żeby uciekać? Wychodzi Pan obsługujący kible na MOPie. Mówi, że ma kolegę, który może dowieźć paliwo. No to świetnie, ale mam tylko 40 zł gotówką, a to może ktoś Panu jednak pożyczy... Zatrzymuje się gość na VW Transporterze. Oczywiście ropniak. Kierowca jest w kurtce Harley-Davidson. Zagaduje. Opowiada, że sporo jeździ motorem po świecie. Należy do tarnowskiego policyjnego klubu motocyklowego. Jeździ oczywiście Harleyem. Na zjeździe na Tarnów jest ponoć stacja i może dociągnę. Sprawdzam odległość ok. 15 km. Zerkam do zbiornika. Coś tam chlupie na samym dole, ale próba odpalenia już nic nie daje. W końcu zatrzymuje się Golf IV na niemieckiej rejestracji. W środku dwóch młodych Niemców i dziewczyna (chyba Ukrainka). Świetnie rozmawiają po angielsku i są chętni do pomocy. Próbuję, ale w tym aucie też się nie da odciągnąć... Pytają jeszcze czy mój motor nie pojedzie na wódce? Mają świetną ukraińską i mogą mnie poczęstować. Dobrze by było gdy by się dało :) Jeszcze próba z Nissan X-trail z ukraińską rejestracją, ale nici. Właściciel żałuje, że nie może pomóc. Robi się już ciemno i zimno (ok. 3C). Dodatkowo mocno wieje i zaczyna padać deszcz... Jestem zdesperowany. Widzę, że zatrzymuje się pomoc drogowa na parkingu. Pytam czy nie mają przypadkiem benzyny. Mówią, że nie, ale co chwilę jeżdżą tam i z powrotem i mogą mi przywieźć. Mówię, że potrzebuję 1L i mam 40zł. TO się nie da... Trochę jestem rozczarowany tak dużą chęcią pomocy, ale trudno. Macham rękę i idę sobie pod dach, wyciągam kuchenkę i zaparzam kawę Dzwonię do brata i za ok. 1,5 godzin mam 4L paliwa w zbiorniku. Dojeżdżam do stacji. Tankuję. Piję jeszcze herbatę i zjadam największego Hot-Doga, którego miele. O 22.30 lądują w końcu w domu. Dzięki wszystkim za fajną przygodę! Edytowane 24 Kwiecień 2016 przez enlil 18 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
Dziadek 6 909 Zgłoś ten post Napisano 24 Kwiecień 2016 :) 9 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
Dave 4 513 Zgłoś ten post Napisano 24 Kwiecień 2016 Enil, w zeszłym roku wpadłem w taką pułapkę na S8. Polecam Assistance, bo dzięki temu miałem paliwo w jakieś 40min od telefonu. 1 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
enlil 3 208 Zgłoś ten post Napisano 24 Kwiecień 2016 W tym roku akurat zrezygnowałem z assistance :) mam ADAC, ale tam z tego co wiem nie dowożą paliwą. W sumie mogłem zadzwonić i spytać. Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
dakarowy 25 991 Zgłoś ten post Napisano 25 Kwiecień 2016 Bardzo fajny wyjazd i zadowalająca ilość zdjęć :beer: 4 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
JacekJ 8 862 Zgłoś ten post Napisano 25 Kwiecień 2016 Nie będę opisywał kolejnych dni, bo już to koledzy zrobili, tylko dodam parę fotek. Dopływ Dniestru, gdzie spędziliśmy kilka chwil. Pierwsze kłótnie, kto zjadł więcej jajecznicy poprzedniego wieczoru. Grube mury, solidne bramy. Na zewnątrz napis "wejście zabronione", ale pani z kasy zdziwiła się, czemu nie wchodzimy i kazała obejrzeć w środku wszystko dokładnie. Człowiek otumaniony unijnym porządkiem zwraca jak głupek uwagę na tablice ostrzegawcze i naraża się na pośmiewisko. Ten Dniestr nas prześladował. Dziadek wszędzie ma kumpli. Triumfalny wjazd do Kamieńca o zachodzi słońca. Pożywiamy się zdrową słoniną, która podobno rewelacyjnie wypycha zły cholesterol z żył, zastępując go lepszym. Nauczeni przykrym doświadczeniem do jadłodajni wpadamy prosto z drogi, przed udaniem się do hotelu. Pojawiają się kolejne potrawy oraz tradycyjne wyżeranie innym z talerza. Będzie pewnie oto kolejna awantura następnego dnia. Po wstępnym zaspokojeniu głodu w cenie ok. 30zł/osoba (próbowaliśmy wszystkiego + napoje, koniak, piwo) rozlokowujemy się w hotelu znanym nam z poprzedniego roku. Po obmyciu ciał i założeniu czystych szat idziemy na miasto w poszukiwaniu alkoholu i wrażeń. Lądujemy ponownie w tym samym miejscu, gdzie towarzystwo pije po szlachecku koniak, piwo i wino. Ja poprzestaję na herbacie. Wychodząc zaopatrujemy się w dwie butelki wina i idziemy pilnować murów miejskich. Twierdza nocą. Długie łapy Adminów tutaj nie sięgają, więc można do woli poruszać tematy zakazane, co przy winie jest idealnym sposobem na wartka rozmowę przepełnioną merytorycznymi argumentami. Idę jeść obiad, potem dorzucę jeszcze kilka zdjęć. 20 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach