Skocz do zawartości

Leaderboard


Popular Content

Showing content with the highest reputation on 29.04.2014 in all areas

  1. 9 points
    No i takiż Nifuroksazyd kupiłam :D Oczywiście wahałam się do ostatniej chwili i nabyłam go dzień przed wylotem. Miałam sprzeczne informacje, czy można leki przewozić w podręcznym [bagaże główne pojechały Kajmanowozem], ale spokojnie - można :D Na razie jeszcze więcej pisania, niż zdjęć, ale już jutro będzie odwrotnie :D Czyli nadchodzi piątek. Rano z małym plecaczkiem wsiadam w pociąg na naszym zadupiu. W Katowicach przejmuje mnie rumpel i jedziemy do Pyrzowic. Tam szybka odprawa i... dzwoni telefon. To chłopaki, którzy mieli lecieć z Warszawy o 14.00. O 7.20 dostali smsy, że lot odwołany i mogą lecieć z Wawy tym o 23.00. Szybko wsiedli w auto i popędzili do Katowic. Wolę nie myśleć w jakim tempie się pakowali i jak szybko jechali, ale o 12.00 nasz samolot startuje z kompletem uczestników :) Nasza grupka nie jest duża - ja, Jacek i Paweł [DRZ400], Wiesiek [KTM 690] i Wojtek [KTM 1190]. Chłopaki zagłębiają się w nudne szczegóły techniczne swoich motocykli ;) Lot mało komfortowy - czułam non stop wahania ciśnienia, mój błędnik reagował kiepsko, jakieś turbulencje... W Barcelonie wysiadam zniesmaczona. Leciemy "na miasto", tam posiłek w knajpce przy La Rambla - ja zajadam się pysznymi pieczonymi ziemniaczkami pod "chmurką" czosnkową - genialne! Inni jedzą jakieś stwory morskie :) Później spacerkiem nad morze… W drodze powrotnej zahaczamy o kawiarnię. I już pędzimy na lotnisko - które wydaje mi się wyjątkowo ciche i spokojne. Ludzie giną w wielkiej przestrzeni, która wytłumia rozmowy i dźwięki. Czas zwalnia. Mam uczucie, że jestem w innej rzeczywistości, otoczona warstwą waty, która wygłusza wszelkie bodźce. Jest dziwnie. Wylatujemy już po ciemku. Lot przebiega łagodniej, stabilniej, delikatniej - może dlatego, że kapitanem jest kobieta? Ale i tak dostaję lekkiego załamania nerwowego, gdy okazuje się, że z powodu różnic czasu [-2h] lecimy godzinę dłużej, nimi się wydawało ;) Czas umilam sobie wyglądaniem przez okno - co jakiś czas z czarnej otchłani wyłaniają się światełka miasteczek - wyglądają jak skupiska babiego lata z perełkami rosy podświetlonej o wchodzie słońca… Urokliwe bardzo. W końcu lądujemy w Afryce. Czeka na nas Kajman, który zabiera mnie na pokład K-wozu, a faceci jadą taksówką. Ze zmęczenia niewiele rejestruję z trasy i z rozpakowywania się. Pamiętam tylko, że kobitki śpią w "1", a faceci w "12". Dobranoc! ________________________________________________________________________________ Poranek rześki. Nawet bardzo. Dobrze, że miałam swojego Pajaka, który mnie dogrzewał nocami. Kemping z duża ilością zieleni i miejsc do leżakowania. Kobiety spały w zimnym wigwamie Mężczyni spali w ciepłym domku :D Odpalamy sprzęty - DRka wyjątkowo długo marudzi. Biedaczka chyba wynudziła się jak mops w towarzystwie czyściutkich i odpicowanych motocykli… No tak… nie ma kumpla Trampka i kumpeli DRakuli… Protestuje głośno i jękliwie. Nooo… dalej… obiecuję, że będziemy się dobrze bawić! Wytaplamy się w błotku i pokryjemy pyłem… Dalej! Odpaliła po kilku minutach i to był koniec jej fochów w czasie wyazdu :D Również 690 nie chce odpalić - prąd wyszedł. Doładowanie pomaga :) Po przedłużającym się rozruchu i pakowaniu w końcu wyruszamy. Słońce już wysoko. Jedźmy! Pierwsze zderzenie z ruchem drogowym - no kurde - podoba mi się! Wszyscy poruszają się płynnie. Zazwyczaj przewidywalnie [jeśli przewidujesz, że ktoś się wciśnie przed Ciebie, albo z boku, to zapewne masz rację ;) ]. Wyprzedzanie z lewej, z prawej - jak komu wygodnie. Zero agresji! Kciuk na klakson i rura do przodu! :) Kilkadziesiąt kilometrów pokonujemy asfaltem - ja i DRka jedziemy strasznie kwadratowo. Nie wiem, czy to wina nowych kostek, ciśnienia w oponach, czy może cos źle skręciłam w zawieszeniu ;) A może to dlatego, że ostatnią dłuższą jazde miałam pół roku wczesniej? Jedzie mi się koszmarnie. Co chwila tracę równowagę, nie umiem wchodzić w zakręty, wyrzuca mnie gdzieś na bok. Masakra. W końcu wjeżdżamy w góry i kończy się asfalt… Eee - no co Wy chłopaki, tutaj? Tą kozią ścieżką? Całe szczęście żartowali :) Pniemy się coraz wyżej i wyżej. W końcu pierwszy postój… Droga wygląda mniej więcej tak: jest to zaschnięta glina, a miejscami jedynie lekko przeschnięta i wtedy śliska jak fiks. Co rusz dziękuję Bogu, że mam kostki i że nie padało ostatnio. Gdyby nie to trasa byłaby dla mnie ekstremalnie trudna. A to to jest “tylko” wymagająca ;) Jadę sobie powolutku, co rusz zwalniając w śliskich koleinach. Mówię chłopakom, że nie muszą czekać, ale oni śmigają szybciutko, a potem robią przerwę. Staram się jak mogę, ale i tak jestem sporo wolniejsza od nich. Nic to! Stresuje mnie też, że po jednej stronie drogi jest przepaść. Szczególnie na zakrętach mam pietra W końcu znów kawałek asfaltu. Jadę przedostatnia, chłopaki znikają mi z oczu i przez jakieś pół godziny jadę samiutka… Samiutka? Chwila, a gdzie Wojtek, który był za mną? Aaaa - pewnie gdzieś źle skręciłam i się zgubiłam. Spoko - jak mi się znudzi, to mam przecież mapę, mogę odpalić Garmina. Teraz chcę po prostu jechać przed siebie. W końcu widzę chłopaków. Czyli jednak sie nie zgubiłam. Ale gdzie Wojtek… I wtedy dowiaduję się, że Wojtek nie ma ani śladu, ani mapy. Kurde - jakbym wiedziała, to bym bardziej na niego uważała :/ Jakoś go lokalizujemy telefonicznie. Przekazuję mu instrukcje jak ma sie kierować wg słońca i że spotkamy się za jakąś godzinę przy jeziorkach. Dojeżdżamy do jeziorek. Chłopaki na DRZetach postanawiają jeszcze “machnąć” pętelkę dużą offową. Po chwili nadjeżdża Kajmanowóz i Kajman przejmuje nawigowanie Wojtkiem - kieruje go prosto do Demnate asfaltem. A my z Wieśkiem postanawiamy pojechać na mniejszą pętelkę offową. Ech. Cóż mówić. Początek jest boski. Piękny, równy, drobny szuterek… Widoki pyszne. Ale z czasem pojawiają się znajome na wpół wyschnięte, śliskie gliniaste koleiny - najczęściej na ciasnych zakrętach. DRka jakoś dziwnie się zachowuje - po prostu wali się do wewnętrznej. Spinam się. Zaczynam tracić równowagę... Prędkość spada. Słońce chyli się ku zachodowi, a do asfaltu mamy jeszcze spory kawałek. Widoki nadal cudne Staram się zachowywać spokój, nawet gdy przychodzi mi zawrócić na stromym gliniastym zboczu w środku wioski… na oczach kilkunastu mieszkańców... ...albo gdy dojeżdżamy do końca drogi - a raczej kamienistej ścieżynki, w której woda wyrzeźbiła miniwąwozik. No to dupa. Ale że jak to? Zawrócić? I zrobić jeszcze raz te parędziesiąt km, tym razem po ciemku? Jak zawsze w sytuacjach kryzysowych włącza mi się tryb awaryjny i umysł się wyostrza. Analizuję mapę, spoglądam na Garmina - do asflatu mamy jakieś 500m w poziomie i 200 w pionie. Zaraz, zaraz. Przed chwilą mijalismy jakiegoś busa. SKADŚ musiał przyjechać. Tam chyba było rozwilenie. Wycofujemy się i stromą, kamienistą ściezką podążamy w górę. Jeszcze kilka minut… Jeeee! Asfalt :) No to jeszcze 50km i będziemy w domu :D Zmierzcha. Po ciemku pokonujemy serpentyny w dół. Na jednej z nich KTM staje. Benzyna wyszła… Całe szczęście moja krowa dojna ma jeszcze spory zapas - przelewamy trzy litry i kulamy się dalej. Dojeżdżamy do Demnate, gdzie czeka na nas cały komitet powitalny - martwili się… Okazało się, że chłopaki na DRzetach też pojechali najkrótszą drogą, po asfalcie i od dawna są na miejscu. A ja się zastanawiałam czy im starczy paliwa i na którą dotrą. Hm. Jestem podbudowana, bo okazuje się, że leszcz przejechał tego dnia najwięcej offu :) Idziemy “na miasto” coś zjeść. Do posiłku dostajemy pyyyszną miętową herbatę. Słodką jak fiks. Czyli pierwsze spotkanie z berber whisky - mniam! po powrocie “na bazę” mamy jeszcze siłę siedzieć i gadać. Nie jest źle!
  2. 8 points
    Krótki fotoreportaż z wypadu pod granicę chińska w Wietnamie. Razem ze znajomym długo czekaliśmy na lepszą pogodą żeby się wybrać na dwu dniowy wypad do Ha Giang i wynająć motocykle enduro i pojeździć po górach. Wyjazd z Hanoi o 20.30 w piątek - jak to znajomy określił "Disco Busem" w kierunku północnego zachodu do miasta Ha Giang. Disco Bus nie byłby zły gdyby kierowca się trochę zlitował i jeździł w nieco bardziej "europejskim stylu" - trudno, szczęście że jesteśmy cali w Ha Giang o 4.40 nad ranem. Tam miał na nas czekać hotel zorganizowany przez naszego przyjaciela Johnny'ego (typowe wietnamskie imię), krótka drzemka i w drogę. Jak to w Wietnamie Johnny nam oświadczył że hotel jest pełny i zaproponował małe krzesełka w swoim garażu - lepsze to niż nic. Johnny stanął na wysokości zadania (jego zdaniem przynajmniej) i dotrzymał nam towarzystwa do świtu. No cóż liczyliśmy na dwie Hondy Baja XR250R, ale Johnny stwierdził że już dawno ich nie ma i że zostały mu do wynajęcia skutery Honda Wave albo SYM Wolf 125 który jest kopią ni to mińska ni to Hondą CB125, ni to - bierzemy SYM. Znajomy ma wersje Adventure czyli podniesiony przedni błotnik opony "dual-sport". Przed trasą zjedliśmy jeszcze tradycyjne Pho Bo czyli zupę z makaronem i wołowiną. Trasa została podzielona na dwie część. Część pierwsza: Ha Giang - Meo Vac; dystans 170 km, nawierzchnia: asfalt Nocleg w Meo Vac, rano w niedziele spacer po targu gdzie sprzedawali tubylc..... Część druga: Meo Vac-Ha giang; dystans 150 km asfaltu + 30 km nawierzchnie górskiej. Tutaj zrobiliśmy jeszcze dodatkowe 70 km po asfaltach wietnamskich. Powrót w niedziele wieczorem z Ha Giang do Hanoi ogodzinie 21:00 i na miejscu o 5:00. Krótki filmik i kilka zdjęć http://vimeo.com/92732089
  3. 3 points
    Czecho, Zacznij od kawy albo herbaty :-D wysłano z wodoszczelnego
  4. 2 points
    *) blond - to nie kolor włosów, to stan umysłu! :) Maroko. Myślałam, że kiedyś, może, jakoś... Nadszedł kryzys egzystencjalny... Jedna ciężka, bezsenna noc zmieniła wszystko. Dzięki Wilczycy dowiedziałam się o wycieczce. Dzięki AdzeWu, która kopnęła mnie w odpowiednim czasie w odpowiednie miejsce, zabukowałam bilet na samolot. Już nie było odwrotu... Pozostały wątpliwości: - czy w mojej sytuacji powinnam? - czy mogę? - czy ja, wilk samotnik, dogadam się z uczestnikami? - jak wytrzymam tyle czasu w takim tłumie [6 osób!] - jak sobie poradzę jako blondynka wśród starych wyg? - jak sobie poradze jako kobieta na DRce wśród facetów na lekkich moto? - jak sobie poradzę na moim moto, na którym przejechałam 20km [sic!]? - jak sobie poradzę w terenie, przecież ja nie umiem jeździć? - czy jako zjadacz minimalnej ilości mięsa nie umrę tam z głodu? - czy zdążę ogarnąć DRkę? Przecież jej silnik cieknie! - czy wytrzymam z jedną osobą 3 dni w zamknięciu? a jeśli będzie dużo gadał? Czy stopery okażą się skuteczne? A jeśli będzie słuchał debilnej muzyki? A jeśli będzie palił w aucie? - czy będzie zimno, czy gorąco? - czy będa komary? - Nifuroksazyd 100, czy 200? - jaką sukienkę? No i najważniejsza wątpliwość: jakie opony do Afryki? Wybór był między starymi kostkami, a nowymi Scoutami. Wydawało mi się, że Motozy przeciez nie są takie złe. Aż zrobiłam zdjęcie... Wyglądały jakby gorzej, niż w rzeczywstości ;) Kupiłam Savy, wymieniłam, nakręciłam jeszcze 100km. Poklepałam ją w zadek. I DRka odjechała na zachód... A po 4 dniach podążyłam za nią....
  5. 2 points
    Auto Focus wysłano z wodoszczelnego
  6. 2 points
    Tylko pamietaj że to jest 7setka a Ty z tego co kojarze na 8setke sie nastawiałeś :roll:
  7. 2 points
    Świetnie, że Honda nad takim motkiem pracuje, ta fotka to raczej jakaś dakarowa wersja, takiego kokpitu i tych zbiorników z tyłu raczej bym się nie spodziewał w cywilnej wersji. Było by extra gdyby powstała jakaś pośrednia wersja tych CRF, może jakaś 750tka, litr to jednak sporo i co za tym idzie większa waga. Mała podpowiedź dla Hondy, recepta na sukces - parametry KTMa 690R i niezawodność Transalpa :-D
  8. 1 point
  9. 1 point
    Leć w Bieszczady i oglądaj, sam u nich kupowałem i jestem zadowolony. Przesadzają troche z plakowaniem motków, ale ogólnie bardzo fajne sprzęty trzymają w garażu, salonie i sypialni... ;) http://otomoto.pl/bmw-g-650-x-challenge-2007r-gs-ttr-klr-xt-dr-M3999031.html
  10. 1 point
    A gdzie korek wlewu oleju? też się rozładował? :roll: :-)
  11. 1 point
    Co to za skrót AF (CR500 AF) czy może chodzi o AT?
  12. 1 point
    Muszę przyznać, że teraz Dakars Vengosha wygląda bajerancko, trochę się śmialiśmy na Pałukach, że chłopak ma złotą kartę członkowską warsztatu u Jarka, ale tylko trochę :mrgreen:
  13. 1 point
  14. 1 point
    Nie kroimy tępą stroną , nie będziemy się dziwić podczas naciskania że coś piecze
  15. 1 point
    Dobrze, że tak do tego podchodzisz - bo oczywistym jest, że Funduro jest dużo milsze dla oka niż GS - nie mówiąc o duszy którą ma w odróżnieniu od GS'a ;)
  16. 1 point
  17. 1 point
    Około 2 minuty pani wkłada właściwy strój do jazdy w terenie :D


×