Skocz do zawartości

Leaderboard


Popular Content

Showing content with the highest reputation on 27.12.2014 in all areas

  1. 6 points
    Tylko dla ludzi o mocnych nerwach. Dlaczego? Ano dlatego że będzie to takie włoskie spaghetti. Przydługie opowieści. Tym razem, prawie o niczym. Takie smęcenie, bez dobrych i złych przygód, opowieści mrożących krew w żyłach, o współczesnych herosach, bohaterach i jacy to my jesteśmy super ekstra wspaniali. Nie będzie również fotek Beemek (jedna gdzieś się przewija w tle). Będzie za to co nieco fotografii, niestety większość z Moto Guzzi. Żeby było jeszcze gorzej, pewnie połowa z nich będzie z muzeum Moto Guzzi. Kto ma słabowite nerwy – niech sobie odpuści dalsze czytanie. Dlaczego Babcia Tratatutnia? Babcia z racji nobliwego wieku i niskiej przysadzistej sylwetki połączonej z miłymi skojarzeniami i swoistym ciepłem. Tak jak każda Babcia. Tratatutnia, gdyż koledzy tak ją nazywają z racji brzmienia silnika. Przy odpalaniu jest początkowe szorstkie trachnięcie TRATAtatatata które później w miarę rozgrzewania się silnika i ujmowania ssania przechodzi płynnie w gardłowe Tutu Tutu Tutu Tutu Tutu Tutu Tutu. Czym jest Babcia Tratatutnia? Cofnijmy się troszkę w czasie. Pod koniec lat 60tych, firma Moto Guzzi miała kiepski okres. Stosowane przez nią jednocylindrowe poziomo położone silniki z wielkim bocznym kołem zamachowym (tzw. Krajalnica - jej „znak firmowy”) były już nieco przestarzałymi konstrukcjami. Najpopularniejszy był model Falcone z silnikiem o pojemności 500cm – nazywany „łamignatem” ze względu na odbijający kopniak. Próbą wyjścia z kryzysu było zastosowanie dotychczasowego silnika w nowej ramie i karoserii. W ten sposób poczciwy Falcone został zmieniony na Novo Falcone. Motocykl ten, poza przeznaczeniem cywilnym sprzedano w większych ilościach dla wojska i policji. W tym okresie czasu wojsko włoskie ogłosiło konkurs na pojazd – wszędołaz. Nie wiem, czy na potrzeby tego pojazdu skonstruowano nowy silnik, czy też włożono do niego świeżo zaprojektowany dwucylindrowy poprzeczne ustawiony silnik o pojemności 700cm. Pojazd wojsko zakupiło. A nowy silnik był na tyle udana konstrukcja, że w Novo Falcone zastąpił dotychczas stosowany jednocylindrowiec. Nowy model nazwano V (poprzecznie ustawiony dwucylindrowiec) 7 (pojemność około 700cm). Był to model „bazowy”, który w zależności od przeznaczenia ubierany w różne karoserie i akcesoria i dostawał nową nazwę np. Specjale, Albatros, Eldorado (850), Ambasador (750), Le Mans itd. Na przełomie lat 60 i 70 Amerykańska policja (1967r Los Angeles) rozpisała konkurs na nowy motocykl patrolowo pościgowy. Z postawionych wymagań podstawowymi była trwałość, niezawodność, zwrotność, łatwość prowadzenia i szybkość. Firma Moto Guzzi wystawiła do konkursu V7 z silnikiem powiększonym do 850cm i karoserią dobraną pod potrzeby ewentualnego klienta. Po serii prób i jazd testowych motocykle rozebrano i oceniono ich stopień zużycia. Konkurs wygrało Moto Guzzi jako najpełniej spełniające wymogi. W ten sposób Moto Guzzi wygryzło z amerykańskiej policji motocykle z marki na H. Oglądając amerykańskie filmy z początku lat 70 ( „Brudny Harry”, „Siła magnum” i inne) zauważymy, że policja ujeżdża właśnie Moto Guzzi. Zalety nowego silnika i specyficzne zestawienie karoseryjne (między innymi: nietypowo ukształtowane jedno/dwuosobowe bardzo wygodne siodło, ergonomiczna pozycja kierowcy, duża szyba) spotkało się z bardzo dużym zainteresowaniem rynku cywilnego. Dlatego też wypuszczono je na rynek amerykański pod nazwą California. Wkrótce później w tej samej specyfikacji trafiły do sprzedaży na starym kontynencie. Ich pełna nazwa to Moto Guzzi V7 850 California, tak brzmi nazwisko rodowe naszej Babci Tratatutni. Oczywiście V7 z silnikiem 850 występowała w innych specyfikacjach pod nazwą Ambasador, GT i jakieś tam jeszcze inne. Ale wersja specjalnie super-ergonomiczno-wygodna (siodło, wielka szyba, deska rozdzielcza z prędkościomierzem wielkim jak z Ubota) jest tylko jedna – California. Później pojawiały się różne modele i silniki, ale już zawsze nazwa Kalifornia była w Moto Guzzi zarezerwowana dla motocykla szybkiego, zwrotnego, wygodnego dla kierowcy a zarazem klasycznie pięknego. Nasza bohaterka (Babcia Tratatutnia), opuściła mury fabryki w niewielkiej miejscowości Mandello Del Lario położonej nad jeziorem Como w północnych Włoszech, w zasadzie już w Alpach. Prosto z fabryki pojechała do Austrii, gdzie wiodła spokojny i szczęśliwy żywot w towarzystwie innych motocykli, czasami wyprowadzana na spacerek przez swojego Pana Motomaniaka. Wtedy też została nieco zmodyfikowana, dostała tarczę hamulcową na przednie koło i przedni błotnik z nowego modelu (T3). Wkrótce przy jej boku stanęła jej młodsza siostra California T3. Ich właściciel z racji wieku zmniejszał im ilość spacerów. Dla pocieszenia w ich nowej ojczyźnie (Austrii) uzyskały statut pojazdu zabytkowego. W nowym 21wieku, wraz z młodszą siostrą zostały sprzedane przez swojego Pana jego koledze „Idzorowi” powiększając jego kolekcję zabytkowych motocykli. Nie wiem jaka była przyczyna, ale „Idzior” postanowił wrócić do swojej Ojczyzny. I w ten oto sposób do Polski przywiózł ze sobą obydwa „Kalafiory”. Późniejsze koleje losu spowodowały, ze „Idzior” postanowił przewietrzyć nieco swój garaż. Na sprzedaż zostały wystawione obydwie Californie. Babcia od razu zwróciła na siebie moja uwagę. Wiecie jak to jest, czasami człowiek wybiera sobie motor, a czasem to motor wybiera sobie nowego użytkownika. To była miłość od pierwszego spojrzenia, zajęcia pozycji za kierownicą, odpalenia silnika. Niestety, nie byliśmy sobie wtedy przeznaczeni. Miałem za mało kasy. Pocieszało mnie tylko to, że moja miłość nie znalazła kogoś innego. Gdy trzy lata później dostałem telefoniczną wiadomość, że „Idzior” zweryfikował i urynkowił cenę, nie zastanawiałem się ani minuty. Warto było czekać te trzy lata. Co tu dużo pisać, Babcia zajmuje najważniejsze miejsce w garażu. Wyprowadzam ją na spacer, ale tylko przy ładnej pogodzie. Dwukrotnie przejechaliśmy się w rajdzie pojazdów zabytkowych. Gdy na forum Moto Guzzi Club Poland wyczytałem, że w ramach Bongiorno Guzzi organizowany jest wyjazd do Włoch nad jezioro Como chciałem tam jechać i to konieczne razem z Babcią. Tak, wiem. Koniecznie jakaś fotka. Dalszy ciąg jutro.
  2. 5 points
    Był to czterodniowy wyjazd typu „fly and drive” zorganizowany w ramach grupowych wycieczek Guzzistów – Buongiorno Guzzi. Tym razem do Włoch nad jezioro Como przy którym leży matecznik wszystkich gutków – Mandello Del Lario. Malutkie urokliwie położone nad brzegiem jeziora miasteczko z istniejącą w tym samym miejscu od 1921 roku fabryką Moto Guzzi. W wyznaczonym terminie dowiozłem Babcię na przyczepce na miejsce zbiórki do Warszawy na ulicę Kaczeńca. Później przez tydzień nie sypiałem po nocach, czy aby nie dzieje się jej jakaś krzywda podczas transportu na lawecie. Dzień pierwszy – Pojeżdżawka. Zbiórka na lotnisku, przywitania z Koleżeństwem znanym i świeżo poznanym. Lot samolotem, transfer z lotniska do hotelu. I są, stoją grzecznie szeregiem na pace busa i na lawecie. W sumie 14 motocykli. 11 Gutkom (przegląd oferty od turystycznych Norge, przez klasyczne Californie, Newady i Bellagio, po szybkie i niegrzeczne Griso i V11) towarzyszą zaproszone przez nie Beemka, Yamacha i jeden na H. Pomimo zmęczenia bardzo wczesną pobudką i podróżą, jesteśmy wszyscy żądni jazdy. Ogarniamy się i jedziemy wszyscy na przejażdżkę wokół komina. Niestety Babcia strzela focha. Nie chce odpalić. Trochę mi wstyd, bo pozostali już grzeją silniki, a u nas tylko chechłanie. Do tej pory nigdy tak się nie zachowywała. No cóż, zalałem świece. Robię szybki pitstop, odkręcam świece, przedmuchuję silnik, wkręcam nowe świece. I.......................................……. . I jest już tak jak było zawsze TRATAtatatataTutuTutuTutuTutuTutuTutuTutu. Robię jeszcze fotkę budzika z Ubota, żeby na koniec wiedzieć ele przejechaliśmy Zaczynamy od wizyty na stacji benzynowej, niestety bezobsługowej. Płacisz i później tankujesz. A u nas w portmonetkach raczej grubsza gotówka, no i nie wiadomo ile tego paliwa wejdzie. Ale daliśmy radę i jedziemy na przejażdżkę. Najpierw bardzo malowniczą trasą wzdłuż jeziora. Kręta wąska droga, asfalt dobrej jakości, ruch niewielki, ale prawie cały czas teren zabudowany. Rozsądek nakazywał prowadzącemu skręcić w prawo, nawigacja w lewo. Siąpiący początkowo deszczyk w końcu nam odpuszcza, ale droga pozostaje mokra. Skręcamy w góry. Droga w dalszym ciągu wąska i kręta, pojawiają się pierwsze serpentyny. Z Babcią trzymamy się w szyku, pod górę nawet udaje nam się czasem odjechać tym z tyłu. Z góry jest już gorzej, tylny hamulec jest symboliczny, a przedni pomimo tego że na tarczy to jednak tylko spowalniacz. Pozostaje hamowanie silnikiem z pohamowywaniem i redukcją biegu (jeśli się uda - wejdzie ten bieg który chcę, jeśli nie - to ten który akurat chce Babcia, trzecia możliwość to taka że będę w zakręcie na luzie). Rozsądek i rozwaga w połączeniu z obawą o sprzęt powstrzymują skuteczne moje wszelkiego rodzaju rajdowe zapędy. Później w rozmowach z Koleżeństwem staram się tłumaczyć zawiłości i niuanse jazdy 40letnim motocyklem. Mam wrażenie, że niektórzy z nich nie za bardzo rozumieją co próbuję im wytłumaczyć. Dojeżdżamy do jakiegoś punktu widokowego z pomnikiem motocyklistów, i baaardzo starym cyprysem (jednym z większych jakie widziałem). Jest pełne zachmurzenie, poniżej widać jakąś dużą wodę (pewnie jezioro wokół którego jeździmy) w oddali przez chwilę w przerwie pomiędzy chmurami wiać przeciwległy brzeg. Po wspólnych fotkach jedziemy dalej. Dojeżdżamy do urokliwego miasteczka, parkujemy motorki w szeregu wzdłuż nabrzeżnej promenady i idziemy w miasto na żer. Po zrobieniu pętelki wokół miasteczka, niestety częściowo po schodach, trafiamy do lokalu położonego niedaleko naszego parkingu. Posileni wracamy do motocykl i promem przeprawiamy się na drugi brzeg jeziora. Jezioro ma kształt litery „Y” z długimi niczym fiordy trzema zatokami. W miejscu gdzie się one schodzą, kursują promy które znacznie ułatwiają, a co najważniejsze skracają drogę. Naszym kolejnym celem jest Manderlo Del Lario – matecznik Moto Guzzi. Do miasteczka wjeżdżamy podekscytowani, fabryka jest już zamknięta, muzeum nieczynne (w dni pracujące działa w godzinach 15-16, wejście bezpłatne, zwiedzanie z przewodnikiem). Ale jest ona – brama fabryczna. Ta sama od blisko 90 lat. To przez nią wyjechały z fabryki wszystkie nasze Gutki. Moja Babcia 40 lat temu. Pomimo zmroku robimy przy bramie sesję zdjęciową. Gdyby ktoś planował zakup starego Gutka Delagacja udaje się do pobliskiego supermercatto po artykuły pierwszej potrzeby :drinkbeer: i w zwartej grupie wracamy do hotelu. Motorki zostawiamy na parkingu pod hotelem a my przy kolacji omawiamy wrażenia z dzisiejszego dnia.
  3. 1 point
    Hej! Do sprzedania książki. Tytuły, ceny, czasem krótki opis - dostępne pod linkiem https://docs.google.com/spreadsheet/ccc?key=0AjpWcNhyLNHHdEc2N1I4NENxSlVPSVp6cEhHNU8tY2c&usp=sharing&richtext=true#gid=0 Cena bez kosztów pakowania i wysyłki. Jeśli się decydujesz na kilka tytułów - zapraszam do negocjacji Kontakt - na PW.
  4. 1 point
    nie zapierdala się cały czas, tak samo jak cały czas nie jeździ się z kuframi
  5. 1 point
    Troter, weź Ty w końcu kup czyt am wróć do beemki i przestań pier*olić :) bo czarnowidzisz i złorzeczysz w każdym jednym temacie dotyczącym jakiegokolwiek modelu innego niż V Srom :D :D :D Ja rozumiem, barykady bronić warto, na ale nie wtedy kiedy wrogie wojska przechodzą bokiem i nawet na nią uwagi nie zwracają :D Żarcik ;) Tak BTW, to tym V cipkiem to w pytę ludzi lata turystycznie, ostatni trzepię różne portale podróżnicze przez duże "P" i latają tym ludzie po takich zakątkach że nawet konstruktorom tego modelu się chyba nie śniło ;) Może jednak coś jest w tym moto? Jeśli jest, to zajebiście głęboko ukryte :D
  6. 1 point
    Ta "Babcia" to California III, w najbogatszej wersji Vintage. Mogłaby zawstydzić niejednego plastika. Kiedyś dawno temu, miałem Californię III, ale była dla mnie za szybka. Albo raczej ja byłem dla niej za cienki żeby wykorzystać jej możliwości. Cyferki na papierze nie powalały, ale wrażenia z jazdy ............ . W każdym bądź razie był to mój najładniejszy motorek (jak do tej pory).
  7. 1 point
  8. 1 point
    Moje Ferrari = moje hobby... Oszczędzają podobno bogaci, a pozostali niestety muszą kupować te pierdoły czy jakieś inne gówna jak to Seb określił. Jesteśmy zbyt biedni, żeby kupować tanie rzeczy, tanie mięso psy jedzą i inne takie slogany potwierdzają, że nie warto iść w półśrodki, tylko od razu kupić porządny produkt. Dlatego zawsze odrzucam najtańszą ofertę, bo to zwykle jest podejrzane i kosztuje więcej niż najdroższe. A co do zakupu motocykla, to gdybym miał dylemat czy kupić 800 czy 1200 (cena podobna), szukałbym tego i tego i wybrałbym po prostu egzemplarz który wg mnie będzie w lepszym stanie technicznym... Gdybym czuł niedosyt to po sezonie sprzedałbym i szukał dalej.... Mam tą przewagę, że mam singla gs-a, że mogę jeździć kiedy chcę 1200rt i w końcu mam wścieklaka 125 i mogę w tym rozrzucie małe conieco od siebie dodać. 125 na drogę się nie nadaje... 1200 jak dla mnie super - wygoda, wygoda i jeszcze raz komfort, z każdej strony jest lepszy od 650, ale ja ciągle jestem "zakochany" w 650gs i póki co nie chcę go zmieniać na nic.
  9. 1 point
    No, LGIB, przy tym to ja mam jakieś opiłki, a nie płytkę. Zdrowiej. A teraz dobra nowina dla mnie- w 2016 będę mógł bez ryzyka dla ręki wrócić do jazdy na motocyklu :D
  10. 1 point
    Podczas szkolenia w Bydgoszczy dowiedzieliśmy się od Tomka Kulika, żeby nie uciekać przed policją na motocyklach, z czego zostało to skategoryzowane- w niektórych regionach nie należy uciekać, bo i tak złapią. W pozostałych natomiast uprasza się o nie uciekanie, żeby nie mieć na sumieniu żadnego z moto-policjantów.
  11. 1 point
    @Piotr-coś na obite żebra: Kupujesz narodowy napój w butelce, czyli Coca-colę, wkładasz słomkę, nabierasz powietrza ile dasz rady i robisz bąbelki. Wcześniej zażyj coś mocno przeciwbólowego. I tak 10-12 razy dziennie. Serio. Tylko nie robisz serii "na tempo" tylko na dokładność, czyli nie śpiesząc się. To taka ogólno dostępna terapia na pogruchotaną klatkę piersiową. Serio. No i jeśli mocno te żeberka bolą, to idź do jakiegoś lekarza po receptę na porządny specyfik przeciwbólowy, bo o ile pamiętam ( :evil: ) to w USA w aptece tylko paracetamol bez recepty, a to może być mało i w dłużej perspektywie szkodzi na wątrobę.
  12. 1 point
    Bez przesady, nie jest w końcu taka młoda. ..


×