Skocz do zawartości

Leaderboard


Popular Content

Showing content with the highest reputation on 10.08.2016 in all areas

  1. 4 points
    http://cloud.tapatal...0810_105107.jpg Pozwólcie szanowni krytycy i szydercy, iż będę pielęgnował w sobie wizję, że jesteście ukontentowani faktem przymuszenia mnie do działania (jakkolwiek nieudolne by ono nie było). W mej duszy cichutko też łka nadzieja, że wszelkiej maści esteci i artyści powstrzymają się od miażdżącej krytyki mego "dzieła" Dziękuję. Pozdrawiam. Wysłane z mojego GT-I9060I przy użyciu Tapatalka
  2. 3 points
    Długo nie pisałam, ale to nie znaczy, że się poddaję ;) Odcinek ze specjalną dedykacją dla Rola, za pewną majową ogniskową rozmowę ;) Odcinek 6, czyli mała przerwa w braku cywilizacji Wieczorem przy ognisku omawiamy dalsze omańskie plany, czyli przemieszczenia się do innego kawałka kraju, nad Ocean Indyjski. Liczymy ile dni mamy do „zagospodarowania” i uświadamiamy sobie, że NIKT nie wie, o której odlatujemy. Kart pokładowych nie mamy, bo nie ma jak wydrukować , biletu też nie ;) Pada propozycja, aby po drodze zajrzeć na lotnisko i się dowiedzieć (wydało się nam to prostsze od kupowania karty do telefonu z dostępem do sieci) , ale na szczęście okazało się, że przewidujący Stach wysłał maila z danymi do kumpla i tenże kumpel nam odczytał ;) Przemieszczamy się jakieś 200 km na wschód, po drodze musimy i tak przejechać przez stolicę. Postanawiamy się zajrzeć do jedynego otwartego dla obcokrajowców meczetu w Omanie. I przy okazji największego w kraju. Wielki Meczet zbudowano na życzenie sułtana w latach 1995-2001, czyli to całkiem świeży zabytek ;) W zasadzie to całkiem spory kompleks. Otwarty dla „niewiernych” zaledwie kilka godzin dziennie, za to za darmo. Oczywiście obowiązuje „skromny strój” dla obu płci, a kobiety muszą mieć zakryte nogi, ręce oraz włosy. Na wszelki wypadek przy wejściu stoi Omanka, która pomaga we „właściwym” owinięciu głowy. Nie powiem, żebym była zbytnio zadowolona z efektów  Choć nie lubię barokowego przepychu i złotych zdobień, to muszę przyznać, że meczet robi wrażenie. Sala dla kobiet, oczywiście skromniejsza io mniejsza niż męska, bo kobiety rzadziej zaglądają do meczetów: Dziedziniec chroniony przed słońcem: wejście do meczetu głównego, czyli sali męskiej. Oczywiście bez butów. Na czas zwiedzania przez turystów rozwija się niebieski dywan: Podeszła do nas przemiła młoda Omanka – wolontariuszka i poopowiadała o meczecie i zapraszała na kawę w „przymeczetowej” kawiarni. Mnóstwo zdobień, ornamentów, złoceń, ale mimo wszystko jakoś to do siebie pasuje i ma styl: w takim zagłębieniu przemawiał kiedyś imam, dzięki temu jego głos lepiej się rozchodził: Meczet ma sporo „naj” w sobie: największy dywan, o wymiarach 60x70, ważący 21 ton, utkany przez 600 Iranek w ciągu 6 lat, oraz największy żyrandol z kryształami Swarovskiego ;) Nasz przewodniczka z niekrywanym żalem stwierdziła, że w Emiratach rok temu sprawili sobie jeszcze większy… Fota po wyjściu: miejsce do ablucji przed modlitwą: Męczące te zabytki ;) po wyjściu szybko zmieniamy ciuszki na lżejsze ;) nie mam pojęcia jak tutejsze kobiety dają radę w tych czarnych abajach… A przecież mamy zimę! ruszamy na wschód autostradą: do miasta Muttrah, które słynie z suku, czyli arabskiego targu przy okazji ma port dla „skromnych” prywatnych łódek: a tu tradycyjna omańska łódź: Suk niestety mocno „pod turystów” choć ciut miejscowych też było ;) ale przynajmniej sprawnie zakupiliśmy prezenty dla rodziny ;) oraz najbardziej omańską rzecz na świecie – kadzidło. to na pierwszym planie przypominające ziemniaki to suszone cytryny: Muttrah oczywiście ma też fort: i małą promenadę nad Zatoką Omańską: woda idealnie czysta, mimo portu! Obiad w restauracji (pierwszej i ostatniej), zgodnie stwierdzamy, że jutro znów przydrożny bar ;) I ponownie kawałek autostradą. Z ograniczeniem do 120 km/h. Ciekawe, czy fota przyszłaby do Polski ;) Nuuudna ta autobana i pusta. w dodatku, nasza Toyka ma zamontowane (obowiązkowe, ale głowę dam, że każdy Omańczyk od razu to wymontowuje) urządzono, które piszczy przy przekraczaniu 120 km/h. Horror ;) OOO, ocean widać w końcu! Zajeżdżamy do jednego z „must see” w Omanie, czyli sinkhole, oficjalnie Hawiyat Najm Park. Sinkhole to po prostu dziura w ziemi. A geologicznie ;) tłumacząc: cenot, czyli jaskinia krasowa (w wapieniach), nad którą zapadł się strop. Z reguły okrągła. Ładne to: i dosłownie 100 m od brzegu oceanu, a ze słodką wodą. Można się kąpać, a wstęp free ;) jedyny minus to wycieczka szkolna, jak to szkole wycieczki – nieco jazgotliwa ;) Kąpie się niewielu, bo niewielu umie pływać ;) My umiemy ;) W końcu przydaje się ta maska do nurkowania, którą Raf wcisnął do walizki ;) Wycieczka szkolna, ale bynajmniej nie Omańczyków, tylko Pakistańczyków, których wielu mieszka w Omanie. Mają swoje szkoły, świątynie (niektórzy to Hindusi). Selfie musi być ;) Starczy tego tłoku, jedziemy w offa ;) Ruszamy w stronę Wadi Dayqah, gdzie chcemy znaleźć nocleg nad jakąś wodą. Na razie wody nie widac ;) Piękna droga kończy się w centrum wioski, dalej wadi można eksplorować tylko na nogach. Wycofujemy się więc, niestety wszędzie jakieś farmy, osły, zero fajnych miejsc na biwak w końcu widzimy ładną drogę w bok, jest nawet na gpsie, jedziemy. O, jest nawet woda i coś jakby kamyczkowa plaża. Tak, to jest to! Każdy od razy bierze ręcznik i rusza nad rzeczkę. Zakochałam się w tych rzeczkach: idealnie czysta woda o temp. 30 stopni ;) Jutro co prawda zakochanie mi dość gwałtownie minie, ale to dopiero jutro ;) I już w ciemności szybki grill z jagnięciną w roli głównej: Jagnięcina z kością na arabskim chlebku… Mniam! cdn (kiedyś ;) )
  3. 1 point
    Koledze dorobiłem takie poszerzenie do Transalpa. On uparł się, że chce to z aluminium. Wyglądało zajebiście ale materiał strasznie się ścierał i rysował więc po jakimś czasie zaczęło to wyglądać średnio. Ogólnie bardzo przydatna rzecz. Na zlocie w Biłgoraju JacekJ poratował mnie puszką po piwie bo motocykl mi się zapadał. Teraz pewnie nie byłoby tego problemu.
  4. 1 point
    Poprzednia wersja była wersją beta. Miała za zadanie wykazać błędy i niedociągnięcia projektu. Nie chce mi się katować freza bo jeszcze bym poprawił estetykę. Wysłane z mojego GT-I9060I przy użyciu Tapatalka Na masową nie mam czasu ale jak coś chętnie zmierzę się ze zleceniem :) bardziej dla fanu niż dla kasy Wysłane z mojego GT-I9060I przy użyciu Tapatalka
  5. 1 point
    Witaj. Tu się nie zgodzę bo czym więcej garnków tym wieksza szansa, że krtóryś z nich się popsuje więc mając singla masz 2x większą niezawodność niż w twinie ;-)
  6. 1 point
    Proponuję dać Tomaszowi bana za wypowiedź powyżej. Lepiej kup DLa :)
  7. 1 point
    Zdefiniuj pojęcie: "człowiek". A tak serio to założyłem tu konto jak chciałem zakupić F650. Z założenia miało być bardzo tymczasowe i jest takie od 5 lat.
  8. 1 point
    proszę o zamknięcie tematu. Ania zaczęła jeździć i na każdy telefon zainteresowanego kupca reaguje histerycznie temat sprzedaży będzie aktualny we wrześniu
  9. 1 point
    Odcinek 4, czyli wodzimy młodzież omańską na pokuszenie ;) Wstawanie świtem według Jagny nie ma żadnych zalet. Lilka jest innego zdania i może potem pokazać ładny wschód słońca: Postanawiamy jednak wstawać nieco wcześniej. Krótkie urlopy mają ten minus, że są krótkie. A tu chciałoby się jak najwięcej zobaczyć ;) Wybitnie przeszkadza w tym wieczór, który zapada przed 19. Czy w zasadzie o 18 musimy już kończyć jazdę. Oczywiście wieczorne posiedzenia przy ognisku też mają spore zalety, ale niestety znikła jedna z nich. Nie mamy już ani grama alkoholu, ani szans na zdobycie najmarniejszego piwka… :( Dziś nieco cywilizacji, czyli miasto Bahla. Odzwyczailiśmy się prawie od widoku ludzi ;) W Bahli zwiedzić można fort, których w Omanie są chyba dziesiątki, ale ten należy do tych najważniejszych. Fort pochodzi z ok. 1000 roku, ale w dużej mierze jest rekonstrukcją. Częściowo kamienny, częściowo … gliniany? Mury to po prostu mieszanka piaski, gliny, słomy i muszli… Niezbyt odporne to na deszcz. Podobno co kilka lat należy nakładać nową warstwę. Fort jest w środku kompletnie pusty: Nie licząc szkolnej wycieczki ;) Mamy wrażenie, że dla chłopaków to my jesteśmy największą atrakcją fortu ;) Nauczyciel nie jest do końca zadowolony z frajdy, jaką chłopaki mają ze zdjęć z Lilką ;) Trudno ;) Obchodzimy fort dookoła Oglądamy resztki murów obronnych: oglądamy miasto: W Omanie bardzo ważną częścią architektury są drzwi i furtki. Prawie każde miasto takie symboliczne „wrota do miasta”: A wychodząc z fortu mamy resztki starej zabudowy, z tego samego budulca: Przypuszczam, że takie gliniane domki były jeszcze zamieszkane ze 20-30 lat temu, bo w zasadzie nie ma starszego „współczesnego” budownictwa. Zgodnie stwierdzamy, że kultury i zabytków starczy, wracamy w góry ;) A przed nami najwyższe omańskie góry, czyli Jabal Shams, który ma przeróżne wysokości, zależnie od mapy ;), ale mniej więcej 2990 - 3100 m n.p.m. Najpierw kawałek asfaltem: Mijamy opuszczoną wioskę Ghul, zajrzymy tam na powrocie. Ghul to taki żeński demon podobno ;) Wioska tak wkomponowała się w zbocze, że ledwo widać: Pauza na kafej, czyli kontynuacja murmańskich tradycji ;) Tam, tam jak pojedziecie, to będzie taki zaje…sty widok. Tak przynajmniej nam się wydaje, że mówił ;) Koniec asfaltu, ale równiarki już pewnie jadą ;) Hm, tę górę chyba już widzieliśmy, tylko z drugiej strony ;) do góry, do góry… Raf: hmm, mieliśmy sprawdzić, jak się automatem hamuje silnikiem, przecież jakoś musimy stąd zjechać później… Ale ma razie dojechaliśmy tu: Widok z góry na Wadi Nakhr, albo po prostu Wielki Kanion Omanu. To jedyne miejsce przygotowane pod turystów, jest nawet barierka ;) Oczywiście 100 m dalej można bez przeszkód podejść do samej krawędzi. Żadne zdjęcie nie pokaże ogromu tego kanionu. Ponad 1 km w dół… Dół kanionu też jest osiągalny, prowadzi tam nawet szlak turystyczny. Zresztą jest to jedno z najbardziej turystycznych miejsc w Omanie, o czym świadczy parking. Było tam co najmniej 10 aut! Na samym końcu krawędzi położona jest malutka wioska Al Khateem, skąd też można zrobić sobie spacer nieco poniżej krawędzi kanionu Nawet jest oznakowanie! Wioska zamieszkała: a mieszkańcy bardzo przyjaźni: Czas wracać 1,5 km w dół. Jagna znajduje w schowku grubaśny Manual Land Cruisera, testujemy wszystkie możliwe tryby jazdy po górach, ale żaden nie powoduje hamowania silnikiem ;) W końcu Raf wrzuca tryb „ręczny” i jedziemy na pierwszym (no czasem drugim) biegu w dół. Rowerzyści?? Tak wysoko? W tej temperaturze? Podziwiamy… Wracamy do Wadi Ghul i opuszczonej wsi Ghul. Jest po drugiej stronie wadi, za rzeką i dość ciężko trafić. Do tego naprawdę trudno wypatrzyć niewielką furtkę w płocie otaczającym meczet, a za nim ścieżkę do wioski. Turysta naprawdę musi chcieć ;) Ruiny wioski Ghul: A po drugiej stronie współczesna wioska: Nie mam pojęcia, kiedy wioska została opuszczona, ale obstawiam, że było to w drugiej połowie XX wieku ;) Zjeżdżamy do miasta Al Hamra, gdzie siadamy w pierwszym lepszym Coffe Shopie, czyli barze. Już wiemy, że nie ma co pytać o menu. I tak będzie tylko kurczak z ryżem w wersji hinduskiej lub pakistańskiej ;) Wbrew minie Jagny, jedzenie było bardzo dobre: Nadszedł wiekopomny moment. Toyota pokazuje rezerwę. Minęliśmy dziesiątki stacji, ale na żadnej nie wyświetlały się ceny, więc będą one dla nas niespodzianką ;) Prawie 102 litry. Dokładnie 15 riali i 600 bahtów. 156 złotych. Jesteśmy w raju :) cdn
  10. 1 point
    Odcinek 1, czyli jak sójki za morze, ale w końcu wyruszyliśmy Idea omańska pojawiła się koło października, do dziś nie wiadomo skąd i jak. Ponieważ najtrudniej wycofać się z pomysłu, o którym wszyscy wiedzą, nie omieszkałam pochwalić się nim na zielonogórskim motocyklowym piwku. I dzień później dzwoni do mnie kierowniczka BMW R1100GS, czyli Lilka. „Słuchaj, wy tak serio z tym Omanem? A nie szukacie towarzystwa może?” No i teraz wycofać się jeszcze trudniej ;) Po chwilach zwątpienia (zamachy w Paryżu) Jagna stwierdza w styczniu: o zamachach w Omanie nic mi nie wiadomo, polecimy liniami arabskimi, do swoich strzelać nie będą. I kupiliśmy 4 bilety Berlin – Doha – Muscat na Quatar Airlines :D Do tego szybka rezerwacja największego dostępnego 4x4, czyli Toyoty Land Cruiser, kupno przewodnika i mapy (ha, ha…) i mały research online. Mały research wykazał po pierwsze, że do Omanu wszyscy jeżdżą z małymi dziećmi. Hm. Tego załatwić się raczej już nie da. Trudno. Pod drugie – noclegi są przeraźliwie drogie. Tu akurat łatwo zaradzić –bierzemy namiot. Po trzecie – pełza i łazi tam sporo jadowitych zwierzątek. No cóż, będziemy uważać. (ha, ha…) Po czwarte – Omańczycy jeżdżą jak wariaci. No to pojedziemy w offa ;) Przed wyjazdem trzeba się nieco poznać, więc umawiamy się na przegląd swoich garaży. Mamy więc 2 x BMW (Jagna i Lilka), AT (Raf) oraz KTM (Stachu). BMW jak zwykle górą ;) Wieczorny odlot z „zielonogórskiego” lotniska, czyli Tegel w Berlinie nie mógł odbyć się bez Fassiego. Butelka czerwonego wytrawnego poszła na raz ;) No cóż, czekało nas w końcu 10 dni całkowitej abstynencji… Quatar Airlines dostarczyło nas bezproblemowo do Muskatu wczesnym lutowym rankiem. Jedna pani w hidżabie wymieniła nam $$ na riale, druga sprzedała wizę, a trzecia wbiła pieczątkę. Hm, może jednak nie będzie tak konserwatywnie-islamsko? Znajdujemy swoją wypożyczalnię aut (zwykły, międzynarodowy Budget) , pokazujemy rezerwację i powoli przestawiamy się na arabski tryb działania. Mija pół godziny. „Możemy zobaczyć raz jeszcze Pani rezerwację?” Kolejne pół. „Już chwileczkę, tylko najpierw znajdziemy samochód tamtego pana”. Stachu przysypia na siedząco, Lilka na stojąco, Jagna przy ladzie. Raf udaje, że nie śpi. Uff, po dokładnie 2 godzinach dostajemy kluczyki. A dokładniej Jagna, bo rezerwacja poszła z jej karty. Toyota jest wieeeelka. I o to nam chodziło ;) Co prawda specjalnie szukaliśmy takiej z manualem, a tu automat. Ale na myśl o powrocie do okienka szybko stwierdzamy: niech będzie. W tej samej chwili Raf uświadamia sobie brak jakichkolwiek dokumentów oprócz paszportu. Czyli prawa jazdy też. Trudno. Pierwszy przystanek – zakupy żywieniowe. Idziemy na łatwiznę i wklepujemy do GPSa zapytanie o centrum handlowe. Najważniejszy zakup – kartusze do kuchenki. Niestety te, które były w bagażu Lilki zamieniły się w urzędowe pismo od niemieckiego Zollamtu. Pasujących kartuszy brak, nie zostaje nam nic innego, jak zainwestować 9 riali w nową kuchenkę. Wybieramy znany murmański model: Do tego kawał blachy oraz węgiel drzewny na grilla (drewno to towar mocno deficytowy) i możemy jechać w dzicz :D Na razie jednak musimy przedrzeć się przez cywilizację, czyli przemieścić 100 km autostradą. Zasypiamy po pół godziny, łącznie z kierowcą. Zjeżdżamy na drogę alternatywną, wzdłuż morza. Od razu lepiej. Zatoka Omańska jakaś zielonkawa: Miejscowi też jacyś inni: Kilka fajnych muszli przywiozłam ;) W końcu zjeżdżamy z autostrady, zaczyna się ściemniać (jest zima, więc około 19 już całkiem ciemno), czas poszukać ustronnego miejsca na nocleg. Skręcamy w szuter główny, później szuter boczny, myk za górkę. O, tu może być: i za moment ciemno Premiera grilla, jagnięcina z kością w roli głównej: a jutro zaczynamy prawdziwą jazdę, czyli góry i bardzo boczne drogi ;) cdn


×