Okres świąteczny, to Wielkie Obżarstwo i podróże (od stołu do stołu). Z tym pierwszym postanowiłem nie walczyć, ale to drugie nieco zmodyfikowałem. Samochód został w domu, a ja osiodłałem motka.
Celem był Radom, ale jak zwykle włączył się szwędacz. Postanowiłem jechać wschodnim brzegiem Wisły, przez Dęblin, Puławy, Kazimierz, promem przez Wisłę do Janowca i dalej na skuśkę do stołu obiadowego.
Pierwszy postój wymusiły widoki po prawej stronie - Wisła w promieniach wiosennego Słońca. Miejsce postoju dość historyczne, to tutaj w 1944 przeprawiały się wojska polskie na przyczółek magnuszewski ( to w tym miejscu w Czterech pancernych Janek i Gustlik biegali na golasa po plaży bo pociski rozerwały im gacie).
Wiosna w pełni, drzewa zaczynają się zielenić,. Świat jest piękny.
Dojechałem w okolice Kazimierza i zapuściłem się w okoliczne wąwozy i dolinki. Było tak ładnie, że w dooopie miałem zatrzymywanie i robienie zdjęć. Gęba się śmiała do każdego zakrętu. Na koniec przecisnąłem się przez Kazimierz i podążyłem w kierunku promu. Kolejki zero, z marszu wjechałem na prom.
Chwila oddechu i czas na kilka fotek z przeprawy.
Dalej bocznymi drogami dotarłem do Radomia, a później to już normalnie, jedzenie, picie… picie jedzenie. I tak przez trzy dni…