Skocz do zawartości

Leaderboard


Popular Content

Showing content with the highest reputation on 08.05.2014 in all areas

  1. 11 points
    Zaufaj mi - jestem weterynarzem! Uświadamiam sobie, że ze snu wybił mnie chrzęst opon Kajmanowozu na podjeździe. Jest kilka minut po wpół do pierwszej - no to sobie pospałam :) Zwlekam się z łóżka i idę po swoją torbę [tak, tak, jest równouprawnienie - nie ma lekko, nie ma się żadnych przywilejów, mimo, że jest się słabą białogłową! ;) ] z tak upragnionymi przeze mnie akcesoriami: szamponem, ręcznikiem i szczoteczką do zębów! Kajman jest cały zziębnięty i mocno zmęczony - ponad 12 godzin za kółkiem, najpierw upał w Marakeszu, potem surowy chłód w górach, a ostatnie kilkadziesiąt kilometrów to wycieńczająca jazda po oberwanej drodze na półce skalnej. W celach rozgrzewczo-ostresowywujących raczymy się wiśniówką [w ilościach aptekarskich ;) ] i gadamy… o życiu, o śmierci, o przypadkach i zrządzeniach losu… W końcu idę się myć i ładuję pod kołderkę, próbuję zasnąć, ale nagle słyszę… ŁUP [to było duże łup!]. Eeeee? - Kajman? -.... - Kajman! Żyjesz?! - no.o…. Kamień spada mi serca… ...prosto na nogi, bo gdy Kajman wynurza się z łazienki minę ma nietęgą. I jest jakiś taki… wymięty. Biedaczek wywrócił się na śliskiej posadzce, waląc przy tym głową w kafelki i rozwalając skórę na łokciu. Zadaję mu pytania, na które nie potrafiłam odpowiedzieć po moim wstrząśnieniu mózgu [jak się nazywa?, jaki jest dzień tygodnia?, adres zamieszkania?…] - odpowiada z sensem, więc chyba wszystko ok. Patrzę na łokieć i lecę do motocykla po opatrunki. Kurde - brzydkie, 3-4 centymetrowe poprzeczne przecięcie, które “uśmiecha” się przy zginaniu łokcia. Kombinuję jakby tu zbliżyć i ufiksować brzegi rany - nie mam nic do szycia… Po głowie chodzi mi kropelka [superGlue] :D W nocy tymczasowo kleję toto plastrem [muszę przyznać, że jak na prowizorkę, to całkiem fajnie wyszło] i bandażuję. Kajman powoli robi się dziwnie szarawy. Wpada w hipotermię... Tętno nitkowate... Przy próbie wstania z łóżka - osuwa się nań z powrotem i odlatuje… Co robi blondynka wychowana na amerykańskich filmach? No wiadomo - szast prast po twarzy :) Nie pomogło, to drugi raz, trzeci… coraz mocniej, bo przez chwilę myślałam, że sobie jaja robi… W międzyczasie sprawdzam odruch rogówkowy… … i skóra mi cierpnie na plecach… odruchu brak - u psów to nie wróży dobrze :/ No to robię raban na cały dom, a w międzyczasie jeszcze kilka razy walę kontrolnie Kajmana po pysku... ---------------------- Mała dygresja - abstrahując od okoliczności, zauważam mimochodem, że kobieca ręka jest jakby stworzona do tej czynności. Plaskacze siadały, aż miło, a dłoń wspaniale się kleiła do policzków ;P ----------------------------- …. w momencie gdy do pokoju wbiega Wojtek i gospodarz, to z ust Kajmana nagle słychać żałosne “Gosiu… ale dlaczego mnie bijesz?” Ufff… poznał mnie. Patrzy całkiem przytomnie… Ale czy na pewno? Może jeszcze raz mu przyłożyć? ;) Emocje powoli opadają. Chłopaki idą spać. Robię opatrunek na łokieć. Przykrywam Kajmana całą stertą kocy, bo biedak wpadł w dygotki… ...i kładę się spać. Sen nie nadchodzi. Najpierw nerwowo nasłuchuję, czy Kajman oddycha - gdy kilka razy wydaje mi się, że niezbyt, to wstaję i podchodzę do jego łóżka. A później, gdy już zaczyna spokojnie pochrapywać, to w moim mózgu ciągle przewija się film z całego zdarzenia. Wszystko analizuję i wysnuwam wnioski… oj trzeba było inaczej... Nie śpię aż do rana. Ale jestem tak nakręcona, że gdy trzeba wstać, to nie czuję zmęczenia. I w sumie cały dzień jadę na adrenalinie :) Rano śniadanie, pakowanie… Wczoraj w miasteczku widziałam aptekę. Ciekawe czy mają tam coś co by się mogło przydać. Wchodzę - za ladą oczywiście mężczyzna - i zaczynam trochę na migi, trochę po łacinie, trochę rysuję wzorów [ufff… pani Marszałek byłaby ze mnie dumna :D ],trochę w języku, który wydaje mi się francuskim, a trochę rysuję [niech żyje zabawa w kalambury!] Nabywam: - bandaże i kompresy - tutaj bez problemu, po francusku jest podobnie - H2O2 - potem było ciężej - na słowo analgesia [a wcześniej mówiłam, że jestem lekarzem weterynarii] pan podaje mi buteleczkę z Acepromazyną do iniekcji domięśniowych dla koni i bydła :P Na samą myśl co bym mogła zrobić Kajmanowi po obezwładnieniu tym specyfikiem, przewracam się ze śmiechu :) Pokazuję łokieć i mówię “analgesia punctata” - i bez problema dostaję 10ml Lignocainy do znieczuleń miejscowych [kurde… taka dystrybucja leków, to raj na ziemi!]. - potem łatwizna - rysuję strzykawki, nić do szycia - dostaję do wyboru z igłą okrągłą, albo trójkątną… No bajer! Szybko wskakuję na moto, łapię Kajmana wsiadającego właśnie do auta - wrzucam mu zakupy na siedzenie i z uśmiechem mówię: - Kajman, masz spirytus, to się znieczulaj, wieczorem będziemy szyć. Jedynka w dół, nie czekam na odpowiedź… Dzisiaj wszyscy grzecznie jadą w grupie. Przynajmniej na początku, gdy jedziemy asfaltem. Potem zjeżdżamy na cudną szutrówkę. Wcześniejsza gliniasta czerwień prawie całkowicie ustępuje miejsca skałom w kolorze piaskowym. A zamiast jaskrawozielonej roślinności mamy jakieś żałosne szarawe kępki. Wtaczamy się z Wieśkiem pod górkę. Reszta nas wyprzedziła - spotkamy ich dopiero wieczorem. Zaczyna mnie tak śmiesznie boleć głowa. Wczoraj też tak było, i przedwczoraj. Kojarzę fakty - wygląda na to, że przy przekraczaniu magicznej poziomicy 2300m n.p.m. mam pierwsze objawy choroby wysokościowej. Ale jajo! :D Zatrzymujemy się na chwilkę, w celu odpoczynku, wzmocnienia się batonikiem. Ból głowy ustępuje… Wyjeżdżamy wyżej i wyżej - i oto stajemy na najwyższym punkcie naszej całej wycieczki - przełęcz Tizi-n-Ouano ok. 2900m npm. Na górze spotykamy grupę Rosjan, z którymi dogadujemy się po angielsku - dziwny jest ten świat ;) Kilka fotek… Za DRką jest kanion, ino słabo widać ;) Taki sobie pomniczek-drogowskaz ...i zjeżdżamy w dół, znów płajem na stromym zboczu. Czasem trzeba minąć osiołki, które z jukami zajmują całą szerokość drogi. Za którymś razem prawie dostaję zawału, gdy po wyprzedzeniu grupy mułów zerkam za wieskiem w tylne lusterko i widzę tylko jakąś postać z pomarańczowymi akcentami w ubiorze stojącą przed zwierzętami. Przez chwilę jestem pewna, że to Wiesiek, a że jego KTM wylądował w przepaści. Całe szczęście się myliłam ;) Wiesiek z KTMem po prostu utknęli w oślim korku :) Pyrkamy wolniutko serpentynami w dół kanionu. Trochę drobnego żwirku zalega. Trzeba być uwaznym, ale jedzie sie przyjemnie i generalnie na luzie. Im niżej, tym cieplej. Potem kawałek drogi asfaltowej przez wioski, szybki posiłek regeneracyjny i wracamy na offa. Omlet - moja główne jedzenie ;) Początkowo szutrowa, lekko kręta droga leci przez śliczne pustkowie w kolorze brudnopiaskowym. Tak jak lubię. Ale z czasem drobny żwirek zamienia się w żwir, żwir w kamyki, a kamyki w kamienie luźno leżące na drodze… Zakręty się zacieśniają. A my lądujemy w korycie, wyschniętej obecnie, rzeki. Nie jest lekko, w dodatku wśród pionowych skał wąwozu upał coraz bardziej dokucza. DRka jest super motocyklem, ale w kamienistym terenie ujawnia swoją chyba największą wadę - fatalne zawieszenie [po przesiadce z KTMa, to był dla mnie szok ;) ] - tłumienie zero. Ciągłe drgania i podskoki kierownicy męczą okrutnie kończyny górne i obręcz barkową. W dodatku znów zapomniałam dopompować opony, więc nie mogę się rozpędzać na prostych, bo przy natrafieniu na większy kamol czuję mocne uderzenie o felgę [tak, tak, wiem… to karygodne... dobrze, że DRka jest blondi-odporna i dużo wybacza :) ]. Oczywiście zamiast stać na podnóżkach, to siedzę [widzę te Wasze pełne politowania spojrzenia ;) ]. Takie przyzwyczajenie z jazdy konnej, gdzie też wolę wysiadywać galop, niż robić półsiad - lubię ta pracę dosiadem ;) Wstaję dopiero, gdy teren robi się taki naprawdę hardcorowy [piach, doły]. Ale teraz uczę się nowej rzeczy - DRka jest na tyle lekka, że kierując kolanami można wykonywać szybkie skręty i slalomy między co większymi kamieniami - na siedząco, żeby nie było. Ale fajnie! Pewnie wyważam kolejne otwarte drzwi ;) W tych najgorszych miejscach nie robiłam zdjęć - wolałam sie nei zatrzymywać ;) Docieramy na przełęcz, tam spotykamy grupę turystów z Łotwy i Finlandii. Oni z kolei wynajęli motocykle [obute w Enduro Sahara - kurde, lubię te opony!] wraz z marokańskim przewodnikiem. Wyruszyli z Marrakeszu i robią kilkudniową objazdówkę. Tez fajna opcja. Przewodnik wygląda na nieco mrukliwego, ale konkretnego i budzącego zaufanie chłopaka [info dla kobiet: niezłe ciacho! ]. Chwilkę rozmawiamy i powoli staczamy się w dół drogą biegnącą głównie po zboczu, ale czasem schodzącą do koryta, gdzie jedziemy po tak nielubianych przeze mnie luźnych kamieniach. W końcu urokliwy wąwóz zostawiamy z lewej, a sami jedziemy po jego prawej krawędzi. Znów jest bajkowo. W momencie, gdy kanion się kończy, a przed nami rozciąga się widok na bezkresną równinę zamieramy w zachwycie. Niestety nie mam zdjęć, bo wpadam na pomysł, żeby przyjechać tutaj na zachód słońca - wówczas dopiero musi z butów wyrywać. Ale tak się złożyło, że troszkę popsuła się pogoda, że była kolacja, że były inne rzeczy do zrobienia :( Ech…. Po dalszych kilkunastu minutach docieramy do miasteczka, gdzie czeka już reszta grupy. Chłopaki z DRzet zmianiają olej, Wojtek zmienia tylne koło w 1190. No i niestety lewa laga mastodonta się zrzygała. Do cna chyba :/ © Wojtek Ja w ramach serwisu klepię moją DRkę w zakurzony zadek, a potem wskakuję pod prysznic, aby zmyć trudy dzisiejszego dnia, przebieram się w spódnicę i glebię w cieniu z książką :D Widok z "tarasu" - tuż pod nami mieszkają ludzie. I osioły :) Po odpoczynku i kolacji pora na gwóźdź programu - szyjemy Kajmana :D Mam właściwie wszystko czego potrzeba z wyjątkiem pęsety i igłotrzymacza:/ Ale… jeszcze nigdy tak nie było, tak żeby jakoś nie było! - po przeglądzie narzędzi znajduję coś, co się nada - multitool i kombinerki :) Z braku laku, dobry kit! Jeszcze tylko spirytus do odkażania pola, rąk, narzędzi i zabieramy się się z Wojtkiem do pracy. © nie wiem kto :) On jest głównym anestezjologiem - tłum obserwatorów - znieczulenie idzie mu pięknie! Potem ja biorę narzędzia w dłonie… wszyscy jakoś wolą siedzieć pod baldachimem i przeprowadzać super interesujące dyskusje. Mając czasem w pracy do czynienia z mdlejącymi mężczyznami uważam, że to świetny pomysł. Asystuje Wojtek. Szybko zmierzcha, więc w ruch idą czołówki. Tak to wyglądało w czasie… © Wojtek Pierwszy szew wyszedł nieładnie, drugi tak se, trzeci to już super! Muszę pochwalić Kajmana - dostał naklejkę za odwagę! © bestom.pl Wrzucamy wszyscy na luz. Puszczamy muzyczkę. Delektujemy się delikatnymi drinkami - Kajman straszy, że jutro najdłuższy odcinek, że dość ciężki, że rano pobudka - nie ma co szaleć. Powoli schodzi ze mnie całe napięcie ostatnich kilkudziesięciu godzin. Błogo...
  2. 5 points
    Ale żeby dobry motór na części? ;P
  3. 4 points
    Witam, 24 maja moim gościem w Łodzi będzie Krzysztof Wróblewski, który w 2012 roku wyruszył razem ze swoim przyjacielem Maksymilianem Starościakiem na motocyklową podróż dookoła świata. W planach mieli przejechanie przeszło 50 tysięcy km, zwiedzenie 36 krajów położonych na 5 kontynentach i 365 dni podróży przed sobą. Wyprawa nie zakończyła się szczęśliwie. Na miesiąc przed jej planowanym końcem chłopaki mieli wypadek w Ameryce Południowej, w którym Max zginął na miejscu. Serdecznie zapraszam w imieniu Krzysztofa i swoim na relacje z tej wyprawy. Sam byłem na podobnym wydarzeniu we Wrocławiu. Ta historia wywarła na mnie ogromne wrażenie, dlatego postanowiłem zaprosić Krzyśka do Łodzi, żeby opowiedział ją raz jeszcze. Zgodził się. Jak już napisałem, spotkanie będzie miało miejsce 24 maja (sobota). Miejsce - Politechnika Łódzka, Wydział WEEIA, audytorium E1, ul. Stefanowskiego 18/22 - godzina 16:45. Zapraszam serdecznie, dajcie znać znajomym! Wstęp bezpłatny. Link do wydarzenia na FB -> https://www.facebook.com/events/1432995013618975 (będę niezmiernie wdzięczny za udostępnienie swoim znajomym) Pozdrawiam!
  4. 4 points
    Jarek - jestes lepszy od Leona zawodowca - sam sie usuwasz.... :)
  5. 3 points
    Proszę o chwilową rezerwację - piszę PW
  6. 3 points
    Mygosia, rozmarzylem sie myslac o wyjezdzie z Toba..... :)
  7. 3 points
  8. 2 points
    Za jakąś godzinę mogę być w Bielsku. Możemy się złożyć na jakieś śmiej żelki. :-D
  9. 2 points
    http://static.garmincdn.com/pumac/Dakota_OM_EN.pdf strona 23 W glownym Menu > Setup> Map wybierasz w Orientation opcje Automotive Mode. Ciesze sie ze moglem pomoc
  10. 2 points
    Fajny z Ciebie chłop Bond. Napiszę Ci kiedyś list, albo sms'a ;) Postanowiłem dać sobie spokój z pisaniem. To wcale nie jest takie trudne. Od początku mój sposób pisania budził kontrowersje, Jedni go uwielbiali, inni tolerowali, a jeszcze inni nienawidzili i nienawidzą dalej - choć pewnie ładniejsze słowo to nie lubili / nie lubią ;) Jako, że forum jest dla wszystkich postanowiłem zrobić coś dla nich i nie pisać - no może oprócz takich tam ... w nieznaczących wątkach - niech też mają swoją radość z mojego bycia na forum i oczywiście niech poczują, że dopięli swego i zadziałali skutecznie dla dobra innych ;) Zresztą odpuściłem też "Przywitalnię" - jak pisałem to miałem problem, a teraz nie mam - teraz zamierzam być ten fajny :lol:
  11. 1 point
  12. 1 point
    Dzięki ! Dzięki! U Niemców jest sporo fajnych sztuk. Może rzeczywiście coś muszę pomyśleć o wycieczce... Cholera, Komir ja mam rzut beretem do Lwowa, ale tam czelendża raczej nie kupię... tolka wodka i cigarety, chyba, że machniom ? :)
  13. 1 point
  14. 1 point
    to w 1963 był już internet!?;)
  15. 1 point
  16. 1 point
    masz imponujace umiejetnosci.... bardzo przydatne w terenie :) zimna krew, bezwysilkowe walenie po pysku, szycie na zywca, traktowanie mezczyzn jak zwierzeta (ktorymi tak naprawde sa), a kto wie co jeszcze w Tobie drzemie... :)
  17. 1 point
    "a po paru tysiach masz dostęp do działu porno.. " czyli nie pozostaje mi nic innego jak się konkretnie udzielać na forum ;)
  18. 1 point
    Jarek ma depresje.(przesilenie wiosenne) Ratujmy Jarka!!! :beer:
  19. 1 point
    Tylko sugerowałem że w razie co mogę pomóc - jeśli inne poszukiwania nie wypalą .
  20. 1 point
    Piszę, piszę! Ten odcinek to wiele treści, mało zdjęć, niestety - dlatego tak długo. Ale już za chwileczkę, już za momencik ;)
  21. 1 point
    Ja bym czekała na czelendża, ale ja nie jestem obiektywna :)
  22. 1 point
    Ja przykręciłem blachy, które przypadkowo znalazłem w garażu. A przede mną jakieś 2km jechało autko i mieliśmy kontakt przez CB. Ale to stare czasy były.
  23. 1 point
    Uff.. wróciłem :) ale ledwo przeżyłem bo kobieta na mnie czekała a a) długo mnie nie było beee B) bo "brzydkie" to auto jest podobno (nie podoba sie lubej) a to tyle pieniędzy "a taka ładna meganka za to by była" moje $ moje auto i ma być takie jak ja chce a nie ona.. ;) "pofuka" i może jej przejdzie Autko ma troszkę skorodowany tłumik, nie wysuwa się antenka (sam mechanizm słyszalnie brruuumczy) nie działa zegarek w podsufitce, przepalona jedna żarówka stopu, hałasuje łożysko w lewym przednim kole, do wymiany tuleje wahacza tylnego.. delikatny pot olejowy od spodu silnika... więcej "zonków" mechanicy nie wynaleźli. (jak na razie) Oby nic więcej się nie ujawniło ;] amortyzatory przód 70% tył 60%, hill holder ok, redukcja tez.. aaa i nie ma uchwytu na kubek u kierowcy :( (jakos nie chce wyskoczyc- u pasazerow ok;) Tak jak z Outbackiem z Krakowa sie nie polubiliśmy tak z Foresterem ze Stargardu mimo powyzszych wad od razu była chemia... z perspektywy czasu > trzeba było jednak wziąć kobietę ze sobą >> marudziłaby i pewnie zbiłbym jeszcze cenę ;D wpłaciłem zadatek(handlarz ma porobić opłaty i dać znać)
  24. 1 point
  25. 1 point
    A gdzie korek wlewu oleju? też się rozładował? :roll: :-)


×