Skocz do zawartości

Leaderboard


Popular Content

Showing content with the highest reputation on 14.10.2016 in all areas

  1. 1 point
    Na północ od Puszczy Noteckiej, gdzie było raczej płasko, zaczynają się lekkie pagórki i Drawieński Park Narodowy. Daaawno temu tam byłam, w czasach, kiedy moje 2 kółka nie miały jeszcze silnika ;) Rower miał tę przewagę, że mogliśmy wszędzie wjechać, tu niestety mocno się gimnastykowałam, żeby track omijał asfalt i był legalny. Mandat w parku narodowym mógłby boleć ;) Okazuje się jednak, że sporo dróg leśnych ma znaczki „dopuszczone do ruchu kołowego”. Fajne to! Droga na północ wzdłuż Drawy. Drawa po mojej prawej, gdzieś hen w dole. Ale widzimy kajakarzy ;) Przejeżdżamy przez piękne wioski, do których nawet nie asfaltu. Widać, że większość domów przerobiona na letniskowe… Przeskakujemy DK22 i dalej na północ. Wjeżdżamy do Drawieńskiego Parku Narodowego Podobno mogą nas zaatakować niebezpieczne drzewa. Będziemy ostrożni! Mamy plan objechać park od zachodu i północy. Nie-asfalty okazują się być brukiem. Raf zadaje swoje nieśmiertelne pytanie: skąd oni brali tyle kamieni? i jedziemy dalej Bardzo trzęsie na tym bruku, aż zdjęcie rozmyte ;) Las głównie bukowy, jest więc dość mrocznie ;) Kto wie, może za klika lat trzeba będzie jechać z maczetą ;) Niekończące się bruki… Już nas wszystkie plomby bolą ;) Do tego zaczyna padać. Stwierdzamy patrząc na prognozę pogody: trzeba poszukać noclegu pod dachem. Wydawać by się mogło, że w tak turystycznej okolicy będzie agroturystyka za każdym rogiem, ale mocno się rozczarowujemy. Coś mi się przypomina, że w Barnimiu powinno coś być, ale nie ma nic. Za to wykonałam popisowy numer (normalnie zaćmienie umysłu chwilowe), hamując tyłem na mokrym, drewnianym moście nad Drawą. Oczywiście skończyło się tak jak musiało, czyli pięknym ślizgiem bokiem po mokrych deskach :) (dla usprawiedliwienia muszę dodać, że był to pierwszy i ostatni upadek tej wycieczki) Na szczęście DR jest odporna na takie wydarzenia, skończyło się siniakiem na łydce. A nocleg znaleźliśmy dopiero w pensjonacie Drawnie, korzystając z Google Maps, bo przecież w niedzielę po południu informacja turystyczna nie jest otwarta. I wtedy zaczęło lać na całego ;) cdn.
  2. 1 point
    Żyć trzeba jak miliony krajanów. Wstaje się i idzie do GS'u po flaszkę, a potem na ławeczkę .... pogadać o motorach ;) Dlatego GS jest na pierwszym miejscu :D
  3. 1 point
    Nie załamuj się. Miałem namyśli, ze jeśli f800r nie da rady to następny jako pierwszy do rozważenia jest f800gs. Z tego co Artur pisze to mogłem zbyt mocno wyrosnąć i ten osiołek będzie za mały.
  4. 1 point
    Pyta chłop o opinię, pyta ... my się staramy jak możemy, a tutaj nagle jeb i DL Jak żyć Panie Arthurze, jak żyć? :D
  5. 1 point
    Ał... aż coś zgrzytnęło w twojej wypowiedzi.. Nie czujesz?? :D
  6. 1 point
    Toś narobił... teraz kolega kupi DL-a :P
  7. 1 point
    Jesteśmy nieco zdziwieni brakiem znaków na DW 161 do Przedborowa, którą Raf jechał rok temu. Fakt, z drugiej strony. Ale nic to, mamy przecież Garmina oraz track po DRODZE WOJEWÓDZKIEJ. Taaaa. Za wsią z drogi brukowanej robi się polna, a na niej znak „tylko dla mieszkańców Kępy Zagajnej” . Hm. Droga wojewódzka tylko dla mieszkańców? Trudno, udajemy, że nie widzimy tego znaku. Jedziemy. Po kolejnych kilkuset metrach znak „teren prywatny”. WTF? Droga robi się coraz cieńsza, trawiasta, aż kończy się pastuchem w poprzek. No przecież nikt tu nie jeździ! A Garmin oraz Google twardo twierdzą: jesteś na DW 161. Kępa Zagajna jakiś kilometr przed nami. Widać nawet kawałek dachu. Tylko jak tam dojechać?? Próbujemy przez prawie godzinę. Wzdłuż torów (nasyp), wzdłuż linii energetycznej (rzeczka), w końcu rezygnujemy i robimy odwrót. Początek DW 161 Anno Domini 2016 w pełnej krasie: Wszystko pięknie, tylko chyba musimy wrócić aż do Drezdenka, żeby dalej jechać trackiem. Ale przypomina mi się, że od tego pięknego bruku odchodziły w bok drogi leśne z drogowskazami. Czyli legalne. Przed objazdem ratuje nas droga z Sarbinowa do Przedborowa OBOK Kępy Zagajnej. I nawet ma ciut asfaltu na bruku: a później po prostu leśny szuter. Od drugiej strony też zakaz wjazdu. Zlikwidowali drogę, czy co? Koniec końców wyjechaliśmy tam , gdzie powinniśmy, czyli w Przedborowie. I mkniemy dalej szuter-autostradą na północ, w stronę Drawy :) A wieczorem udaje mi się wygooglować, o co chodzi z tą nieszczęsną drogą, która jest jednocześnie i wojewódzka i prywatna. I od stycznia 2016 nieprzejezdna. Takie rzeczy tylko w Polsce ;) http://www.fakt.pl/wydarzenia/polska/droga-wojewodzka-wiedzie-przez-podworko-miedzy-domem-a-stodola/8j6jmjz Po interwencji w telewizji Zarząd Dróg Wojewódzkich rozwiązał problem. Zdjął oznaczenia DW 161 :) Ale Google Maps jeszcze nie jest na bieżąco. Folwark Kępa Zagajna i DW 161 przechodząca przez samiuśki środeczek: ciekawe, czy gdzieś w Polsce jest taka druga ;) cdn.
  8. 1 point
    Oczywiście, ale o pieniążkach to najlepiej się rozmawia osobiście.
  9. 1 point
    ..."Murmańsk qrwa"... W nocy było chłodno... Chłodno, zimno było! Zimno jak diabli! Zajebiście zimno! Było tak zimno, że to zimno mnie obudziło, kilka razy. Zapiąłem sie pod szyję, zaciągnąłem sznurek śpiwora przy głowie tak, że tylko nos mi wystawał i leże i nie śpię z zimna. Leżę i myślę sobie - "zajebiście, super ekstra duper śpiwór sobie kupiłem, miesiąc czytałem, w końcu wybór padł na Kjolena od Fjorda Nansena, pełna poracha!"... I tak śpiąc, nie śpiąc, śpiąc, nie śpiąc jakoś dokulałem do rana. Budzimy się rano (spaliśmy po dwóch), ja wqrwiony jak sto piorunów, do tego myślę sobie że Szary się wyspał elegancko w swoim śpiworku, a ja marzłem jak gówno na śniegu. Pierwsze pytanie Szarego: - Nie było Ci zimno??? - No właśnie było!!! - No mi też, jak diabli! Spać nie mogłem! Ha! Uratowany! Jak już Mular zmarzł, to musiało być zimno, bo On raczej nie marznie, w zasadzie nigdy! :) Czyli z uspokojonym sumieniem, wyszło że jednak nie jestem debilem i śpiwór wybrałem dobrze, powitałem ten piękny dzień :) Szary wstał i poszedł obudzić dwóch pozostałych - drze się za chwilę: - Seeeeeb! Seeeeb! Tu od nich z namiotu po prostu buchnęło gorącem jak odpiąłem! - Jak to??? - No tak to! A Kudłaty i Biały w porozpinanych śpiworach, bo gorąco było niby! Qrwa!!! Ich namiot - Lidl, 170zł chyba, mój namiot - Marabut, pierdyliard złotówek! Okazuje się że mój Marabut może i jest super duper, a właściwie był, jakieś naściie lat temu, bo tyle go mam, ale na lato. I fakt, jak sobie przypomnę, to nigdy się w nim nie zapociłem, nigdy mi para po ściankach nie ciekła, no ale też nigdy nie spałem w nim w temperaturach w okolicach zera, więc nie wiedzialem że on się do tego po prostu nie nadaje. A Lidlowy - nadaje się :) Fakt że ciut tam wilgotno było, no ale ciepło. No ale, oni się pośmiali z nas, my z nich, ale że czas w drogę, to czas wypić kawę, wciągnąć śniadanie - znów bigos :) Karwasz! Jak tam było pięknie! Przede wszystkim kompletna, absolutna cisza! Tylko ptaki. Do najbliższej drogi bylo kilka kilometrów, lasu, doskonale tłumił wszelkie dźwięki. Mimo zimna, humory dopisywały :) Powoli ogarniamy obóz, dogaszamy ogień, żeby nie narobić lasowi kłopotu I w drogę! Ten dzień był dniem dojazdu do miejsca docelowego, ale po drodze mieliśmy... Rzekę :D Z rzeką sprawa jest o tyle ciekawa, że to nie za szeroka rzeka, ale głęboka. Z przeprawy przez nią zdjęć nie posiadam, mamy filmy, ale tutaj już dwóch naszych video operatorów musi się wykazać. Dość powiedzieć że wracając tamtędy Szary i Biały potopili maszyny w piździec :D Tę część również zrelacjonuje Biały, mnie już z nimi nie było, prosto z Sierakowa pojechałem do chaty. Aaaaa, właśnie, Sierakowo! Po to przecież jechaliśmy! Żeby tam dojechać! No to dojechaliśmy! Tam jest... Nie wiem jak Wam to opisać, dla mnie to tam jest raj! Teście Białego mają tam gospodarstwo, normalne ranczo takie. Do tego teściu jest myśliwym, normalnie strzela do ludzi, do zwierząt czasem też. Do tego prowadzi skup dziczyzny. Do tego potrafi wypić, a jak wypije to potrafi opowiadać... Było tam przecudnie! Wspaniali ludzie, cudowne miejsce, wszystko super, tylko ten ziąb... :) Nasz stan wypoczęcia po dotarciu do celu obrazuje dość dobrze ta fotografia Gospodara jest kozacka, taka prawdziwa gospodara, jak ktoś lubi takie klimaty - to raj! Dość szybko postawiono nas jednak na nogi. Rozpakowaliśmy się, przebraliśmy, musieliśmy podjąć decyzję jak śpimy, to znaczy gdzie. Biały co oczywiste w chacie, z żoną i córką - tu Monia mu za bardzo wyboru nie dała. Kudłaty doszedł do wniosku że on ma to w zadzie, wziąl śpiwór, matę i postanowił spać w domu, był wolny pokój. My z Szarym - tutaj też dyskusji nie było, śpimy w namiocie, bezapelacyjnie. Ale w Lidlowym, musimy sprawdzić czy to że zmarzliśmy poprzedniej nocy, na pewno było winą namiotu, czy może jednak śpiworów, czy może siły wyższej? Ale wcześniej musieliśmy się posilić. teściowa Białego specjalnie dla nas przyrządziła coś pysznego, mięsko, z cebulką, na patelni, taką pieczonkę. Zostaliśmy zaproszeni do kuchni, siadamy, teściu polał lufkę, strzeliliśmy, weszła Pani domu... - Czemu Ty im jeść nie dajesz? Tylko kieliszki dzwonią! A głodne chłopy siedzą! Osz stary! Jedzcie chłopaki :) Spojrzelim spode łba na siebie z Szarym, nas do michy prosić za bardzo nie trzeba. Jak tą pokrywkę zdjąłem, jak się zapach rozszedł po kuchni, łoooo matko, jak to pachniało! Opędzlowanie sporej patelni, z wylizaniem zajęło nam jakieś dziesięć minut. W trakcie jedzenia pękła flaszka, potem napoczęliśmy chyba pigwówkę, czy cytrynówkę, nie pamiętam, padło też pytanie z ust Teścia... - Smakuje Wam chłopaki? - No ba! Pycha! - A wiecie co jecie? - Polędwiczkę wieprzową? Cielęcinę? - Dzika... - Jak dzika? Jadłem dzika parę razy i wyglądał i smakował zupełnie inaczej... - No bo to jest młody dzik, taki ze 30 kilo może miał, taki jest pyszny, duży nie zawsze... Tak to wilki się dzikiem posiliły, flaszkę dokończyły, posłuchały opowieści teścia o zwyczajach zwierząt, polowaniach, życiu lasu i zrobiło się ciemno... No to co robimy? Biały mówi że nam pokaże dzika. No i pokazał :) Potem tradycyjnie, ognisko, rozpaliliśmy, do tego jakaś cytrynówka się znalazła, znów było magicznie... Jutro zapowiadał się ciężki dzień, więc już nie siedzieliśmy długo, tym bardziej że w plery ciągnęło fest, mocniej niż wczoraj chyba nawet. Więc poszliśmy w kimono, każdy gdzie postanowił, my do namiotu. Ostro nastawieni że choćby skały srały to śpimy do rana w namiocie i koniec! - Ale jak byście już nie wytrzymywali z zimna to zapukajcie w okno... - Biały z lekkim uśmieszkiem :) Śpimy. Pozapinaliśmy się od razu do oporu. Nagle... Rano! Przeżyliśmy! Nie zamarzliśmy! Zajebiście! :D Szary wychodzi z namiotu, rozpiął namiot, szarpie się z zamkiem od tropiku. Szarpie, szarpie... - Seb, tu jest jakiś lód... I nagle sru! Jakaś warstwa czegoś zsunęła się z namiotu! Mular wyszedł na zewnątrz... - Murmańsk qrwa! Też wygrzebałem się na zawnątrz. Ona to dopiero musiała zmarznąć... Tak, zdecydowanie było zimniej niż poprzedniej nocy, mimo to nie zmarzliśmy. Wniosek z tego taki że śpiwory są ok, to namiot trzeba kupić inny, jeśli myślimy o eskapadach w zimnych porach roku, czy o Murmańsku w przyszłym roku... Pakowanie, poszło sprawnie, śniadanie, ubieranie i dzida! Każdy w swoją stronę, ja do Gdańska, Kudłaty do Piły asfaltem, Szary z Białym do Piły offem, ale ciut inną trasą niż my wcześniej, szybszą, mieli jechać cztery godziny, jechali... osiem :) Bo pod drodze mieli rzekę, tę samą którą przekraczaliśmy dzień wcześniej, tyle że w nocy ciut poprószyło i popadał deszczyk, no i rzeczka ciut przybrała... Ale to już opisze i pokaże dokładnie Biały, mają zdjęcia i filmy szczególnie jeden mi się podoba, wygląda jak film z Titanica :D Ja już zakończę, moje przemyślenia po tym wypadzie są takie że zdecydowanie - nie ważne gdzie, ważne z kim! Bezwzględnie! To my sami i nasza ekipa tworzy klimat wyjazdu. To może być dosłownie krok od domu. Ważne jest nastawienie, entuzjazm, chęci i umiejętność zorganizowania sobie odrobiny wolnego czasu. Samo planowanie wyprawy już jest super zabawą, część planów się realizuje, część weryfikuje życie i trasa. Przygody toczą się jedna przez drugą, zazębiają się, cały czas coś się dzieje. Śmiech miesza się z kurzem, potem, łzami wysiłku jak musisz po raz kolejny podnieść tą załadowaną krowę bo właśnie postanowiła się położyć. Mimo że na codzień nie palisz, fajka smakuje jak nigdy, mimo że raczej nie chlasz na codzień to cytrynówka ze wspólnego kieliszka smakuje jak nektar bogów... Każdy kilometr zapisuje się na dysku twojego mózgu jako kilometr szczęścia. Za parę lat nie będziesz pamiętał stu tysięcy kilometrów drogi przejechanej samochodem, ale te kilkaset kilometrów przejechanych z braćmi o takiej samej zajawce jak twoja zostaną w głowie na zawsze, przynajmniej mojej. Każdy ma jakąś stałą ekipę z którą jeździ, zawsze jest jakiś trzon który jest stały, reszta się dołącza i odłącza, każdy inaczej ten trzon traktuje. Dla nas to nasze stado, wataha, nie wiem w zasadzie jak do tego doszło, że akurat wilki. Dla mnie wilk to zwierzę doskonałe, drapieżnik skończony, idealne dzieło ewolucji. Najwytrwalszy myśliwy, niepoprawny włóczęga, wędrowiec, najbardziej niepokorny i zarazem najbardziej społeczny z mieszkańców lasu. Nie żebyśmy byli jak wilki, tak dobrze nie jest, ale chcielibyśmy być choć w części jak one, albo chociaż móc myśleć tak o sobie. Póki co to jak zabawa w indian za dzieciaka - na chwilę zmieniasz się, zmieniasz cały świat wokół, jesteś wojownikiem, każdy to kiedyś przechodził :) Z wilkami jest tak że niczego nie robią przypadkiem, działają dobrze tylko wtedy kiedy stado jest w komplecie i każdy spełnia swoją rolę, u nas jest podobnie, każdy ma swoją rolę... Znamy się od wielu lat, poznaliśmy przy okazji pasji samochodowej, potem jakoś to samoistnie przeszło w motocyklową. Możemy na sobie polegać w zasadzie w każdej sytuacji. Jest po prostu "wilczo"! :) Od prawej - "Szary Wilk" vel "Mular" - główny tropiciel stada, nie ma rzeczy której On nie znajdzie, czy to wirtualnie czy realnie, jeśli On czegoś nie znajdzie, to znaczy że tego nie ma, nie istnieje. "Biały Kieł" vel "TheMbol" - główny mechanik grupy - potrafi naprawić wszystko, zawsze i wszędzie, nawet w szczerym polu, jest niezastąpiony, robi najlepszą cytrynówkę na bimbrze jaką w życiu piłem. "Kudłaty Łeb" vel "Boro" - jest od zaopatrzenia, jak On kupuje procenty, to nigdy nie zabraknie, już nawet nikt się nie wcina, jak On mówi że trzeba kupić tyle, to trzeba kupić i koniec. "Basior" vel "Seb" - pomysłodawca stada, zajmuję się jedzeniem, gotuję dla stada - dopóki ich karmię to trzymam ich w kupie i nikt nie próbuje mnie wygryźć :) Dla mnie to był koniec tej włóczęgi, do domu jechałem w popadującym śniegu, kilka dni zajęło mi dojście do siebie i powrót do dnia codziennego. Biały dopisze resztę tej opowieści, bo On i Szary postanowili pobawić się trochę w rzece :) Jest już pomysł na kolejną włóczęgę, ale o tym w swoim czasie :) Pozdrawiam Seb


×