Skocz do zawartości

Leaderboard


Popular Content

Showing content with the highest reputation on 16.10.2016 in all areas

  1. 7 points
    Bunkry co prawda były, ale i tak było… fajnie było! Lało całą noc. No cóż, nie będzie się za to kurzyło ;) Zakręcamy na wschód w stronę Tuczna, bynajmniej nie asfaltem ;) Nie kurzy się, faktycznie ;) W okolicy kupa leśnych dróg dopuszczonych do ruchu, to te z zielonego drogowskazu: Piękne , lajtowe offy, od czasu do czasu mijamy jakieś wioseczki na środku niczego i zastanawiamy się, z czego ludzie tu żyją. Zamku w Tucznie chwilowo nie obejrzymy, remont Łapie nas krótki deszcz (wrzesień w końcu), ale nie zdążył nas przemoczyć. Dalej na wschód, równolegle do DK 22: Mając na uwadze ostatnią fascynację Rafa historią II wojny na ziemiach zachodnich, wynalazłam po drodze ciut miejsc godnych uwagi. Tuż za Tucznem, w Strzalinach, można pooglądać zniszczone bunkry na tzw. Wisielczej Górze. Bunkry były częścią umocnień Wału Pomorskiego i jeden z największych obiektów tego typu. Powstały w latach 1935 – 1938 r. Obiekt był oblężony w 1945 przez Armię Czerwoną. Bunkry zostały po wojnie wysadzone ale zostały ocalone częściowo podziemia, które można dziś zwiedzać. Na zwiedzanie się nie załapaliśmy, trzeba by się wcześniej umówić. Tu więcej info Jadąc takim asfaltem ma się wrażenie że to obszar zapominany przez boga i ludzi… ... a ja mam jeszcze skojarzenia z The Walking Dead ;) tylko liści na drodze brakuje ;) Dojeżdżamy do Wałcza, gdzie krzyżują się w centrum miasta dwie krajówki. Oj, fajniej było w lesie, niż w korkach! Jemy szybko obiad i wynocha z miasta ;) Kolejne bunkry przed nami. Tym razem porządne, do zwiedzania. Taaa, tyle, że poniedziałek to dzień święty muzealników ;) Więc tylko przez płot: Bunkry, położone przy ulicy Południowej w Wałczu, to także fragment umocnień Wału Pomorskiego. Obiekty wybudowane w latach 1932 – 1935 miały za zadanie bronić nie tylko Wałcza, ale także szosy biegnącej w kierunku Piły oraz linii kolejowej. W ich skład wchodzi kilkanaście obiektów. Trzon stanowią dwa schrony typu B tzw. B – Werki. Więcej info tu. Robimy małą pętelkę na północ, bo Raf nigdy nie był w Bornym Sulinowie. A ja byłam tam ostatnio chyba w 2001, kiedy miasto było jeszcze na wpół opuszczone. Ciekawe, ile się zmieniło. Ale najpierw trzeba załadować kolejnego tracka, bo pierwszy za nami. cdn.
  2. 3 points
    Kup gs-a i dodaj mu charakteru, nie jesteś chyba kobietą z jajami! :lol:
  3. 2 points
    Że DL Ci się nie podoba to jeszcze mogę zrozumieć, ale że Kropka? ;-)
  4. 2 points
  5. 2 points
    Jedziemy przez niekończące się lasy dawnego województwa pilskiego. Czasem się zastanawiam, czy tu w ogóle ktoś mieszka ;) Dojeżdżamy do miejsca, gdzie w latach „zimnej wojny” przechowywano głowice jądrowe do rakiet. To jakieś 10 km na północ od Wałcza. Oczywiście wtedy ściśle tajne. Dziwna to była niepodległość, kiedy obce wojska robiły u nas, co chciały… Niewiele się zachowało, a szkoda. Jak się ma latarkę, można się wczołgać do środka. Ja miałam okazję tam być, kiedy nie było to jeszcze zasypane, chyba w 2003. I wyglądało to wtedy jakoś tak: Miałam okazje widzieć fotki zrobione tuż po opuszczeniu obiektu przez Rosjan. Były w stanie idealnym. No cóż, złomiarze dali radę nawet pancernym drzwiom, podobno odpornym na WSZYSTKO ;) Wyglądało to tak (zdjęcie z innego, zachowanego obiektu): Ja się czasem zastanawiam: był sobie obiekt, który teraz przyciągałby turystów. Wystarczyło pilnować przed złomiarzami. Czego zabrakło? Wyobraźni? Pieniędzy na 2 etaty ochroniarzy? Ehhh… Resztki (niestety nie robiące wrażenia, chyba, że wejdzie się do środka, ale oczywiście jest to nielegalne) są dobrze oznaczone i opisane – jeden plus. Ruszamy dalej na północ, w stronę Bornego. Przed nami nieistniejące już miasteczko, obecnie osada leśna Kłomino, zamieszkała przez 12 osób. Uwaga, będzie rys historyczny ;) W latach 30tych XX wieku, kiedy Rzesza Niemiecka zaczęła myśleć o podbiciu Europy, powstało mnóstwo nowych koszar i innych obiektów wojskowych na wschodnich rubieżach Niemiec. Borne Sulinowo, Kłomino, Żagań, Tomaszowo, Wędrzyn – można by tak długo wymieniać. Większość tych obiektów po wojnie nie straciła charakteru wojskowego, ale zmieniła właściciela i nie byli to niestety Polacy. Borne Sulinowo to dawna niemiecka wieś Linde, przemianowana później na Groß Born. Już w 1919 założono na południe od Linde poligon, a w latach 30. wysiedlono ludność i wybudowano koszary. 1936 zakończono budowę miasteczka militarnego dla szkoły artylerii Wehrmachtu, którego otwarcia dokonał 18 sierpnia 1938 Adolf Hitler. W garnizonie Groß Born stacjonowały jednostki dywizji pancernej Heinza Guderiana. Na poligonie ćwiczyły oddziały Afrika Korps dowodzone przez gen. Rommla. Na południe od Bornego istniał obóz niemieckiej Służby Pracy, zwany Westfalenhof. Później zorganizowano tam obóz jeniecki. W listopadzie 1939 roku w stalagu znajdowało się 6 tysięcy polskich jeńców wojennych oraz 2300 cywilów aresztowanych na terenach Polski. W 1940 roku miejsce to zajął Oflag II D Gross-Born. Do polskich jeńców dołączyli Francuzi i Rosjanie. Przetrzymywany był m.in. Leon Kruczkowski, a także trafiła tu duża część żołnierzy powstania warszawskiego. W lutym 1941 w obozie było 3731 Francuzów, a w styczniu 1945 – 5391 Polaków. W okresie powojennym rozebrano 50 budynków poniemieckich, by odzyskać cegłę do budowy Pałacu Kultury w Warszawie. Po przejęciu przez Rosjan Westfalenhof przemianowano na Gródek, wybudowano tu bloki, szpital, garaże, sklepy i kino. Miasto opustoszało dopiero w 1992 roku, kiedy wyjechali stąd ostatni żołnierze rosyjscy. Nazwano je Kłomino. Jeden z przedwojennych budynków przejęło nadleśnictwo, kilka jest prywatnych. Pozostały dwie ruiny: Ta lepiej utrzymana: Podsumowując: Rosjanie pozostawili nam 20 lat temu kompletne miasteczko. A teraz mamy krajobraz postapokaliptyczny… Nie mogłam wyjść ze zdumienia, jakim cudem w całości uchowała się poniemiecka droga z kostki granitowej, kilkukilometrowa. Teren dookoła resztek Kłomina zarasta lasem i tylko gęsta sieć dróg zdradza, że coś tu było. I na tym kompletnym odludziu o mało co nie przejechał mnie na skrzyżowaniu LandRover leśniczego. Ani on, ani ja nie spodziewaliśmy się, że coś może z boku wyjechać… Na szczęście zdołałam wyhamować i auto przejechało metr od mojego przedniego koła… Ruszamy do Bornego. Czas zobaczyć jakieś lepiej zachowane budynki ;) cdn.
  6. 2 points
    Jesteś na forum f650gs.pl Jak myślisz, co ci polecimy?? W którym kierunku pójdą nasze sugestie? . . . . . . Tak!! Masz rację!! Kupuj DL-a :D A tak poważnie po prostu dosiądź obu, zrób rundkę i zdecyduj... sercem. Dopiero użytkowanie czegokolwiek da ci pogląd co jest w danym motku ok, czego ci brakuje a czego jest za dużo, i pod tym kątem wybierzesz następne moto. Serwisowo/ kosztowo to będą bardzo podobne sprzęty.
  7. 1 point
    Króciutki wrześniowy wstęp Urlop we wrześniu w Polsce. Ha, ha. Motocyklem? Z namiotem? HA, HA! Przecież będzie lało! Przecież będzie p…, znaczy będzie zimno jak w Kieleckiem! Trudno, wyszło, jak wyszło, zaczynamy urlop 8 września. Na szczęście od lipca wiemy gdzie jechać. Był wschód, był zachód. Czas zatem na północ. Ale nie uderzyliśmy się w głowy tak mocno, żeby we wrześniu jechać nad Bałtyk ;) Mają być pagórki dla prawie górala – Rafa. Mają być lajtowe, szutrowe offy dla Jagny. Mają być jeziora i mało ludzi. Wyjście jest jedno – jedziemy na Kaszëbë! cdn
  8. 1 point
    Kolego wzrost to nie wszystko, można mieć 170cm i nie siegać ziemi na Trampku, a są tacy co mają mniej cm i spokojnie stopami sięgają. Jest jeszcze coś takiego jak długość nóg, niezależnie od wzrostu. Musisz sam dosiadać ...przymierzać. Powodzonka
  9. 1 point
    Asia co do spalania różnica dla mnie znacząca, wracając z Bieszczadów na odcinku ok 230km moj spalil 7,7l, dwa trampki podrózujace ze mną ponad 11 każdy! Co do wzrostu Mam dakara i normalna kanapę, moje 174cm wzrostu pozwala mi że jak ustawie zawieszenie na miekkie to 3/4 stóp na ziemi, przy twardym albo na palcach albo jedną stopą. zarówno afryka jak i trampek sa nizsze, ale wszystko jest kwestia przyzwyczajenia i tego co się chce. Tak sobie myśle, nie z sympatii do Moto Trotera ale mozliwości motka że DL nie jest głupim rozwiązaniem, a po tym jak widziałam jak sobie radzi poza asfaltem bylam bardzo mocno zaskoczona "bo kierownik nie wiedział że się nie da" :D
  10. 1 point
    Jest jeszcze opcja G650 GS (taki jak mój). Fabrycznie ma kanapę na wysokości 78 cm, chociaż można trafić egzemplarze z obniżonym zawieszeniem - 75 cm. Plusy: lekki,manewrowy - do miasta super (w piąteczek leciałem "tunelem" między samochodami ponad 3 km), ABS i grzane manetki w standardzie, no i "GS" :cool: Minusy; singiel (chociaż mnie to nie przeszkadza); Made in Brasil (składak), PS. mam 177 cm, teraz mam podwyższoną kanapę, ale w standardzie stawiałem stopy na ziemi...
  11. 1 point
    No to w moim obecnym Trampku mam tak samo. W poprzednim Trampku rekord to 420 km, dodatkowo Trampek był załadowany na podróż. Też się nie czepiam. Podśmiechuję się tylko odrobinkę. :-) To najlepsze co możesz zrobić :-P Dobrze Ci powiedział. Jak wspomniałam mam 166 wzrostu, nóg modelki niestety nie posiadam. Afryka rd04 jeździłam, sięgałam do ziemi, gleb nie zaliczałam. Jeździłam również ostatnio ktm 950 i było podobnie. Dużo obaw miałam co do xt660z i jej wysokiej kanapy. Dałam się namówić i nie było tak źle, chociaż z kontakt z podłożem minimalny (jak w mojej drz, tyle że waży 140 a nie 190) 166 cm , na F650 i F800gs bez problemu kontakt z podłożem tzn dwie niecałe stopy, ale pewnie. W f650 Dakar miałam problem z postawieniem motocykla do pionu. Z żadnym motocyklem nigdy nie miałam takiego problemu, nawet z Afryką, ktm 990 czy xt660z. wytapatalkowano
  12. 1 point
    Marcin, zastanawiasz się nad takim pedalskim autem, że zacytuje poznańskiego klasyka??? :-D
  13. 1 point
    To już dwa sezony,chyba tak jak w Twoim przypadku Pszemo. Mi się dziwisz,a sam strzeliłeś podmiankę. ;-) Jeśli się sprzeda to coś się kupi,nie zastanawiałem się jeszcze,ale czymś do sklepu po bułki muszę jezdzić. :-D Zresztą wystawiam tylko na forum i to żadna okazja,więc pewnie Dakar zostanie u mnie. :P
  14. 1 point
  15. 1 point
    1. Gs'a możesz kupić z ABSem, a Trampka nie. 2. GS ma bezobsługowy wtrysk, a trampek wymaga regulacji gaźników, niekomfortowe ssanie. 3. GS mniej pali. No chyba, że kupisz Trampka 700...
  16. 1 point
    Na północ od Puszczy Noteckiej, gdzie było raczej płasko, zaczynają się lekkie pagórki i Drawieński Park Narodowy. Daaawno temu tam byłam, w czasach, kiedy moje 2 kółka nie miały jeszcze silnika ;) Rower miał tę przewagę, że mogliśmy wszędzie wjechać, tu niestety mocno się gimnastykowałam, żeby track omijał asfalt i był legalny. Mandat w parku narodowym mógłby boleć ;) Okazuje się jednak, że sporo dróg leśnych ma znaczki „dopuszczone do ruchu kołowego”. Fajne to! Droga na północ wzdłuż Drawy. Drawa po mojej prawej, gdzieś hen w dole. Ale widzimy kajakarzy ;) Przejeżdżamy przez piękne wioski, do których nawet nie asfaltu. Widać, że większość domów przerobiona na letniskowe… Przeskakujemy DK22 i dalej na północ. Wjeżdżamy do Drawieńskiego Parku Narodowego Podobno mogą nas zaatakować niebezpieczne drzewa. Będziemy ostrożni! Mamy plan objechać park od zachodu i północy. Nie-asfalty okazują się być brukiem. Raf zadaje swoje nieśmiertelne pytanie: skąd oni brali tyle kamieni? i jedziemy dalej Bardzo trzęsie na tym bruku, aż zdjęcie rozmyte ;) Las głównie bukowy, jest więc dość mrocznie ;) Kto wie, może za klika lat trzeba będzie jechać z maczetą ;) Niekończące się bruki… Już nas wszystkie plomby bolą ;) Do tego zaczyna padać. Stwierdzamy patrząc na prognozę pogody: trzeba poszukać noclegu pod dachem. Wydawać by się mogło, że w tak turystycznej okolicy będzie agroturystyka za każdym rogiem, ale mocno się rozczarowujemy. Coś mi się przypomina, że w Barnimiu powinno coś być, ale nie ma nic. Za to wykonałam popisowy numer (normalnie zaćmienie umysłu chwilowe), hamując tyłem na mokrym, drewnianym moście nad Drawą. Oczywiście skończyło się tak jak musiało, czyli pięknym ślizgiem bokiem po mokrych deskach :) (dla usprawiedliwienia muszę dodać, że był to pierwszy i ostatni upadek tej wycieczki) Na szczęście DR jest odporna na takie wydarzenia, skończyło się siniakiem na łydce. A nocleg znaleźliśmy dopiero w pensjonacie Drawnie, korzystając z Google Maps, bo przecież w niedzielę po południu informacja turystyczna nie jest otwarta. I wtedy zaczęło lać na całego ;) cdn.
  17. 1 point
    Jesteśmy nieco zdziwieni brakiem znaków na DW 161 do Przedborowa, którą Raf jechał rok temu. Fakt, z drugiej strony. Ale nic to, mamy przecież Garmina oraz track po DRODZE WOJEWÓDZKIEJ. Taaaa. Za wsią z drogi brukowanej robi się polna, a na niej znak „tylko dla mieszkańców Kępy Zagajnej” . Hm. Droga wojewódzka tylko dla mieszkańców? Trudno, udajemy, że nie widzimy tego znaku. Jedziemy. Po kolejnych kilkuset metrach znak „teren prywatny”. WTF? Droga robi się coraz cieńsza, trawiasta, aż kończy się pastuchem w poprzek. No przecież nikt tu nie jeździ! A Garmin oraz Google twardo twierdzą: jesteś na DW 161. Kępa Zagajna jakiś kilometr przed nami. Widać nawet kawałek dachu. Tylko jak tam dojechać?? Próbujemy przez prawie godzinę. Wzdłuż torów (nasyp), wzdłuż linii energetycznej (rzeczka), w końcu rezygnujemy i robimy odwrót. Początek DW 161 Anno Domini 2016 w pełnej krasie: Wszystko pięknie, tylko chyba musimy wrócić aż do Drezdenka, żeby dalej jechać trackiem. Ale przypomina mi się, że od tego pięknego bruku odchodziły w bok drogi leśne z drogowskazami. Czyli legalne. Przed objazdem ratuje nas droga z Sarbinowa do Przedborowa OBOK Kępy Zagajnej. I nawet ma ciut asfaltu na bruku: a później po prostu leśny szuter. Od drugiej strony też zakaz wjazdu. Zlikwidowali drogę, czy co? Koniec końców wyjechaliśmy tam , gdzie powinniśmy, czyli w Przedborowie. I mkniemy dalej szuter-autostradą na północ, w stronę Drawy :) A wieczorem udaje mi się wygooglować, o co chodzi z tą nieszczęsną drogą, która jest jednocześnie i wojewódzka i prywatna. I od stycznia 2016 nieprzejezdna. Takie rzeczy tylko w Polsce ;) http://www.fakt.pl/wydarzenia/polska/droga-wojewodzka-wiedzie-przez-podworko-miedzy-domem-a-stodola/8j6jmjz Po interwencji w telewizji Zarząd Dróg Wojewódzkich rozwiązał problem. Zdjął oznaczenia DW 161 :) Ale Google Maps jeszcze nie jest na bieżąco. Folwark Kępa Zagajna i DW 161 przechodząca przez samiuśki środeczek: ciekawe, czy gdzieś w Polsce jest taka druga ;) cdn.
  18. 1 point
  19. 1 point
    Takie rzeczy tylko w Polsce, czyli droga wojewódzka, której nie ma Rankiem pole namiotowe jest puściutkie – za to kochamy leśne pola namiotowe ;) Poranne pogaduchy, śniadanie, pakowanie, i już po 2 godzinach można jechać Przy śniadaniu uświadamiam sobie, że owszem, mamy z czego pić wino (kubeczki forumowe zostały wyparte przez te z Orzeppentreffen, bo termiczne), ale nie mamy w czym ugotować wody. QbaR07 ratuje nam życie pożyczając garnczek. Qba, dzięki raz jeszcze. Myśleliśmy o Tobie przy każdej herbacie ;) Jedziemy kawałek wszyscy razem, na północ, fajnym zakręciarskim asfaltem, po czym my odbijamy w krzaki. Chłopakom weekend się kończy, a my dopiero na początku urlopu ;) W Puszczy Noteckiej mnóstwo łatwych dróg gruntowych, ciągnących się kilometrami: Czasem na skrzyżowaniach dziwię się, dlaczego akurat ta w lewo jest legalna, a ta w prawo nie, skoro są identyczne. Ale różnica jest zasadnicza. Jedna jest gminna (=publiczna), a druga leśna (=czasem płatna) ;) Czasem fajne bagienka mijamy: Nagle, pod Drezdenkiem atakują nas znaki i asfalt. Skrzyżowanie ze ścieżką rowerową w stylu autostradowym ;) i w dodatku trzeba tym rowerom ustąpić pierwszeństwa! Za Drezdenkiem mamy zaplanowany mały objazd krajoznawczy. Przy „rysowaniu” tracka Raf wołał od czasu do czasu: „jedźmy jeszcze tam, tam jest fajnie”. I tym sposobem mamy jechać drogą wojewódzką przez Kępę Zagajną. Piaszczystą drogę wojewódzką odkrył kiedyś Raf przy okazji badań pod stację bazową telefonii komórkowej. Piaszczysta droga wojewódzka – brzmi nieźle, jedziemy. Już w Drezdenku znaki ostrzegają, że DW 164 jest w złym stanie technicznym i zalecają objazd przez Mierzęcin. „Zły stan techniczny drogi” to nasz ulubiony termin! Oj tam, zaraz zły stan techniczny. Ja myślę, że bardzo dobry. Jak na przedwojenny bruk oczywiście ;) Gdyby ktoś nie wierzył, że wojewódzka: Droga jest malownicza, coraz węższa i ruchu na niej brak. Tylko trochę trzęsie ;) ale można się dowolnie rozglądać i zauważyć różne fajne rzeczy: Po kilkunastu wytrzęsionych kilometrach dojeżdżamy do cywilizacji, czyli zapadłej wsi Podlesiec, gdzie DW 164 ma swój koniec dochodząc do DW 161. I jest nawet kawałek asfaltu! Przejeżdżamy przez piękne ruiny dawnego PGRu: I jesteśmy nieco zdziwieni brakiem znaków na DW 161 do Przedborowa, którą Raf jechał rok temu. Fakt, jechał od drugiej strony. Ale nic to, mamy przecież Garmina oraz track po DRODZE WOJEWÓDZKIEJ :) taaa...
  20. 1 point
    Zwierzu Cię polubi za łódki - tzn tak mi się wydaje ;-)
  21. 1 point
    Spokojnie, przecież to dopiero wstęp jest ;) Mało motocyklowe początki (ale później będzie lepiej) Czasu starcza na zrobienie przeglądu w KTMie, w DRce już nie, no ale to nie DRki się w końcu psują ;) Udaje się też zrobić tracka offowego do Kartuz, co bardzo ułatwia jazdę, bo nie trzeba się zastanawiać, czy w prawo, czy w lewo no i czy legalnie ;) Korzystając z portali leśnych wytyczamy legalną i całkiem fajną ścieżkę. Nasze plany najpierw lekko koryguje Kamyk i Sp. z o.o., bo robią sobie weekend w Puszczy Noteckiej i miło byłoby się spotkać. Korekta No. 2 dzwoni w piątek rano : bo nam się kajak zwolnił właśnie i zapraszamy. Na mój słaby protest, że jesteśmy na wieczór umówieni pod Skwierzyną słyszę: „ale my właśnie do Skwierzyny płyniemy!” No dobra. Czyli sobota rano szybki (ha, ha DR i szybko…) sprint do Skwierzyny, jeszcze szybszy skok w krótkie spodenki i płyniemy. Kto spływał Obrą, wie o co chodzi. Jest cudnie, i tyle. Czasem trzeba pod czymś przepłynąć, czasem nad czymś … A najbardziej podobał mi się tekst Rafa: nie musisz wiosłować, lekko jest ;) Chyba jednak ciągnęło nas na w kierunku Kaszub, bo dopłynęliśmy jako pierwsi ;) Po południu łapiemy tracka gdzieś na północ od Pszczewa i od razu jest ładnie: Raf jest zafascynowany zachodnim zwyczajem dożynkowym, podobno gdzie indziej tego nie ma: A tu każda dożynkowa wieś robi scenki rodzajowe z beli słomy. Zakupy w Międzychodzie i możemy powoli zmierzać w kierunku spotkania z Kamykiem i resztą. Wbijamy się na leśne pole namiotowe, o dziwo nie jesteśmy sami. Może dlatego, że jest tu ładne i czyste jeziorko. Leśne pole namiotowe nad jeziorem Solczyk pod Lubiatowem - polecamy ;) Temperatura wody jest odpowiednia dla Rafa, dla Jagny już niekoniecznie ;) Oczywiście Kamyki docierają spóźnione, bo w Afryce QbyRD07 padła pompa. Raf jako były już Afrykańczyk udziela smsowo cennych rad i w końcu trzech jeźdźców dociera nad jezioro. Kamyk – pierwszy surfer wśród KTMiarzy ;) Eh, miło się tak spotkać w forumowym towarzystwie! I nawet udało nam się nie gadać za dużo o polityce ;) PS - Poczęstowali nas kiełbasą z Lidla! cdn.
  22. 1 point
    Na urazy ? I co dalej ???
  23. 1 point


×