Kolejny dzień, sobota. Od rana na szlaku, a w zasadzie po za nim…
O Jacku można powiedzieć słowami klasyka z „Alternatywy 4”:
„ Nad wszystkim czuwa gospodarz domu, nie do on krzywdy zrobić nikomu,
wszystkim pomoże o każdej porze…”
Jadąc z Ustrzyk Górnych na północ w miejscowości Widełki robimy skok w bok i górską ścieżką kierujemy się na Muczne. Trasa przepiękna, niestety podobnie uznali organizatorzy narciarskiej trasy biegowej. Efekt? Na trasie pozostał solidnie ubity śnieg, który teraz przyjął postać lodu. Raj dla motocyklistów . Bezcenne doświadczenie na zjazdach, motek jedzie szybciej niż obracające się koła. Nieustanna jazda na listonosza, a nawet na zrozpaczonego listonosza…
W pewnym momencie pocieszam współtowarzyszy, że jest dobrze, bo nie mamy przed sobą zwalonych po zimie drzew, a jesteśmy pierwszymi, którzy przecierają ten szlak w tym roku. Powrót bowiem pod górę po tym lodzie byłby trochę utrudniony…
No i wypowiedziałem. Za kolejnym zakrętem pojawia się przeszkoda.
Boczkiem, boczkiem, ale udaje się pokonać przeszkodę. Koledzy pomogli, ja swoje kluczyki oddałem Jackowi – umiejętności i nogi za krótkie.
Uff. Przeszkodę udało się ominąć. Lecz kilka zakrętów poniżej…
Szybki rekonesans i ocena sytuacji nie są pozytywne. Tego zwalonego drzewa nie da się prosto ominąć, po bokach mokradła i zabagnione rowy, może być problem z przeciągnięciem Artkowego 1200 GS-a. Ale opatrzność czuwa, wczorajsze chwile skupienia w świątyni dały pozytywne efekty. No bo któż inny jak nie OPATRZNOŚĆ pozostawiła by terenowy samochód z leśniczym na środku zagubionej drogi? Wybawca coś tam pomruczał o mandacie, po czym wręczył mi siekierę do rąbania drzewa.
Dalej to już poszło gładko, rąbanie drzewa i przeciągnięcie samochodem zawalidrogi. Droga wolna, nie ma już nic.
„To już jest koniec, nie ma już nic, Jesteśmy wolni, możemy iść To już jest koniec, możemy iść, Jesteśmy wolni, bo nie ma już nic „
W głowie kłębią mi się kolejne wizje, a jak ten lód pojawi się nie tylko na zjazdach, ale trzeba będzie podjeżdżać ostro pod górę? Na szczęście limit przepowiedni na ten dzień wyczerpałem i spokojnie dotarliśmy w okolice Sianek.
Bajkowo, prawda? Takie chwile i widoki chciałoby się mieć na co dzień. Rozbić tam namiot i pozostać kilka dni. Rozmarzyłem się…
Jedziemy dalej. Jacek prowadzi. Zjeżdżamy w dolinę nadgranicznego Sanu. Szczęka opada z wrażenia jakie wywierają mijane krajobrazy.
Pod koniec dnia, lajtowo, asfaltami dojeżdżamy w rejon zalewu solińskiego, widoczki i owszem…
Niedziela. Najsmutniejszy dzień wycieczki. Trzeba się rozstać z Bieszczadami. Wracamy do domu, na osłodę odwiedzamy ruiny klasztoru w Zagórzu.
Było jak zwykle, jest pięknie kiedy ruszy się d…ę!