Skocz do zawartości

Leaderboard


Popular Content

Showing content with the highest reputation on 04.05.2014 in all areas

  1. 10 points
    Panowie wlasnie jade z motorkiem na przyczepie do domu. Fakt, sorki za dosc chaotyczne posty ale pisalem je z komorki w namiocie upaprany smarem. Po powrocie do cywilizacji postaram sie napisac dokladnieej co sie dzialo, i jakie czynnosci wykonalem do tej pory. Dziekuje za wsparcie i zainteresowanie tematem. Za krytyke również dziekuje,na przyszlosc bede wiedzial zeby dokladniej pisac posty.
  2. 6 points
    Jarek, nie poznaje Ciebie! :oops: Facet pisze i jakiego motka dotyczy problem, i przeprasza że jest w gównianych warunkach i na odludziu, i stara się dość dokładnie opisać co go spotkało. Facet oczekuje pomocy, a Ty , stary wyga, przepytujesz go jakby miał profesjonalny warsztat motocyklowy za rogiem. Jarek, może lepiej skupić się jak koledze pomóc w tarapatach, bo po to pisał swoje posty w końcu. To że jest w podbramkowej sytuacji, tłumaczy że pisze chaotycznie bo ma stresa. I za to, że próbuje sam rozwiązać problem tym co posiada, nie zasługuje na takie traktowanie-sorry Jarek.
  3. 5 points
    Możesz wziąć każdy aparat. W fotografowaniu nie chodzi o to, żeby mieć najlepszy sprzęt tylko, żeby uwiecznić to co widzisz w sposób charakterystyczny dla ciebie. Wiadomo, że są lepsze i gorsze sprzęty, ale to jest tylko narzędzie. Na początek weź coś prostego, czego nie będzie ci szkoda wozić na motku, a później jak trochę się oswoisz z fotografowaniem - zrozumiesz czy potrzebujesz czegoś lepszego. Każdym aparatem w trybie auto można zrobić fotkę i nie musisz dużo się uczyć, wystarczy że naciśniesz spust i przytrzymasz aparat, żeby zdjęcie wyszlo ostre. A dobra kompozycja, to jest kwestia doświadczenia i wprawy, jest też bardzo wskazane czytanie inspirujących relacji (np. takich jak ta) ze świetnymi zdjęciami i podglądania jak robią to inni ;)
  4. 4 points
    ReddyS - pozdrów Bestyję i podrap ją za uchem ode mnie ;) W sumie mam kolejny motek do objeżdżenia przez niego :P Jarku - no zbliżamy się do najbardziej dramatycznego odcinka, którego tytuł będzie brzmiał "Zaufaj mi, jestem weteryniarzem!", ale nie uprzedzajmy faktów ;) maxiu - nie mam dokładnych śladów :( Miałam pozyczonego Garmina, którego potrafiłam tylko odpalić i zgasić. Ślady były wgrywane na bieżąco, a że pamięć pozwala miec tylko 20 śladów [a czasem ślad dzienny składał się np. z 5 części], to też były one kasowane na bieżąco :( Mniej więcej wiem gdzie spaliśmy. Co do aparatu jeszcze - z mojego doświadczenia najlepszym jest ten, który jest zawsze z nami! Miałam lustrzankę, ale co z tego, skoro było mi jej szkoda. Zabrałam ja na moto chyba raz... Kurzyła się na półce 2 lata, więc ją sprzedałam. Niektórym nie będzie przeszkadzać jej ciężar, ani gabaryty. Na pewno lustrzanką można osiągnąć o wiele lepsze efekty. Ale początkujący, albo amator pełną gębą [co nie jest złe], tego nie doceni. Moja znajoma kupiła sobie lustro, aby robić lepsze zdjęcia i prawie się nim zabiła. Zamiast wysnuć wnioski [bo to nie aparat ją ograniczał!], to kupiła sobie większe lustro... Kto bogatemu zabroni :) Ale mnie serce boli, jak widzę sprzęt ponad miarę, ponad potrzeby i umiejętności. I jeszcze - dość sporo czasu poświęcam na obróbkę. Tak samo, jak w ciemni mam możliwość panowania nad kontrastem, ziarnem, stosuję filtry korygujące balans bieli, stosuję filtry połówkowe, robię maskowanie cieni/świateł - to samo robię w "ciemni cyfrowej". Nie trzymam się sztywnych zasad - obrabiam zdjęcia tak jak JA je PAMIĘTAM. A że mam bjną wyobraźnię, to czasem efekty są dziwne ;) Goły plik z aparatu traktuję jak niewywołany [! - bo juz na tym etapie mamy olbrzymi wpływ na odbitkę] negatyw. Ale wiecie... Ja dziwna jestem. Pozbyłam się lustrzanki cyfrowej, a zostawiłam sobie kilka analogów, w lodówce mam 30 slajdów i 20 negatywów czarno-białych, a zapach utrwalacza jest IMO lepszy, niż zapach benzyny :D
  5. 3 points
    Slajdy + Pentax Z1p = mniam! W ogóle swoje najlepsze zjdęcia zrobiłam analogami. Tam każda klatka jest przemyślana. Zwracam uwagę na światło. Kompozycję... Głębię ostrości...
  6. 2 points
    http://f650gs.pl/topic/1787-bikemaster-gdansk/page__hl__bikemaster__fromsearch__1
  7. 1 point
    Jedni i drudzy piszą na swoich pudełkach, że kompatybilne z wieloma producentami. Najlepiej z kimś sprawdzić na żywo.
  8. 1 point
    MarcinD-zbierz do kupy (sensownej) co masz za problem z dakarkiem, przedstaw chronologicznie (może dział zagadnienia elektryczne?), a może uda się znaleźć rozwiązanie. Powodzenia! :beer:
  9. 1 point
    Będzie. :) Tymczasem przerwą na podróżowanie.
  10. 1 point
    Gdzie postawić kosz? :-P ReddyS >tapatalk<
  11. 1 point
  12. 1 point
  13. 1 point
  14. 1 point
    pierwsze wrażenie po zerknięciu na zdjęcie - "ma zamontowaną butle z gazem??" ;)
  15. 1 point
    Odkąd tylko otworzyłam oczy, to marudzę, że ja chcę zobaczyć ślady dinozaurów [a raczej tropy ;) ]. To jeden z powodów, dla których zdecydowałam się na ten wyjazd. Ale jakoś nikt nie podziela mojej ekscytacji. No cóż - zobaczymy co z tego wyjdzie, najwyżej pojadę sama :) A tymczasem... Wszyscy w kolejce do łazienki. Jedynej. Po lewej dziura w podłodze - kibel. Po prawej rączka na ścianie - prysznic. Pachnie “tak se”. Woda się leje w sposób niekontrolowany, gdyby nie ręcznik pod drzwiami, to by się zrobiła kałuża w jadalni :) Chłopaki się parują... Idziemy “na miasto” cos zjeść. Na ulicach panuje rozgardiasz. Taksówki, osioły, kupa facetów siedzących po kawiarniach i sączących kawkę. Kobiet jak na lekarstwo - “Chłopy się obijają, a baby zapieprzają w polu” oznajmia jeden z chłopaków :) Znawca, widać ;) Jedna z pań jest zajęta robieniem placuszków - decydujemy się na śniadanie. Pieruńsko słodkie zawijańce z miodem, albo “nutellą”, do tego słodka herbata i kawka - też słodka. Taka dieta mi służy średnio na jeża. Czuję się po niej sennie. Tęsknię za swoim żytnim chlebkiem na zakwasie i pastą z cieciorki... No ale cóż, taki urok wyjazdów - nie ma co wybrzydzać :) Znów zbieramy są stanowczo zbyt długo. Chłopaki smarują łańcuchy, grzebia przy DRzetach. koszystając z wolnej chwili zmieniam ustawienie tylnej zawiechy na “miękko” i upuszczam nieco powietrza w oponach. I czekam… Nooo! Jedziemy w końcu! Kawałek asfaltem i znów zjeżdżamy na znajomą półwyschniętą glinę. Droga powoli pnie się zboczem w górę. Dołączają się luźne kamienie i małe głaziki. W końcu powoli zgrywam się z DRką - zaczynamy zgrabnie hopsać po nierównościach. W pewnym momencie podbija mi przednie koło w górę i spadając widzę, że lecę na ostrą jeżącą się na mnie krawędź głazu. Skóra mi cierpnie, lekko dodaję gazu i mocno trzymam kierownicę [jesteśmy 50cm od krawędzi urwiska :/ ], czekając na uderzenie. No walnęło koncertowo. Myśl pierwsza - dętka poszła. Myśl druga - Król mnie wywali, jak kiedyś pojadę do niego prostować tą felgę… Dętka nie poszła. Ani wtedy, ani w czasie kolejnych kilkudziesięciu uderzeń [miałam nieco za niskie ciśnienie w oponach, zanim to skorygowałam, to minęły ze 2-3 dni, skleroza ;) ]. Polecam grube gumy z całego serca - mam założone haidenau! REWELACJA. Jedziemy, jedziemy, po 20km rozwidlenie. Wybieramy drogę w dół - zjeżdżamy prawie do samego koryta rzeki w gliniastych koleinach. Po czym chłopaki orzekają, że trzeba jechać w górę. Mam co do tego wątpliwości - droga w góre nie wygląda na uczęszczaną, przynajmniej w tym sezonie. Nie ma kolein, ani żadnych śladów pojazdów, gdzieniegdzie rosną krzaczki, a co chwila pod koła dostają się luźne, kuliste zbitki krzaczków. Oni nawigują, to jedziemy. Nie jest lekko. Widać, że niedawno [1-2 sezony temu?] była tutaj droga, ale została zalana mułem spływającym z topniejących śniegów. Im wyżej, tym widoki dziwniejsze. Zaschnięte żwirowate błoto tworzy łagodne wypukłości. Nasze motocykle zostawiają za sobą dziewicze ślady w tym nieziemskim krajobrazie… Zatrzymuję się, aby zrobić zdjęcie, szybki rzut oka na podgląd - i zaczynam rzucać mięsem. Nosz k….. - co się stało? Zdjęcia całe rozmyte, zero kontrastu. Cos nie halo z obiektywem. Podpinam przez przejściówkę starą pięćdziesiątka [Takumar SMC z radioaktywnymi szkłami - taki obiektyw-legenda :) ] - ufff… wszystko ok. Mam czym robić zdjęcia, chociaż dłuższa ogniskowa do widoków ogranicza mnie nieco. Ale ma to też swój urok, bo zaczynam patrzeć na świat pod określonym kątem :) Postanawiam później przyglądnąć się mojej 16-ce. ;) A tymczasem męczę 50-tkę. Wjeżdżamy do kanionu wiodącego do fantastycznej dolinki. Jest tak pieknie, że aż chce się płakać. Genialne. Dróżka to jedna glina - całe szczęście wyschnięta. Zatrzymujemy się na sesję i okazuje się, że mój obiektyw uległ cudownemu ozdrowieniu - przyczyna niedomagania było zalanie tłustą wodą z pasztetu sojowego, który się rozszczelnił od wstrząsów w tankbagu. :D I znów mogę wąsko… i szeroko…. Nagle wyjeżdżamy nad małą wioską - ślad prowadzi jakoś dziwnie w dół - i wąziutką ścieżynką wśród glinianych lepianek, wśród kóz, dzieci, osłów, po śliskim zboczu zrytym tysiącem raciczek, przejeżdżając przez strumyki [a może to był jeden strumyk przekraczany wielokrotnie?] zjeżdżamy serpentynami w dół. Myślę sobie “ciepło” o Kajmanie - nosz kurde, prawie sie przewróciłam i to ze 3 razy! a ja sie przecież nie lubię przewracać ;) Doganiamy chłopaków, którzy po drugiej stronie dolinki obserwowali nas i obstawiali, czy zjedziemy, czy nie :) Ruszamy dalej, ale za chwilę znów przestój. Tym razem problem z rozjeżdżoną gliniastą kałużą - ja zakopuję przednie koło DRki w błocie po ośkę, a chłopaki próbują ją wyciągnąć, co kończy ogólnym taplaniem w gęstej mazi :) Zdjęć nie mam, bo kręciłam filmik - może kiedyś do mnie dotrze ;) Pniemy się wyżej i wyżej. Przejeżdżamy przez rozmiękłe błotnisto-gliniaste pośnieżne łaty - ja je pokonuję w stylu mało finezyjnym, ale skutecznym, czyli “na listonosza” ;) Ubłocona DRka :)Dalsza droga, to ta z tyłu :P A potem… potem zaparło dech z wrażenia, więc nic nie powiem, za to pokażę Dojeżdżamy do Tabant. Patrząc się na mapę 1:1 000 000 [czyli 1cm + 10km - bardzo precyzyjnie ;) ] to mniej więcej w tej okolicy mają być ślady dinozarów, które uparłam się zobaczyć. Kajman próbował ignorować moją chęć odszukania atrakcji. Delikatnie próbował wbić z głowy. Ale jak ja się uprę, to nie ma siły :) Wiesiek decyduje się jechać ze mną, więc wysyłamy smsa do reszty, aby na nas nie czekali. No i teraz na chybił trafił podchodzę do ludzi i starając się, aby moja wymowa była jak najbardziej francuska [chyba nie wspominałam, ale w tym języku potrafię tylko powiedzieć: mersi, merde, że tę i esku ;) ] czytam dwa wyrazy z mapy… Nikt nie kuma o co mi chodzi. ale jak pokazuję mapę [uff - umieli czytać], to okazuje się, że wiedzą gdzie są te dinozaury. Powtarzając procedurę powoli zblizamy się do naszego celu. Na samym końcu naszym przewodnikiem jest kilkuletni chłopczyk, który kieruje nas prosto do jakiegoś domostwa, pokonujemy kilkanaście stromych schodków, przechodzimy przez korytarzyk wiodący na podwórko - i stajemy przed elegancką tablicą informacyjną! Nasi przewodnicy Mamy tutaj jednocześnie ślady męsożerców i roślinożerców Mięsożerca Roślinożerca Okoliczności przyrody - ciekawe jak to jest mieszkać w takim bajecznym miejscu. Po jakim czasie bym zobojętniała na cudne krajobrazy Jedziemy dalej Znów gładka szutrostrada, która pnie się wyżej i wyżej… W końcu patrzymy na garmina, a tam 2600 m npm. Wysokość, śnieg, słońce zniża sie nad horyzontem - robi się chłodno. Z wdzięcznością przyjmujemy wyjazd na asfalt - przed nami jeszcze ponad 80km, jakieś półtorej h po krętych drogach górskich. DRka jakby była zupełnie innym motocyklem, niż wczoraj. Bujamy się rytmicznie po winklach na świetnym, szorskim asfalcie. Tak to można jechać… Taaaa… Ino za paręnaście kilometrów znów zaczyna się szuter, dużo gorszej jakości. Jeszcze jest jasno, jeszcze walczymy z czasem, mając nadzieję, na powrót asfaltu. Zmrok zapada, gdy jedziemy urokliwą dolinką - przed nami jeszcze 40-50km, normalnie śmignęlibysmy to na luzie, ale po ciemku prędkośc spada dramatycznie. Znów jedziemy wąską półką na zboczu. Droga kręta. Po prawej prawie pionowa ściana, po lewej przepaść, bo bardziej wyczuwam, niż widzę wielką, czarną, ziejącą chłodem otchłań, która się tam rozciąga. Zakręt, kawałek prostej, zakręt, zakręt, prosta, zakręt, prosta… Wleczemy się chyba 20km/h. Staram się jechać na tyle blisko Wieśka, aby widzieć cos w jego światłach, ale na tyle daleko, aby nie jechać w chmurze pyłu, która się za nim ciągnie. Spinam mięśnie pleców i rąk. Uwagę mam wyostrzoną. Mam problem z ochraniaczami kolan, które od początku dnia dociskają mi rzepki - wieczorem ból staje się nieznośny :/ Ale co robić… Trzeba jechać. Jeszcze 20km, 19… 19,5… 18… - cyferki zmieniają się w żółwim tempie. Nagle ze stuporu wytrąca mnie wrażenie, że jedziemy strumieniem. Kamienie, płynąca z góry woda. No nie, to nie wrażenie, my rzeczywiście jedziemy w górę strumienia! Droga zakręca, a potok tworzy malowniczą [tak mi podpowiada wyobraźnia ;) ] kaskadę… biegnącą w poprzek drogi. Wiesiek przejeżdża. Ja po krótkim zawahaniu również - do butów wlewa się woda, otacza mnie chmura pary wodnej - aż kwiczę z radości [jak to blondi ;) ]. wow! Ale czad :) Strasznie, strasznie żałuję, że jedziemy w nocy… Chwila rozrywki, a potem znów monotonne kręcenie zakrętu za zakrętem. Gdy pozostaje nam jakieś 4-5km, dochodze do wniosku, że nie wytrzymam ani sekundy dłużej na kanapie - bolą mnie plecy, kończyny, a rzepki odpadają z bólu. Stajemy, gasimy silniki, światła… Jesteśmy sami w dolinie. Kupę kilometrów od cywilizacji. Szumi potok. Na niebie iskrzą setki gwiazd i świeci księzyc w pierwszej kwadrze. Na ich tle widać smigające nietoperze. Gdzieś cyka cykada. Magia. I czuję te charakterystyczne wibracje… Wibracje komórki ;) Nadchodzi sms - “gdzie jesteście, martwimy się!”. Odpisujemy, wsiadamy na moto, odpalamy i po kilku minutach zajeżdżamy do zajazdu. Tam czeka na nas gorąca kolacja, nie za ciepła woda i zimne łóżko. Tym razem nie mam sił na długie pogaduszki. Walę się spać. Ale plan zaliczony - widziałam tropy dinozaurów! :D
  16. 1 point
    A co ma piernik (płyn) do wiatraka ;) :D
  17. 1 point
    Fajnie się rozwija relacja ... :) Na tej stacyjce w Tres Lagos 26 lutego 2014r, spędziliśmy parę godzin - powód, brak paliwa... A do kolekcji naklejek dodaliśmy kolejne z Polski :) Fajnie obejrzeć na innych zdjęciach to samo miejsce...
  18. 1 point
    Mutomb, masz rację, po 4h jazdy przez kolejne dwa dni ledwo łaziłem, ale było warto ;). Wybór moto to trudna sprawa. Najprzyjemniej jeździło mi się na DR350 ale to już zabytek. DRZ, no może nie jest najlepsza i ma średni zawias ale powiedzmy sobie szczerze: skoki, topienie w błocie (w ogóle nie lubię błota ;)) czy latanie 150 w terenie to nie na moje zdrowie. Moto nie musi być hardcorowe i a w razie czego mieć możliwość przejechania tych 300 km + opcję załadowania bagażu ;).
  19. 1 point
    Fotki: uwaga, patagoński wiatr... Tylko gdzie one są? Tutaj wodę leją. Tres Lagos. Nasi tu byli.
  20. 1 point
    W Perito Moreno zatrzymaliśmy się na święta. :) Już ruszamy dalej. Na południe, wciąż na południe. Nakreślone na mapie kreski pobudzały wyobraźnie, bo przed nami ciągnęły się setki kilometrów szutru z rzadkimi zgrubieniami ludzkich osad. Dokąd damy radę dojechać? Czy starczy cierpliwości, paliwa..? Czy pogoda dopisze? Właściciel hoteliku na odchodnym wręczył mi świeższą mapę, na której połowa szutrów zamieniła się cudownie w asfalt, wybijając mi też z głowy pomysł nocowania w połowie drogi. Drogi do El Chalten, bo tam dopiero o coś oko będzie można zawiesić. „Gregores? A po co? Przecież tam nic nie ma!” Mówiąc to jechał palcem w dół mapy i zamieniał symbole w panoramiczne obrazy: „tu wszędzie piękny asfalt”, „tutaj nie tankujcie, bo wodę leją”, "tutaj roboty drogowe”, „pusto, pusto, pusto..” Zatankowani pod korek ruszyliśmy w tę pustkę. To co na wyciągnięcie ręki zlewało się z horyzontem, a poza kreska drogi nic nie zakłócało monotonii burego stepu. Czasem spod kół niemal umykały nandu i gwanako, które pewnie przeoczyć by można, gdyby stały nieporuszone. I tak w dal i dal, łagodnymi z rzadka zakrętami. Tam, gdzie wodę leją jednak zatankowaliśmy wychodząc z przekonania, że lepiej w baku mieć wodę niż powietrze. Wychyliliśmy filiżankę kawy, z lokalną muchą i pojechaliśmy dalej. Dalej i dalej... Kolejne 300 kilometrów... „Dzisiaj to się przyjemnie jedzie, ale wczoraj to wiało! Znacie patagoński wiatr?” Patagoński wiatr na razie tylko z opowieści, choć i tego dnia nie było bezwietrznie. Zawsze z boku, zawsze przenikliwie zimny. Siedzieliśmy na stacji benzynowej w Gregores, dzień był już w drugiej swojej połowie, asfalt się właśnie skończył, a przed nami setki jeszcze kilometrów. Obok sączył kawę właściciel zaparkowanego na zewnątrz KTM-a. Wkrótce dowiedzieliśmy się, że Martin jest w podróży dookoła świata. Na początku tej podróży. Właściwie dopiero co wyruszył. Kilka dni temu wyjechał z domu w Buenos, objechał kawałek Argentyny, a teraz zakręcał na północ. Za parę miesięcy będzie w Europie, też i w Polsce... www.martin154jdr.com To właśnie ten człowiek kilka wpisów temu spotkał się w Peru z Nilsem z Luxemburga. Zatem obu jedzie się nieźle i niech im się dalej tak wiedzie. Od Gregores trwały roboty drogowe. Asfalt co miał być kładziony spowodował, że główny pas drogi wyłączony został z użytkowania, a jazda odbywała się po drodze tymczasowej z boku. Lekko wyrównany step nie był przez to zwykłą szutrową drogą, ale drogą z wyzwaniem. Tempo spadło znacznie, na szczęście razem z zużyciem paliwa, rosło za to zmęczenie. Obsypani patagońskim kurzem zatankowaliśmy w końcu w Tres Lagos i dalej już asfaltem ostatnie 130 kilometrów do El Chalten. Tres Lagos to jedna z tych miejscowości, której sensu istnienia nie potrafię odgadnąć. Dwie ulice, kilka domów, benzynowa stacja na uboczu i nic dookoła. Długo, długo nic... Zmierzchało gdy dotarliśmy na miejsce, a zmordowani drogą pozwoliliśmy sobie na odrobinę luksusu.
  21. 1 point
    To może ja dodam coś bardziej związanego z F650gs, bo fajnie ćwiczyć ale najfajniej podróżować :)
  22. 1 point
    Jak będziesz się wybierać po motek "forumowy" to powiedz, że przyjeżdżasz ze mną. Uwierzą. Zaczną się jąkać i mówić prawdę, jak nie to sprawę się opisze ... i będzie pimp 2 :lol:
  23. 1 point
    Spoko, wiem z kim się zadaję ;) zawsze mam na obiektywie filtr "antykoleżeński" :)
  24. 1 point
    Byłeś łaskaw nawet wypiaskować mi obiektyw ;)
  25. 1 point
    Ja dodam tylko od siebie że zanim zaczniemy zdobywać umiejętności, warto troszkę doinwestować w motek i siebie (wiem, że wszyscy to wiedzą ale niech temat będzie kompletny). Motek: Na pierwszy ogień zakładamy szersze podnóżki. Dają mega różnicę w porwaniu do fabrycznych. Po drugie solidne gmole bo ja teren to będzie gleba i to tylko kwestia czasu, a gmole go zawsze ochronią. Podwyższenie kiery tez się przydaje, zwłaszcza przy tej sławnej "stójce". O oponach nie mowie bo to temat rzeka i każdy swój typ ma. W swoim Dakarze założyłem dźwignie zmiany biegów akcesoryjna, jest zdecydowanie lepsza niż fabryczna i ma możliwość regulacji jej długości, warto tez zamienić plastikowe handbary na takie z wkładem alu. W motek można inwestować bez końca (wymieniłem tez wg mnie najważniejsze) i to już zostawiam waszej fantazji i portfelowi ;) Warto tez sprawdzić zawias w jakim jest stanie czy lagi nie ciekną itd. Teren bardzo skrupulatnie weryfikuje stan techniczny moto. PS Nie dziwcie się ze po jedzie w terenie częściej trzeba wymieniać klocki, napęd, filtr powietrza itd to są koszty jazdy w terenie. My Kupujemy kask typu enduro i gogle, ochraniacz karku, rękawiczki chroniące ręce, dobrej marki zbroje/buzer, nałokietniki (chrońmy stawy, na zbroje bluzę, bo i tak będzie gorąco ;) ), ortezy na kolana oraz dobre buty enduro. Turystyczne buty to nie enduro. Camelbak mile widziany zwłaszcza po trudniejszym terenie zawsze milo uzupełnić wodę w organizmie. http://www.motox.pl/...enduro-atv.html Warto pod kątem jazdy w teren poćwiczyć i poprawić swoja kondycje np. na rowerze, trucht, nordic walking. Ja zrzuciłem 20 kg i jest na motku dużo lepiej :) Poza tym mniej jesteśmy narażeni na kontuzje, jak regularnie ćwiczymy. Ktoś po przeczytaniu powyższego tekst i powie eeeee Panie to drogie rzeczy są :D Ja tam latam bez tego i jest ok. Zgoda, Twój motek, Twoje zdrowie ale ja wiem jak NFZ dba o swoich klientów wole mieć to wszystko na sobie i na motku niż potem się uchowaj Boże leczyć z kontuzji :) Bezpieczeństwo przede wszystkim. To tyle ode mnie moim skromnym zdaniem i pozdrawiam wszystkich terenowców. :)


×