Skocz do zawartości

Leaderboard


Popular Content

Showing content with the highest reputation on 07.05.2014 in all areas

  1. 7 points
    Zaufaj mi - jestem weterynarzem! Uświadamiam sobie, że ze snu wybił mnie chrzęst opon Kajmanowozu na podjeździe. Jest kilka minut po wpół do pierwszej - no to sobie pospałam :) Zwlekam się z łóżka i idę po swoją torbę [tak, tak, jest równouprawnienie - nie ma lekko, nie ma się żadnych przywilejów, mimo, że jest się słabą białogłową! ;) ] z tak upragnionymi przeze mnie akcesoriami: szamponem, ręcznikiem i szczoteczką do zębów! Kajman jest cały zziębnięty i mocno zmęczony - ponad 12 godzin za kółkiem, najpierw upał w Marakeszu, potem surowy chłód w górach, a ostatnie kilkadziesiąt kilometrów to wycieńczająca jazda po oberwanej drodze na półce skalnej. W celach rozgrzewczo-ostresowywujących raczymy się wiśniówką [w ilościach aptekarskich ;) ] i gadamy… o życiu, o śmierci, o przypadkach i zrządzeniach losu… W końcu idę się myć i ładuję pod kołderkę, próbuję zasnąć, ale nagle słyszę… ŁUP [to było duże łup!]. Eeeee? - Kajman? -.... - Kajman! Żyjesz?! - no.o…. Kamień spada mi serca… ...prosto na nogi, bo gdy Kajman wynurza się z łazienki minę ma nietęgą. I jest jakiś taki… wymięty. Biedaczek wywrócił się na śliskiej posadzce, waląc przy tym głową w kafelki i rozwalając skórę na łokciu. Zadaję mu pytania, na które nie potrafiłam odpowiedzieć po moim wstrząśnieniu mózgu [jak się nazywa?, jaki jest dzień tygodnia?, adres zamieszkania?…] - odpowiada z sensem, więc chyba wszystko ok. Patrzę na łokieć i lecę do motocykla po opatrunki. Kurde - brzydkie, 3-4 centymetrowe poprzeczne przecięcie, które “uśmiecha” się przy zginaniu łokcia. Kombinuję jakby tu zbliżyć i ufiksować brzegi rany - nie mam nic do szycia… Po głowie chodzi mi kropelka [superGlue] :D W nocy tymczasowo kleję toto plastrem [muszę przyznać, że jak na prowizorkę, to całkiem fajnie wyszło] i bandażuję. Kajman powoli robi się dziwnie szarawy. Wpada w hipotermię... Tętno nitkowate... Przy próbie wstania z łóżka - osuwa się nań z powrotem i odlatuje… Co robi blondynka wychowana na amerykańskich filmach? No wiadomo - szast prast po twarzy :) Nie pomogło, to drugi raz, trzeci… coraz mocniej, bo przez chwilę myślałam, że sobie jaja robi… W międzyczasie sprawdzam odruch rogówkowy… … i skóra mi cierpnie na plecach… odruchu brak - u psów to nie wróży dobrze :/ No to robię raban na cały dom, a w międzyczasie jeszcze kilka razy walę kontrolnie Kajmana po pysku... ---------------------- Mała dygresja - abstrahując od okoliczności, zauważam mimochodem, że kobieca ręka jest jakby stworzona do tej czynności. Plaskacze siadały, aż miło, a dłoń wspaniale się kleiła do policzków ;P ----------------------------- …. w momencie gdy do pokoju wbiega Wojtek i gospodarz, to z ust Kajmana nagle słychać żałosne “Gosiu… ale dlaczego mnie bijesz?” Ufff… poznał mnie. Patrzy całkiem przytomnie… Ale czy na pewno? Może jeszcze raz mu przyłożyć? ;) Emocje powoli opadają. Chłopaki idą spać. Robię opatrunek na łokieć. Przykrywam Kajmana całą stertą kocy, bo biedak wpadł w dygotki… ...i kładę się spać. Sen nie nadchodzi. Najpierw nerwowo nasłuchuję, czy Kajman oddycha - gdy kilka razy wydaje mi się, że niezbyt, to wstaję i podchodzę do jego łóżka. A później, gdy już zaczyna spokojnie pochrapywać, to w moim mózgu ciągle przewija się film z całego zdarzenia. Wszystko analizuję i wysnuwam wnioski… oj trzeba było inaczej... Nie śpię aż do rana. Ale jestem tak nakręcona, że gdy trzeba wstać, to nie czuję zmęczenia. I w sumie cały dzień jadę na adrenalinie :) Rano śniadanie, pakowanie… Wczoraj w miasteczku widziałam aptekę. Ciekawe czy mają tam coś co by się mogło przydać. Wchodzę - za ladą oczywiście mężczyzna - i zaczynam trochę na migi, trochę po łacinie, trochę rysuję wzorów [ufff… pani Marszałek byłaby ze mnie dumna :D ],trochę w języku, który wydaje mi się francuskim, a trochę rysuję [niech żyje zabawa w kalambury!] Nabywam: - bandaże i kompresy - tutaj bez problemu, po francusku jest podobnie - H2O2 - potem było ciężej - na słowo analgesia [a wcześniej mówiłam, że jestem lekarzem weterynarii] pan podaje mi buteleczkę z Acepromazyną do iniekcji domięśniowych dla koni i bydła :P Na samą myśl co bym mogła zrobić Kajmanowi po obezwładnieniu tym specyfikiem, przewracam się ze śmiechu :) Pokazuję łokieć i mówię “analgesia punctata” - i bez problema dostaję 10ml Lignocainy do znieczuleń miejscowych [kurde… taka dystrybucja leków, to raj na ziemi!]. - potem łatwizna - rysuję strzykawki, nić do szycia - dostaję do wyboru z igłą okrągłą, albo trójkątną… No bajer! Szybko wskakuję na moto, łapię Kajmana wsiadającego właśnie do auta - wrzucam mu zakupy na siedzenie i z uśmiechem mówię: - Kajman, masz spirytus, to się znieczulaj, wieczorem będziemy szyć. Jedynka w dół, nie czekam na odpowiedź… Dzisiaj wszyscy grzecznie jadą w grupie. Przynajmniej na początku, gdy jedziemy asfaltem. Potem zjeżdżamy na cudną szutrówkę. Wcześniejsza gliniasta czerwień prawie całkowicie ustępuje miejsca skałom w kolorze piaskowym. A zamiast jaskrawozielonej roślinności mamy jakieś żałosne szarawe kępki. Wtaczamy się z Wieśkiem pod górkę. Reszta nas wyprzedziła - spotkamy ich dopiero wieczorem. Zaczyna mnie tak śmiesznie boleć głowa. Wczoraj też tak było, i przedwczoraj. Kojarzę fakty - wygląda na to, że przy przekraczaniu magicznej poziomicy 2300m n.p.m. mam pierwsze objawy choroby wysokościowej. Ale jajo! :D Zatrzymujemy się na chwilkę, w celu odpoczynku, wzmocnienia się batonikiem. Ból głowy ustępuje… Wyjeżdżamy wyżej i wyżej - i oto stajemy na najwyższym punkcie naszej całej wycieczki - przełęcz Tizi-n-Ouano ok. 2900m npm. Na górze spotykamy grupę Rosjan, z którymi dogadujemy się po angielsku - dziwny jest ten świat ;) Kilka fotek… Za DRką jest kanion, ino słabo widać ;) Taki sobie pomniczek-drogowskaz ...i zjeżdżamy w dół, znów płajem na stromym zboczu. Czasem trzeba minąć osiołki, które z jukami zajmują całą szerokość drogi. Za którymś razem prawie dostaję zawału, gdy po wyprzedzeniu grupy mułów zerkam za wieskiem w tylne lusterko i widzę tylko jakąś postać z pomarańczowymi akcentami w ubiorze stojącą przed zwierzętami. Przez chwilę jestem pewna, że to Wiesiek, a że jego KTM wylądował w przepaści. Całe szczęście się myliłam ;) Wiesiek z KTMem po prostu utknęli w oślim korku :) Pyrkamy wolniutko serpentynami w dół kanionu. Trochę drobnego żwirku zalega. Trzeba być uwaznym, ale jedzie sie przyjemnie i generalnie na luzie. Im niżej, tym cieplej. Potem kawałek drogi asfaltowej przez wioski, szybki posiłek regeneracyjny i wracamy na offa. Omlet - moja główne jedzenie ;) Początkowo szutrowa, lekko kręta droga leci przez śliczne pustkowie w kolorze brudnopiaskowym. Tak jak lubię. Ale z czasem drobny żwirek zamienia się w żwir, żwir w kamyki, a kamyki w kamienie luźno leżące na drodze… Zakręty się zacieśniają. A my lądujemy w korycie, wyschniętej obecnie, rzeki. Nie jest lekko, w dodatku wśród pionowych skał wąwozu upał coraz bardziej dokucza. DRka jest super motocyklem, ale w kamienistym terenie ujawnia swoją chyba największą wadę - fatalne zawieszenie [po przesiadce z KTMa, to był dla mnie szok ;) ] - tłumienie zero. Ciągłe drgania i podskoki kierownicy męczą okrutnie kończyny górne i obręcz barkową. W dodatku znów zapomniałam dopompować opony, więc nie mogę się rozpędzać na prostych, bo przy natrafieniu na większy kamol czuję mocne uderzenie o felgę [tak, tak, wiem… to karygodne... dobrze, że DRka jest blondi-odporna i dużo wybacza :) ]. Oczywiście zamiast stać na podnóżkach, to siedzę [widzę te Wasze pełne politowania spojrzenia ;) ]. Takie przyzwyczajenie z jazdy konnej, gdzie też wolę wysiadywać galop, niż robić półsiad - lubię ta pracę dosiadem ;) Wstaję dopiero, gdy teren robi się taki naprawdę hardcorowy [piach, doły]. Ale teraz uczę się nowej rzeczy - DRka jest na tyle lekka, że kierując kolanami można wykonywać szybkie skręty i slalomy między co większymi kamieniami - na siedząco, żeby nie było. Ale fajnie! Pewnie wyważam kolejne otwarte drzwi ;) W tych najgorszych miejscach nie robiłam zdjęć - wolałam sie nei zatrzymywać ;) Docieramy na przełęcz, tam spotykamy grupę turystów z Łotwy i Finlandii. Oni z kolei wynajęli motocykle [obute w Enduro Sahara - kurde, lubię te opony!] wraz z marokańskim przewodnikiem. Wyruszyli z Marrakeszu i robią kilkudniową objazdówkę. Tez fajna opcja. Przewodnik wygląda na nieco mrukliwego, ale konkretnego i budzącego zaufanie chłopaka [info dla kobiet: niezłe ciacho! ]. Chwilkę rozmawiamy i powoli staczamy się w dół drogą biegnącą głównie po zboczu, ale czasem schodzącą do koryta, gdzie jedziemy po tak nielubianych przeze mnie luźnych kamieniach. W końcu urokliwy wąwóz zostawiamy z lewej, a sami jedziemy po jego prawej krawędzi. Znów jest bajkowo. W momencie, gdy kanion się kończy, a przed nami rozciąga się widok na bezkresną równinę zamieramy w zachwycie. Niestety nie mam zdjęć, bo wpadam na pomysł, żeby przyjechać tutaj na zachód słońca - wówczas dopiero musi z butów wyrywać. Ale tak się złożyło, że troszkę popsuła się pogoda, że była kolacja, że były inne rzeczy do zrobienia :( Ech…. Po dalszych kilkunastu minutach docieramy do miasteczka, gdzie czeka już reszta grupy. Chłopaki z DRzet zmianiają olej, Wojtek zmienia tylne koło w 1190. No i niestety lewa laga mastodonta się zrzygała. Do cna chyba :/ © Wojtek Ja w ramach serwisu klepię moją DRkę w zakurzony zadek, a potem wskakuję pod prysznic, aby zmyć trudy dzisiejszego dnia, przebieram się w spódnicę i glebię w cieniu z książką :D Widok z "tarasu" - tuż pod nami mieszkają ludzie. I osioły :) Po odpoczynku i kolacji pora na gwóźdź programu - szyjemy Kajmana :D Mam właściwie wszystko czego potrzeba z wyjątkiem pęsety i igłotrzymacza:/ Ale… jeszcze nigdy tak nie było, tak żeby jakoś nie było! - po przeglądzie narzędzi znajduję coś, co się nada - multitool i kombinerki :) Z braku laku, dobry kit! Jeszcze tylko spirytus do odkażania pola, rąk, narzędzi i zabieramy się się z Wojtkiem do pracy. © nie wiem kto :) On jest głównym anestezjologiem - tłum obserwatorów - znieczulenie idzie mu pięknie! Potem ja biorę narzędzia w dłonie… wszyscy jakoś wolą siedzieć pod baldachimem i przeprowadzać super interesujące dyskusje. Mając czasem w pracy do czynienia z mdlejącymi mężczyznami uważam, że to świetny pomysł. Asystuje Wojtek. Szybko zmierzcha, więc w ruch idą czołówki. Tak to wyglądało w czasie… © Wojtek Pierwszy szew wyszedł nieładnie, drugi tak se, trzeci to już super! Muszę pochwalić Kajmana - dostał naklejkę za odwagę! © bestom.pl Wrzucamy wszyscy na luz. Puszczamy muzyczkę. Delektujemy się delikatnymi drinkami - Kajman straszy, że jutro najdłuższy odcinek, że dość ciężki, że rano pobudka - nie ma co szaleć. Powoli schodzi ze mnie całe napięcie ostatnich kilkudziesięciu godzin. Błogo...
  2. 3 points
    Po co w takim razie potwierdzenie zarezerwowania? W mojej skromnej opinii mało honorowe zachowanie...
  3. 2 points
    Piszę, piszę! Ten odcinek to wiele treści, mało zdjęć, niestety - dlatego tak długo. Ale już za chwileczkę, już za momencik ;)
  4. 2 points
    Ty już pierdyknales dwa tysiące relacji :-D Chyba nie mam dostępu do wszystkich działów :-D wysłano z wodoszczelnego
  5. 2 points
    Z wieśniaka da się zrobić terenowy motocykl, tylko wymaga to trochę zmian. Jedna Dunka to zrobiła: http://www.advrider.com/forums/showthread.php?t=762021 I gość, który jeździ z Walterem Colebatchem: http://advrider.com/forums/showthread.php?t=834987
  6. 2 points
    Ja bym czekała na czelendża, ale ja nie jestem obiektywna :)
  7. 2 points
    Tak na prawdę jest tu taki jeden który przerobił "wiesniaka" na X-czelendża, trochę go to kosztowało, ale pomysł sam w sobie zły na pewno nie jest, tym bardziej jak ktoś chce np. zmienić od razu całe zawieszenie :idea:
  8. 2 points
    Mygosia- to najciekawsza reacja z Maroka, jaką kiedykolwiek czytałam! Zdjęcia przeczekoladowe :) Pisz dalej, narobiłaś wszystkim apetytu, a teraz każesz czekać :D Edit: Bardzo utożsamiam się z Twoim blond-świeżynkowym podejściem do jazdy w nieznanym offie :)
  9. 1 point
    Sześć :beer: też tak się ostatnio czułem jak śledź :-D a po paru tysiach masz dostęp do działu porno :slina:
  10. 1 point
    Cześć! Po zalogowaniu więcej widać ;-) Po kilku postach widać jeszcze więcej ;-) wysłano z wodoszczelnego
  11. 1 point
    Ale to nie jest głupi pomysł :) Tylko czasochłonny i wymagający wolnych 5 tysięcy na zawieszenie :D X Country ma swoje zalety- jest niższy i ma o wiele wygodniejszą (szerszą) kanapę. No i pewnie łatwiej jest znaleźć egzemplarz nie katowany w terenie.
  12. 1 point
    OK. Uprzejmie dziękuję za wybicie mi tego GŁUPIEGO pomysłu z głowy, bo i tak bym chciał po miesiącu zrobić z niego czelendża.
  13. 1 point
    Toż to ja o Was przecież myślę. :-D
  14. 1 point
    że wieśniak ? wiejska kiełbasa i boczek była dobra :), a teraz nie wiem bo zrezygnowałem, ale wiochę ogólnie lubię :)
  15. 1 point
  16. 1 point
  17. 1 point
    Pomysł aby handlarz "załatwił" u siebie próbne nr rej jest wg mnie najrozsądniejszym rozwiązaniem pod każdym względem, tym bardziej , ze wystawia legalną fakturę. Powodzenia :)
  18. 1 point
    Witam już jestem w cywilizacji, odpoczęty, więc postaram się napisać jeszcze raz bardziej chronologicznie i dokładniej jakie występowały u mnie objawy i jakie rzeczy zrobiłem w celu wykrycia usterki ;) a więc zaczynam od objawów: 1. pierwszym objawem jeszcze na parę dni przed wyjazdem było coś w stylu: kręci rozrusznikiem po czym nagle stop ( coś przypominającego słaby styk w guziku startera) po kolejnej próbie bez problemu odpalił i później aż do wyjazdu przez parę dni użytkowania problem już się nie powtórzył. 2.Po dojechaniu w Bieszczady, na następny dzień stwierdziłem że wybiorę się na wycieczkę i tak też się stało, lecz w drodze powrotnej po wcześniejszym bezproblemowym użyciu rozrusznika jakieś 6 razy zaczął się mój problem. Otóż pojawiło się wcześniej opisywane przeze mnie "tyk tyk tyk" kolejna próba i znów "tyk tyk tyk " po kilku próbach spanikowany stwierdziłem że postukam w rozrusznik lecz zabieg ten tez nic nie dał , więc stwierdziłem że spróbuje odpalić na pycha. Po dwóch próbach odpuściłem ponieważ teren nie był sprzyjający. Załamany usiadłem i pomyślałem że spróbuje jeszcze raz normalnie starterem i nagle cudownie motorek odpalił bez problemów. 3. Następnego dnia z rana, byłem zmuszony użyć dakarka w celu zakupów. I teraz wiem że był to zły pomysł. Pierwsze odpalenie z rana bezproblemowe, więc dodało mi to pewności że wszystko jest już ok. Byłem w wielkim błędzie ponieważ po przejechaniu jakieś 30 km po udanych zakupach motor już nie chciał współpracować. I tutaj ciekawa rzecz, ponieważ występowało na zmianę "tyk tyk tyk " a przy kolejnej próbie rozrusznik tak jakby się "odzywał" wykonując może pół obrotu wydając przy tym dziwne dźwięki według mnie przypominające "zacieranie" kolejna próba i znowu "tykanie" i przy kolejnych czasem jakby nagle jakieś chwilowe olśnienie, już myślę że odpali a tu znowu "tykanie". Dodam, że przy tykaniu gasną światła, kontrolki oraz czasem restartował się zegarek w zegarach. Motocykl odpaliłem na pych. Niestety znowu zmuszony byłem go zgasić na stacji benzynowej. I oczywiście to samo: tykanie i od czasu do czasu "jęk" rozrusznika. Po 10 minutach prób odpalenia na pych i modlitw motor nagle odpalił normalnie. Lecz od tamtego czasu występuje już tylko i wyłącznie "tykanie" Zabiegi jakie wykonałem próbując się ratować w deszczowych Bieszczadach ;P 1. Ładowanie akumulatora 2. Wykręciłem rozrusznik, przeczyściłem tak jak na filmiku wyżej, podłączyłem kabel zasilający, obudowę przyłożyłem do obudowy silnika i starterem uruchomiłem i oczywiście rozrusznik zakręcił. ( chociaż za pierwszym razem wystąpiło nieszczęsne tykanie, lecz dokładniej przyłożyłem obudowę rozrusznika do silnika i już było ok) 3. Po włożeniu rozrusznika i próbie uruchomienia znowu wystąpiło nieszczęsne tykanie 4. Przy pomocy lokalnych znawców, podłączyliśmy akumulator samochodowy do mojego akumulatora w motocyklu za pomocą kabli rozruchowych ale zabieg ten nic nie zmienił. Teraz to się chyba trochę za bardzo się rozpisałem ale chciałem bardziej dokładnie opisać całość mojego przypadku.Mam nadzieję że mi się udało.
  19. 1 point
    Przyjedź nią do Paszkowa, my Ci schowamy zaślepkę, Ty jej będziesz szukał. Jak znajdziesz, to włożysz na miejsce i zaczniesz szukać znaczka. A ile dusz to auto będzie miało w niedzielny poranek. Wartość wzrośnie drastycznie. ;) :beer:
  20. 1 point
  21. 1 point
    ReddyS - pozdrów Bestyję i podrap ją za uchem ode mnie ;) W sumie mam kolejny motek do objeżdżenia przez niego :P Jarku - no zbliżamy się do najbardziej dramatycznego odcinka, którego tytuł będzie brzmiał "Zaufaj mi, jestem weteryniarzem!", ale nie uprzedzajmy faktów ;) maxiu - nie mam dokładnych śladów :( Miałam pozyczonego Garmina, którego potrafiłam tylko odpalić i zgasić. Ślady były wgrywane na bieżąco, a że pamięć pozwala miec tylko 20 śladów [a czasem ślad dzienny składał się np. z 5 części], to też były one kasowane na bieżąco :( Mniej więcej wiem gdzie spaliśmy. Co do aparatu jeszcze - z mojego doświadczenia najlepszym jest ten, który jest zawsze z nami! Miałam lustrzankę, ale co z tego, skoro było mi jej szkoda. Zabrałam ja na moto chyba raz... Kurzyła się na półce 2 lata, więc ją sprzedałam. Niektórym nie będzie przeszkadzać jej ciężar, ani gabaryty. Na pewno lustrzanką można osiągnąć o wiele lepsze efekty. Ale początkujący, albo amator pełną gębą [co nie jest złe], tego nie doceni. Moja znajoma kupiła sobie lustro, aby robić lepsze zdjęcia i prawie się nim zabiła. Zamiast wysnuć wnioski [bo to nie aparat ją ograniczał!], to kupiła sobie większe lustro... Kto bogatemu zabroni :) Ale mnie serce boli, jak widzę sprzęt ponad miarę, ponad potrzeby i umiejętności. I jeszcze - dość sporo czasu poświęcam na obróbkę. Tak samo, jak w ciemni mam możliwość panowania nad kontrastem, ziarnem, stosuję filtry korygujące balans bieli, stosuję filtry połówkowe, robię maskowanie cieni/świateł - to samo robię w "ciemni cyfrowej". Nie trzymam się sztywnych zasad - obrabiam zdjęcia tak jak JA je PAMIĘTAM. A że mam bjną wyobraźnię, to czasem efekty są dziwne ;) Goły plik z aparatu traktuję jak niewywołany [! - bo juz na tym etapie mamy olbrzymi wpływ na odbitkę] negatyw. Ale wiecie... Ja dziwna jestem. Pozbyłam się lustrzanki cyfrowej, a zostawiłam sobie kilka analogów, w lodówce mam 30 slajdów i 20 negatywów czarno-białych, a zapach utrwalacza jest IMO lepszy, niż zapach benzyny :D
  22. 1 point
    Po, nie dlugich nie krotkich lecz w sam raz, poszukiwaniach- udalo sie! Moge juz teraz smialo napisac, ze zmiana motocykla to byla dobra decyzja ;-) W zalaczniku zdjecie "nowego" nabytku. PS Jeszcze raz dziekuje Ci Jarku!
  23. 1 point
    W razie niepowodzenia przeróbek mam do sprzedania oryginalne, nieobniżane przednie zawieszenie - kompletne. Musiałbyś tylko sobie golenie pomalować - uprzedzając komentarze nie swoje tylko wchodzące w skład zawieszenia :-)
  24. 1 point
    W Wietnamie nie ma nie szczęśliwych ludzi, cieszą się tym co mają i są w tym naprawdę dobrzy. A szlif? no cóż.. przy zejściu na kolano moja chińska guma nie wytrzymała hehe:) Niestety bez odzieży zawsze są straty.. chociaż ulubioną odzieżą ochronną Wietnamczyków są: 1) Zestaw męski: - Tshirt - krótkie spodenki - japonki - kask w formie bejsbolówki Nike 2) Zestaw damski: - półprzeźroczysta bluzka - krótka spódniczka, ewentualnie szorty - szpilki - kask w wersji damskiej z wycięciem na kucyk:)
  25. 1 point
    A ja z tego filmu wywnioskowałam, że tylko jazda parami jest poprawna.


×