Skocz do zawartości

Leaderboard


Popular Content

Showing content with the highest reputation on 03.02.2016 in all areas

  1. 9 points
    Ok, rzeźbiłem dlatego nie pisałem.. Gumy zwęziłem: Licznik jednak cyfrowy (ducati scrambler, yamaha xsr700).. podoba "mnie się" i już ;) Zaślepki na plastiki wypalone laserem u szwagra: Handbary poleciały wek: Teraz rozebrałem plastikowy tyłek i walczę z tylnym błotnikiem, lampą i całą resztą. Z założenia niczego stalowego nie obcinam - łatwo będzie poskładać oryginał. Zdjęcia niebawem - POZDRAWIAM ;)
  2. 3 points
    Ze względu na brak możliwości załatwienia zestawów naprawczych gaźnika do pegaso, zamówiłem zestawy naprawcze od BMW F650. Gaźniki rozebrałem, wymieniłem praktycznie wszystko wraz z dyszami i iglicami. w zestawie była jedna dysza więcej u mnie ta jest nie demontowalna. Gaźnik mikuni BST40 ma taką wykręcaną. Moje spostrzeżenia: Iglica w bmw jest dłuższa (założyłem od bmw ustawiłem na środkowy rowek) gniazdo iglicy jest identyczne(założone nowe) Dysza główna inny opis na dyszy bmw (bodajże 130 a ja miałem 140) założona nowa od bmw Śruba regulacji powietrza identyczna u mnie założone od bmw nowe. zaworek trochę inny niż w pegao ten od bmw wygląda na solidniejszy założony nowy wraz z gniazdem. nowa uszczelka i oringi takie same w bmw i pegaso. Założyłem nową śrubkę ssania moja była pęknięta. Poskładałem gaźniki uszkodzony był jeden z oringów dyszy powietrza. Motor chodzi bardzo dobrze na wolnych. Nie gaśnie odpala od strzału. Przyspieszenie w normie. Przez 20 km nie było problemów z brakiem paliwa. Jedyny mankament, to na minimalnym gazie jak by się motor dławił. Myślę, że to kwestia regulacji. Co ciekawe przed wymianą po przegazowaniu jak motor schodził z obrotów t strzelał w tłumik, teraz tego nie ma. Zobaczymy jak wyjdzie spalanie. Przy okazji reanimowałem trochę tłumiki. Znaczy wyczyściłem na tyle ile było to możliwe. Pomalowałem od nowa. Szału nie ma ale wygląda dużo lepiej.
  3. 2 points
  4. 1 point
    Mówiłem!???Nie zapomnij później kto Ci ten dil nagrał! Kszynka wystarczy :D
  5. 1 point
  6. 1 point
    Wysłałem zapytanie przez allegro: Treść wiadomości Witam! Czy można poprosić o ostatni Szwecki numer rejestracyjny przed sprowadzeniem motocykla? To powinno być w dokumentach. Dla kompletu VIN też by był pomocny. Cel: sprawdzenie strony prawnej oferowanego sprzętu. Pozdrawiam Jarek
  7. 1 point
  8. 1 point
    Moim zdaniem najlepsze są Moje mapy Google. https://www.google.pl/maps/d/?err=1 możesz utworzyć lub wgrać mapę a następnie udostępnić ją wybranym osobom lub wszystkim. Do tego ładne ich publikowanie na www. U mnie działają super. Pozdr. Krzysiek cychug.com
  9. 1 point
    Rzeczy SoD'a są bezcenne, nieoszacowane, nieodgadnione cenowo :) Najlepiej sam wymyśl cenę, potem przebij ją x2, zapytaj czy możesz zapłacić więcej, po prostu porozmawiaj :) Warto rozmawiać :) Kasku może nie kupisz, ale współuczestniczysz w tworzeniu kolejnej historii ;)
  10. 1 point
    Nie wiem o co chodzi, ale skoro jakieś męskie łydki do teraz drżą - to nie chcę wiedzieć :) Cześć!
  11. 1 point
  12. 1 point
    Taki będzie u mnie po Teresia, jako typowy szczur do ciorania po lesie, będą go naprawiał i psuł, naprawiał i psuł, naprawiał i psuł i tak do zajebania, mojego lub jego! :D :D :D
  13. 1 point
    Cześć Daniel. Nie wiesz chłopie co zrobiłeś. Teraz to już "ustawowo" będziesz musiał przygrywać nam na imprezach :-D :beer: :drinkbeer:
  14. 1 point
    hahah, masakra....
  15. 1 point
    Odcinek 8, czyli cepelia po peruwiańsku Opuszczamy Fiesta de la Candelaria, omijając kałuże i śmieci wracamy do pensjonatu. Na szczęście nie nakapało zbyt dużo wody z sufitu. Zresztą – i tak mamy lepiej niż ci z parteru, gdzie wybiła kanalizacja ;) Ponieważ jest całkiem chłodno, a właściciel z góry zapowiedział „no aqua caliente”, nawet nie próbujemy brać prysznic. Zresztą, ciężko cokolwiek zrobić w łazience, bo nie ma tam ani światła, ani okna ;) Nie z nami jednak te numery, wykręcamy żarówkę na korytarzu, wkręcamy w łazeince i już widać , gdzie sedes, a gdzie bidet. Bidet! po raz pierwszy takie urządzenie widzimy! Żeby jednak turysta nie poczuł się zbyt europejsko, to umywalkę, bidet i sedes zmieszczono na powierzchni jakiś 0,5 m2, a lustro wisi idealnie nad kibelkiem ;) Zasypiamy znieczuleni peruwiańskim winem z kartonu wśród odgłosów bębnów i trąb… Rano ruszamy prosto na terminal terrestre, czyli ichniejszy PKS. Kupujemy bilet na najważniejszą atrakcję Puno, czyli pływające wyspy Uros. Pogoda nie rozpieszcza: Krzychu sprawdza, czy mamy szansę dopłynąć w całości: pewne rozwiązania techniczne są ciekawe: płyniemy: płyniemy w zasadzie kanałem w trzcinach: Ale na szczęście się przeciera: aż dopływamy do wysp Uros, których jest kilkadziesiąt: każda z nich ma kilkaset metrów kw. każda wyspa jest po prostu tratwą zbudowaną z trzciny: lekkiej i pustej w środku: od dołu trzcina gnije, więc cały czas trzeba dokładać nową. trochę to wszystko się kiwa, jak na łodzi ;) i Jagna ma niepewną minę I nawet podziemne pomarańcze tam rosną ! Przewodnik wszystko nam objaśnia: ale patrząc dookoła, jakoś średnio wierzymy, że ktoś tam mieszka na stałe. Wyspy powstały kilkaset lat temu, kiedy to Indianie uciekali przed Hiszpanami, którzy zmuszali ich do niewolniczej pracy w boliwijskich kopalnia srebra. I nadal podobno każdą wyspę zamieszkuje po kilka rodzin, jest szkoła i nawet mały szpital. I podobno są gdzieś wyspy, gdzie nie dopływają turyści. Usiłowałam je wypatrzyć na zdjęciach satelitarnych, ale widziałam tylko Uros: https://www.google.pl/maps/@-15.8179733,-69.968687,2942m/data=!3m1!1e3?hl=pl Wyspy Uros to jedna, wielka cepelia: choć niewątpliwie bardzo kolorowa ;) Łodzie dla turystów: jest nawet wieża widokowa: Ech, gdyby móc zobaczyć wyspy kilkadziesiąt lat temu, przed chmarą turystów… Tyle, że w zasadzie sami jesteśmy jej kawałkiem ;) odpływając po godzinie mijamy lokalne boisko do nogi: oraz ruch lokalny: na łodzi rozmawiamy trochę z innymi „białymi”, wszyscy są mocno rozczarowani „cepeliadą” wysp Uros. Większość z nich wybiera się na wschód do Boliwii. W porcie postanawiam skorzystać z toalety. W drzwiach babcia klozetowa pyta groźnie: „siku czy to drugie?” i w zależności od odpowiedzi wydziela odpowiednio długi kawałek papieru i kieruje do odpowiedniej kabiny ;) Inna ciekawa rzecz na Titicaca to parowce. Dwa takie statki sprowadzono w częściach z Anglii. Opłynęły więc przylądek Horn i wylądowały w Arice (Chile), stamtąd transportowano je pociągiem do Tacna i dalej mułami przez Andy. Cała podróż trwała 6 lat! Do dziś pływa jeden z tych parowców. Historia tu: http://www.peruyavariexpedition.com/yavari-ship/ A my wstępujemy na obiad. Oczywiście na rybkę ;) Niestety Titicaca to również przykład katastrofy ekologicznej. Człowiek, chcą poprawić „rybność” jeziora, wpuścił to niego pstrąga. I teraz w Titicaca jest tylko i wyłącznie pstrąg… A do pstrąga trzy rodzaje pyr, fasola i kukurydza ;) wracamy na terminal terrestre z zamiarem kupienia biletu do Arequipy. Ale to nie będzie takie proste ;) Każda linia autobusowa (a jest ich co najmniej 15!) ma swoja własną kasę i inną cenę. Przed każdą kasa stoi „naganiacz”, który śpiewnie wydziera się: Liiiimaaaa, Liiiima, za pól godziny!!!, Huuuuliaaaka najtaniej!!! i tak dalej. W końcu znajdujemy najbliższy autobus, cena ok., chcemy kupić bilet. Tymczasem w kasie żądają najpierw biletu OD NAS. O co chodzi?? Otóż niezależenie gdzie się jedzie, trzeba wykupić tzw. peronówkę, czyli bilet wstępu na peron… Uff, udało się. Wsiadamy. Niestety wybraliśmy widokowe miejsca na górze, tuż przy szybie… Najpierw wracamy do Juliaki, gdzie „kanalizacja deszczowa trochę szwankuje”: A później mamy przejazd przez góry. Nie takie niskie góry: I jak to w górach: wąsko, ciasne zakręty, przepaście z boku. Dodajcie do tego mgłę, ciemność, wyprzedzanie na trzeciego i wiarę w nieśmiertelność kierowcy autobusu, a będziecie już wiedzieli, dlaczego nie powinno się kupować miejsc tuż przed przednią szybą…
  16. 1 point
    Ja obstaję przy swoich preferencjach.


×