Skocz do zawartości

Leaderboard


Popular Content

Showing content with the highest reputation on 24.06.2016 in all areas

  1. 3 points
    pod kolor ramy - podobno taka moda w tym sezonie wiesz coś na ten temat? :lol:
  2. 2 points
    Fajn fajnie mają na takim zlocie, troche rozerwać się można...a u nas co? najwyżej jak ostatnio... kajaki.. :-D
  3. 2 points
    Agresor robi tylko za fotografa na tym zlocie :-D
  4. 2 points
    A żona, a gdzie żona ja się pytam?
  5. 1 point
    Wspieram akcję co dzień ;)
  6. 1 point
    1991 jest ode mła
  7. 1 point
    Nie poddajemy się. Jeszcze tylko kilka dni. Rozpoczynamy finisz?
  8. 1 point
    Iiiiiiiiiiiii KLIK :) Szał :) 1990 głosów, miejsce 249 :)
  9. 1 point
    ma być właśnie "staroć"
  10. 1 point
    Lewego handbara mam. Chodzi mi o stronę, nie pochodzenie.
  11. 1 point
    Minął rok od momentu montażu i do tej pory motocykl nie spalił się, nic nie trzeba było poprawiać a maszyna jeździ do tej pory bez problemów. Wychodzi na to że zdało wszystko egzamin. Ktoś kiedyś zapytał, o koszty więc przypominam że są one w pierwszym poście podane. Bez przesyłek całość wyniosła 120zł (regulator + filtr). Aktualnie są trzy regulatory na allegro, więc jest w czym wybierać.
  12. 1 point
    Usiadlem, kolko po placu zrobilem. Niby ciezszy od GS'a na papierze, a w rzeczywistosci jakis taki bardziej poreczny. Dam mu ze dwa lata i chyba sie przesiade jak nic strasznego nie wyjdzie w praniu
  13. 1 point
  14. 1 point
    Dziadek, to będzie kolejna, piękna przygoda, może ruszymy wzdłuż Dniestru na południe od Chocimia za Mohylów do Jampola. Tam Zagłoba szukał w jarach kniaziówny, niedźwiedzi możemy nie spotkać, ale Horpynę i owszem :)
  15. 1 point
    Zakola Dniestru i Karpaty mnie urzekły, a mieliśmy tylko ich posmak. W związky z tym, że namiot zmieniłem wypadało by go przetestować :) Mapy są.. więc... ;)
  16. 1 point
  17. 1 point
    Muszę przywołać z pamięci jeszcze jedno zjawisko, którego byłem świadkiem na Ukrainie. Niestety, zostałem zaskoczony i nie cyknąłem foty, na szczęście zrobił to Jura, zdjęcie nie oddaje jednak w pełni skali zjawiska. Otóż jadę sobie dostojnie i statecznie ukraińską drogą, gdy nagle z tyłu słyszę jazgot silnika, a potem widzę mijającego mnie w pędzie Dziadka, lecz nie jadącego drogą, a po ornym (chyba zbronowanym) polu. On nie jedzie, on zap…la, prędkość oceniam na 140-150 km/h, później się przyznał, że jechał do odcięcia :). Przednie koło motka płynie, a tylne wyrzuca fontannę piachu na kilka metrów w górę, tylko czekałem kiedy się wyp…li zwalniając, na szczęście lądowanie było udane. Wariat. Najpiękniejsza była reakcja miejscowych psów błąkających się po polu – zaskoczone gwałtownością zjawiska, nawet nie próbowały uciekać (co było by zrozumiałe), a były kilka metrów od pędzącego Dziadka, lecz pozostały jak wryte na miejscu. Tylko ich głowy w zdumieniu obracały się w kierunku mijającego, a potem znikającego na horyzoncie w tumanach pyłu motocykla. Razem – piękne zjawisko. Od teraz Dziadek powinien zmienić nick na „szalony Dziadek”.
  18. 1 point
    Śniadanko w hotelu. Normalnie wystawiają wszystko na długie stoły, taki szwedzki bufet, ale wszystkiego było może 10 gości razem z nami, więc podawali indywidualnie. Zwiedzanie Kamieńca od zaplecza, bocznymi uliczkami. Ekstra sprawa, kilkusetletnie domki, w których ludzie mieszkają, inne się walą, ciekawostka. Na pewno nie ingeruje tam żaden konserwator zabytków. Jeszcze raz objeżdżamy zamek. Oglądamy całość od drugiej strony wąwozu oddzielającego Kamieniec od świata. Chocim, który wydaje się przy Kamieńcu domkiem dla lalek. Przelot przez Czerniowce, które jeszcze w tym roku zostaną ponownie odwiedzone w drodze na Rumunię. I wzdłuż Czeremoszu do Wierchowiny podziwiając widoki. Bokser do wożenia siana. Albo jako transport pasażerski. Chwila na fotki i oddech. Mało nie rozjechałem fotografa. Pozdrowienia z Huculszczyzny. Decyzja zapadła. Zakładamy boysband, mamy fotę na okładkę pierwszego krążka. Ale na razie jemy jajecznicę z kiełbą i inne specjały z bardzo dobrze zaopatrzonego miejscowego sklepu. Smażony ser a'la Dziadek popijany nieodłącznym piwem, winem i koniakiem. Jesteśmy jedynymi gośćmi w hotelu, wiec nie krępujemy się zbytnio. Za to po schodach za naszymi plecami cięgle chodzą ludzie na górę, gdzie jest jakaś restauracja-klub lub coś takiego. Wszyscy głośno życzą smacznego. Rano poszedłem obejrzeć miejscowość, ale było jeszcze za wcześnie. Natknąłem się jedynie na jednostkę pościgową ruchu drogowego, której to widok uspokoił mnie zupełnie. Na kawę skoczyliśmy z Jurą do Londynu. Wizyta na bazarku po tradycyjną huculską serwetkę, która ma odmienić dom Dziadka. A potem w góry. 3 km od granicy z Rumunią. Jest opcja na fajny, niedrogi zlot w ekstra miejscówce. Zakupy w sklepiku. Wino, koniak i gorzałka na wynos i na miejscu z eleganckich pięciolitrowych banieczek. Bierzemy jedną gorzałkę w objętości 50ml. Potem Dziadek łapie gumę dając nam okazję do dodatkowej przejażdżki za narzędziami. Sklep motoryzacyjny przy drodze. Gość przysięga, że nie ma takiej dętki, jak nam trzeba. Wieczorny powrót w komplecie. Potem kolacja, tym razem fasolka po huculsku, zdjęć nie ma. Tego wieczoru nie byliśmy już sami w hotelu, ale zachowywaliśmy się nadal swobodnie ucztując do późna w holu. Jedna pani naskarżyła na nas do obsługi w recepcji, ale byli to stażyści, którzy nie bardzo umieli zareagować w stanowczy sposób. Po jakimś czasie sami udaliśmy się do apartamentów nie zakłócając ciszy nocnej. Następnego dnia powrót w deszczu, słońcu, cieple, zimnie zależnie od okolicy. Droga prosta, przez Lwów, nic szczególnego. Może kawałek po górach dostarczył jakichś emocji, ale bez przesady. Temperatura 3-4, później 6-7 stopni. Jura odbił na Rzeszów przed samym Lwowem, a z Dziadkiem pożegnaliśmy się zaraz za granicą. Koniec opowieści. Wyprawa jak zawsze fajna, 5 dni minęło jak 5 minut. Na szczęście sezon dopiero się rozkręca.
  19. 1 point
    Nie będę opisywał kolejnych dni, bo już to koledzy zrobili, tylko dodam parę fotek. Dopływ Dniestru, gdzie spędziliśmy kilka chwil. Pierwsze kłótnie, kto zjadł więcej jajecznicy poprzedniego wieczoru. Grube mury, solidne bramy. Na zewnątrz napis "wejście zabronione", ale pani z kasy zdziwiła się, czemu nie wchodzimy i kazała obejrzeć w środku wszystko dokładnie. Człowiek otumaniony unijnym porządkiem zwraca jak głupek uwagę na tablice ostrzegawcze i naraża się na pośmiewisko. Ten Dniestr nas prześladował. Dziadek wszędzie ma kumpli. Triumfalny wjazd do Kamieńca o zachodzi słońca. Pożywiamy się zdrową słoniną, która podobno rewelacyjnie wypycha zły cholesterol z żył, zastępując go lepszym. Nauczeni przykrym doświadczeniem do jadłodajni wpadamy prosto z drogi, przed udaniem się do hotelu. Pojawiają się kolejne potrawy oraz tradycyjne wyżeranie innym z talerza. Będzie pewnie oto kolejna awantura następnego dnia. Po wstępnym zaspokojeniu głodu w cenie ok. 30zł/osoba (próbowaliśmy wszystkiego + napoje, koniak, piwo) rozlokowujemy się w hotelu znanym nam z poprzedniego roku. Po obmyciu ciał i założeniu czystych szat idziemy na miasto w poszukiwaniu alkoholu i wrażeń. Lądujemy ponownie w tym samym miejscu, gdzie towarzystwo pije po szlachecku koniak, piwo i wino. Ja poprzestaję na herbacie. Wychodząc zaopatrujemy się w dwie butelki wina i idziemy pilnować murów miejskich. Twierdza nocą. Długie łapy Adminów tutaj nie sięgają, więc można do woli poruszać tematy zakazane, co przy winie jest idealnym sposobem na wartka rozmowę przepełnioną merytorycznymi argumentami. Idę jeść obiad, potem dorzucę jeszcze kilka zdjęć.
  20. 1 point
    Następnego dnia powrót do domu. Żegnam się z chłopakami i na obwodnicy Lwowa wyruszam w stronę przejścia w Korczowej. Tankuję jeszcze motek za resztę hrywien. Na przejściu jest kocioł. Na motku udaje mi się ominąć kolejkę i w środku przejścia objechać "lejek" samochodowy. Pytam ukraińskich pograniczników czy mogę też objechać kolejkę do polskich pograniczników. Bez problemów puszczają mnie. Szybko załatwiam resztę formalności. Widzę jak trzepią samochody z polską rejestracją, niektóre rozbierają na części - zdejmując zderzaki, tapicerki i bóg wie co jeszcze. Całe przejście zajmuje mi ok. 40 min, co jest cudem w tych warunkach. Wreszcie jestem w Polsce i szczęśliwy zasuwam do domu. Nie wiem do końca ile mam paliwa, ale myślę, że zatankuję już na autostradzie, żeby nie tracić czasu. Niestety wpadam w pułapkę autostrady A4... Mijam Rzeszów i wyjeżdżam na autostradę. Po chwili włącza mi się rezerwa. Kuźwa. Ale jestem przekonany, że za chwilę ma być stacja Lotosa więc nie sprawdzając pomykam do przodu. Mija 10, 15, 20 km, ale nie ma żadnej stacji. Jestem twardy w przekonaniu, że za chwilę będzie i nawet nie zatrzymuje się, żeby sprawdzić. Widzę, że już przejechałem na rezerwie 66 km. Żadnej stacji, a nawet znaku, że ma być. W końcu pojawia się znak 32 km do Lotosa. Kur..a. W końcu zjeżdżam na MOP przed Tarnowem. Wiem, że paliwa, żeby dojechać do stacji mi nie wystarczy. Do Krakowa w sumiem mam jeszcze ok. 112 km. No dobra, spróbuje od kogoś pożyczyć. Niestety na MOPie są same TIR'y lub auta na ropę. Nie zatrzymuje się tu za wiele samochodów. Wreszcie jakaś Toyota Avensis. Pani się uśmiecha i jest chętna pomóc. Mówi, żebym sobie odciągnął paliwa. Otwiera drzwiczki wlewu paliwa, a tam na korku napis DIESEL. Mówi, że tak bardzo chciała pomóc, że zapomniała, że ma ropę :) Wreszcie zatrzymuje się Toyota Camry HYBRYD. Ten to musi mieć benzynę. Pytam czy nie pożyczą. Mówią, że bez problemów sami kilka razy wpadli w pułapkę autostrady A4, gdzie przez 80 km nie ma żadnej stacji. Próbuję u nich odciągnąć paliwo, ale jest kicha. Wdycham tylko opary, ale poza tym nic. Jeszcze próbuję w trzech samochodach, ale bez skutku. Zabezpieczenia w nowoczesnych autach nie pozwalają łatwo "pożyczyć" paliwa. Widzę jeszcze peugeot 407, które zatrzymuje się na końcu parkingu i zdesperowany ruszam w tamtym kierunku. Niestety Pani jak zobaczyła mnie od razu ruszyła z piskiem opon. Wiem, że jestem zarośnięty, w przeciwdeszczówce brytyjskiej armii i z rurką i butelką, ale żeby uciekać? Wychodzi Pan obsługujący kible na MOPie. Mówi, że ma kolegę, który może dowieźć paliwo. No to świetnie, ale mam tylko 40 zł gotówką, a to może ktoś Panu jednak pożyczy... Zatrzymuje się gość na VW Transporterze. Oczywiście ropniak. Kierowca jest w kurtce Harley-Davidson. Zagaduje. Opowiada, że sporo jeździ motorem po świecie. Należy do tarnowskiego policyjnego klubu motocyklowego. Jeździ oczywiście Harleyem. Na zjeździe na Tarnów jest ponoć stacja i może dociągnę. Sprawdzam odległość ok. 15 km. Zerkam do zbiornika. Coś tam chlupie na samym dole, ale próba odpalenia już nic nie daje. W końcu zatrzymuje się Golf IV na niemieckiej rejestracji. W środku dwóch młodych Niemców i dziewczyna (chyba Ukrainka). Świetnie rozmawiają po angielsku i są chętni do pomocy. Próbuję, ale w tym aucie też się nie da odciągnąć... Pytają jeszcze czy mój motor nie pojedzie na wódce? Mają świetną ukraińską i mogą mnie poczęstować. Dobrze by było gdy by się dało :) Jeszcze próba z Nissan X-trail z ukraińską rejestracją, ale nici. Właściciel żałuje, że nie może pomóc. Robi się już ciemno i zimno (ok. 3C). Dodatkowo mocno wieje i zaczyna padać deszcz... Jestem zdesperowany. Widzę, że zatrzymuje się pomoc drogowa na parkingu. Pytam czy nie mają przypadkiem benzyny. Mówią, że nie, ale co chwilę jeżdżą tam i z powrotem i mogą mi przywieźć. Mówię, że potrzebuję 1L i mam 40zł. TO się nie da... Trochę jestem rozczarowany tak dużą chęcią pomocy, ale trudno. Macham rękę i idę sobie pod dach, wyciągam kuchenkę i zaparzam kawę Dzwonię do brata i za ok. 1,5 godzin mam 4L paliwa w zbiorniku. Dojeżdżam do stacji. Tankuję. Piję jeszcze herbatę i zjadam największego Hot-Doga, którego miele. O 22.30 lądują w końcu w domu. Dzięki wszystkim za fajną przygodę!
  21. 1 point
    Następnego dnia mamy dzień serwisowy. Dokręcamy śrubki w motkach. Mila naprawia złączkę od świateł, która się złamała. Ja wymieniam klocki z przodu. Wiedziałem, że się kończą, ale przed wyjazdem nie zdążyłem tego zrobić i zabrałem nowe klocki ze sobą. W końcu wyruszamy Martwa wieś Burkut Odbijamy na boczną dróżkę. Zaczyna się robić coraz fajniej :) aż Dziadek łapie kapcia... No wreszcie coś się dzieje, szkoda tylko, że narzędzia zostawiłem w hotelu. Wracamy z Jackiem i Moniką do hotelu po narzędzia i zestaw naprawczy. Po drodze kupujemy jeszcze na wszelki wypadek dętkę. W żadnym sklepie nie ma 17 tylko wąska dla skuterów więc bierzemy 18. Jakoś się ułoży. Wracamy gdzieś po 2 godzinach, a chłopaki palą ognichą i generalnie są w dobrych humorach. Chyba Huculi jeszcze nie dotarli tutaj ;) Dziadek w mgnieniu oka wymienia dętkę Szybko zaczyna robić się ciemno więc wracamy do hotelu. To był fajny dzień
  22. 1 point
    Mila już wcześnie wspomniał, że na trasie wycieczki znalazły się Czerniowce. W sumie to ja się tak trochę czepiłem żeby tam podjechać, poprzednim razem nie wyszło, ale teraz chociaż liznęliśmy tego miasta, które pojawia się na na ukraińskiej ziemi tak trochę jakby było przeniesione z innej rzeczywistości. Żałuję, że nie udało się nam tam zatrzymać na dłuższą chwilę, ale nie było ku temu czasu i warunków. Muszę tam kiedyś zajrzeć na dzień czy dwa :). Kilka fotek , które udało mi się zrobić stojąc na czerwonym świetle, tak naprawdę nie oddających klimatu miasta.
  23. 1 point
    Następnego dnia podziwiamy Kamieniec Podolski. I powiem Wam, że jest co podziwiać. Miasto robi wrażenie, szczególnie twierdza i jej położenie Trochę kręcimy się wokół twierdzy. Jacek szuka bocznych ścieżek aż jedna doprowadza nas do mostku, na który można wjechać, ale ze zjechaniem jest problem. Na moim filmiku widać jak wracam wąską ścieżką, a za mną jedzie Jacek. Michał i Krzysiek na samym początku wycofali się więc nie musieli wracać. Podjeżdżamy do twierdzy z drugiej strony Następna twierdza na naszej mapie - Chocim. Jakieś 20 km od Kamieńca jedziemy dalej W tym dniu poznajemy "pływające" szutrówki. Strasznie kurzą, ale wrażenia z jazdy są niesamowite. Im szybciej się jedzie tym stabilniejszy jest motocykl. Ciężko jest na nich się zatrzymać. Jak zmniejszamy prędkość co raz mocniej zaczyna pływać nam przód i tył motocykla, ale przy odkręcaniu manetki banan nie schodzi z twarzy. Niestety przy jeździe tego typu szutrówkami jest sporo latających kamieni - spod kół mijanych aut jak również spod kół pojazdu, który jedzie przed nami, szczególnie jeżeli ma kostki ;) Efekt Napewno wybierając się na Ukraine warto zapatrzeć się w osłonę reflektora, szczególnie jeżeli reflektor kosztuje więcej niż kilka stówek. Tego dnia nocujemy w Werchowynie. Hotel Verhovel, który ma ranking 8,9 na Bookingu. Cena za pokój 500 hrywien (75zł). Mamy trzy pokoje, ponieważ nie ma trzy osobowych. Jeżeli podzielimy po równo na pięć osób, to wychodzi po 300 hrywien od osoby (45zł). Hotel w środku wygląda jak nowy. Wszystko działa, są ręczniki, gorąca woda, codzienne sprzątanie w pokoju, miła obsługa. Na tyłach mają zamykany prarking, który jednocześnie jest zapleczem sklepu, który mieści się na parterze. Sklep jest dodatkowym udogodnieniem, ponieważ działa do 23.00 i można zrobić tam zakupy nawet jeżeli dotrzemy na miejsce późno. To jest też świetna baza wypadowa na ukraińskie Karpaty. Co prawda latem ciekawszym rozwiązaniem będzie namiot, ale dla osób które lubią wygody lub w chłodniejsze pory roku napewno warto tu się zatrzymać.
  24. 1 point
    Ja osobiście wolę być bardziej przegrzany niż bardziej zdrapany. Dziś widziałem gościa na R1 w japonkach, więc są różne podejścia do tematu. W upalne dni i tak dupa mokra co by się nie miało na sobie :) Aha...czytając różne opowieści dziwnej treści można bardzo często natknąć się na historie ludzi, którzy jechali po przysłowiową bułkę do sklepu i robili sobie poważne kuku bo nie chciało im się ubierać w kompletne ciuchy. Moja filozofia jest taka, że tego typu niewygody jak spocona dupa to integralna część motocyklizmu i trzeba się przyzwyczaić, a jak się chce komfortu to klima w furze, muzyczka i kafka :)
  25. 1 point
    Vengosh - nie znalazłem żadnego wątku o letnich ciuchach - ja szukam zanim napiszę. Paweł - to nie dla mnie - cenię sobie integralność mojego ciała i chcę jeździć "zakuty w zbroję" więc dla mnie italian style aka "Pan Zdrapka" to nie to. Mister - sprawdza Ci się ta Modeka? Bo czytałem trochę o niej i chyba to rzeczywiście jest dobra propozycja na miasto.


×