Skocz do zawartości

Leaderboard


Popular Content

Showing content with the highest reputation on 10.01.2016 in all areas

  1. 3 points
    Odcinek 7, czyli konkurs na najbrzydsze miasto w Peru wygrywa Juliaca Señora Guntalrewika nie spała dobrze. Zmarzła na kość nawet pod inkaskimi kocami, z których każdy ważył chyba 10 kilo ;) i przypominał bardziej dywan. Zjawiamy się bladym świtem w agencji turystycznej, bo namówiono nas na „turystyczny” autobus do Puno. zamiast zwykłego lokalnego PKSu mamy wycieczkowy autobus, obiad, przewodnika oraz zwiedzanie ciekawych miejsc po drodze. Drogo nie było, więc daliśmy się namówić i całe 300 km nad Titicaca przed nam ;) Jest nas całe 12 osób, tłoku zatem nie będzie. Jagna z ciekawością obserwuje, jak żeńska część obsługi uwija się ja w ukropie przygotowując autobus, bagaże, kawę itp, itd podczas gdy część męska ogląda TV ;) Na początek przedmieścia Cusco: Wbrew pozorom, to nie budowa, tylko typowe bloki, w pełni zamieszkałe, co widać dopiero wieczorami – w każdym pomieszczeniu świeci się żarówka zwisająca z sufitu ;) Pierwszy postój to niepozorna mieścinka Andahuaylillas, jakieś 40 km za Cusco. Tu znajduje się jeden ze starszych kościołów w Peru - Capilla Sixtina del Peru, zbudowany w 1570 przez jezuitów. Z zewnątrz nie robi wrażenia: Ale w środku już tak: Na nas jednak nie mniejsze wrażenie robi śniadanie serwowane z przenośnej kuchni przez babcię Indiankę. Lokalni biorą głównie sadzone jajko i ryż (co oni z tym ryżem w ojczyźnie ziemniaka, wstyd po prostu), my zostajemy przy kanapkach. Babcia kroi na pół świeżutką bułkę, do środka pakuje awokado i gotowe. Niebo w gębie! Kolejny przystanek: inkaski most: Tu chyba jest dużo turystów, bo nawet barierka jest i dziury zabezpieczone ;) Ciekawskie dzieci jak wszędzie: Jedziemy dalej: Kolejny punkt to jedno z niewielu „ocalałych” inkaskich zabytków: Raqch'i Było to miasto położone na najważniejszym inkaskim szlaku (z Meksyku do Chile) , otoczone murami obronymio długości 4 km, typowa handlowa osada. Zachowały się fragmenty murów: oraz ogromnej (92 x 25,5 m) świątyni - Templo de Wiracocha: w zasadzie została jedna ściana: to podobno fragment tej inkaskiej „Panamericany”: A to nasz angielskojęzyczny, bardzo zaangażowany przewodnik: Bardzo dobrze radził sobie z angielskim. Jak nie pamiętał jakiegoś słówka, po prostu mówił po hiszpańsku ;) Całość postawiono z tufitu, czyli skały powstałej z popiołów wulkanicznych: Resztki ogrodów (pyry oczywiście były też): Imponujące musiało być to miasto! Niestety, Hiszpanie prawie zrównali je z ziemią… A miejscowi do dziś wykorzystują fragmenty. Tu schodki prowadzące na uprawne tarasy, zapewne też co najmniej 500 letnie: Przed wejściem do ruin oczywiście raj dla turysty, czyli czapeczki, figurki, ozdóbki i co jeszcze dusza zapragnie w wersji inkaskiej. Ale już o połowę tańsze niż w Cusco ;)
  2. 2 points
    Za oknem załamanie pogody. Gwałtownie wzmaga się wiatr i zaczyna padać śnieg. Zadymka. Z każdą minutą spada temperatura, prognozy synoptyków nie są pocieszające. Taka pogoda to wyzwanie dla prawdziwego mężczyzny. Na to czekałem. Pakuję śpiwór, namiot i wyruszam na szlak przygody… Z każdą minutą warunki się pogarszają, śnieg sypie w oczy i nic nie widać, powoli zapada zmierzch… Znajduję jakieś drzewo, rozbijam w pobliżu namiot, rozpalam ognisko… Mam nadzieję, że zgromadzone zapasy picia pozwolą mi przetrwać nadchodzącą, mroźną noc… Ogrzewając przy ognisku zmarznięte ręce przerzucam strony kolejnej książki, to inspiracja do wypraw nadchodzącego sezonu. Tym razem po bezdrożach Rosji…może po mordzie nie dostanę…Szlak motocyklowo - historyczny czeka…
  3. 1 point
    Tak to jest jak zna się tylko DL'a ;)
  4. 1 point
    To jest nowsza wersja 600 E-PRO, wchodzą dwa pakiety 6s 3300, czyli śmiga na 50V. Latam już coraz mniej... Motocykle wciągnęły bez reszty, chociaż watunki mam do latania dobre, wychodzę przed dom i latam :). Czym latasz? To już prawie 3 lata :). Się zaczynała przygoda z motkiem... :).
  5. 1 point
    150kg, cena 5 490,00 € http://www.mash-moto...ture-400cc.html
  6. 1 point
    Owszem, jest teraz bogaty w doświadczenia. :-D
  7. 1 point
    chociaż bogato się ożeniłeś?
  8. 1 point
    To skad wiesz jak jechac ? ;-) Wysłane z iKropka
  9. 1 point
    Odcinek 6, czyli wracamy po śladach do Cuzco Na śniadanie zaglądamy do tej samej pani i próbujemy innych kanapek na ciepło. Trzeba się wzmocnić przed kilkugodzinnym spacerem wzdłuż torów ;) Jagna ma chytry plan, żeby wziąć wszystkie bagaże i władować się w pociąg, a chłopaki na lekko się przespacerują. Jednak wizyta na dworcu (osobny dla Peruwiańczyków, osobny dla reszty świata…) rozbija plan w drobny mak. Nie, nie i jeszcze raz nie. Nie zapłacę 24 $ za przejażdżkę 13 km! Nie rozumiem tego w ogóle. Miejscowi płacą coś koło 2$. Gdyby zagraniczni mogli jechać za tyle samo, pociąg byłyby pełen po sufit. Teraz wozi głównie powietrze, a każdy kto jest w stanie, idzie wzdłuż torów. Gdzie tu logika? Pamiątkowe zdjęcie w Aqua Calientes: pomnik wodza: i ruszamy: pogoda nie rozpieszcza, mgliście i pada. Klimat tropikalny, więc pod pelerynami jest gorąco, a na koniec i tak jesteśmy mokrzy ;) idziemy i liczymy słupki kilometrowe ;) Nasi tu byli ;) Co bogatsi jadą… Gdzieś , hen wysoko we mgle, widać zabudowania Machu Picchu: Poprzedniego wieczoru, kiedy pisaliśmy na telefonie, „Machu Picchu” słownik zamienił na „Machu Piachu”. Bardzo nam się ta nazwa spodobała ;) W końcu, wraz z końcem deszczu, dochodzimy do stacji Hydroelectrica, gdzie wzdłuż torów ulokowało się mnóstwo bud z funkcją baru. Za jakieś 7 pln zamawiamy danie narodowe, czyli „Milanesa”, czyli zupa + drugie danie, składające się z ryżu i kawałka mięsa. Ławki i stoły tuż przy torach, a zadaszenie siega aż na tory. W pewnym momencie wszystkie panie kucharki rzucają się na tory i zwijają zadaszenie. Pociąg jedzie ;) wLFi0JnOqiY Nadchodzi godzina odjazdu, szukamy swojego busa. Taaa, łatwo powiedzieć. Na parkingu stoi jakiś 20 białych sprinterów, przed każdym Peruwiańczyk wykrzykuje nazwiska pasażerów, a tłum białasów kłębi się dookoła. Nie sposób usłyszeć, a tym bardziej wyłowić z jazgotu swoje nazwisko… W końcu ruszamy na obchód busów, zaglądamy kierowcom w listy i odnajdujemy swoje nazwiska. Ufff. Że też nikt nie wpadł na banalne rozwiązanie, czyli wywieszenie list na szybie busa… Po jakieś godzinie zamieszania busy są zapełnione, ruszamy. Tą samą uroczą ścieżką dla kóz wijącą się na zboczu… ciekawe, ile sprinterów spadło już do tej rzeczki? Średnia prędkość dochodzi do 20 km/ h ;) wLFi0JnOqiY Uff, dojechaliśmy. Asfaltowa końcówka, już po ciemku, we mgle, z wyprzedzaniem na czwartego na zakrętach również była dość emocjonująca ;) Nocujemy w Cuzco w tym samych hostelu, choć pokój dostajemy zdecydowanie mniej klimatyczny. Noce na tej wysokości (prawie 4000 m) są dość chłodne i Jagna śpi prawie we wszystkim, co ma ;) W hotelu miały na nas czekać zamówione wcześniej bilety na jutrzejszy autobus do Puno, ale oczywiście ich nie ma. Pytamy się w agencji, owszem, przekazali już przedwczoraj… Tym razem w hostelu odpowiedz jest inna: aaa, nie, faktycznie, coś mamy, ale ten co ma, to właśnie go nie ma, ale będzie później,albo rano, a w ogóle to no problem… Kolejny raz widać zderzenie dwóch mentalności: europejczyk nie bardzo nie umie się nie denerwować późnym wieczorem brakiem biletu na poranny autobus… idziemy odreagować „w miasto”, może w międzyczasie bilety się znajdą… miejscowy bar pod chmurką: miejscowe przysmaki, czyli szaszłyk z pyrą: oraz pyra zapiekana z jajem i mięsem w środku: Koło północy w hotelu pojawia się ten, co ma nasze bilety (pytanie, dlaczego po prostu nie zostawił ich na recepcji, zdecydowanie go przerasta ;) ) i o mało nie umieram ze śmiechu, widząc swoje imię i nazwisko – przepisane z paszportu !!! Ciekawe, czy z takim biletem wpuszczą Agnieszkę G. na pokład ;)
  10. 1 point
    Oglądając Wasze zdjęcia jeszcze bardziej zapachniało mi lasem i łąkami, dorzucam kilka ( niestety z jesieni) wygrzebanych fotek:


×