Skocz do zawartości

Leaderboard


Popular Content

Showing content with the highest reputation on 09.12.2015 in all areas

  1. 9 points
    Stało sie, stało sie to co miało sie stać. Czyli jak sie kobieta uprze to nie ma zmiłuj. Sent from my iPhone using Tapatalk
  2. 2 points
    Cały wątek jest o LEDach. O tu http://f650gs.pl/topic/6270-jakie-halogeny-do-f650-gs/
  3. 1 point
    Zdarzyło mi się kilka razy jechać motkiem jak już było ciemno. Tym bardziej teraz gdzie ciemno robi się już po godz 16. I zawsze jazda była z wysileniem wzroku bo mało co przed sobą widziałem. Pacjent to Bmw F650 funduro. Czytałem że te typy mają kiepskie światła i można przełożyć lampy np z mazdy 323f po małej modyfikacji. Ostatni wyjazd który skończył się bardzo późno a trasa przebiegała przez ciemne zakamarki bez latarni, z dziurami w ulicy itp zaważył na ingerencji w oświetlenie. Znalazłem nową lampę z Toyoty Celiki ale jeszcze poszedłem przemierzyć swoją, żeby za dużo potem nie rzeźbić. I tak się jej przyjrzałem. Klosz w stanie idealnym, zadnych odprysków, nic matowego. Odbłyśnik jak nowy. Hmmmm . żarówkę wytargałem a tam niespodzianka. Takiego ciemnego smerfa to ja jeszcze na oczy nie widziałem. :-o Poczytałem o testach żarówek H4 i wybór padł na Osram Night Breaker . 2 żarówki w cenie 65zł. Porównanie żarówek. Po lewej jak widać Osram a po prawej firma POLI, może i poli ale jakoś dupiato. Ściemniło się i zrobiłem podmiankę. Tak było przed wymianą. A tak po. Światła długie PRZED Światła długie. PO Dzisiaj jeszcze wyreguluję lampę i w ciemności na testy, bo wczoraj sponsorem wymiany żarówki był żywiec :drinkbeer: I okazuje się że lampy eFki nie są takie złe :)
  4. 1 point
    No i z racji dwóch tarcz łatwiej w razie czego przerobić na f800 jakby 700 się znudziło :lol: Gratulacje!
  5. 1 point
    Enduro-Tech. Wiem, wiem - cholernie drogie - ale mogę je przerzucić do innego moto - jak moje mi przyjdzie kiedyś sprzedać :-) A w porównaniu z oryginalnymi ksenonami BMW - wg. mnie nie porównywalnie lepsze przy takiej samej cenie.
  6. 1 point
  7. 1 point
    Gratulacje! ale szyba faktycznie jak porządny wiatrochron, pewnie chroni przed wiatrem jak w 1200GS :-)
  8. 1 point
  9. 1 point
  10. 1 point
    Też coś takiego se założyłem. Jak ją szlak trafi to założę następną, a ile wytrzyma to mam w dupie. Jest lepiej niż na tym co było, a co było nie wiem i nie chcę wiedzieć. Porche ma lepsze, nawet marycha pod nimi dobrze rośnie. Podobno.
  11. 1 point
    u mnie night breakery wytrzymują ok 20000, czyli wymieniam częściej niż raz na sezon ;)
  12. 1 point
    Przemknęliśmy przez interior jakoś tak nie wiadomo kiedy. Wyjechaliśmy rano, w dalszym ciągu jest przed południem, a my znowu wylądowaliśmy na północnym brzegu wyspy. Skręcamy w lewo i jedziemy w kierunku na Reykjawik. Tradycyjne tankowanie wypadło nam w Blonduos, gdzie zjechaliśmy w kierunku dużej wody poszukać miejsca do łapania ryb. Jadąc wzdłuż nabrzeża, w oddali dostrzegamy idealne miejsce. Stary opuszczony port którego falochrony wychodzą w głąb zatoki. O tym, ze miejscówka jest dobra utwierdza nas obecność miejscowych dzieci (10-12lat), które łapią ryby. To znaczy z czwórki łapie tylko jeden, reszta raczej się obdzyndala. Dzieciak super połowów nie ma, ale co jakiś czas coś tam wyciąga z wody. Uzbrajamy nasz sprzęt. I kicha. U mnie zaraz na początku, dosłownie „w rękach” rozleciał się kołowrotek. Skutecznie. Poszedł na śmieci. Z multiplikatorem jednak mi jakoś nie po drodze. Albo niedoloty, albo splątana linka. Po godzinie rozplątywania żyłki mam już dość takiego łapania. Przemkowi też coś dzisiaj nie dopisuje. Jak niepyszni zwijamy bambetle. Dobijają nas dzieciaki, które proponują że sprzedadzą nam swoje ryby. Honorowo odmawiamy. Nie! Nie potrzebujemy. My tylko tak. Dla sportu. Dla zabicia czasu. Chyba nie do końca nam uwierzyli. Przejeżdżając przez miasteczko, zatrzymujemy się na chwilę przy banku i kupujemy pieniążki. Okazuje się, że w bankach faktycznie jest kawa za free. Jedziemy znanym nam już odcinkiem 1 w kierunku Reykjawiku. Widać, ze zbliża się wolne. Na drodze wyraźnie większy ruch. Dojeżdżamy w końcu do miejsca, w którym wczoraj rano skręciliśmy z 1 na 50. Wczorajszego ranka widzieliśmy tam kilka miejsc z parą buchająca prosto z ziemi. Znak, ze tu muszą być gorące źródła. Wczoraj wydawało nam się, że są i miejsca kempingowe i gorące źródła. Przy bliższych oględzinach, okazało się, że gorące źródła są w rowach, a noclegownia jest jedna, ale jakaś taka dziwna. Skręciliśmy w bok i zatrzymaliśmy się na płatnym polu namiotowym, obok którego są gorące źródła. Tyle że w rowie melioracyjnym. Miejscowy, wiejski basen owszem jest, tyle że nieczynny. Zaleta jest taka, ze właściciel kempingu prowadzi sklep, więc mamy co jeść. Cena za nocleg 1000pieniążków/osobę. Prysznice z ciepłą wodą gratis. Ale koedukacyjne. Nigdy nie wiadomo, co się komu trafi. Brunetka, blondynka, ruda, czy łysy. Przejechane GPS 399 KTM 415km https://www.google.pl/maps/dir/64.3132253,-20.2858842/64.314248,-20.1513885/65.0828772,-19.6346663/65.5240574,-19.8678039/64.6742214,-21.6666435/64.6957281,-21.4077781/64.6581721,-21.3984226/@65.0065329,-21.5783237,8z/data=!4m2!4m1!3e0
  13. 1 point
    27.06.2014 Piątunio Poprzedniego wieczoru pojeździliśmy palcami po mapie i wyszło nam, ze trzeba nam jechać kolejną, tym razem dłuższą drogą „interioru dla każdego”. Podczas wieczornych obserwacji przez okno – obczailiśmy, że z okien mamy widok na gejzer. Naszą uwagę przyciągnęła również pusta łąka naprzeciwko z jakimiś dziwnymi słupkami. Teza, że są to słupki ze skrzynką pocztową upadła. Po cholerę komuś na polu kilkadziesiąt skrzynek na listy. Ciekawość przeważyła. Łąka była przygotowana pod kemping, a owe „skrzynki na listy” były pojemnikami z doprowadzonym prądem elektrycznym. Przejeżdżamy obok zwiedzanego wczoraj wodospadu i grzejemy dalej. „Duży interior” jest taki sam jak ten „dla ubogich”, tylko dłuższy i więcej widoków. Pierwsze 18 km asfaltem, później szuter, momentami nieco kamienisty. Po 80 km jest „Dolina gorących źródeł”. Następne 114km do Blonduos (najbliższa stacja benzynowa przy 1) – ostatnie 24km asfaltem. Planowaliśmy w połowie drogi odbić w bok na jeden z opisanych w przewodniku i zaznaczonych na mapie kempingów. Przy drodze stoją, kierujące na poszczególne kempingi, tablice informacyjne. Marudni jesteśmy, każdemu czegoś brakuje. Jedziemy więc dalej, robiąc co jakiś czas przerwy na fotki. W punkcie widokowym robimy popas, kawka, jedzonko, fotki. Nawinął się Niemiec na Trampku. Załapał się na kawę i kabanosy. Udzieliliśmy kilku niewątpliwie bezcennych wskazówek odnośnie drogi i rozjechaliśmy się każdy w swoim kierunku. Zmiana krajobrazu i kolorów oznacza,ze wyjeżdzamy z interioru. Dojechaliśmy do 1.
  14. 1 point
    W moich stronach trzymanie kanapek w trampkach tak jakoś działało na innych, że nie zabierali :lol:
  15. 1 point
    Rzeka Drujka wpadająca do Dźwiny. No nie był bym sobą gdybym nie zahaczył o grodzisko nad j. Nieśpisz. Wracam wieczorem na nocleg do Brasławia i jeszcze trochę plączę się po jego uliczkach. Następny dzień, to wyzwanie. Powrót do domu od jednego strzału, 800 km. Jazda, jazda, jazda. Cztery dni samotnej przygody. Po powrocie mam pewien niedosyt. Tam trzeba wrócić. To spokojny, cywilizowany kraj, bardzo czysty, uporządkowany, choć nie za bogaty. Policja (oczywiście zapłaciłem mandat) całkowicie europejska, żadnych łapówek i bardzo pobłażliwa – mandat dostałem „na pamiątkę” – koszt 8 zł. W przyszłym roku na pewno pojadę jeszcze raz na Białoruś, tylko szukam ekipy, byłoby raźniej. Te odległości i brak cywilizacji robią jednak swoje J, Białoruś to raj dla motocyklistów, jedzie się godzinami pustymi drogami. Na mapce poniżej przedstawiam orientacyjnie rejony, które chciałbym odwiedzić. Drogi to asfalty i szutry. Do standardowych kosztów wyprawy trzeba doliczyć ok. 300 PLN na wizę, zaproszenie itd. W przyszłym roku chciałbym odwiedzić wschodnie krańce Białorusi. No i oczywiście pola bitew… :), których tam jest bez liku, szlakiem pamiętników Chryzostoma Paska (no tego co się na nim Sienkiewicz wzorował, pisząc trylogię..)
  16. 1 point
    Mijane wioski nie są może bogate, ale widać rękę gospodarza. Wszystko jest czyste, wymalowane, a drogi bez dziur i zadbane. Drugiego dnia osiągam Brasław, miasto na północnych krańcach Białorusi. Kiedyś tętniące życiem turystyczne, polskie miasteczko leżące w przesmyku pomiędzy jeziorami. W okresie międzywojennym był tym, czym dzisiaj są Mikołajki. Do dzisiaj Brasław jest ostoją Polskości w tych okolicach. Dzięki dotacjom z Polski odbudowano kościół, dość okazały, powiedziałbym, aż na zbyt prowokacyjny w formie. Stoi jak twierdza w tutejszym krajobrazie, panując nad okolicą…Pierwszy kościół zbudował Aleksander Jagiellończyk w 1500 roku. Dzisiejszy Brasław, to spokojne miasteczko, choć odwiedziłem je w szczycie sezonu, było spokojne, puste i ciche. O poranku wdrapuję się na górę zamkową, pamiętającą czasy Świdrygiełły (czasy Grunwaldu). Na tej górze miał miejsce ostatni sejmik w 1787 roku. Błąkam się jakiś czas po mieście szukając miejsca, gdzie mógłbym coś zjeść. Niestety z tym jest problem, prywatnych restauracji, czy kafejek na Białorusi nie ma. Prywatny biznes na Białorusi to rzadkość. Jak są reklamy, to tylko miejscowych bohaterów.


×