Skocz do zawartości

Leaderboard


Popular Content

Showing content with the highest reputation on 22.04.2014 in all areas

  1. 6 points
    Okres świąteczny, to Wielkie Obżarstwo i podróże (od stołu do stołu). Z tym pierwszym postanowiłem nie walczyć, ale to drugie nieco zmodyfikowałem. Samochód został w domu, a ja osiodłałem motka. Celem był Radom, ale jak zwykle włączył się szwędacz. Postanowiłem jechać wschodnim brzegiem Wisły, przez Dęblin, Puławy, Kazimierz, promem przez Wisłę do Janowca i dalej na skuśkę do stołu obiadowego. Pierwszy postój wymusiły widoki po prawej stronie - Wisła w promieniach wiosennego Słońca. Miejsce postoju dość historyczne, to tutaj w 1944 przeprawiały się wojska polskie na przyczółek magnuszewski ( to w tym miejscu w Czterech pancernych Janek i Gustlik biegali na golasa po plaży bo pociski rozerwały im gacie). Wiosna w pełni, drzewa zaczynają się zielenić,. Świat jest piękny. Dojechałem w okolice Kazimierza i zapuściłem się w okoliczne wąwozy i dolinki. Było tak ładnie, że w dooopie miałem zatrzymywanie i robienie zdjęć. Gęba się śmiała do każdego zakrętu. Na koniec przecisnąłem się przez Kazimierz i podążyłem w kierunku promu. Kolejki zero, z marszu wjechałem na prom. Chwila oddechu i czas na kilka fotek z przeprawy. Dalej bocznymi drogami dotarłem do Radomia, a później to już normalnie, jedzenie, picie… picie jedzenie. I tak przez trzy dni…
  2. 4 points
    Jako, że zostałem poproszony o pomoc w zakupie motocykla dla krajanki to pytam: na czym polega "top stan" Kiedy były sprawdzane wymieniane: - uszczelniacze i olej lag - łożyska kół i zabieraka - kiedy był rozbierany kontrolnie wahacz i jaki jest / był stan łożysk oraz tulejek - kiedy była wymieniana pompa wody i w jakim jest stanie - stan linek ( gazu i sprzęgła ) - kiedy były wymieniane łożyska główki ramy - ile lat ma akumulator - kiedy były sprawdzane luzy zaworowe - ... i cała reszta Będę wdzięczny za szczegółowe opisanie "top stanu" 12500 za 2000 rok musi świecić "idealnością", a ta musi być weryfikowalna ;) Bo, że przebieg w tym roczniku 32 to wiadomo ;)
  3. 3 points
    No słabo wyszło. Ale z drugiej strony, usmażyłem trochę błota, uprałem buty w Widawce, nie ma tego złego. :D
  4. 3 points
    Odcinek 11, czyli wszystkie przygody kiedyś mają swój koniec Poranne śniadanie dobitnie świadczy o końcówce wyjazdu. Ostatnia torebka herbaty, końcówka masła, itp, itd… Na pocieszenie tuż przed odjazdem przez kemping przebiega stado guźców.Możemy w końcu porządnie się im przyjrzeć ;) Jesteśmy już całkiem blisko Windhoek, więc zupełnie nam się nie śpieszy. Z naszych planów została już tylko ostatnia rzecz: tropy dinozaurów. Fajna rzecz, ale na totalnym odludziu. W sumie - to nawet lepiej, mamy w końcu cały dzień na szwędanie się. Zbaczamy więc kolejny raz na drogi kategorii D. Są w nieco gorszym stanie, ponieważ właśnie zaczęła się pora deszczowa, a to dość konkretnie wpływa na stan dróg ;) Przejeżdżamy przez park Okonjima, gdzie podobno żyją stada słoni. Ale niestety, kolejny raz, słonie nie bardzo mają ochotę się nam pokazać. Na pocieszenie widzimy ślady słoni oraz kupy słoni… Po kilku godzinach dojeżdżamy do znaku “Dinosaur footprints” i zjeżdżamy na prywatną farmę. Właściciel, nieco zdziwiony naszym przyjazdem, robi nam króciutki wykład, zaleca wizytę w Muzeum Geologicznym w Windhoek i kasuje za wstęp. Do tropów trzeba się przespacerować koło 1 km by na piaskowcowym płaskowyżu zobaczyć to: Według paleontologów są to ślady Ceratosaura o wielkości ok. 3 m. Jakieś 180 mln lat temu jakiś osobnik przespacerował się po mokrym piasku, a następnie jego ślady zostały zasypane drobniejszym materiałem i z całością piasku zamieniły się przez kolejne miliony lat w piaskowiec. A tu dokładniej: Ślad Ceratosaura jest po lewej ;) Wracając do Hiluxa, Jagna znajduje na ziemi dwa długie na 30 cm kolce jeżozwierza i jednym uszczęśliwia Andrzeja. Podobno idealnie nadają się na spławiki ;) Postanawiamy przenocować w okolicy miasta Okahandia i ostatni dzień pozwiedzać stolicę. Tuż przed miastem łapie nas pierwszy w Namibii deszcz - przedtem widzieliśmy tylko jego ślady. To się nazywa mieć szczęście - pora deszczowa zaczyna się dokładnie z naszym odjazdem ;) Leje niesamowicie, więc postanawiamy na tę ostatnią noc wynająć domek, bo jakoś nie mieliśmy okazji sprawdzić szczelności naszych namiotów, a poza tym musimy się jakoś spakować. Domek okazuje się niewiele droższy od kempingu, więc nie ma nad czym się zastanawiać. Recepcjonistka zabija nas pytaniem: “a czy państwo jesteście małżeństwem? bo jeśli nie, to nasze prawo zabrania spania w jednym pokoju.” I w ten sposób kolejny raz zostałam czyjąś żoną ;) (pierwszy raz był w Albanii, gdzie zostałam żoną Bliźniaka ;) ) dobrze, że nie wymagają okazania aktu ślubu ;) Jesteśmy blisko miasta, łapiemy w końcu radio (wszystkie nasze CD znamy już na pamięć ;) ). Po wysłuchaniu pewnej reklamy społecznej w Hiluxie zapada cisza na dłużej. Brzmiała ona mniej więcej tak, jak u nas reklamy kleju do protez: “Mam na imię Josef i mam 50 lat. Od lat choruję, ale moja córka powiedziała mi ostatnio o leku xxx i poszedłem do lekarza, który mi go przepisał. Lek xxx przedłuża życie i jest bezpłatny. Pamiętaj - możesz przedłużyć swoje życie i dłużej cieszyć się swoimi bliskimi. Z HIV da się żyć!” Dla nas to jakaś abstrakcja - tu codzienność. Prawie 20% Namibijczyków jest nosicielami HIV… Wieczór spędzamy przy pakowaniu oraz komarach. Pierwszych w Namibii! Przynajmniej raz przydał się superśrodek na komary zakupiony za ciężkie pieniądze ;) Następny dzień to już tylko dojazd asfaltem do wypożyczalni w Windhoek. Robimy przegląd Hiluxa, zdzieramy naklejki: Do zmycia resztek kleju bardzo przydaje się jagnięcy zmywacz do paznokci ;) Mamy pewne obawy co do kaucji za Hiluxa. Tuż nad progami, które (idiotycznie zupełnie) nie są niczym zabezpieczone, jest chyba milion śladów po uderzeniu żwiru, do gołej blachy. Ale jak mieliśmy temu zapobiec?? Przecież w tym kraju są prawie wyłącznie drogi szutrowe i żwir skacze aż miło. I jakim cudem auto o przebiegu 100 000 nie miało takich śladów dotychczas? Czyżby po każdym wypożyczeniu brali spray z białą farbą i malowali?? Jeszcze przed oddaniem auta zajeżdżamy pod Ministerstwo Górnictwa, gdzie mieści się Namibijski Instytut Geologiczny z piękną kolekcją minerałów, skamieniałości i meteorytów. Wstęp bezpłatny. Instytut wygląda tak, że nasz polski może schować się ze wstydu ;) Panie w wypożyczalni oglądają Hiluxa ze wszystkich stron ale nic nie mówią. Czyli chyba teoria o farbie w spayu jest prawdziwa ;) Zostawiamy bagaże i idziemy w miasto. Windhoek jest duże, czyste i wcale nie afrykańskie: Najważniejszy zabytek: protestancki kościółek: Nie wiadomo dlaczego część ulic to Street, a część Strasse ;) Czas wracać do wypożyczalni, odwożą nas na lotnisko, samolot startuje punktualnie, punktualnie również ląduje we Frankfurcie (w końcu piloci niemieccy ;) ). Chłopaki po dwóch tygodniach jazdy lewostronnej jakoś nie bardzo chcą zasiąść za kierownicą, więc Jagna siada za sterami. I po 600 km jesteśmy w domu. Nikt nie zachorował na malarię. Nikt nie dostał rozwolnienia. Nie złapaliśmy żadnej gumy. Ani razu się nie zgubiliśmy. Mimo usilnych starań nikt się z nikim nie pokłócił. Czyli: było nudno i nic się nie działo ;) Dziękujemy za uwagę! Jagna, Raf & Andrzej
  5. 2 points
    dla dziewczyny wyglad buta to podstawa, dla dziewczyny motocyklistki niekoniecznie ;) łatwiej byłoby coś podpowiedzieć jakbyśmy wiedzieli czego od takich butów oczekujesz typu, wodoodporność,,typ przeznaczenie , ochrona, podwyszane(obcas) cyz nie..
  6. 2 points
    a szkoda że nie zajrzałeś, motków było i pogoda dopisała, nawet nasz kolega z Łodzi na białym Dakarze dojechał. Następnym razem melduj że lecisz i odezwij się wcześniej, będę przyjmował na rogatkach z honorami;)
  7. 2 points
    Wiesz.... Wciaga... A jak juz troche pojezdzisz to bedziesz chcial cos lzejszego i jeszcze lzejszego i z jeszcze lepszym zawieszeniem. Bo DRZ zawias ma taki sobie prawde mowiac :). Gdybym mial kase to szarpnal bym sie na cos o wadze okolo 95kg do jazdy. Ps Nie zapomnij o ochraniaczach i dobrych butach. Poczatkujacy ma trudniej. No i gleby bardziej bola... Pozniej mozna sie przyzwyczaic. Ps2. Zacznij cwiczyc. Musisz wzmocnic organizm. Bedziesz potrzebowal kondycji i to sporo.
  8. 2 points
    a kto to jest pesymista? to doświadczony optymista :-)
  9. 2 points
    Witka ;-) Ja zakupiłem tutaj http://www.bmwstore....ny-dloni/i51601 szybko, w miarę tanio (w porównaniu z używkami z allegro),i ogólnie git .... polecam Brałem same osłony reszta sposobem domowym (obejma , śrubki :-D )
  10. 2 points
    Ano widzisz, jakbyś powiedział wcześniej, że reflektujesz, to nie upychałbym pierdołami, tylko mąki bym nasypał, przecież Ty piekarz, tylko byś spojrzał i by wyszło jaka objętość. ;) :D
  11. 2 points
    Fotki: uwaga, patagoński wiatr... Tylko gdzie one są? Tutaj wodę leją. Tres Lagos. Nasi tu byli.
  12. 1 point
    Gwarancji juz nie ma, ale i psuć się nie ma co. Utopić ciężko, spalić ewentualnie.. :-D W Krakowie mogę być w piątek. :)
  13. 1 point
  14. 1 point
    Z tego co wiem - jest już po wymianie silnika. Podobno za 4000 ;) Jeszcze nie wiadomo jak cała operacja się udała i jak będzie cena - ma być wiadomo pod koniec tygodnia ;) :roll: Motek Szwajcaria - "nic" to jemu nie było ;) Do rozmowy z właścicielem byłem zainteresowany ;)
  15. 1 point
    Gość pisze że sprzedaje GS800, oj lepiej uważać.
  16. 1 point
    Pad jeszcze jakiś czas zostaje ze mną. W deszczowe wieczory latam po Los Santos. :-D Dzięki za testy, będę działał w tym kierunku. :) :beer: Aaaa... Tankbag sprzedany.
  17. 1 point
    W Perito Moreno zatrzymaliśmy się na święta. :) Już ruszamy dalej. Na południe, wciąż na południe. Nakreślone na mapie kreski pobudzały wyobraźnie, bo przed nami ciągnęły się setki kilometrów szutru z rzadkimi zgrubieniami ludzkich osad. Dokąd damy radę dojechać? Czy starczy cierpliwości, paliwa..? Czy pogoda dopisze? Właściciel hoteliku na odchodnym wręczył mi świeższą mapę, na której połowa szutrów zamieniła się cudownie w asfalt, wybijając mi też z głowy pomysł nocowania w połowie drogi. Drogi do El Chalten, bo tam dopiero o coś oko będzie można zawiesić. „Gregores? A po co? Przecież tam nic nie ma!” Mówiąc to jechał palcem w dół mapy i zamieniał symbole w panoramiczne obrazy: „tu wszędzie piękny asfalt”, „tutaj nie tankujcie, bo wodę leją”, "tutaj roboty drogowe”, „pusto, pusto, pusto..” Zatankowani pod korek ruszyliśmy w tę pustkę. To co na wyciągnięcie ręki zlewało się z horyzontem, a poza kreska drogi nic nie zakłócało monotonii burego stepu. Czasem spod kół niemal umykały nandu i gwanako, które pewnie przeoczyć by można, gdyby stały nieporuszone. I tak w dal i dal, łagodnymi z rzadka zakrętami. Tam, gdzie wodę leją jednak zatankowaliśmy wychodząc z przekonania, że lepiej w baku mieć wodę niż powietrze. Wychyliliśmy filiżankę kawy, z lokalną muchą i pojechaliśmy dalej. Dalej i dalej... Kolejne 300 kilometrów... „Dzisiaj to się przyjemnie jedzie, ale wczoraj to wiało! Znacie patagoński wiatr?” Patagoński wiatr na razie tylko z opowieści, choć i tego dnia nie było bezwietrznie. Zawsze z boku, zawsze przenikliwie zimny. Siedzieliśmy na stacji benzynowej w Gregores, dzień był już w drugiej swojej połowie, asfalt się właśnie skończył, a przed nami setki jeszcze kilometrów. Obok sączył kawę właściciel zaparkowanego na zewnątrz KTM-a. Wkrótce dowiedzieliśmy się, że Martin jest w podróży dookoła świata. Na początku tej podróży. Właściwie dopiero co wyruszył. Kilka dni temu wyjechał z domu w Buenos, objechał kawałek Argentyny, a teraz zakręcał na północ. Za parę miesięcy będzie w Europie, też i w Polsce... www.martin154jdr.com To właśnie ten człowiek kilka wpisów temu spotkał się w Peru z Nilsem z Luxemburga. Zatem obu jedzie się nieźle i niech im się dalej tak wiedzie. Od Gregores trwały roboty drogowe. Asfalt co miał być kładziony spowodował, że główny pas drogi wyłączony został z użytkowania, a jazda odbywała się po drodze tymczasowej z boku. Lekko wyrównany step nie był przez to zwykłą szutrową drogą, ale drogą z wyzwaniem. Tempo spadło znacznie, na szczęście razem z zużyciem paliwa, rosło za to zmęczenie. Obsypani patagońskim kurzem zatankowaliśmy w końcu w Tres Lagos i dalej już asfaltem ostatnie 130 kilometrów do El Chalten. Tres Lagos to jedna z tych miejscowości, której sensu istnienia nie potrafię odgadnąć. Dwie ulice, kilka domów, benzynowa stacja na uboczu i nic dookoła. Długo, długo nic... Zmierzchało gdy dotarliśmy na miejsce, a zmordowani drogą pozwoliliśmy sobie na odrobinę luksusu.
  18. 1 point
    Jakoś z tydzień temu byłem na kursie off i dla kogoś bez doświadzczenia to super sprawa. Niestety są też pewnw wady. Po paru godzinach jazdy czymś lekkim i mającym zawieszenie dochodzi się do wniosku, że GS i teren to jednak średni pomysł :roll: i chyba zacznę się rozglądać za jakąś DRZ :?
  19. 1 point
    To może ja dodam coś bardziej związanego z F650gs, bo fajnie ćwiczyć ale najfajniej podróżować :)
  20. 1 point
    ... skoro świt przekręcam się na drugi bok, wyjeżdżam dopiero rano. Daje sobie dzień na dotarcie do Sarajewa. Nie liczę ile to kilometrów, bo na mapie wygląda niedaleko. Ładny poranek nie zwiastuje daszczu- to będzie piękny dzień pomyślał paweł. Wjeżdżam do Chorwacji i całkiem sprawnie zostawiam ją z tyłu, gdyby nie przejście graniczne nie zauważyłbym chyba, że jestem juz w innym kraju. Wjazd do Bośni, długa kolejka na przejściu- przekraczam granicę, wymieniam walutę i ruszam dalej. Mam dobry czas, nie spieszę się. Pierwsza droga, w którą zjeżdżam chcąc uciec od ruchliwej ulicy prowadzi do opuszczonej wsi, domy udekorowane dziurami po kulach. Kończy się asfalt. Ponury krajobraz prowokuje moja wyobraznię, zaczynam zastanawiać się co widziały mijane domy i czy wszsytkie miny zostaly już odnalezione, może przyczynie się do likwidacji jednej. Decyduje się zjechac spowrotem na drogę, gdzie są ludzie i samochody. Błądze z GPSem, nie takich okoliczności przyrody się spodziewałem. Nareszcie trafiam na górską drogę- okoliczności zaczynają sprzyjać dalszej podróży. Asfaltowe droga robi się co raz węższa, zaczyna padać. Asfalt się kończy, jest mokro. Przestaje padać. Woda nie wiedzieć czemu dalej spływa. Zaintrygowany tym wydarzeniem przyrodniczym jadę w jej kierunku- tam wyżej musi być sucho. Towarzyszą mi piękne krajobrazy, teren staje się co raz cięższy, nawigacja nie wie, gdzie jestem. Napotykam ludzi wycinających drzewa- wjechali tu samochodem, więc ja na pewno wyjadę ciapkiem. Pokazują mi kierunek Sarajewa. Widoczność się pogarsza, opada mgła, jestem w partii gór, w której występuje jeszcze normalna roślinność. Zatrzymują się przed rozjazdem dwóch ledwie widocznych dróg, albo dobrze widocznych ścieżek pieszych. Wzdłuż trasy jakieś czerwone tabliczki z czaszką- chyba wysypali tutaj trutkę na szczury. Muszę być czujny. Zaczynam się zastanawiać, czy wszystko ze mną ok- jak to się stało, że znalazłem się sam pośród czerwonych tabliczek we mgle w obcych górach, w których jeszcze nie tak dawno prowadzono działania wojenny- ja na motocyklu z wielkimi kuframi wyładowanymi rzeczami, które nie były mi tak na prawdę potrzebne. Moje obawy potęguje teren, który jest co raz cięższy, kałuże coraz szersze i głębsze. Przez kolejne dwie godziny nie spotykam żywej duszy. Motocykl gaśnie i nie chce wystartować- akumulator. Udaje się za trzecim razem, taraz już całą wiedzę i umiejętności zdobyte przez całe swoje życie wykorzystuję na kontrolowanie manetki gazu i klamki sprzęgła. Spotykam duże ciężarówki z łańcuchami na kołach wywożące drzewo- jestem już blisko. Droga zaczyna się odróżniać od terenu, jest co raz lepiej. Dojeżdżam do drewnianego szlabanu i chatki chyba leśnika, przy chatce tubylcy- leśniczy, gajowy i sołtys. Ze zdziwieniem podchodzą i zaczynają się witać, oglądają motocykl i mówią coś między sobą. Pokazują palcem na sarajewo, widzę asfalt... Dawno już tak nie cieszyłem się na widok drogi z czarną nawierzchnią. Zaczyna się ściemniać, jadę przez wioski, które dla odmiany są zamieszkałe i pełne ludzi. Poprawia mi się humor. wjeżdżam na autostradę niepewnie przyśpieszam do 120- odwykłem od tak zawrotnych prędkości- boję się, że otworzę tunel czasoprzestrzenny i zwalniam do 110. Zaczyna padać... padać na prawdę. Dojeżdżam do Sarajewa i kieruję się do centrum. Jest późny wieczór, jestem zmęczony. Dlaczego Ci ludzie o tej porze jeżdżą samochodami? Dlaczego mają tyle samochodów? Czwarty hotel przy centrum okazuje się mieć pokój wolny dla strudzonego wędrowca, zostawiam motocykl na parkingu, ładuję wszystkie możliwe baterie i ruszam na miasto zgłębiać tutejsze zwyczaje alkoholowe. Ludzie bawią się całą noc, jest głośno i wesoło. Wchodzę między budynki, gdzie na schodach gra DJ, w knajpie obok kupuję piwo, siadam na schodach i celebruję kolejny udany dzień...
  21. 1 point
    Hej Jacek, fabua raczej prosta. Z uwagi na trudności związane z zapanowaniem nad czasoprzestrzenią decyduję się na samotny wyjazd do Chorwacji w terminie mi odpowiadającym. Założenie jest proste- dotrzeć bezpiecznie na Korcule, zobaczyć po drodze jak najwięcej poruszając się po niekoniecznie dobrze przygotowanych drogach. Przed wyjazdem spędziłem dużo czasu na dokładnym przygotowaniu trasy wybierając punkty, które fajnie wyglądają na google satelicie. Dzień przed wyjazdem po nieudanych próbach przeniesienia trasy decyduję się na wyjazd we 'właściwym' kierunku. Podróż zaczynam w gęstym deszczu, myśl o słonecznym południu nie pozwala mi się zatrzymać. Pogoda poprawia się po kilku godzinach, z Polski wyjeżdżam korzystając z tras rowerowych wyznaczonych przez google, skręcam w drogi, które zwiastują trasę wśród drzew i pól, a ich kierunek geograficzny mocno nie odbiega od celu. Pierwsza wpadka- wywrotka w lesie na piachu. Spada kufer, wygięty trzpień mocujący. Nie dopuszczając myśli, że to początek końca kolonii zakładam kufer- pasuje. Jest luźniejszy niż w oryginale, ale się trzyma. Mocuję wszystko trokami i ruszam dalej. Momentami zmuszony jestem na jazdę bardziej uczęszczanymi trasami. Cierpliwie pokonuję kilometry, pierwszy nocleg na Słowacji. Rozbijam namiot na kampingu przy rzece, stoi jeden namiot, nie ma właściciela, który niestety nie zdążył przed moim rannym wyjazdem na zebranie opłat. Słowację i trasy górskie z pięknymi widokami pokonuję szybko. Pogoda tym razem dopisuje. Wjeżdżam do Węgier. Tutaj żałuję, że nie przygotowałem się z trasami. Wjechałem w okolice Budapesztu, gdzie spędziłem o dwie godziny za dużo w korkach. Może poszłoby mi szybciej bez kufrów, ale trochę było mi ich szkoda zostawiać w lesie. Później długa trasa przez obszar zabudowany, który wydawał się nie mieć końca. Mało przyjemności miałem z jazdy do momentu aż trafiłem w końcu na wąskie drogi otoczone bezkresnymi polami. Mój dzień został więc wynagrodzony, w okolicznościach zachodzącego słońca dojeżdżam do campingu tuż przed granicą z Chorwacją- Harkany. Tutaj kupuję lokalne piwo i celebruje je rozbijając namiot na polu namiotowym myśląc o kolejnym dniu i przeprawie przec Chorwację i Bośnię... Sorry za przekolorowane zdjęcia, ale klisza była przeterminowana. Kilka fotek z nowej. Icoo kilka fotek ciapka w terenie, poszukam czegoś więcej.
  22. 1 point
    Jak Ty masz daleko do BB to co ja mam powiedzieć? :roll: :-P
  23. 1 point
  24. 1 point
    Moto T Wymieniłeś prawie wszystko powyżej zakładanego budżetu. Więc szukaj dalej ;)
  25. 1 point
    chociaż to ma pewien... hmmm "plus", masz problem ze sprzedażą motka, kup AC i jedź do Karpacza...


×