Skocz do zawartości

Leaderboard


Popular Content

Showing content with the highest reputation on 30.05.2014 in all areas

  1. 5 points
    No właśnie jak można oszukać !!! Ale spoko, są w tym zakresie kursy doszkalające, można się podciągnąć. A nieufność? Nie chodzisz na wybory, nigdy nie czułeś się oszukany? Nie byłeś potem nieufny? To takie żarty. My tu na wschodzie Polski żyjemy sobie z dala od zła świata, ale gdzie indziej, ludzie ludziom wilkami są...
  2. 4 points
    można można i lepiej o tym pamiętać zanim samemu się trafi na takiego łosia pierwszy raz gdy mi zajechano drogę, facet tłumaczył się, że widział samochód za mną a mnie już nie
  3. 4 points
    Tomko podejmij męską decyzję i kup tego 1200 ;-) :-D
  4. 3 points
    Miałem, używałem przez 1,5 roku. Dla kogoś kto lubi DOBRE drogi - jest to po prostu motocykl docelowy. Jedyne do czego można się przyczepić (a i tak tylko złośliwcy się przyczepiają) to brak szóstego biegu i... grzanie w jajka w modelach do 2006 roku. O wadzie w postaci cykających prowadnic zaworowych pewnie doczytasz, ale to taki urok - albo nauczysz się z tym żyć, albo kupisz model po 2006 :) (ten po 2006 ponoć mniej grzeje w jajka :D ) Historia modelu: pierwsze - 2001-2002, potem mały lift od 2003 (wygląd ten sam, ale deko większe hamulce przód, dołożony schowek na lewym wypełnieniu, migacze w owiewce a nie na patykach, możliwość "mania" abs-u, kufry boczne w standardzie, od 2006 duży lift - wyglądają deko inaczej - "groźniej", regulowana wysokość kanapy, inne zegary (jest termometr), pewnie jeszcze kilka innych rzeczy o których nie wiem (nie miałem polifta). Nowy model od 2013 bodajże. Od 2006 można było kupić inwalidę - półautomat (elektroniczne sterowanie sprzęgłem). Generalnie - motocykl ciężki (jakieś 270 kg), co czuć przy... przetaczaniu po placu. Bardzo stabilny, daje frajdę i w turystyce i w szybszym przemieszczaniu się, duże możliwości regulacji zawieszeń (ale tylny amor - z opinii kolegów będących po wymianie na akcesoryjne) - dość słaby i miękki nawet przy najtwardszych nastawach. Napęd praktycznie bezobsługowy (no bo co to zmienić 2 setki oleju raz na 2 lata) i... mam wrażenie że dużo łagodniejszy niż kardan w GS-ie. Jak jakieś dodatkowe pytania - pisz śmiało, tyle że... jak widać na moim przykładzie - wszyscy i tak skończymy na GS-ach :P
  5. 2 points
    Nie dość że angol to jeszcze bikemastera :shock: Cuda Panie, cuda :beer:
  6. 1 point
    Hej Maszyna wygląda jak nowa , to jest najważniejsze ;) opony zmienię jednak
  7. 1 point
    no, nie ma to jak powiedzieć komuś, dokładnie to co chce usłyszeć ;)
  8. 1 point
    Witaj. Być może chodzi o to,że Dakar pomoże np na stres ;) :D
  9. 1 point
    Cześć. Jakie to konkretnie Pomorze?...... no chyba że masz dysleksję... :roll: :-P :-D :beer:
  10. 1 point
    Dakarowy nie dostanie piwka!
  11. 1 point
    Chyba zmienię , psychicznie lepiej się poczuję ;)
  12. 1 point
  13. 1 point
    W gorącej wodzie &company. Cześć. Jeżeli zadbany, to max 1/3 życia.
  14. 1 point
    Vengosh u mnie też widac tę reklamę, może po prostu się znajdźmy :lol:
  15. 1 point
  16. 1 point
    owszem uderzenia meteorytu w motocykl nie przewidzimy, ale ograniczanie prędkości w miejscach w których "może się coś wydarzyć" ma tu znaczący wpływ na późniejsze obrażenia i myślę o tym Komir pisał nie ma się co obrażać na "rowerzystę w słuchawkach" ;) prawdopodobnie wielu z nich, tak jak kolega Pantani są rozsądnymi użytkownikami dróg. Niestety spora ich część to oszołomy myślące że jadą sobie przez łąkę... dwóch mi wskoczyło z chodnika przez moto, na szczęście wcześniej widząc, potraktowałem ich stereotypowo jak oszołomów i "miałem na nich oko"...
  17. 1 point
    Chłopaki nie spinajcie tak posladków. IMO Komir nikogo nie osądza, ani nie ocenia. Zwrócił po prostu uwagę na to, aby przewidywać. I myśleć za innych. Bo sorry, ale patrząc dookoła widzę bezmózgów nie tylko w puszkach, ale i na dwóch kołach. Więc Take it Izi i Take Care!
  18. 1 point
    Hę ? - znaczy że jaśniej proszę - Na nich mam nie uważać bo są przewidywalni ? Czy może o coś innego Ci chodzi ?
  19. 1 point
    Miko wyciągnął wnioski - ale lekcja była droga . - Dobrze byłoby żeby wszyscy którzy to czytają zakodowali w świadomości i przypadek Miko , i przypadek Bliźniaka Na motocyklu , punkt odniesienia do przepisów jest warunkowany bezpieczeństwem , żeby nie powiedzieć - możliwością przeżycia . Bo co nam po tym że mieliśmy pieszeństwo kiedy styczność naszego ciała z przeszkodą już przy prędkościach ,,rowerowych " powoduje obrażenia . A co dopiero prędkości motocyklowe , nie mówiąc już o kumulacji przy zderzeniach czołowych . Jest takie coś jak wyobraźnia . Może , powtarzam MOŻE - gdyby Miko albo Bliźniak wyobrazili sobie , przewidzieli taki manewr nie doszło by do tych wypadków ? Tak jak pisze Miko - widząc puszkę z naprzeciwka i drogę po swojej prawej włącza wyobraźnię . Włączajcie tą wyobraźnię dzidując przez las , drogą między wysokim zbożem , z krzakami na poboczu ( bo sarna , bo zając bo pies ), z dziećmi koło drogi , z rondami po deszczu zapaćkymi kapiącym olejem albo dieslem , pasami pomiędzy koleinami tak samo zaolejonymi ( bo silniki w puszkach są po środku i z kiludziesięciu procent są wycieki ) a podczas deszczu mieszanka wody i oleju jest śliska jak lód . Z pieszymi , rowerzystami ze słuchawkami na uszach .
  20. 1 point
    ja tam się nie znam ale koło ma chyba do wymiany :)
  21. 1 point
    W końcu w miarę rzetelny opis sytuacji - rzadkość w sieci.
  22. 1 point
    Ciąg dalszy... 16 Styczeń 2014 – dzień trzydziesty ósmy …Dalej stoimy i czekamy na agenta Grimaldiego. W końcu przyszedł, przejechaliśmy w spokojniejsze miejsce, i tam znowu czekaliśmy, dostając cały czas informacje, że taka tu w Urugwaju biurokracja, że nie wiadomo ile to może potrwać, może godzinę, może dwie, a może…. manana. Krótko przed 17.00 w końcu mieliśmy załatwione wszystkie formalności wjazdowe, dostaliśmy czasowe pozwolenie na pobyt z motocyklami na 1 rok. Z nowymi systemami oznaczenia ulic, sygnalizacji świetlnej. Większość ulic jest jednokierunkowa. Po półgodzinie przeciskania się przez gęstniejący ruch uliczny, dotarliśmy do Martina, wjeżdżając w dzielnice niskiej zabudowy, kilka kilometrów za centrum. Jesteśmy u naszego gospodarza z Coachsurfingu. Jest późny wieczór, około 22.30. wykończeni jesteśmy okrutnie. Po pierwsze jest bardzo gorąco. Podobno nawet 36 stopni. Nie sprawdzaliśmy tego na termometrze, ale naprawdę czujemy że gorąco jest obezwładniające. Martin 4 lata spędził w Polsce, także po miesiącu nie rozmawiania po polsku z innymi osobami niż własny współmałżonek, mamy teraz sposobność pogadać. I się wygadać. 17 Styczeń 2014 – 20 styczeń 2014 To nasz pierwszy poranek w Urugwaju. Pierwszy cały dzień w Ameryce Południowej. Noc minęła nam dobrze. Dostaliśmy od Martina wielki materac i miejsce na niego w części domu w której odbywają się nauki flamenco. Na razie próbujemy się zorganizować, idzie nam słabo, bo mamy wrażenie, ze wszystko jest trochę w rozsypce. ZA DUŻO MAMY RZECZY.,.. :-o Albo mamy nieposegregowane jak należy. Nie wiadomo gdzie są koszulki, a gdzie inne rzeczy. Jednak w Azji pod tym względem było lepiej – jeden plecak na osobę i tyle. Zagęszczamy ruchy jeśli chodzi o poszukiwania potomków pasażerów. Z mieszkania zabieramy nasze dokumenty z archiwum i listę pasażerów MS Chrobry. Na wieczór umówieni jesteśmy w budynku byłej ambasady Jugosławii na spotkanie z człowiekiem, który może nam pomoże w naszych poszukiwaniach. Ten człowiek to Daniel Klisich di Vietri, konsul honorowy Republiki Serbii. Miło rozmawiamy, dowiadujemy się paru rzeczy istotnych dla nas, po czym dostajemy namiar na człowieka, który być może zna kogoś o nazwisku z naszej listy. Wieczorem idziemy na plażę. To niesamowite, jak o 22.00 temperatura wciąż utrzymuje słupek rtęci na 28 stopniu. Woda ciepła, ludzie się kąpią, siedzą na plaży, odpoczywają. :drinkbeer: Spędzamy jeszcze jeden dzień w Montevideo. Zwiedzamy miasto na piechotę i autobusem. Robię małe poprawki przy sprzęcie. Następnego dnia wczesnym rankiem wyjechaliśmy do Colonia del Sacramento. 180 km przejeżdżamy sprawnie i na wjeździe do miasta znajdujemy camping. Zatrzymujemy się na nim. Płacimy 13 dolarów , czyli 275 peso urugwajskich, rozbijamy namiot i jedziemy do centrum. Urugwaj jest koszmarnie drogi. Paliwo kosztuje dwa dolary. Nawet jeśli policzymy tylko po 3 zł, to i tak wychodzi 6 zł za litr benzyny. Nie podoba nam to się. Pożywienie – no nie jest dobrze. Przestałem przeliczać, bo jak mi serek 280 gram wyszło 10,- zł to słabo. Kolejny dzień zapowiadał się bardzo dobrze, wstaliśmy rano wyspani, wypoczęli. Kłopoty zaczęły się już przy śniadaniu – kupiliśmy wczoraj płatki do mleka., Niestety. Okazało się że pełno w nich robaczków dziwnych. Różnych. Pierwszy kłopot. Zaczęliśmy się pakować, żeby zgodnie z planem przekroczyć granicę z Argentyną. A tu drugi kłopot - deszcz. Może nie wielki, ale ustawiczny. Przemoczyło nam wszystko, bo byliśmy w połowie pakowania, wszystko rozgrzebane, część spakowana, część rozłożona. Szybko złapaliśmy plandekę i przykryliśmy co się dało. Tak przeczekaliśmy 15 minut, po czym, wykorzystując chwilę przerwy w deszczu, szybko zamocowaliśmy resztę rzeczy na motocyklach i w drogę. Trzeci problem. Wyszło słońce. Wielkie, gigantyczne, przeogromne. Ciepło. Gorąco. Daję słowo, że odczuwalna temperatura to 40 stopni. Nas omotał wielki wiatr, bo Urugwaj jest dosyć równinny i z niewysoką rzadką zabudową. Dojechaliśmy do Dolores, ale była już 12.00 więc wszystkie sklepy pozamykano. Zdążyliśmy jeszcze wymienić dolary w banku i w drogę. Udało nam się dojechać do Mercedes i powiedzieliśmy pas. Na stacji benzynowej dowiedzieliśmy się jak wygląda sprawa z campingami i zatrzymaliśmy się na jednym – Isla del Puerto. Do granicy mamy stąd 65 km. Zamierzamy ją przekroczyć jutro i już w Argentynie szukać noclegu. Póki co słabo nam idzie z couchsurfingiem, pewnie dlatego, że ciągle jest słaby dostęp do Internetu. Zaledwie wjechaliśmy na parking, a tu motocykl, przy próbie postawienia go na stopkę centralną – położył się na ziemie. Przy upadku pęka przełącznik świateł. A kask powieszony na lusterku traci mocowanie komunikatora… :-D Potem było już tylko lepiej ! Siedzimy sobie spokojnie, była już prawie 22.00 kiedy podjechał na parking Kawasaki 1400. Wielka maszyna. Szybka. I prosto do nas podchodzą – on i ona. A ktoś im powiedział, że Polacy przyjechali na wielkich maszynach, więc się zjawili. Bo motocykliści to jedna wielka rodzina. I tak poznaliśmy Horacja i Elenę. Siedzieliśmy trochę, dużo nowych informacji zdobyliśmy. I dostaliśmy zaproszenie do nich do domu. Jutro podjedziemy. 21 Styczeń 2014 – dzień czterdziesty trzeci Godzinę trwało, zanim się zebraliśmy z campingu. Podjechaliśmy do Eleny i Horacio do domu. Typowy Urugwaj to mate. Mate i jeszcze raz mate. To prawda. To narodowy napój. Oni nie piją kawy. Mate jest napojem narodowym jako spuścizna po Indianach Guarani. Mate zalewamy zimną wodą. Musi nasiąknąć, a później dolewamy gorącej wody, ale nie gorętszej niż 70 stopni Celsjusza. Inaczej traci swoje właściwości. I tak cały dzień dolewamy do mate wodę i popijamy. Każdy dom ma swoją parillerę, czyli grilownie, miejsce do grillowania. :drinkbeer: Typowe asado jakie przygotowali dziś dla nas Elena i Horacio to mięso z żeberek wołowych i kurczak. Po południu lunęło poważnie. Niebo zrobiło się czarne. I tak lało przeszło 3 godziny. A wieczorem, pomimo, że nie padało, niebo było zaciągnięte czarnymi chmurami i pojawiały się w oddali błyskawice. Zostaliśmy na noc. Horacio rysuje nam mapkę dojazdy do swoich przyjaciół w Buenos Aires gdzie załatwił nam metę na kolejne noce... :-D A to jego maszyna... :) Dzień mija szybko. Jutro znowu plan – jechać do Buenos Aires. Po wyjeździe z Mercedes przejechaliśmy zaledwie dwadzieścia minut, kiedy ściana deszczu po prostu zalała nas. Wcale nie gwałtownie. Tylko po prostu. Permanentnie. Byliśmy cali mokrzy, bo jakoś tak wyszło (czytaj- nie przewidzieliśmy), że nie zapieliśmy membrany do kurtki ani do spodni. W związku z tym mokre mieliśmy wszystko od koszulki, przez majtki do skarpetek. Bo jakby mało było braku membran, to jeszcze mieliśmy buty trekingowe ubrane, zamiast motocyklowych. W butach po prostu powódź. Dodatkowo, po 214 kilometrach jeden motocykl zaczął się krztusić – oj, już rezerwę trzeba? :shock: No tak. A tu dalej leje. Po jakiś 20 kilometrach – pierwsza stacja benzynowa. Pierwsze zadaszenie. Zatrzymaliśmy się, zatankowaliśmy. Odkryliśmy też że przyklejony wczoraj komunikator – szlag trafił. Odkleił się po prostu. No to trudna operacja mocowania ;-) , wyciągnęliśmy to co było najbliżej, czyli taśmę przylepną po chamsku przymocowaliśmy jeden komunikator. Dojechaliśmy jakoś do granicy. Tam odpadł drugi komunikator, więc straciliśmy ze sobą łączność już w ogóle. Na granicy załatwiamy wszystkie formalności. Dostajemy czasowe pozwolenie na wjazd z motocyklami na 90 dni do Argentyny... :-D CDN...
  23. 1 point
    Zawsze chciałem takiego mieć. Poprzedni właściciel - Niemiec utrzymywał, że nie sprzeda go do śmierci. Słowa dotrzymał. Kupiłem go od wdowy. Wyglądał tak: Dostał przednie zawieszenie od wojskowego KTM-a, chociaż stare też nie było najgorsze. Ze względu na to że jest to dosyć wyjątkowy egzemplarz, wszystkie modyfikacje są odwracalne, a stare części zachowałem. Na tył trafił nowy, regulowany, amortyzator Wilbersa. Za audio odpowiada, również nowy, akcesoryjny wydech Zach, dedykowany do tego modelu. Niesprawny był regulator napięcia, został zastąpiony nowym, regulowanym. Przy okazji, na wszelki wypadek wymieniłem wirnik alternatora na zachwalany przez znawców, włoski. Nowe pojedyncze siodło rozpieszcza moje niezwykle umięśnione pośladki. Kontakt z podłożem zapewnia duet TKC80 i K60 Scout. Boczna stopka została zastąpiona inną z wersji policyjnej. Doszło też trochę galanterii. Nie traktuje go jako eksponat. Nie katuję oczywiście ale używam zgodnie z przeznaczeniem. Szutry, plaża, las nie są mu obce ale wszystko z umiarem, chociaż jest naprawdę dzielny terenowo, czasem mnie zadziwia. Zrobiłem nim testowy trip do Austrii i z powrotem. 2000km, nudy, nic się nie zepsuło ;) O przepraszam po pierwszy 4 km złapałem gumę, bo wcześniej zapomniałem dopompować koła. Na szczęście koło wymienia się jak w samochodzie, a jest mocowane za pomocą jedynie 3-ech śrub. Motocykl ma swoje lata i wymaga trochę troski, na szczęście serwis jest dziecinnie prosty i mam pomoc na miejscu ;)
  24. 1 point
    No bez przesady, podobno jestem trochę dziwny ale gdybym miał coś przeciw komplementowaniu mojego motocykla, to byłaby już perwersja ;)
  25. 1 point
    Ile zębatka kosztuje? 40 zł? Po prostu kup, przełóż i sprawdź jak ci z tym. To są bardzo subiektywne odczucia i nic nie zastąpi osobistego testu, a że w tym wypadku przekonanie się na własnej skórze kosztuje niewiele - spróbuj ;)


×