Skocz do zawartości

Leaderboard


Popular Content

Showing content with the highest reputation on 11.06.2014 in all areas

  1. 6 points
    Na kilku forach pojawiła się inicjatywa aby zrobić coś w sprawie jednoznacznych przepisów odnośnie legalnego wjeżdżania do lasu motocyklami (oczywiście na wyznaczone trasy, nie wszędzie). Uważam, że inicjatywa fajna więc przeklejam informacje z forum advrider.pl. Sprawę prowadzi Sowizdrzal http://f650gs.pl/user/3264-sowizdrzal/ , który ma również konto na naszym forum, jeżeli zgadzacie się z taką inicjatywą to ślijcie mu PW z waszymi danymi. Ja już wysłałem. "Koleżanki i koledzy, odkopuję temat. Na FAT założyliśmy sobie wątek o tym jak LEGALNIE pomykać off-em po tym kraju. Jest trudno, ale da się: http://africatwin.com.pl/showthread.php?t=21183 Teraz do rzeczy: szykujemy list do Polskiego Radia - do Red. Janusza Weissa z prośbą o zainteresowanie się sprawą. KTO CHCIAŁBY podpisać taki list, nadsyłajcie na mój priv imie nazwisko, miasto i e-mail (do uwiarygodnienia korespondencji elektronicznej powinno wystarczyć Szanowny Panie Redaktorze Zwracamy się do Pana jako przedstawiciele środowiska podróżników i turystów motocyklowych skupionych od ponad 10 lat na internetowym Forum Africa Twin (FAT), advrider.pl..... i liczącym ponad ... tys. użytkowników. Nasze pasje realizujemy najchętniej z dala od cywilizacji i dróg utwardzonych; ten rodzaj aktywności oraz jej pokrewne określa się także jako 4x4, enduro, adventure, itp. Ideą jest tu podróżowanie poza głównymi szlakami, odkrywanie wartościowych zakątków naszej Ojczyzny i innych krajów świata oraz aktywne spędzanie czasu na łonie przyrody. Temat, którym pragniemy Pana zainteresować wynika głównie z naszej dbałości o przestrzeganie prawa i poszanowanie środowiska w trakcie naszych wycieczek i podróży. Wielkim i nadal do końca nierozwiązanym problemem jest dla nas planowanie legalnych tras przejazdu w atmosferze niezwykle niejasnych, przestarzałych i nieuporządkowanych przepisów o ochronie przyrody, lasach itp. Główne przeszkody z jakimi się spotykamy to m. in. - brak w polskim Prawie zapisu o wyraźnym i jednoznacznym oznakowaniu dróg, miejsc i obszarów, na które wjazd pojazdem silnikowym jest zakazany i/lub karany (Ustawa o Lasach, Ustawa o Ochronie Przyrody); z punktu widzenia kierowcy poszukująego skrótów lub podrzędnych szlaków, odróżnienie dróg publicznych od leśnych jest praktycznie niemożliwe (!) - brak jednoznacznych informacji o legalnych drogach przejazdu przez lasy, parki krajobrazowe, obszary Natura 2000, itp. - bardzo duża dowolność interpretacji pojęć takich jak ,,droga gruntowa'', ,,droga polna'', ,,obszar chroniony'', ,,droga dojazdowa'' i wielu innych, które decydować mogą o możliwości lub niemożliwości legalnego wjazdu na dany teren. - nieprecyzyjne zasady zarządzania ww. terenami i drogami, jak np. uprawnienia organów kontrolujących, decyzje o czasowych zamknięciach, do których przeciętny smiertelnik nie ma możliwości dotrzeć (ale musi ich przestrzegać), itp. Opisane wyżej niejasności dotyczą - uwzględniając powierzchnie lasów, obszarów Natura 2000 i parków krajobrazowych - powierzchni ponad 10 mln ha, czyli ok. 1/3 powierzchni naszego Kraju (!!) Reasumując, pomimo powszechnego posługiwania się nowoczesnymi technologiami jak GPS, mapy cyfrowe, zdjęcia satelitarne oraz bardzo dużego zaangażowania środowiska w bieżącą weryfikację statusu dróg i miejsc, np. w nadleśnictwach, nadal nie jesteśmy w stanie swobodnie poruszać się po drogach nieutwardzonych, polnych, leśnych, itp. będąc jednocześnie w 100%-ch pewnymi legalności tych przejazdów. Podkreślmy, iż to ,,niewchodzenie nikomu w szkodę'' jest dla nas podstawowym priorytetem. Tę kuriozalną z punktu widzenia nowoczesnego Państwa sytuację można porównać jedynie do sytuacji kierowcy samochodu, który planuje 200-kilometrową podróż po drogach asfaltowych, ale w jej trakcie nie ma do dsypozycji żadnych znaków drogowych, słupków, drogowskazów ani zasad ruchu, natomiast jest odpowiedzialny i karany za złamanie każdego przepisu, który na tych drogach obowiązuje. Szczególnie dotyczy to wjazdu na zamknięte odcinki dróg, czyli powszechna represja przy braku podstawowej edukacji. Sarkastycznie można by dodać, iż rozwiązaniem tych problemów jest... nie jeździć w ogóle, ale czy na pewno o to chodzi w państwie prawa? Panie Rdaktorze, jesteśmy przekonani, że Pańskie zainteresowanie tematem, a być może także i pomoc w zdobyciu interpretacji prawnych ze strony Lasów Państwowych czy Urzędów Ochrony Środowiska, bedzie dla nas niezwykle wartościowa oraz że pomoże zaprzeczyć negatywnemu stereotypowi ,,turysty na dwóch kółkach szkodzącemu przyrodzie''. Oczywiście zdajemy sobie sprawę, iż do podjęcia tematu konieczna jest także jego aktualność i bardziej dogłębna analiza. Chętnie udzielimy dodatkowych informacji pod adresem..... numerem telefonu.... Pozostajemy z szacunkiem Turyści motocyklowi Forum Africa Twin/XTZclub.pl/ advrider.pl / ......." .... .... ....
  2. 3 points
    Na forum m.in. AT jest taki temat i nie służy niczemu poza biciem piany. :) Zamiast klepać posty które nic nie dadzą, lepiej polatać motungiem :D Ale jak chcecie to sobie klepcie :)
  3. 2 points
    w Bydgoszczy dają 8 czekolad, 1wafelek i mały sok z gatunku " Kubusia", oraz na życzenie kawę. Mój jednorazowy rekord to 16 czekolad za płytki krwi ;-)
  4. 2 points
    Pierwszy problem, kto poniesie koszty oznakowania, drugi - teraz wjedziesz wszędzie i wytłumaczysz się leśniczemu że myślałeś że ta droga jest udostępniona albo co najmniej gminna, dojazdowa do miejscowości, czy inna, po której jechać możesz (poza ewidentnym oznakowaniem że jest zakaz), a po jasnym oznakowaniu udostępnienia drogi dla ruchu kołowego, wszędzie indziej dostaniesz obligatoryjnie mandat. Popieram niestety wpis Tomka w sprawie "bicia piany", mimo że chciałbym jeździć po wszystkich lasach legalnie, zaraz się zacznie przyczajka każdego leśniczego na każdego motocyklistę, bo dostaną odgórne zarządzenie albo inne wytyczne ;-)
  5. 2 points
    Śniło mi się Maroko... Jakieś4 motocykle. Przyjechaliśmy na nocleg przy wąwozie - ładnie wyglądał o zachodzie słońca. Mieliśmy spać u kogoś "znajomego". W kazbie. Chłopaki w pokoju jego braci, ja - jego sióstr. Inne dziewczyny miały dojechać. Ale byłam zawiedziona, że w środku było "europejsko" - czyli kafelki w korytarzu itp/
  6. 2 points
    Zacna inicjatywa fajnie, że komuś się chce :beer: Zauważyłem, że jest tam mowa o i o ile mój głos mógłby coć pomóc to zastanawiam się głośno czy to dobry trop bo wiadomo, że po lasach no way i chyba nie chodzi o to aby ktoś nam kolejny raz wytlumaczył dlaczego, zatem w zasadzie chodzi o to aby było wiadomo, ktora droga to droga publiczna bo tą moglibyśmy legalnie śmigać. Te drogi zaś mają swoich zarządzców do którcyh to lepiej się kierować: gminne - Wójt (burmistrz, prezydent miasta) / Starosta powiatowe - Zarząd powiatu / Starosta wojewódzkie - Zarząd województwa / Marszałek Województwa krajowe - Generalny Dyrektor Dróg Krajowych i Autostrad Czyli wg mnie clue sprawy to wyciągnięcie dokładnych mapek takich legalnych dróg no ale ciekaw jestem co z tej akcji się urodzi :)
  7. 1 point
    I jemu też będzie łatwiej o kredyt bez pośredników ;)
  8. 1 point
    Paweł to zmieniaj jak już się po krzakach nalatałeś :)
  9. 1 point
    Fajny, bez gadania fajny
  10. 1 point
  11. 1 point
    Wybory nadchodzą. Może raz media zrobią coś pożytecznego. Sugeruję nagłośnienie sprawy. pozdrawiam A.
  12. 1 point
    Czyli jadą dajmy na to na Mazury powinniśmy siąść pół roku do komputera, map itd. i ustalić jak możemy jechać ;-) Gdyby wjazdy do lasu były jasno oznaczone sprawa byłaby prostsza. wyszło spod kciuka :-)
  13. 1 point
    To jest nasza rzeczywistość :twisted: , trzymam kciuki za rodziców Łukasza. Jest nadzieja że dzięki takiej determinacji mamy Łukasza coś się zmieni.
  14. 1 point
    Może jakaś pikieta przed sądem? Nie jesteśmy stadem baranów, i nie powinno się nas tak traktować.
  15. 1 point
    Nie wiem jak jest na forum AT bo mnie tam nie ma. U nas i na adv z tego co doczytałem nie chodzi o bicie piany tylko uzbieranie jak największej ilości podpisów żeby wystartować z petycją w konkretnej sprawie.
  16. 1 point
    Oficjalna wersja jest taka, ze tesciowa chwilowo przebywa u Niemca.
  17. 1 point
    A 28 maja było to wszystko opisywane, ehh dzieciaki, dzieciaki.... :lol: http://f650gs.pl/topic/6914-kufer-centralny-bmw-elementy-niezbedne-do-montazu/page__fromsearch__1
  18. 1 point
    Patrzcie nie tylko w lusterka ale również na drogę :) http://youtu.be/JHixeIr_6BM
  19. 1 point
    Jeżeli może być taniej niż 1zl, to polecam:
  20. 1 point
  21. 1 point
    No juz dawno mialem napisac ze to straszne gowno i ciagle sie tylko psuje... i tylko glupi by to bral ;p
  22. 1 point
    Widać ludzie fioła dostają już na punkcie tych Xsów, napisz kilka gorzkich słów o tym modelu to może się sytuacja uspokoi :-D
  23. 1 point
    Kurcze - to już ostatni dzień naszej marokańskiej przygody :( Przed nami dojazd do Marakeszu - jakieś 200km asfaltu, ale można zrobić offowy odcinek specjalny. Dla mnie oczywistym jest, że szkoda byłoby przepuścić ostatnią okazję, na to, aby zjechać z czarnego. No, ale reszta ma inne preferencje :) Chłopaki z DRzetek i 1190 wstają bladym świtem i około 7 ruszają w stronę Marrakeszu. Zamierzają być tam ok. południa. Hmmm… Ja śpię dłużej, a śniadanie jemy z Kajmanem i Wieśkiem w bardziej ludzkiej porze. Potem ruszamy. Jest trochę pochmurno, nie za gorąco. Niestety tym razem nie zobaczę burzy piaskowej - będzie trzeba tutaj wrócić :( Mam nadzieję, że skoro Wiesiek poczekał aż się zbiorę, to pojedzimy razem. Ale po klikunastu kilometrach on jednak postanawia jechać asfaltem. A ja chcę jeszcze jeden, ostatni raz usłyszeć ten charakterystyczny chrzęst opon na szutrze, za którym będę tęsknić... Więc się rozdzielamy. Jeszcze melduję się Kajmanowi, aby w razie W wiedział gdzie mnie szukać. Skręcam w lewo… ...i jadę. Sama! W końcu!!!! :D Wprawdzie ciągle po asfalcie - na dodatek przejeżdżam przez tereny jakiejś kopalni [?]. Wszystko wokół pokryte jest czarnym śliskim pyłem, a dziwny zapach podrażnia nozdrza. Ale gęba i tak uchachana od ucha do ucha. Kurde. Ostatnio ktoś mi się zapytał co jest takiego fajnego w jedzie samemu. Hmmm… Lubię chyba ten luz psychiczny, poczucie niezależności, brak obciążenia. To że jestem tylko ze sobą. Lubię ten stan gotowości, w którym wszelkie przeciwności stają się przygodą :) No i nie mam komu marudzić :) Jeśli liczę tylko na siebie, to nagle okazuje się, że mogę więcej, dalej, lepiej, dłużej. Wtedy inaczej postrzegam świat. Chłonę go sześcioma zmysłami [jak to baba] - i nie przeszkadza mi w tym czyjeś sapanie, albo bezsensowne gadanie :D Czasem nadchodzi taka magiczna chwila, gdy czuję jak każda cząsteczka mojego ciała się polaryzuje, a fale mózgowe uspokajają i przyjmują kształt regularnej sinusoidy. Spokój. Wyciszenie. Kondensacja i rozproszenie - wszystko i nic. W końcu po kilkunastu klometrach, gdy powoli trace nadzieję, kończy się asfalt, a zaczyna… Lajtowy offik :) Znów sobie pyrkamy z moją dzielną DRką po przyjemnym szuterku, biegnącym po stromym zboczu w moim ulubionym kolorze Maroka. Towarzyszy mi linia energetyczna, co świadczy o tym, że do cywilizacji nie jest daleko :) Trasa, zgodnie z tym co mówił Kajman, nie jest trudna :) Jest miło, czuję się bezpiecznie. Zatrzymuję się na odludziu, aby zrobić kilka zdjęć. Mam czas, to nawet autoportrecik mogę sobie strzelić :) W końcu droga schodzi do doliny z oazą. Klasycznie - ludzie mieszkają na gołych skałach w prażącym słońcu - cień jest zbyt cenny, aby go marnotrawić, wykorzystuje się go pod uprawy. Trochę odwrotnie niż u nas. Jeszcze jeden przejazd przez góry i już widzę na garminie, że zbliżam się do asfaltu. Marokańskie szutry żegnają mnie przepieknym widokiem na kolorowe góry. W klatce piersiowej czuję gniecenie, oddech się spłyca - będę tęsknić… A potem… ... żar z nieba, gorąc od asfaltu, wleczące się śmierdzące autobusy, ciężarówki, ciągnące się w nieskończoność zatłoczone serpentyny, dzieciaki najpierw wyciągające ręce, a potem rzucające kamieniami, mężczyźni wchodzący pod koła w celu zaoferowania sztucznych gniazd z kryształami we wściekło jaskrawych odcieniach czerwieni i błękitu… Wraz ze żółwio mijającymi kilometrami i minutami rośnie mój poziom frustracji… w końcu irytacja zamienia się w agresję… Rany Julek - niecierpię tego! Tęsknię za bezkresnymi pustkami. Marzę, aby być w środku niczego… No ale niestety. Wszystko co dobre, szybko się kończy. Im bliżej Marakeszu, tym lepiej się jedzie. Znów się wpasowywuję w porywający, nieco wariacki ruch. Dokucza tylko upał… Gdy dojeżdżam na kemping inne motki są już ładowane na przyczepę. Idę się przywitać z Kowalami, bo okazuje się, że dzisiaj zostają tutaj na noc :) Szybkie uściśnięcie dłoni, ale jak wracam, to i tak dostaję po uszach, bo się gdzieś włóczę, a tutaj przecież robota czeka :P Szybko się przepakowywuję, Wojtek pomaga zapakować moje moto na przyczepkę [dzięki!] i po raz ostatni idę zmyć z siebie całodzienny pył, który dostaje się wszędzie, plącze włosy, wysusza skórę i powoduje zapychanie otworów nosowych :) Czuję się jak nowonarodzona :) Pył... Żegnam się z chłopakami - oni jutro odlatują do kraju, a mnie czeka kilka dni w ciasnej kabinie kajmanowozu - sprytnie przedłużam sobie urlop i łagodzę przejście do szarej rzeczywistości :) Teraz Kajman idzie się odświeżyć, a ja czekam na niego w restauracji. Czekam… 5 minut… 10 minut… Nosz kurde…. ile faceci siedzą w łazience?! 20 minut… Zaczynam się niepokoić, bo pamiętam, że “Kajman +prysznic+śliska posadzka” to nie jest dobra kombinacja… W końcu wraca…. w całości… ufff… Jemy kolację. I ruszamy w ciepły wieczór… Taki będę miała widok przez kilka najbliższych dni Jedziemyyy!!! Kierownik :) Po kilku godzinach zatrzymujemy się na stacji benzynowej. Przez cały czas zakupów i załatwiania czynności fizjologicznych, cos z tyłu głowy ponagla mnie do powrotu do auta… A Kajman na luzaka, a to kawka, a to jeszcze kibelek - całe szczęście była kolejka, więc wychodzimy trochę szybciej, niż mogliśmy. Od Kajmanowozu odrywa się męska sylwetka i spacerkiem podchodzi do zaparkowanego obok ciemnego fiata, wsiada i niespiesznie odjeżdża… Kajman coś wspomina o ciekawskich, a w mojej głowie znów brzęczy alarm. Kiedy odruchowo naciskam klamkę przed zwolnieniem blokady, a mimo to drzwi stają otworem, już wiemy, że ktoś się włamał do auta… Jakimś cudem straty niewielkie - widocznie wyszliśmy wystarczająco szybko i złodziej miał czas złapać tylko to co było na wierzchu, najbardziej widoczne - czyli leżącą na lodówce białą kosmetyczkę z zużytą szczoteczką do zebów :D Myślę, że również chaos optyczny [czyli potocznie “burdel”] panujący w aucie spowodował dezorientację przeciwnika :) Nasza wiara w ludzi została nieco podkopana. Ale, dzięki Bogu, naszym największym problemem w tym momencie jest to, że nie mamy pasty do zębów :D Opuszczamy niegościnną okolicę i ruszamy w noc. W sumie to tyle. potem była już tylko monotonna jazda… Trochę się martwiłam, czy się nie będę nudzić, ale okazało się, że poruszamy się na tyle delikatnie, że mój szalony błędnik bez problemu pozwala na czytanie książki :) Kajman okazał się całkiem dobrym towarzyszem - nie gadał za dużo [chociaż na pewno więcej, niż ja] i prawie się nie pokłóciliśmy ;) Za oknami powoli zmieniały się krajobrazy, zmieniała się pogoda. Niemcy powitały nas chłodem i deszczem. A pierwsze co widzimy po wjeździe do Polski, to stado truchtających dzików :) Podobało mi się :) We wtorek o świcie parkujemy pod moim domem. Zrzucamy DRkę, jeszcze tylko szybka herbata, uścisk dłoni… ...i idę się wyspać! Mój mózg ciągle przetwarza informacje z Maroka. Afrykańskie krajobrazy, kamieniste ścieżki, łagodne szutry, strome zbocza górskie śnią mi się przez kilka tygodni, noc w noc. Gdy przestają - zaczynam myśleć kiedy by tu znowu… Bo tylu rzeczy nie zrobiłam: nie pojeździłam po piachu, nie spałam na dachu, nie byłam w hammamie, nie widziałam burzy piaskowej, ani skorpiona, nie przejeżdżałam przez rzekę… Ja chcę jeszcze i jeszcze! I ludziska… pamiętajcie. Jak chcecie gdzieś jechać, to stawajcie na głowie i jeźdźcie! Nie zostawiajcie marzeń na później. Bo tego później może nie być… ___________________________________________________________ Dziękuję Filozofowi Naczelnemu za pożyczenie Garmina! R. za użyczenie genialnego śpiwora, za pierogi i kawę z cynamonem dla zmęczonych nocnych wędrowców :) I za dobre fluidy! Wieśkowi za spokojne i cierpliwe towarzystwo. Reszcie chłopaków, że mnie nie zjedli, chociaż mogli [i chyba chcieli] ;) Kajmanowi - za mało męczące towarzystwo, za muzykę i rozmowy :)
  24. 1 point
    Widok z okna [przez moskitierę] Kolejny poranek.Zaczyna się skwar. Po śniadaniu pędzę do pobliskiego sklepiku po wodę. Pan wskazuje na lodówkę - potwierdzam skinieniem - i przede mna lądują dwa lodowate półtoralitrowe plastikowe butelki, w których pływają wielkie kawały lodu. Wow! Ale czadowy patent :) Są naprawdę zimne, a powoli topiący sie lód powoduje, że nie nagrzeją się zbyt szybko w bagażu. Kiedy częstuję chłopaków wodą z chrzęszczącym lodem, widzę zazdrość w ich oczach ;) No i w końcu pamiętam o cisnieniu w oponach :D Korzystam z kompresora jadącego w Kajmanowozie. Widzę, że mam jeszcze chwilkę czasu, więc zrzucam kierownicę i na szybko sprawdzam czy nie trzeba dokręcić nakrętki, która fiksuje główkę ramy. W DRce ma tendencję do samoistnego luzowania się - a na tych setkach kilometrów wertepów miała okazję. Ale nie… wszystko ok :) Wojtek [na dużym KTMie] ma już dość zapierniczania za szybkimi DRzetami i postanawia dołączyć do naszej grupy foto-lajtowo-emeryckiej :) Zanim wyjedziemy z miasta zahaczamy jeszcze o serwis KTMa, gdzie było prostowane koło z 1190. “Serwis” to urocza i ciasna kanciapa :) Każdy z nas dostaje “naklejkę mocy” - moja ląduje na baku… No to ruszamy. Zrobiłam dokładny wywiad z Kajmanem i mniej więcej wiem czego się spodziewać - miasteczka, długie proste, 2-3 razy zahaczamy o wzgórza i tam może być nieco trudniej. Ale najważniejsze - żadnych piachów i żadnego koryta rzeki!!! No to ruszamy. Początkowo kluczymy po wąziutkich “uliczkach” w Zagorze. Wąska dróżka co kilkadziesiąt metrów łamie się pod kątem prostym. Biegnie wśród zabudowań i wysokich murków. Pokryta jest drobnym zwirkiem. Nijak sie rozpędzić, nijak wejść szeroko w zakręt, bo po prostu widoczność jest kiepska. W końcu dość kręcenia się - wjeżdżamy na hamadę! I pyrkamy. Temperatura rośnie. Czasem zatrzymujemy się na uzupełnienie płynów, ale wówczas żar uderza ze zdwojona siłą. Dla Stonera :) Co jakiś czas przejeżdżamy przez miasteczka, gdzie droga kręci się ślepymi zakrętami. Na jednym z tych w prawo, wyjeżdżam sobie lajtowo szerokim łukiem [bo przecież ślisko na sypkim] i lecę sobie lajtowo na czołówkę z jakąś osobówką… Jak zawsze w takich momentach mnie paraliżuje i mam ochotę zamknąć oczy ;) Zmieniam kierunek właściwie siłą woli, jakims cudem mijam go z lewej… Brakło jakichś 20cm do kraksy. Od tej pory przed każdym ślepym zakrętem zwalniam i jade przyklejona do zewnętrznej. Wojtek marudzi, że musi z nami jechać, bo strasznie sie za nami kurzy, a on na końcu [nie ma nawigacji]. Po kolejnych kilkunastu km żal mi się chłopaka zrobiło. W sumie, pomyślałam, ja i Wiesiek jedziemy podobnym tempem, to wystarczy nam jedna nawigacja. Oddałam Wojtkowi swojego Garmina, pokazałam najważniejsze funcje i… tyle go widzieliśmy :D Spotkaliśmy się dopiero po południu na miejscu noclegowym. A to ja od tej pory kurzyłam się za 690 :) Upał męczy coraz bardziej. Czuję się niezbyt komfortowo. W końcu przystajemy w jakiejś spokojnej oazie. Dziwnie wygląda zbiorowisko drzew palmowych i zieleni w środku skalistego niczego. Co ważne - pośrodku oazy panuje specyficzny mikroklimat. Powiewa chłodem. Śpiewaja ptaszki… Posilamy się batonem i dowiadujemy się, że szukał nas Wojtek. Że nie wiedział gdzie skręcić na kolejny odcinek offowy i jedzie do celu asfaltem. Po ochłonięciu wsiadamy na motocykle i znów wjeżdżamy do piekarnika. Po minięciu Agdz wjeżdżamy na offa. Pamiętam z “odprawy”, że ten kawałek drogi był kiedyś zmyty i może być “różnie”. Momentami właściwie nie ma klasycznej “drogi”, tylko jedziemy tak mniej więcej po płaskich, ciemnych skałach. Tak plus minus wg tego co pokazuje nawigacja. potem pojawia się kamienisty szuter, którym zjeżdżamy w dół. Robię zdjęcie i tracę Wieśka z oczu na jakie 30sek - to wystarcza, że gdy dojeżdżam do rozwidlenia, nie wiem którą drogę wybrać. Jadę w prawo… ale po jakichś 100m dochodze do wniosku, że jednak źle. Zawracam karkołomnie manewrując na pochyłej, wąskiej, pokrytej kamieniami ścieżce… Gorące powietrze jest nieruchome, wylewam siódme poty. Dojeżdżam do Wieśka w momencie, gdy on zawraca swoje moto - jednak on również źle pojechał. Ponownie męczę się z DRką, powoli tracąc siły i nerwy. Zjeżdżamy w dół… Do rzeki… Albo raczej tego co z niej zostało po wyschnięciu… do koryta… Wkurzona zaciskam zęby i jadę po mojej “ukochanej” nawierzchni. Ale to nic… bo w tym pieprzonym korycie są łachy pieprzonego piachu. Moja bujna wyobraźnia podpowiada coraz to bardziej wyrafinowane epitety, którymi wirtualnie sobie obrzucam Kajmana - a co! Jakos się stamtąd wygrzebuję. Zjazd do pieprzonej rzeki I po przejechaniu wioseczki czeka na nas mała nagroda - piękny, delikatny szuterek :D Na koniec dnia czeka na nas kilkadziesiąt kilometrów asfaltu. Myślę o nim z niechęcią, ale gdy pokonuje kolejne winkle na mojej twarzy pojawia się banan. Jedziemy w górę po idealnej lekko szorstkiej nawierzchni, droga wspina się na przełęcz kapitalnymi, ciasnymi zakrętami. DRka idzie idealnie! To jest jeden z tych dni, gdy “czuję” motocykl - stajemy się jednością. Bujamy się na serpentynach. Domykam kostki i aż piszczę z radości :D Jest cudownie :) Bawię się jak w wesołym miasteczku na rollercoasterze :D No a potem już prawie prosta droga do Warzazat… nudy… Oprócz momentu, gdy w czasie wyprzedzania zamiast piątki wbijam trójkę… Na ułamek sekundy gwałtownie tracę prędkość, a Wiesiek prawie się ze mną zderza… No tak… blondi ;) Dojeżdżamy do hotelu - szybko ogarniamy się i jedziemy do centrum na jakąs przekąskę. Miejsce parkingowe Widok z okna Potem włóczę się po suku… Pralnia Telefony Dentysta Spawalnia Nabywam “skarby Maroka” - olejek arganowy, glinkę ghassoul [niestety nie suchą, tylko rozrobioną w oleju - nie daje się do mycia włosów, ale jako maska na ciało jest super!], daktyle, biżuterię [w końcu trafiam na bransoletkę, która nie jest na mnie za duża ;) ]... Mimo stosunkowo późnej pory miasto tętni życiem. W drodze powrotnej poznajemy różnicę między petit taxi, a grande taxi - tylko te drugie jadą na drugą stronę rzeki, gdzie jest nasz hotel. Było z tym niezłe zamieszanie. Pomocy udzieliła urocza studentka [wydział Informatyki] Sana [?]. Wymieniłysmy się na szybko namiasrami na FB, ale nie udało się skontaktować - żałuję do dzisiaj :( Jest noc, ale temperatura wcale nie spadła. Jest gorąco i duszno. W hotelu ulgę przynosi włączona klima, ale mimo wszystko nie śpię zbyt dobrze tej nocy...
  25. 1 point
    Od tylnego hamulca moja prawa noga dostała choroby wibracyjnej.


×