Skocz do zawartości

Leaderboard


Popular Content

Showing content with the highest reputation on 02.08.2016 in all areas

  1. 2 points
    Lewa, wiadomo że lewa zawsze jest bardziej niż prawa :-P
  2. 1 point
    1227 gr sztuka (suche)
  3. 1 point
    Niech Motokroper tego lepiej nie czyta
  4. 1 point
    Oczywiście, że tak. GSuberalles , to żadne podpierdalanie jak napisałeś ... a gdyby nawet. Nie ma od czego stronić. Nie chodzi o to żeby lecieć z filmikiem , że ktoś zahaczył kołem o ciągłą na długości 20 cm ale np jak zatrzymasz się samochodem przed przejściem dla pieszych i przepuszczasz dzieciaka pod szkołą a jakiś wariat wyprzeda Cię. Sądzę , że wtedy warto zanieść film na na policję i warto być nawet podpierdalaczem.
  5. 1 point
    Też mnie raz wyprowadził w las :-D i wyobraźcie sobie teraz gościa 1,70 w kapeluszu, 60 kg wagi, bez techniki do jazdy w terenie, zawracajacego Dakara na stromej leśnej ścieżce szerokości ok 2m. Po czym robiącego to samo na ścieżce kawałek dalej. Ulica góry bydlińskie, sabaka jego mać :-D Niestety, albo trasa szybka, albo spokojne planowanie, najlepiej z kompa, wbicie adresu i jazda na pałę to tryb "adventure" :-P Pozdro Wytapatalkowane z magicznego pudełka
  6. 1 point
    Bez prawa rejestracji? Znając moc i umiejętności co niektórych da rade :-D
  7. 1 point
    Jest już wersja finalna na ten rok:
  8. 1 point
    Ale coście się uparli tak na wymianę lamp. To się nie zużywa jak napęd. Ja do tej pory nie miałem okazji wymieniać tego elementu z powodu uszkodzenia a trochę motocykli miałem i "kilka" razy w życiu glebę zaliczyłem.... Najwięcej wytłukłem lusterek za czasów DRki.
  9. 1 point
    Ty nie bądź taki mądry! :D
  10. 1 point
    Sielskie obrazki z wieczora nie zapowiadały tego, co stanie się rano... W nocy przyszła burza - grzmiało i padało do rana, a polna droga zamieniła się w korytko z gęstą, klejącą glinianą papką, po której musieliśmy przejechać 800 m do asfaltu.... wyjazd zajął nam chyba 2 godziny i kosztował kilka megadżuli energii - przewracanie siebie i motków, noszenie kufrów, wyciąganie kamieni i błota z zakamarków motocykli żeby te chciały jechać...piękna i pouczająca przygoda! Na tym zdjęciu widać błoto, które wyciągnąłem z wahacza... po wyjeździe z błotnego piekła pojechaliśmy na myjnię. Tam jeszcze znalazłem wielki kamień ukryty w zakamarku wahacza...
  11. 1 point
    Z Viscri skierowaliśmy się na przełęcz Prislop, jednak po drodze rozłożyliśmy się biwakiem na pastwisku w dolinie, jakieś 800 m od drogi.
  12. 1 point
    Zgodnie z ustaleniami zaczęliśmy śmigać po Rumunii szukając miejsc wartych odwiedzenia. Słowem wstępu: uważam, że Rumunia jest nie tylko pięknym widokowo krajem, ale również urozmaiconym kulturowo i etnicznie. Coś jak my, tyle że Oni to cenią i pielęgnują. Mimo widocznej biedy szczególnie w wiejskiej części kraju ludzie są przemili i zawsze starają się pomóc - mieliśmy tego wiele przykładów. wracając do relacji - I33dek została naszym KO-wcem, czyli szukała i wybierała miejsca wizyt. Celem kolejnego dnia był protestancki kościół warowny we wsi Viscri, jednak droga do Viscri wiodła przez Shigishoarę i jej piękne stare miasto. Jeśli miałbym porównywać to chyba do Krakowa, oczywiście z zabudową w południowym stylu. Moim zdaniem miejsce zdecydowanie godne polecenia na kilka wieczornych godzin spaceru. Celem tego dnia była jednak Viscri - dla mnie hit tego wyjazdu. Wieś położona jest w cudownej dolinie połączonej z cywilizacją jedną, dziurawą drogą-może dlatego nie ma tam zbyt wielu turystów. Droga ma ok. 10 km długości, a przed samą wsią wznosi się zapewniając piękne widoki na Viscri i całą dolinę. Wieś zamieszkana była/ jest przez Niemców rumuńskich, dlatego też kościół protestancki. Piękno natury, wiejski spokój i zabytek naprawdę warty odwiedzenia - czego można chcieć więcej?? Kościół jak widać jest warowny - wygląda na to, że Niemcy nie mieli w Rumunii samych przyjaciół...
  13. 1 point
    Ja 44 sidi 45. I cofam to co mówiłem wcześniej, że są za ciepłe. W Rumunii i na Ukrainie momentami był upał i nie zaśmierdły :-). Nie mogę natomiast powiedzieć jak chronią nogi bo zajebiście jeżdżę i ani razu się nie wywaliłem :lol:
  14. 1 point
    Zostaw rybki i pisz książki. Albo wynajmuj się do opowiadania przy ognisku na zlotach itp. imprezach.
  15. 1 point
    ..."Murmańsk qrwa"... W nocy było chłodno... Chłodno, zimno było! Zimno jak diabli! Zajebiście zimno! Było tak zimno, że to zimno mnie obudziło, kilka razy. Zapiąłem sie pod szyję, zaciągnąłem sznurek śpiwora przy głowie tak, że tylko nos mi wystawał i leże i nie śpię z zimna. Leżę i myślę sobie - "zajebiście, super ekstra duper śpiwór sobie kupiłem, miesiąc czytałem, w końcu wybór padł na Kjolena od Fjorda Nansena, pełna poracha!"... I tak śpiąc, nie śpiąc, śpiąc, nie śpiąc jakoś dokulałem do rana. Budzimy się rano (spaliśmy po dwóch), ja wqrwiony jak sto piorunów, do tego myślę sobie że Szary się wyspał elegancko w swoim śpiworku, a ja marzłem jak gówno na śniegu. Pierwsze pytanie Szarego: - Nie było Ci zimno??? - No właśnie było!!! - No mi też, jak diabli! Spać nie mogłem! Ha! Uratowany! Jak już Mular zmarzł, to musiało być zimno, bo On raczej nie marznie, w zasadzie nigdy! :) Czyli z uspokojonym sumieniem, wyszło że jednak nie jestem debilem i śpiwór wybrałem dobrze, powitałem ten piękny dzień :) Szary wstał i poszedł obudzić dwóch pozostałych - drze się za chwilę: - Seeeeeb! Seeeeb! Tu od nich z namiotu po prostu buchnęło gorącem jak odpiąłem! - Jak to??? - No tak to! A Kudłaty i Biały w porozpinanych śpiworach, bo gorąco było niby! Qrwa!!! Ich namiot - Lidl, 170zł chyba, mój namiot - Marabut, pierdyliard złotówek! Okazuje się że mój Marabut może i jest super duper, a właściwie był, jakieś naściie lat temu, bo tyle go mam, ale na lato. I fakt, jak sobie przypomnę, to nigdy się w nim nie zapociłem, nigdy mi para po ściankach nie ciekła, no ale też nigdy nie spałem w nim w temperaturach w okolicach zera, więc nie wiedzialem że on się do tego po prostu nie nadaje. A Lidlowy - nadaje się :) Fakt że ciut tam wilgotno było, no ale ciepło. No ale, oni się pośmiali z nas, my z nich, ale że czas w drogę, to czas wypić kawę, wciągnąć śniadanie - znów bigos :) Karwasz! Jak tam było pięknie! Przede wszystkim kompletna, absolutna cisza! Tylko ptaki. Do najbliższej drogi bylo kilka kilometrów, lasu, doskonale tłumił wszelkie dźwięki. Mimo zimna, humory dopisywały :) Powoli ogarniamy obóz, dogaszamy ogień, żeby nie narobić lasowi kłopotu I w drogę! Ten dzień był dniem dojazdu do miejsca docelowego, ale po drodze mieliśmy... Rzekę :D Z rzeką sprawa jest o tyle ciekawa, że to nie za szeroka rzeka, ale głęboka. Z przeprawy przez nią zdjęć nie posiadam, mamy filmy, ale tutaj już dwóch naszych video operatorów musi się wykazać. Dość powiedzieć że wracając tamtędy Szary i Biały potopili maszyny w piździec :D Tę część również zrelacjonuje Biały, mnie już z nimi nie było, prosto z Sierakowa pojechałem do chaty. Aaaaa, właśnie, Sierakowo! Po to przecież jechaliśmy! Żeby tam dojechać! No to dojechaliśmy! Tam jest... Nie wiem jak Wam to opisać, dla mnie to tam jest raj! Teście Białego mają tam gospodarstwo, normalne ranczo takie. Do tego teściu jest myśliwym, normalnie strzela do ludzi, do zwierząt czasem też. Do tego prowadzi skup dziczyzny. Do tego potrafi wypić, a jak wypije to potrafi opowiadać... Było tam przecudnie! Wspaniali ludzie, cudowne miejsce, wszystko super, tylko ten ziąb... :) Nasz stan wypoczęcia po dotarciu do celu obrazuje dość dobrze ta fotografia Gospodara jest kozacka, taka prawdziwa gospodara, jak ktoś lubi takie klimaty - to raj! Dość szybko postawiono nas jednak na nogi. Rozpakowaliśmy się, przebraliśmy, musieliśmy podjąć decyzję jak śpimy, to znaczy gdzie. Biały co oczywiste w chacie, z żoną i córką - tu Monia mu za bardzo wyboru nie dała. Kudłaty doszedł do wniosku że on ma to w zadzie, wziąl śpiwór, matę i postanowił spać w domu, był wolny pokój. My z Szarym - tutaj też dyskusji nie było, śpimy w namiocie, bezapelacyjnie. Ale w Lidlowym, musimy sprawdzić czy to że zmarzliśmy poprzedniej nocy, na pewno było winą namiotu, czy może jednak śpiworów, czy może siły wyższej? Ale wcześniej musieliśmy się posilić. teściowa Białego specjalnie dla nas przyrządziła coś pysznego, mięsko, z cebulką, na patelni, taką pieczonkę. Zostaliśmy zaproszeni do kuchni, siadamy, teściu polał lufkę, strzeliliśmy, weszła Pani domu... - Czemu Ty im jeść nie dajesz? Tylko kieliszki dzwonią! A głodne chłopy siedzą! Osz stary! Jedzcie chłopaki :) Spojrzelim spode łba na siebie z Szarym, nas do michy prosić za bardzo nie trzeba. Jak tą pokrywkę zdjąłem, jak się zapach rozszedł po kuchni, łoooo matko, jak to pachniało! Opędzlowanie sporej patelni, z wylizaniem zajęło nam jakieś dziesięć minut. W trakcie jedzenia pękła flaszka, potem napoczęliśmy chyba pigwówkę, czy cytrynówkę, nie pamiętam, padło też pytanie z ust Teścia... - Smakuje Wam chłopaki? - No ba! Pycha! - A wiecie co jecie? - Polędwiczkę wieprzową? Cielęcinę? - Dzika... - Jak dzika? Jadłem dzika parę razy i wyglądał i smakował zupełnie inaczej... - No bo to jest młody dzik, taki ze 30 kilo może miał, taki jest pyszny, duży nie zawsze... Tak to wilki się dzikiem posiliły, flaszkę dokończyły, posłuchały opowieści teścia o zwyczajach zwierząt, polowaniach, życiu lasu i zrobiło się ciemno... No to co robimy? Biały mówi że nam pokaże dzika. No i pokazał :) Potem tradycyjnie, ognisko, rozpaliliśmy, do tego jakaś cytrynówka się znalazła, znów było magicznie... Jutro zapowiadał się ciężki dzień, więc już nie siedzieliśmy długo, tym bardziej że w plery ciągnęło fest, mocniej niż wczoraj chyba nawet. Więc poszliśmy w kimono, każdy gdzie postanowił, my do namiotu. Ostro nastawieni że choćby skały srały to śpimy do rana w namiocie i koniec! - Ale jak byście już nie wytrzymywali z zimna to zapukajcie w okno... - Biały z lekkim uśmieszkiem :) Śpimy. Pozapinaliśmy się od razu do oporu. Nagle... Rano! Przeżyliśmy! Nie zamarzliśmy! Zajebiście! :D Szary wychodzi z namiotu, rozpiął namiot, szarpie się z zamkiem od tropiku. Szarpie, szarpie... - Seb, tu jest jakiś lód... I nagle sru! Jakaś warstwa czegoś zsunęła się z namiotu! Mular wyszedł na zewnątrz... - Murmańsk qrwa! Też wygrzebałem się na zawnątrz. Ona to dopiero musiała zmarznąć... Tak, zdecydowanie było zimniej niż poprzedniej nocy, mimo to nie zmarzliśmy. Wniosek z tego taki że śpiwory są ok, to namiot trzeba kupić inny, jeśli myślimy o eskapadach w zimnych porach roku, czy o Murmańsku w przyszłym roku... Pakowanie, poszło sprawnie, śniadanie, ubieranie i dzida! Każdy w swoją stronę, ja do Gdańska, Kudłaty do Piły asfaltem, Szary z Białym do Piły offem, ale ciut inną trasą niż my wcześniej, szybszą, mieli jechać cztery godziny, jechali... osiem :) Bo pod drodze mieli rzekę, tę samą którą przekraczaliśmy dzień wcześniej, tyle że w nocy ciut poprószyło i popadał deszczyk, no i rzeczka ciut przybrała... Ale to już opisze i pokaże dokładnie Biały, mają zdjęcia i filmy szczególnie jeden mi się podoba, wygląda jak film z Titanica :D Ja już zakończę, moje przemyślenia po tym wypadzie są takie że zdecydowanie - nie ważne gdzie, ważne z kim! Bezwzględnie! To my sami i nasza ekipa tworzy klimat wyjazdu. To może być dosłownie krok od domu. Ważne jest nastawienie, entuzjazm, chęci i umiejętność zorganizowania sobie odrobiny wolnego czasu. Samo planowanie wyprawy już jest super zabawą, część planów się realizuje, część weryfikuje życie i trasa. Przygody toczą się jedna przez drugą, zazębiają się, cały czas coś się dzieje. Śmiech miesza się z kurzem, potem, łzami wysiłku jak musisz po raz kolejny podnieść tą załadowaną krowę bo właśnie postanowiła się położyć. Mimo że na codzień nie palisz, fajka smakuje jak nigdy, mimo że raczej nie chlasz na codzień to cytrynówka ze wspólnego kieliszka smakuje jak nektar bogów... Każdy kilometr zapisuje się na dysku twojego mózgu jako kilometr szczęścia. Za parę lat nie będziesz pamiętał stu tysięcy kilometrów drogi przejechanej samochodem, ale te kilkaset kilometrów przejechanych z braćmi o takiej samej zajawce jak twoja zostaną w głowie na zawsze, przynajmniej mojej. Każdy ma jakąś stałą ekipę z którą jeździ, zawsze jest jakiś trzon który jest stały, reszta się dołącza i odłącza, każdy inaczej ten trzon traktuje. Dla nas to nasze stado, wataha, nie wiem w zasadzie jak do tego doszło, że akurat wilki. Dla mnie wilk to zwierzę doskonałe, drapieżnik skończony, idealne dzieło ewolucji. Najwytrwalszy myśliwy, niepoprawny włóczęga, wędrowiec, najbardziej niepokorny i zarazem najbardziej społeczny z mieszkańców lasu. Nie żebyśmy byli jak wilki, tak dobrze nie jest, ale chcielibyśmy być choć w części jak one, albo chociaż móc myśleć tak o sobie. Póki co to jak zabawa w indian za dzieciaka - na chwilę zmieniasz się, zmieniasz cały świat wokół, jesteś wojownikiem, każdy to kiedyś przechodził :) Z wilkami jest tak że niczego nie robią przypadkiem, działają dobrze tylko wtedy kiedy stado jest w komplecie i każdy spełnia swoją rolę, u nas jest podobnie, każdy ma swoją rolę... Znamy się od wielu lat, poznaliśmy przy okazji pasji samochodowej, potem jakoś to samoistnie przeszło w motocyklową. Możemy na sobie polegać w zasadzie w każdej sytuacji. Jest po prostu "wilczo"! :) Od prawej - "Szary Wilk" vel "Mular" - główny tropiciel stada, nie ma rzeczy której On nie znajdzie, czy to wirtualnie czy realnie, jeśli On czegoś nie znajdzie, to znaczy że tego nie ma, nie istnieje. "Biały Kieł" vel "TheMbol" - główny mechanik grupy - potrafi naprawić wszystko, zawsze i wszędzie, nawet w szczerym polu, jest niezastąpiony, robi najlepszą cytrynówkę na bimbrze jaką w życiu piłem. "Kudłaty Łeb" vel "Boro" - jest od zaopatrzenia, jak On kupuje procenty, to nigdy nie zabraknie, już nawet nikt się nie wcina, jak On mówi że trzeba kupić tyle, to trzeba kupić i koniec. "Basior" vel "Seb" - pomysłodawca stada, zajmuję się jedzeniem, gotuję dla stada - dopóki ich karmię to trzymam ich w kupie i nikt nie próbuje mnie wygryźć :) Dla mnie to był koniec tej włóczęgi, do domu jechałem w popadującym śniegu, kilka dni zajęło mi dojście do siebie i powrót do dnia codziennego. Biały dopisze resztę tej opowieści, bo On i Szary postanowili pobawić się trochę w rzece :) Jest już pomysł na kolejną włóczęgę, ale o tym w swoim czasie :) Pozdrawiam Seb
  16. 1 point
    Dzisiaj wybraliśmy się wreszcie na planowany od dawna wypad do zapomnianej już, ale oddalonej od nas około 15km miejscowości Jacków.
  17. 1 point
    Włóczyłem się kilka razy o parę km od tych miejsc, ale jakoś tam nie dotarłem, w tym roku jak będzie chwila, to zajadę, obejrzę okolicę i zobaczę czy nadal konfesjonał i Pani w ruinie stoi :D!
  18. 1 point
    Uważajcie bo na forum jest kilku Jacków i to w różnych kierunkach ;) I zapamiętać trzeba, że wszystkie Jacki to fajne chłopaki ;)
  19. 1 point
    Takie rzeczy tylko w Erze ;-)
  20. 1 point
    Nie czepiaj się Dave. Fajna relacja. Taki serial jakby się kroi. Są kobiety, motocykle, motyw religijny i nienawiść (do tapa). Mi pasuje.
  21. 1 point
    Wysłane z mojego LG-D290 przy użyciu Tapatalka Proszę admina o wklejenie tego do głównego wątku
  22. 1 point
    Po zwiedzanie kościoła zahaczylismy o kamieniłomy. Wysłane z mojego LG-D290 przy użyciu Tapatalka
  23. 1 point
    Wysłane z mojego LG-D290 przy użyciu Tapatalka
  24. 1 point
    Wysłane z mojego LG-D290 przy użyciu Tapatalka


×