Skocz do zawartości

Leaderboard


Popular Content

Showing content with the highest reputation on 21.10.2016 in all areas

  1. 6 points
    Heja, W 2016 roku za cel postawiłam sobie gdzieś pojechać. To ,,gdzieś'' miało być w innym kierunku niż wyszło, miało być też dalej. Miał być daleki wschód- nie wyszło. Gruzja miała być- nie pykło. Jakoś wiosną Wiciu zaproponował Albanię. Eee, no dobra. Może to mi wyjdzie. Jadymy. Wyjazd lawetowy -,- Totalnie nie w moim stylu. Staram się o tym nie myśleć. Wszystkiego trzeba spróbować. Przekonuje mnie brak czasu na dojazdy. Z drugiej strony dojazd drzętką 1400 km? Kiepsko dla tyłka. Start. 16.09.16 Spotykamy się w pociągu. Z Wiciem i Kosmalem trochę się już znamy natomiast z Wojtkiem mamy pierwszy raz. Integrujemy się zatem w Warsie. Potem samolot, nawet dwa i lądujemy w Skopje. W hotelu pusto i cicho. Ekipa już poszła spać. Towarzyszy podróży poznamy dopiero rano. Zerkniemy chociaż na ich motocykle. Dakarówka, jakieś GSy 800, drz400s, xtzty, xtrka, 950, i ja. Wszystkie motocykle wacacane, obładowanie tjuratechami, rotopaxami, z nowymi oponkami. Tylko ja na starych kapciach z sikającą lagą. Fajnie się zaczyna :) Integrujemy się chwilę z organizatorem, przepakowujemy i kładziemy spać. Jutro zaczyna się przygoda. Podekscytowanie nie pozwala szybko usnąć. Wyobraźnia pracuje. Będzie dużo offu, będzie niezła orka po kamienistych szlakach, będą biwaki, ognisko, rozmowy, nie będzie miętkiej gry. No, fajnie będzie. Na pewno :)
  2. 4 points
    Google twierdzi, że poniższe zdjęcie zostało zrobione o 5:30 rano. Nie wiem, z pewnością ja byłam wtedy w ciepłym śpiworze w namiocie. Mimo bliskości wody, noce są ciepłe i suche, fajny ten wrzesień ;) poranne mgły: rano ruszamy znów na track, mniej więcej równolegle do DK 22, w kierunku Chojnic. Może w końcu uda się dotrzeć na te legendarne Kaszuby ;) Betonowa droga z lat 30.tych i ochrona przeciwczołgowa. Ciekawe, czy jeszcze działa ;) W okolic Bornego musimy jeszcze powalczyć z drogami leśnymi (ale dopuszczone do ruchu), gdzie na szutrze znajdują się resztki asfaltu, niekiedy wystające na 10 cm. Slalom to mało powiedziane. Ale dalej jest lepiej. Niekończące się leśne dróżki Jagna i jej ulubione wersja of fu, czyli lajt-off ;) Gdzieś przed Człuchowem trafił nam się ulubiony motyw tracka robionego palcem po mapie, czyli oficjalnie droga jest, a realnie, no cóż ;) Ale przecież widać, że jakiś traktor jechał jakiś czas temu, no to co, ja nie dam rady? Ale kilkaset metrów dalej krzaki były wyższe od Rafa, więc wybraliśmy jazdę ścierniskiem. Obiad w Chojnicach i kierujemy się na północ. Można powiedzieć, że w końcu jesteśmy na Kaszubach! Pogoda robi się bajeczna: Tylko ciut offa nam zakostkowali! Jedziemy cały czas na północ wzdłuż jeziora Charzykowskiego: Dróżki rewelacyjne Raf szaleje na KTMie, moja DR tyle nie wyciąga ;) Nie wiem, po czym takie czerwone rżysko: (ale z chęcią się dowiem ;) ) Taaa daaaam! Swornegacie do już stuprocentowe Kaszuby! ruszamy w szuter-autostrady (legalne!) na północ. Mostek nad Brzycą: Piękne lasy, piękne szutry, piękne Kaszuby. Laska też piękna ;) W lasach są zagubione małe wsie, albo pojedyncze gospodarstwa. Układając tracka, byłam pewna, że w dużej mierze prowadzi lokalnymi asfaltami (tak wyglądało na zdjęciach satelitarnych), a tu proszę - piękne szutry i piachy! Jedna z takich zagubionych wioseczek: Myślałam, że do Kalisza ciut dalej ;) I w prawo ładnie, i w lewo! Jadąc trackiem na północny wschód widzimy dziesiątki pięknych dróg we wszystkie strony. Jest potencjał na dłuższe latanie! cdn
  3. 3 points
    Nie dzieliłem, za leniwy jestem :) , ale wieczorem sprawdzę ile dokładnie ta mapa waży i napiszę Takie specjalne do motóra :-D . A zrobili tak wlaśnie specjalnie w tych motocyklowych bo jak mapa mniej waży to i motocykl mniej waży :-D
  4. 3 points
    Na początku 1945 żołnierze niemieccy opuścili Groß Born, po czym zajęła je Armia Czerwona. Utworzono tu doskonale strzeżoną bazę Północnej Grupy Wojsk. Mimo że obszar ten został w 1945 formalnie włączony do Polski, a w ewidencji gruntów figurował pod nazwą „tereny leśne”, to faktycznie był on oderwany od Polski. Do 12 października 1992 wojsko radzieckie (później już rosyjskie) liczyło 15 tysięcy żołnierzy. W kwietniu 1993 miasto zostało przekazane polskim władzom cywilnym i rozpoczął się proces zasiedlania. Teraz miasto liczy prawie 4,5 tys. mieszkańców. Borne to schludne, ładnie rozplanowane miasteczko składające się z kilkudziesięciu bloków – przedwojennych koszarowców. Na mnie zrobiło wrażenie nieco sanatoryjne ;) Podobno przeprowadziło się tu dużo górników na emeryturze, może dlatego ;) Nico gorzej jest na obrzeżach, gdzie można znaleźć jeszcze niezamieszkałe budynki, choć nie są to jakieś rozpadające się ruiny. Po prostu opuszczone budynki. Najważniejsze dwa „zabytki” niestety są w najgorszym stanie. To ruiny (w zasadzie fundamenty) willi Guderiana – jednego z najważniejszych hitlerowskich generałów, oraz kasyno. Pamiętam, jak w 2003 był to po prostu zamknięty budynek – do remontu. A teraz? Ehhh… Kolejny przykład, że trudno zmusić osobę prywatną o dbanie o zabytki… a w środku takie smaczki, jak sala koncertowa na 1000 osób. Chyba nie musze pisać, że Rosjanie oddali nam to w stanie bdb? Tu jeszcze przedwojenny stan: Na szczęście większość budynków w mieście jest użytkowana i wygląda tak: Choć da się zauważyć mnóstwo mieszkań na sprzedaż. Dla zainteresowanych całkiem fajny artykuł. my postanawiamy zajrzeć na leśne pole namiotowe, którego koordynaty mamy w Garminie. Zakupy w Biedronce (motków pod sklepem pilnuje nam miejscowy żulik-inteligent, przy okazji przeprowadzając z nami bardzo interesującą rozmowę), tradycyjnie śledź w tomatach w puszce + białe wytrawne i możemy jechać. Jedziemy na zachód, betonową drogą, zapewne również made in III Rzesza. Gdzieś po prawej nad jeziorem Pile, ma być pole. Tyle, że nie ma żadnej drogi w bok. Coś nie tak. Już mam zawracać (niestety mapa leśnych pól namiotowych online na telefonie nie chce działać i nawet nie ma jak sprawdzić), gdy Raf zauważa ścieżkę w bok. I nawet po kilkuset metrach jest znak „do pola namiotowego” A pole normalnie pięciogwiazdkowe! - a kupiłaś zapałki? - eeee, myślałam, że Ty kupisz… No pięknie. mamy kuchenkę, mamy garnczek od Kuby i co?? Znów będziemy skazani na wino? I bez ogniska? Mamy jednak szczęście. Na pola zajeżdża na chwilę terenówka, a my napadamy kierowcę z pytaniem o zapalniczkę. Jesteśmy gotowi odpalić nawet papierek od zapaliczki samochodowej, kiedy pan z uśmiechem wręcza nam zapałki. Miłego ogniska! Uff, znów nas ktoś „ratuje” ;) I możemy spędzić romantyczny wieczór przy ogniu, w środku lasu... cdn.
  5. 2 points
    Montana raczej nie ma takich ograniczeń jak urządzenie opisywane wyżej ... to jakieś tam 550 :-P
  6. 2 points
    Z Kłomina (zatrzymujemy się tylko przy pomniku ofiar oflagu) lecimy asfaltem do Bornego. Kamyk dzień wcześniej opowiadał nam o Kłominie i coś wspominał o pieknych wrzosowiskach. Mmmm, wrzosowiska we wrześniu... może być pięknie ;) Tyle, że nie do końca załapaliśmy gdzie one są ;) Za to widzimy znak leśny na wieżę widokową i piękny szuter. Od razu skręcamy, choć to w bok od naszego tracka. Czy już pisałam, że w końcu mamy pogodę? Czy to nie przypadkiem rzeczone wrzosowiska?? Sesja foto w takich okolicznościach przyrody obowiązkowa ;) KTM się pręży ;) Fragment sesji dla Rafa i jego nowego nabytku: Na mojej DR to już nie robi wrażenia ;) Właśnie jej przeleciało 35 000 ;) Droga przez wrzosowiska ma chyba 7 km I czasem są ślady asfaltu Tu właśnie ćwiczył Rommel z Afrika Korps. I na pewno testowali tu BMW i Zündappy, głowę daję ;) Leśny (ale legalny) szuter krzyżuje się z gminną drogą, która zakręca na północ i znów prowadzi nas w stronę Bornego. Ciężko określić typ nawietrzni. Na pewno był tu kiedyś asfalt. Zostało go jakieś 30-40%, ale podbudowy tłuczniowej brak. Obstawiam, że to wyrób radziecki ;) Jazda przypomina slalom i naprawdę byłoby dużo lepiej gdyby tych resztek asfaltu nie było. Dojeżdżamy w końcu do Bornego Sulinowa i doznaję lekkiego szoku, szczególnie po Kłominie. Borne jest: -ładne -zadbane -czyste -zielone - i ma Biedronkę ;) I znów mały, tym razem rysunkowy ;) rys historyczny ;) Uwielbiam stare mapy. Mogę godzinami analizować przedwojenne mapy zachodniej Polski i porównywać. (choć niestety porównanie to wypada najczęściej na niekorzyść. Był folwark - nie ma. Był młyn â- nie ma. Była fabryka - nie ma...) Borne Sulinowo powstało pod koniec lat 30. XX wieku, nie załapało się więc na wydruk najważniejszej niemieckiej mapy - Meßtischblatt. Ale znalazłam je w pełnej krasie na amerykańskiej sztabówce z 1952, zapewne kalce mapy niemieckiej. Widoczny cały zamysł miasta. A tak prezentowało się Borne według map polskich (do dziś nie wydano nowej mapy topograficznej!) Oczywiście, gdyby wtedy ktoś chciał tę "wioseczkę" odwiedzić, to i tak by go cofnęli na szlabanie ;) A tak Borne wygląda na aktualnej, cyfrowej mapie. W Bornym nie zmieniło się prawie nic od 90 lat, a jaka różnica na mapach ;) Tyle kartografii :D cdn. PS - ciekawa jestem, co o takich radzieckich miejscowościach wiedzieli okoliczni mieszkańcy?
  7. 1 point
    Asia - pomimo iż czytałem to i tak mi sie chce czytać jeszcze raz...no i oglądać ;-)
  8. 1 point
    Klawisz Ci się zaciął? Mogę poprawić ;)
  9. 1 point
    i to rozumiem. nawigacja dla prawdziwych advenczerów co się przygód nie boją ;)
  10. 1 point
    Zważyłem - 4.24 czyli waży mniej o 1,6 niż mój kot. Działa na montanie, i na oregonie.
  11. 1 point
    pytanie jest takie: po co sciagac stara mape jak jest nowa?Poszla na PW mapa EU co ma blisko 4gb, dziala i jest chyba wszystko na niej.
  12. 1 point
    Ależ da się :) Ja mam chyba z 2014 czy jakoś tak sam nawet nie wiem , a i tak wolę topo bo tam są te ścieżki dla koni i wołów i osiołków :)
  13. 1 point
    Napisałem po co - po to żeby nie dzielić ;) Jeśli nie da się w dzisiejszych czasach żyć z mapą z zeszłego roku bo ta nowa jest tak bardzo lepsza - to nie było wpisu ;)
  14. 1 point
    I sprawa rozwiązana :) , a ja i tak jak gdzieś jadę to zapycham jakąś topo danego regionu z dziwnymi drogami dla koni i wołów, a reszta to mi tam lotto i tak są jakieś tam drogowskazy :) Ja ? :shock: :-D ja się znam na tyle, że wiem w którym jest ekran większy, a w którym mniejszy i wolę większy bo gówno widzę w mniejszym :)
  15. 1 point
  16. 1 point
    CN Europe 2016.10 waży 3,3 GB - po co zawracać sobie głowę dzieleniem? No i ciekawe czego taki 3,3 GB CN nie ma w porównaniu do tego 4,5 GB...
  17. 1 point
    Ty, PSZECZYTA :-)) Padre, weź go ochrzcij odpowiednio. Może "Jey Miodek"?
  18. 1 point
    No i w Bornym swego czasu odbył się forumowy zlot kilkaset metrów od kasyna i willi Guderiana. ;-)
  19. 1 point
    Mapa zaplonu I tlumik zmieniony I zalozony tzw Throttle Tamer czyli manetka gazu o dluzszym skoku. Dzwigienki do zmiany. Nic sie nie dzieje, ale profilaktycznie...
  20. 1 point
  21. 1 point
    Przedstawię taką typową wycieczkę , którą można nazwać też BMW w podróży .Punkt pierwszy to pakowanie jak widać ważną rolę pełni Toyota By po 4 godzinach zatrzymać się na popas przed Presovem Po chwili można pociągnąć łyka czapowanego Tak jakoś dziwnie wyszło , że nasze odczucia podczas tej wycieczki są dziwnie zbieżne. Granica poszła w miarę sprawnie i co dziwne to kontrola "naszych" służb była bardziej opieszała. Za kordonem tankowanie i próba znalezienia bankomatu , zakończona niepowodzeniem. Ponieważ dzień się kończył a sprawę noclegu mieliśmy uzgodnioną ze znajomym franciszkaninem , pozostało nam go tylko odnaleźć . Te pierwsze kilometry od Użgorodu do Serednie nie dały nam tak naprawdę poczuć jakie atrakcje będą nam towarzyszyć nestępnego dnia. Wieczór spędziliśmy na długich rozmowach sącząc wino z klasztornej winnicy. Poranek był mało zachęcający bo niebo płakało , ale horyzont obiecywał lepszą pogodę . Ponieważ wycieczka była spontaniczna to planu zbyt wiele w niej nie ma , długo też dokonywaliśmy wyboru celu podróży na dzisiejszy dzień . Ostatecznie zapadła decyzja że jedziemy w kierunku Rachowa a później się zobaczy. Podobnie jak dnia poprzedniego , nie mogliśmy złego słowa powiedzieć na temat pierwszych kilometrów do Mukaczewa , gdzie udało się znaleźć bankomat , udało się w nim podjąć 1000 hrywien nie było zgody na 3 tysiące . Za Mukaczewem Ukraina zaczęła pokazywać swoje prawdziwe, skrywane do tej pory oblicze. Droga zmieniła się na taką trochę gorszej jakości , a kierowcy na takich którym się bardzo spieszyło . Na szczęście tylko raz zrobiło mi się gorąco , gdy kierowca z przeciwka zaczął wyprzedać , bo wydawało mu się że ja zjadę bardziej na prawo . W tej atmosferze i na szczęście bez opadów dotarliśmy za Boczków Wielki , gdzie zatrzymaliśmy się na krótki popas. Gdyby była możliwość, to ze względu na uciążliwość jazdy na tym odcinku , z chęcią przeskoczylibyśmy na stronę Rumuńską , która była na drugim brzegu. Nawet wprowadziłem do nawigacji kierunek Seret . Odcinek od Rachowa do Tatarowa , można określić tylko że istnieje , chociaż lepiej byłoby gdyby to był odcinek szutrowy. Wyrwy , wyrwy , dziury , niektóre całkiem spore i do tego ciężarówki które okres świetności mają już dawno za sobą . Trzeba cały czas być mocno skoncentrowanym aby nie zaliczyć jakiejś wpadki. Od Jaremczy zaczynamy myśleć o noclegu i pierwszy wybór pada na Kołomyję . Wybrany wariant nawigacji po najkrótszej ścieżce , sprawia że do miasteczka wjeżdżamy niejako kuchennymi drzwiami. Zasadniczo nie muszą się w takich miejscach martwić instalacją progów zwalniających , niektóre uliczki są tylko z luźnego kamienia , albo z dziur . W takich warunkach wolna jazda jest samoczynnie wymuszona. Pisząc te słowa ,za oknem dalej lekko szare niebo , poważnie myślę o ucieczce do Rumuni , przez Zaleszczyki
  22. 1 point
    Jedziemy przez niekończące się lasy dawnego województwa pilskiego. Czasem się zastanawiam, czy tu w ogóle ktoś mieszka ;) Dojeżdżamy do miejsca, gdzie w latach „zimnej wojny” przechowywano głowice jądrowe do rakiet. To jakieś 10 km na północ od Wałcza. Oczywiście wtedy ściśle tajne. Dziwna to była niepodległość, kiedy obce wojska robiły u nas, co chciały… Niewiele się zachowało, a szkoda. Jak się ma latarkę, można się wczołgać do środka. Ja miałam okazję tam być, kiedy nie było to jeszcze zasypane, chyba w 2003. I wyglądało to wtedy jakoś tak: Miałam okazje widzieć fotki zrobione tuż po opuszczeniu obiektu przez Rosjan. Były w stanie idealnym. No cóż, złomiarze dali radę nawet pancernym drzwiom, podobno odpornym na WSZYSTKO ;) Wyglądało to tak (zdjęcie z innego, zachowanego obiektu): Ja się czasem zastanawiam: był sobie obiekt, który teraz przyciągałby turystów. Wystarczyło pilnować przed złomiarzami. Czego zabrakło? Wyobraźni? Pieniędzy na 2 etaty ochroniarzy? Ehhh… Resztki (niestety nie robiące wrażenia, chyba, że wejdzie się do środka, ale oczywiście jest to nielegalne) są dobrze oznaczone i opisane – jeden plus. Ruszamy dalej na północ, w stronę Bornego. Przed nami nieistniejące już miasteczko, obecnie osada leśna Kłomino, zamieszkała przez 12 osób. Uwaga, będzie rys historyczny ;) W latach 30tych XX wieku, kiedy Rzesza Niemiecka zaczęła myśleć o podbiciu Europy, powstało mnóstwo nowych koszar i innych obiektów wojskowych na wschodnich rubieżach Niemiec. Borne Sulinowo, Kłomino, Żagań, Tomaszowo, Wędrzyn – można by tak długo wymieniać. Większość tych obiektów po wojnie nie straciła charakteru wojskowego, ale zmieniła właściciela i nie byli to niestety Polacy. Borne Sulinowo to dawna niemiecka wieś Linde, przemianowana później na Groß Born. Już w 1919 założono na południe od Linde poligon, a w latach 30. wysiedlono ludność i wybudowano koszary. 1936 zakończono budowę miasteczka militarnego dla szkoły artylerii Wehrmachtu, którego otwarcia dokonał 18 sierpnia 1938 Adolf Hitler. W garnizonie Groß Born stacjonowały jednostki dywizji pancernej Heinza Guderiana. Na poligonie ćwiczyły oddziały Afrika Korps dowodzone przez gen. Rommla. Na południe od Bornego istniał obóz niemieckiej Służby Pracy, zwany Westfalenhof. Później zorganizowano tam obóz jeniecki. W listopadzie 1939 roku w stalagu znajdowało się 6 tysięcy polskich jeńców wojennych oraz 2300 cywilów aresztowanych na terenach Polski. W 1940 roku miejsce to zajął Oflag II D Gross-Born. Do polskich jeńców dołączyli Francuzi i Rosjanie. Przetrzymywany był m.in. Leon Kruczkowski, a także trafiła tu duża część żołnierzy powstania warszawskiego. W lutym 1941 w obozie było 3731 Francuzów, a w styczniu 1945 – 5391 Polaków. W okresie powojennym rozebrano 50 budynków poniemieckich, by odzyskać cegłę do budowy Pałacu Kultury w Warszawie. Po przejęciu przez Rosjan Westfalenhof przemianowano na Gródek, wybudowano tu bloki, szpital, garaże, sklepy i kino. Miasto opustoszało dopiero w 1992 roku, kiedy wyjechali stąd ostatni żołnierze rosyjscy. Nazwano je Kłomino. Jeden z przedwojennych budynków przejęło nadleśnictwo, kilka jest prywatnych. Pozostały dwie ruiny: Ta lepiej utrzymana: Podsumowując: Rosjanie pozostawili nam 20 lat temu kompletne miasteczko. A teraz mamy krajobraz postapokaliptyczny… Nie mogłam wyjść ze zdumienia, jakim cudem w całości uchowała się poniemiecka droga z kostki granitowej, kilkukilometrowa. Teren dookoła resztek Kłomina zarasta lasem i tylko gęsta sieć dróg zdradza, że coś tu było. I na tym kompletnym odludziu o mało co nie przejechał mnie na skrzyżowaniu LandRover leśniczego. Ani on, ani ja nie spodziewaliśmy się, że coś może z boku wyjechać… Na szczęście zdołałam wyhamować i auto przejechało metr od mojego przedniego koła… Ruszamy do Bornego. Czas zobaczyć jakieś lepiej zachowane budynki ;) cdn.
  23. 1 point
    Bunkry co prawda były, ale i tak było… fajnie było! Lało całą noc. No cóż, nie będzie się za to kurzyło ;) Zakręcamy na wschód w stronę Tuczna, bynajmniej nie asfaltem ;) Nie kurzy się, faktycznie ;) W okolicy kupa leśnych dróg dopuszczonych do ruchu, to te z zielonego drogowskazu: Piękne , lajtowe offy, od czasu do czasu mijamy jakieś wioseczki na środku niczego i zastanawiamy się, z czego ludzie tu żyją. Zamku w Tucznie chwilowo nie obejrzymy, remont Łapie nas krótki deszcz (wrzesień w końcu), ale nie zdążył nas przemoczyć. Dalej na wschód, równolegle do DK 22: Mając na uwadze ostatnią fascynację Rafa historią II wojny na ziemiach zachodnich, wynalazłam po drodze ciut miejsc godnych uwagi. Tuż za Tucznem, w Strzalinach, można pooglądać zniszczone bunkry na tzw. Wisielczej Górze. Bunkry były częścią umocnień Wału Pomorskiego i jeden z największych obiektów tego typu. Powstały w latach 1935 – 1938 r. Obiekt był oblężony w 1945 przez Armię Czerwoną. Bunkry zostały po wojnie wysadzone ale zostały ocalone częściowo podziemia, które można dziś zwiedzać. Na zwiedzanie się nie załapaliśmy, trzeba by się wcześniej umówić. Tu więcej info Jadąc takim asfaltem ma się wrażenie że to obszar zapominany przez boga i ludzi… ... a ja mam jeszcze skojarzenia z The Walking Dead ;) tylko liści na drodze brakuje ;) Dojeżdżamy do Wałcza, gdzie krzyżują się w centrum miasta dwie krajówki. Oj, fajniej było w lesie, niż w korkach! Jemy szybko obiad i wynocha z miasta ;) Kolejne bunkry przed nami. Tym razem porządne, do zwiedzania. Taaa, tyle, że poniedziałek to dzień święty muzealników ;) Więc tylko przez płot: Bunkry, położone przy ulicy Południowej w Wałczu, to także fragment umocnień Wału Pomorskiego. Obiekty wybudowane w latach 1932 – 1935 miały za zadanie bronić nie tylko Wałcza, ale także szosy biegnącej w kierunku Piły oraz linii kolejowej. W ich skład wchodzi kilkanaście obiektów. Trzon stanowią dwa schrony typu B tzw. B – Werki. Więcej info tu. Robimy małą pętelkę na północ, bo Raf nigdy nie był w Bornym Sulinowie. A ja byłam tam ostatnio chyba w 2001, kiedy miasto było jeszcze na wpół opuszczone. Ciekawe, ile się zmieniło. Ale najpierw trzeba załadować kolejnego tracka, bo pierwszy za nami. cdn.
  24. 1 point
    Redziu, co Ty na to? :-D Wysłane z...
  25. 1 point
    Kto wie co się działo z motocyklem, że do tego doszło. Żeby pękł taki wahacz, to moim zdaniem musi dostać z jakiegoś kamulca albo coś. Zresztą tak było z tym KTMem od wahacza rozwalonego Każdą sprawę trzeba by zbadać indywidualnie. A przecież mogło być tak, że wahacz dostał z kamienia mocno, ale nikt tego nie sprawdził. I po paru tysiącach pękł w tym miejscu, gdzie był osłabiony czy nadpęknięty.


×