Heja,
W 2016 roku za cel postawiłam sobie gdzieś pojechać.
To ,,gdzieś'' miało być w innym kierunku niż wyszło, miało być też dalej.
Miał być daleki wschód- nie wyszło.
Gruzja miała być- nie pykło.
Jakoś wiosną Wiciu zaproponował Albanię.
Eee, no dobra. Może to mi wyjdzie.
Jadymy.
Wyjazd lawetowy -,- Totalnie nie w moim stylu.
Staram się o tym nie myśleć. Wszystkiego trzeba spróbować. Przekonuje mnie brak czasu na dojazdy. Z drugiej strony dojazd drzętką 1400 km? Kiepsko dla tyłka.
Start. 16.09.16
Spotykamy się w pociągu. Z Wiciem i Kosmalem trochę się już znamy natomiast z Wojtkiem mamy pierwszy raz. Integrujemy się zatem w Warsie. Potem samolot, nawet dwa i lądujemy w Skopje.
W hotelu pusto i cicho. Ekipa już poszła spać. Towarzyszy podróży poznamy dopiero rano. Zerkniemy chociaż na ich motocykle.
Dakarówka, jakieś GSy 800, drz400s, xtzty, xtrka, 950, i ja.
Wszystkie motocykle wacacane, obładowanie tjuratechami, rotopaxami, z nowymi oponkami.
Tylko ja na starych kapciach z sikającą lagą. Fajnie się zaczyna :)
Integrujemy się chwilę z organizatorem, przepakowujemy i kładziemy spać. Jutro zaczyna się przygoda.
Podekscytowanie nie pozwala szybko usnąć.
Wyobraźnia pracuje.
Będzie dużo offu, będzie niezła orka po kamienistych szlakach, będą biwaki, ognisko, rozmowy, nie będzie miętkiej gry. No, fajnie będzie. Na pewno :)