Skocz do zawartości

Leaderboard


Popular Content

Showing content with the highest reputation on 15.12.2015 in all areas

  1. 4 points
    i jeszcze łzy......... ze śmiechu :lol:
  2. 4 points
    Autorowi wątku zależy na terenie, a Terenos nie jest ściemniaczem, sama ksywa mówi o tym, że facet wie co mówi! :lol:
  3. 4 points
    Do autora wątku: podjedź do Fordonu i obejrzyj sobie Dakara u Terenosa - to może tak na początek bo na tym forum w kwestii wyboru moto niczego mądrego się nie dowiesz :lol:
  4. 3 points
    No i znowu trzeba gratulować, ja pierdziele... :lol:. Jak to kiedyś mądrze powiedział jeden ze sprzedawców w salonie Suzuki w Toruniu - "i tak wszyscy skończymy na GS-ach" :lol:
  5. 3 points
    Za to, to powinieneś Jarek dostać bana na co najmniej miesiąc.
  6. 3 points
    No i z zadrsosci, ze ona ma nowe, a ja nie wyladowalem ponownie u dilera i dalem mu smiesznie niska oferte na jeden z motocykli, ktory mi sie tam spodobal, aktory chodzil mi po glowie od 10 lat. Jasna dupa, oferte przyjal :shock: Afryka musi poczekac Jest Radosc!
  7. 2 points
    Mila, genialny wyjazd. Mnóstwo szutrów, przepiękne widoki, ciekawe miejsca... Dodatkowo okraszone historia i lokalna kuchnia. Fotki zrywają beret z głowy... Zazdraszczam bo sam bym pojechał :) To jest bardzo słuszna koncepcja. Ten kierunek... Myślę, że bardziej David Gilmour jeśli chodzi o samą muzykę ale zgadzam się na 100%.
  8. 2 points
    W końcu "skóre" już masz ;) :lol:
  9. 2 points
    DZIĘKUJEMY WAM !!!! Jak zwykle byliście niezawodni. 700 sztuk kalendarzy rozjeżdża się w świat. Siedemset! Ostatnio usłyszeliśmy, że to już liczby pasujące do wydawnictw ;) Każda jedna złotówka zysku trafi po końcowych rozliczeniach do syna Iziego -Rafała. Poinformujemy Was mailowo, ile udało nam się wspólnymi siłami uzbierać. Dziękujemy za wszystkie miłe słowa przysyłane mailowo, za informacje, że kalendarz dotarł cały i zdrów ;) Jesteśmy Teamem - IZI Meeting Teamem, ale nie jesteśmy anonimowi. Więc na koniec pozwolimy sobie wymienić wszystkich, którzy przy kalendarzu pomagali: Wilczyca - dzięki niej polskie przesyłki do Was docierają, jesteśmy pełni podziwu, że jedna osoba może spakować tyle paczek! :) Vincent - nasz utalentowany Holender - grafik Max - informatyk, który panuje nad naszym internetowym sklepem Bliźniak, Szymek - przekazują Wam kalendarze do rąk własnych, a Bliźniak dodatkowo liczy Wasze przelewy Sambor - jemu zawdzięczamy ideę kalendarza No i ludzie spoza teamu: Szatan z Touratecha - dzięki za pomoc kurierską Hubert - dzięki za wydawanie kalendarzy w Warszawie No i Jagna pisząca te słowa, czyli pani od korespondencji ;) Mam nadzieję, że nikogo nie pominęłam... Dziękujemy!
  10. 2 points
    Romet ADV ma pot i krew na manetkach :lol:
  11. 2 points
    ridiculously low offer - czuwaj
  12. 1 point
    Sprzedaję bo mi syn emigruje na wyspy a nie będę jeździł na zmianę dwoma autami ;-) , jego audi S3 powinno mi wystarczyć na jakiś czas . opis jest szczery do bólu i zawiera wyłącznie prawdziwe informacje . możliwa zamiana na motocykl - jeszcze mam miejsce w garażu :-D ... http://allegro.pl/show_item.php?item=5861949798
  13. 1 point
    Tylko testowy. Po wpychaniu.
  14. 1 point
    Idąc tym tropem gdyby autor wątku zabłądził do salonu ROMET a sprzedawca byłby kumaty to NEW ADV stanie w garage :lol:
  15. 1 point
    W Toruniu nie ma takich wysokich wieżowców bo kościoły byłyby za mało widoczne :-)
  16. 1 point
    Eeeee... Jarek, nie masz tam jakichś zaworów do wyregulowania?
  17. 1 point
    Spory niesmak pozostawiają te fotki.
  18. 1 point
  19. 1 point
    Przy obecnym kursie to bardziej się opłaca wysyłać za ocean :-D
  20. 1 point
    Wiedzialem, wiedzialem że ten damski to tylko przygotowanie gruntu pod ten męski! :-)
  21. 1 point
    Trampek to pikuś przy afryce :-D
  22. 1 point
    Żarty żartami, ale mając do wyboru dakara i trampka polecanie strucla z XIX wieku (znaczy trampka) jest jednak trochę niepoważne ;).
  23. 1 point
    Czwarty i ostatni dzień wyprawy. Wstaję przed szóstą, w głowie lekki szum spowodowany zapewne świeżym, górskim powietrzem ( nieopatrznie na całą noc zostawiliśmy otwarte okno). Ubieram się i wychodzę z hotelu, by poobserwować budzące do życia się miasteczko – Żabie, legendarną stolicę huculszczyzny. Głównym gwoździem programu wczorajszego dnia miała być wieczorna wycieczka szutrówką, wzdłuż Czeremoszu w kierunku granicznego pasma Karpat, niestety gwóźdź w Yejyej’owej oponie okazał się być ważniejszym. Trudno. Taki los, ale ja tu jeszcze wrócę…Szwędam się po rynku, odwiedzam bazar i chłonę miejscowe klimaty. Wkrótce spotykam Dziadka, który podobnie jak ja, odurzony górskim powietrzem, zapragnął wyjść na ulicę…Razem, postanawiamy zajrzeć do miejscowego lokalu, by napić się kawy i poobserwować tutejsze życie. Siadamy przy stole, wtapiając się w otoczenie, a kątem oka śledzimy salę. Do lady podchodzi góral, nie żeby menel, widać że zwykły, zapracowany człowiek. Na stojąco wypija setę, płaci, wychodzi, całość trwa ze 30 sekund. Następni. Chyba podróżni, bo z tobołkami, zamawiają po secie z zakąską (pomarańcza pokrojona na ćwiartki). Jest 7-ma rano, ot zwykły dzień pracy się rozpoczyna…Wracamy do hotelu, szybkie śniadanie i w drogę! Dzisiaj ciężki dzień, do pokonania ponad 300 km ukraińskich dróg, a potem jeszcze 400 km do domu…Powrót już bez żadnych niespodzianek, bez względu na stan nawierzchni ciśniemy do przodu, nawet zdjęć już nie robię, no może jedno… Ukraińskie drogi, to pewne wyzwanie dla zmysłów, szczególnie wzroku. Niczego nie można być pewnym, nawet jak asfalt jest względnie równy, zawsze może się trafić dziura o głębokości 20cm. Najlepiej jest jeździć na stojąco, wtedy pole obserwacji jest nie co lepsze. Szutry są zdecydowanie bardziej przewidywalne. Najgorszą odmianą ukraińskich dróg są dziury połączone wąskimi skrawkami asfaltu. Wtedy jest slalom, można oczywiście walić na wprost, ale nigdy nie ma gwarancji, że nie napotka się tej jedynej, trochę głębszej, która odkształci felgę, bądź z siodła wyrzuci. Po siedmiu godzinach jazdy jesteśmy na granicy. Jestem zmęczony, ciągłe napięcie i koncentracja robią swoje. Na granicy drobny zgrzyt, celnik ukraiński wyczuł krew i łatwą zwierzynę. Pomimo wysiłków, skurwysynowi nie udało się zatrzeć pozytywnego obrazu Ukrainy jaki wyniosłem z ostatnich dni. Jesteśmy w Polsce!!! Przed nami cudowne, polskie drogi, zero dziur, człowiek jedzie beztrosko, delektując się widokami. Mijamy Arłamów i walimy na Przemyśl. Powoli rozjeżdżamy się do swoich domów. Za Lublinem zostaję sam, mija 14-ta godzina jazdy, jest noc i zaczynam zasypiać. Nie pomaga nawet jazda na stojąco. 60 km przed domem zatrzymuję się, ostatnią butelkę mineralnej wylewam na głowę. Pomaga. Po północy szczęśliwie docieram do domu. Wchodzę do napełnionej wodą wanny i zasypiam… Panowie, dzięki za wyjazd i towarzystwo. To była moja najlepsza wyprawa w życiu… Koniec.
  24. 1 point
    Wracamy na nocleg do Kamieńca, ale to wcale nie oznacza, że idziemy spać. Ooo! Co to, to nie! Manewry związane z szukaniem noclegów mamy już opanowane: za dnia ja jadę zawsze jako pierwszy, gdy zbliżamy się do miasta w którym zamierzamy zanocować zwalniam, daję ręką znać Jackowi aby prowadził, a ten bez pudła kieruje się do hotelu (jakby znał drogę i wiedział z góry, gdzie zanocujemy), zatrzymuje się, wchodzi do środka, za kilka minut wraca z powrotem oznajmiając, że dwa pokoje na nas czekają. I tak jest za każdym razem. Naprawdę nie wiem jak on to robi… Zdjęć z hotelu nie mam, ale tym razem był to bizantyjski przepych okraszony neonami z Las Vegas. Jedyne zdjęcie jakie cyknąłem, zrobiłem leżąc w hotelowym łożu, przez otwarte okno… Wykąpani i najedzeni ruszamy na podbój miasta, starówka tętni życiem i zdecydowanie wyróżnia się od tego co dotychczas widziałem na Ukrainie. Dużo turystów, muzyka, gwar i zabawy. Kamieniec Podolski w granicach Rzeczypospolitej był prawie 400 lat, aż do czasu II-ego rozbioru. Było to bogate miasto kupieckie leżące na uczęszczanym szlaku handlowym. Jego niezwykle bezpieczne położenie gwarantowało przez wieki spokojny biznes. Zaopatrzeni w butelkę wina ruszamy na mury by podziwiać nocną panoramę miasta. Idąc w kierunku twierdzy, nagle, jak na komendę, wszyscy wybuchamy salwą śmiechu. Z za zakrętu wyłania nam się bowiem twierdza kamieniecka, a raczej jej iluminacja. Podświetlenie jest takie, że wypisz, wymaluj bardziej przypomina Disneyland, niż groźną fortecę. Do całości kompozycji brakuje tylko myszki Miki i kaczora Donalda… Niestety zdjęć nie ma, gdyż nikt z nas nie zabrał aparatu. W wesołych nastrojach opróżniamy butelkę i ok. północy wracamy do hotelu. Mapa z przebiegiem dzisiejszej trasy. Dzisiejszy dzień rozpoczynamy od zwiedzania twierdzy i jej otoczenia. Oto ona w pełnej krasie, widok od strony miasta. Aby zrozumieć fenomen tego miejsca, trzeba luknąć na mapę. Kamieniec Podolski położony jest w gigantycznym zakolu rzeki Smotrycz, który zatacza w tym miejscu prawie elipsę z wąskim przesmykiem. Kamieniec leży niejako na wyspie otoczonej głębokim wąwozem. Jedyne wejścia na tę „wyspę” blokuje zaznaczona na czerwono twierdza kamieniecka. Zdjęcia poniżej obrazują skalę zjawiska…Otaczający miasto jar Smotrycza. Jedyna droga do miasta wiodła przez ten most… …a droga do mostu przebiegała pod murami twierdzy. Proste? To dla tego przez setki lat nasi przodkowie łożyli miliony złotych na tę twierdzę, ona powstała z podatków Wielkopolan, Mazowszan, Małopolan, mieszkańców Pomorza i Kujaw…Bez zdobycia tej twierdzy niemożliwe było panowanie na całym Podolu. Z tymi weselami na Ukrainie, to rzeczywiście dziwna sprawa. Ja w Polsce w ciągu roku nie widuję tylu młodych par, ile na Ukrainie zobaczyłem przez cztery dni…


×