Skocz do zawartości

Leaderboard


Popular Content

Showing content with the highest reputation on 31.01.2016 in all areas

  1. 5 points
    Jak egzemplarz zadbany to myślę że cena zaporową nie jest ;-)
  2. 4 points
    Przypadek? - masowość, dostępność, ilość produkcji, markowość, moda .... , ale z tym, że są najfajniejsze dla wszystkich nie mogę się zgodzić. Dla jednego najfajniejszy to ten którego wyprodukowano najwięcej w historii, a dla drugiego żółto niebieski coś tam DL ;) Dla jednego najfajniejszy jest Sokół, WFM'ka czy Osa, a dla drugiego te co dopiero są na deskach kreślarskich w fabryce. To podobnie jak ze zużyciem paliwa. Anglicy pytają: ile pali samochód prowadzony przez ciebie? Bo oczywistym jest, że samochód będzie różnił się spalaniem od innego tej samej marki jak kierownik ma zupełnie inne upodobania jezdne.
  3. 3 points
    Rzeczywiście mały taki ;) Gratki! I zadowolenia! Aleś poszedł ..... cała rodzina MT ma do zaproponowania jedynie DL'a :lol: :beer:
  4. 3 points
    Właśnie podjąłem decyzję o sprzedaży mojego Twina. Jest z 2010r zadbany, przebieg 30.000km. Gotowy do wyjazdu. Skontaktujmy się na priva, to zaserwuję wszytkie dane, fotki, viny. Cena na pewno poniżej 20.000 pln.
  5. 2 points
    Z czystego kaprysu postanowiłem zmienić moto na inny klimat. Po wystawieniu ogłoszenia już na drugi dzień garaż był pusty. Więc nie czekając przesiadam się na żwawszego japońca, ale mój wielki szacunek dla BMW i szanownych forumowiczów pozostanie niezmienny :-) Pozdrawiam wszystkich.
  6. 2 points
    dlaczego wymienia kierownicę na na renthal? ;) ... chyba wiem: bo ma oryginalne manetki, a chce oxford :lol:
  7. 2 points
  8. 2 points
  9. 1 point
    Dyskusja o kolorach jest bezcelowa, bo wiadomo, że najładniejszy jest czarny ;-)
  10. 1 point
  11. 1 point
    Nie. Tak akurat się składa, że to kraje z wysoko rozwiniętym przemysłem lub tradycjami w budowie motocykli (motoryzacji w ogóle).
  12. 1 point
  13. 1 point
    I to jest baaaardzo fajny klimat!!! Gratulacje! Yama ma w tym segmencie chyba jawięcej ciekawego do zaoferowania, cała seria MT, z MT 09 Tracer na czele.
  14. 1 point
    Jestem. I se będę tu. I mam Trampka i nie kupię nigdy beemwu :P wytapatalkowano
  15. 1 point
    A na jakiej podstawie polecasz ten sklep? Opinii wśród motocyklistów? Znajomości ze sprzedawcą? Zakupu z tego "sklepu"? Napisz, bo znam ten "sklep", byłem u nich wielokrotnie i może dzięki temu że u nich nie kupiłem motocykla jeszcze jestem motocyklistą. Bez urazy, walisz post polecający na forum motocyklowym sprzedawcę, który ma przerypaną opinię wśród trójmiejskich znajomych motocyklistów, więc podaj RZECZOWE argumenty. Chętnie je poznam, i pewnie nie tylko ja.
  16. 1 point
  17. 1 point
    To miło, że masz coś do powiedzenia w każdym temacie, bardzo to ubogaca forum. Pewnie Strażak jest Ci bardzo wdzięczny, czekał 3 miesiące ale warto było ;)
  18. 1 point
    To że nie umiem grzebać to jedno ale trzeba wziąść pod uwagę że był to dwudzistoletni motocykl. Uważam że do orania ciężko znaleźć coś równie odpornego za 5000 PLN. Gdyby miał rozrusznik to na pewno bym go sobie zostawił.
  19. 1 point
    Kurtke to jeszcze zrozumiem, choć jej nie widziałem, ale spodnie...? Bezpiecznie, w rozerwanych gaciach, to słowo klucz :-D
  20. 1 point
    Kupić, polatać, będzie ok to ok, a nie to sprzedać kupić coś innego i tak aż to będzie to. Amen :D
  21. 1 point
    Czy to znaczy że mam się czuć conajmmij źle? Chyba zamienię xcx na osiem Rometow.
  22. 1 point
    Odcinek 8, czyli cepelia po peruwiańsku Opuszczamy Fiesta de la Candelaria, omijając kałuże i śmieci wracamy do pensjonatu. Na szczęście nie nakapało zbyt dużo wody z sufitu. Zresztą – i tak mamy lepiej niż ci z parteru, gdzie wybiła kanalizacja ;) Ponieważ jest całkiem chłodno, a właściciel z góry zapowiedział „no aqua caliente”, nawet nie próbujemy brać prysznic. Zresztą, ciężko cokolwiek zrobić w łazience, bo nie ma tam ani światła, ani okna ;) Nie z nami jednak te numery, wykręcamy żarówkę na korytarzu, wkręcamy w łazeince i już widać , gdzie sedes, a gdzie bidet. Bidet! po raz pierwszy takie urządzenie widzimy! Żeby jednak turysta nie poczuł się zbyt europejsko, to umywalkę, bidet i sedes zmieszczono na powierzchni jakiś 0,5 m2, a lustro wisi idealnie nad kibelkiem ;) Zasypiamy znieczuleni peruwiańskim winem z kartonu wśród odgłosów bębnów i trąb… Rano ruszamy prosto na terminal terrestre, czyli ichniejszy PKS. Kupujemy bilet na najważniejszą atrakcję Puno, czyli pływające wyspy Uros. Pogoda nie rozpieszcza: Krzychu sprawdza, czy mamy szansę dopłynąć w całości: pewne rozwiązania techniczne są ciekawe: płyniemy: płyniemy w zasadzie kanałem w trzcinach: Ale na szczęście się przeciera: aż dopływamy do wysp Uros, których jest kilkadziesiąt: każda z nich ma kilkaset metrów kw. każda wyspa jest po prostu tratwą zbudowaną z trzciny: lekkiej i pustej w środku: od dołu trzcina gnije, więc cały czas trzeba dokładać nową. trochę to wszystko się kiwa, jak na łodzi ;) i Jagna ma niepewną minę I nawet podziemne pomarańcze tam rosną ! Przewodnik wszystko nam objaśnia: ale patrząc dookoła, jakoś średnio wierzymy, że ktoś tam mieszka na stałe. Wyspy powstały kilkaset lat temu, kiedy to Indianie uciekali przed Hiszpanami, którzy zmuszali ich do niewolniczej pracy w boliwijskich kopalnia srebra. I nadal podobno każdą wyspę zamieszkuje po kilka rodzin, jest szkoła i nawet mały szpital. I podobno są gdzieś wyspy, gdzie nie dopływają turyści. Usiłowałam je wypatrzyć na zdjęciach satelitarnych, ale widziałam tylko Uros: https://www.google.pl/maps/@-15.8179733,-69.968687,2942m/data=!3m1!1e3?hl=pl Wyspy Uros to jedna, wielka cepelia: choć niewątpliwie bardzo kolorowa ;) Łodzie dla turystów: jest nawet wieża widokowa: Ech, gdyby móc zobaczyć wyspy kilkadziesiąt lat temu, przed chmarą turystów… Tyle, że w zasadzie sami jesteśmy jej kawałkiem ;) odpływając po godzinie mijamy lokalne boisko do nogi: oraz ruch lokalny: na łodzi rozmawiamy trochę z innymi „białymi”, wszyscy są mocno rozczarowani „cepeliadą” wysp Uros. Większość z nich wybiera się na wschód do Boliwii. W porcie postanawiam skorzystać z toalety. W drzwiach babcia klozetowa pyta groźnie: „siku czy to drugie?” i w zależności od odpowiedzi wydziela odpowiednio długi kawałek papieru i kieruje do odpowiedniej kabiny ;) Inna ciekawa rzecz na Titicaca to parowce. Dwa takie statki sprowadzono w częściach z Anglii. Opłynęły więc przylądek Horn i wylądowały w Arice (Chile), stamtąd transportowano je pociągiem do Tacna i dalej mułami przez Andy. Cała podróż trwała 6 lat! Do dziś pływa jeden z tych parowców. Historia tu: http://www.peruyavariexpedition.com/yavari-ship/ A my wstępujemy na obiad. Oczywiście na rybkę ;) Niestety Titicaca to również przykład katastrofy ekologicznej. Człowiek, chcą poprawić „rybność” jeziora, wpuścił to niego pstrąga. I teraz w Titicaca jest tylko i wyłącznie pstrąg… A do pstrąga trzy rodzaje pyr, fasola i kukurydza ;) wracamy na terminal terrestre z zamiarem kupienia biletu do Arequipy. Ale to nie będzie takie proste ;) Każda linia autobusowa (a jest ich co najmniej 15!) ma swoja własną kasę i inną cenę. Przed każdą kasa stoi „naganiacz”, który śpiewnie wydziera się: Liiiimaaaa, Liiiima, za pól godziny!!!, Huuuuliaaaka najtaniej!!! i tak dalej. W końcu znajdujemy najbliższy autobus, cena ok., chcemy kupić bilet. Tymczasem w kasie żądają najpierw biletu OD NAS. O co chodzi?? Otóż niezależenie gdzie się jedzie, trzeba wykupić tzw. peronówkę, czyli bilet wstępu na peron… Uff, udało się. Wsiadamy. Niestety wybraliśmy widokowe miejsca na górze, tuż przy szybie… Najpierw wracamy do Juliaki, gdzie „kanalizacja deszczowa trochę szwankuje”: A później mamy przejazd przez góry. Nie takie niskie góry: I jak to w górach: wąsko, ciasne zakręty, przepaście z boku. Dodajcie do tego mgłę, ciemność, wyprzedzanie na trzeciego i wiarę w nieśmiertelność kierowcy autobusu, a będziecie już wiedzieli, dlaczego nie powinno się kupować miejsc tuż przed przednią szybą…


×